......skończyłam "patchworkową " serwetkę. Szło mi wolno, niczym krew z nosa u osoby z podwyższoną krzepliwością krwi. I nawet już ją odprasowałam i leży grzecznie na stole w dziennym pokoju. Już się nawet nie przyznam ile dni się zbierałam by ją odprasować po zrobieniu, bo normalnie - aż wstyd. Ale jest i tak się prezentuje:
Powstała z 9 kwadratów, łączonych kolejno w trakcie ostatniego okrążenia. Wzór łatwy do zapamiętania i nie wiem, czemu mi to tak ślamazarnie szło. Jak mawiała moja przyjaciółka : "to idzie starość, starość i śpiewa".
Starszy jadł dziś u mnie lunch - obejmuje mnie na powitanie "covidowo" - przytula się ciasno z głową odwróconą w drugą stronę i nic nie mówi. Jakoś mu te poniedziałkowe lunche u mnie pasują. Na następny poniedziałek mam mu zrobić jakieś racuszki. Więc zrobię, ale bezglutenowe , żebym się również na nie załapała. Dziecko bardzo urosło ostatnio i tylko patrzeć jak będzie wyższy ode mnie. Nawiasem mówiąc to nie sztuka, bo ja niska jestem. Ma 11 i pół roku, chude to niemiłosiernie, ale silne i bardzo rozgarnięte. No i ma "skazę" rodzinną - szalenie dużo czyta. Głos już mu się zmienia. Nie chodzi już w tym roku na chór - właśnie "odkryto", że podczas głośnego śpiewania i mówienia drobniutkie kropelki opuszczają naszą jamę ustną i zakażają otoczenie, jeżeli na coś łaskawie chorujemy. No normalnie wręcz epokowe odkrycie, na miarę odkrycia Ameryki przez Kolumba. Ciekawe tylko skąd ja o tym wiem od dziecka. No i w związku z tym odkryciem na razie chór nie funkcjonuje. Wyczytałam dziś , że we Francji i Holandii niepokojąco wzrosła ilość zachorowań na covid. Szalenie jakoś polubił ludzi ten wirus.
Pogoda jak na razie jest w porządku - ciepło, słońce, ale na weekend długoterminowa prognoza przewiduje opady. Szkoda, bo chcieliśmy jeszcze sobie popływać motorówką po jeziorze w okolicy Berlina. To nawet lepsze niż rejs po Szprewie, bo można samemu łódką sterować. Ale jak będzie naprawdę nie wiadomo - te długoterminowe prognozy nie zawsze się sprawdzają. Oby to była pomyłka.
Dziś odkryłam, że w Zionskirche (Kościół Syjonu) są organizowane wielce kameralne koncerty fortepianowe przy świecach. Poza tym w jego pobliżu odbywają się targi ekologicznej żywności - muszę "wpuścić" sprawę córce, bo chętnie bym na taki koncert poszła.
A tak poza tym u mnie jak na działkach - nic się nie dzieje.
Serweta cudna, umiarkowanie ozdobna, jak lubię:-)
OdpowiedzUsuńKoncerty kameralne fajna sprawa, może uda ci się tam być, trzymam kciuki.
Nuda teraz w szkołach, niczego nie wolno, nie wiem co to będzie za rok...
Bardzo lubię takie "patchworkowe" serwety- w Warszawie miałam kilka sporych obrusów robionych w ten sposób (pracowita byłam kiedyś)no i przed wyjazdem- rozdałam. Podstawą jest znalezienie nieskomplikowanego wzoru, żeby szybko go zapamiętać i nie mylić się potem.Tu to w gimnazjum Starszego poskracano chyba lekcje.I niczego do domu nie zadają- fajna szkoła;)
UsuńWygląda na to, że jesień wzmogła Twoja aktywność. I bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńLubię taką słoneczną, ale już nie upalną jesień.Temperatury takie do +26 nie degenerują życia tak jak te powyżej 30. Poza tym to lata było pod znakiem covidu. Dobrze, że choć na Rugię wyskoczyliśmy.
OdpowiedzUsuńŁadna ta serwetka :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie;)
UsuńChusta wyszła Ci wyśmienicie! Ja bym chyba z pięć lat robiła, więc wszystko, co poniżej tego czasu, wydaje mi się szybko :)))
OdpowiedzUsuńA co do wnuczka i chóru - no faktycznie, ja też w szoku jestem!
I ja bym się chętnie wybrała na rejs i a już taki koncert przy świecach to niemal misterium.
Oby się Wam udało popłynąć i pójść. :)
Iw, to przecież nie chusta a serwetka ne ten mój czarny jak smoła stół.
UsuńDziś po południu już się pogoda zaczyna psuć i coś mam podejrzenie, że się tym razem długoterminowa pogoda niestety sprawdzi.
Chusta jest przepiękna, nieważne, że szło ślamazarnie, ważne, że efekt powala! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńMaks, dziękuję, tyle tylko,że to nie jest chusta a serwetka kordonkowa.
OdpowiedzUsuńMilego;)
Kiedyś blogerka Azalia pokazywała na blogu jak łączyć ze sobą poszczególne elementy. Mnie to łączenie nigdy nie wychodziło, dlatego ograniczałam się do serwetek "jednolitych". A miałam w czasopiśmie schemat bluzki z łączonych elementów, która bardzo mi się podobała. Twoja serwetka jest wspaniała, bo i wzór ciekawy(chociaż ponoć prosty) i kształt. "Brawo Ty". Jeżeli przejażdżka dojdzie do skutku, to życzę jak najwięcej wspaniałych wrażeń. Uściski.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to jest całkiem proste to łączenie. Dobrze gdy wzór elementu jest mało skomplikowany i łatwo odnaleźć wzrokowo punkty w których ma nastąpić złączenie elementów.
UsuńPrzejażdżka raczej nie dojdzie do skutku, już zaczęło padać a temperatura też nie zachwyca- raptem 15 stopni.
Serdeczności;)
Powiem Ci, że zdolna z Ciebie Bestia :-))
OdpowiedzUsuńWiem, jestem zdolna do wszystkiego, najgorszego również.
UsuńA wredność to wręcz moja specjalność.
Buziole;)
Nawet jak nie bardzo Ci szło, to jednak pięknie wyszło. Kiedyś też robiłam na szydełku różne rzeczy, ale teraz to nie na moje nerwy, bo za często się gubię i trzeba pruć. Od czasu do czasu trochę drutuję, ale też nie podejmuję się większej roboty. Widocznie już swoje wydziergałam.
OdpowiedzUsuńLubię szydełkować, choć ostatnio robię mało szydełkiem. Pochłania mnie od kilku lat tworzenie biżuterii i na szydełko nie starcza mi czasu, ale chyba muszę sobie zrobić jakąś czapkę.
UsuńSerweta prześliczna. Nic dziwnego, że trochę czasu jej poświęciłaś, skoro jest z kordonku i dość duża.
OdpowiedzUsuńBardzo lubiłam koncerty w kościołach - zupełnie inne przeżycia niż w salach koncertowych, inna akustyka, inna atmosfera.
Serwetka wcale nie jest duża, to kwadrat o boku 56 cm. A leżała i czekała na wykończenie prawie rok. Aż wstyd.
UsuńBardzo mnie ten koncert zaciekawił. Może uda się kupić bilety.
Uwielbiam takie serwetki :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię takie serwetki i czasem robię. Przed wyjazdem z Polski rozdałam wszystkie , tam był stół prostokątny i serwety były dopasowane do niego wielkością. Tu mam kwadratowy.
Usuń