Tym razem nie wsadzę kija w mrowisko, ale spróbuję namówić Was
na dogodzenie własnemu podniebieniu.
To nic, że danie jest raczej tuczące - raz na jakiś czas można coś tak
mało dietetycznego zjeść bez wyrzutów sumienia.
Zresztą będą one skutecznie wytłumione naleśnikami Gundela,
rozsiewającymi woń czekolady i orzechów.
Przepisów na te naleśniki jest kilka - swój przywiozłam z Węgier,
od Klary, u której przez trzy tygodnie mieszkałam z dzieckiem.
Klara znała tylko język węgierski , ale cudownie żeśmy się we trzy
porozumiewały. Obydwie nabrałyśmy wielkiej wprawy w pracy
ze słownikiem - kartki ino furczały.
Moja trzyletnia wówczas córcia zapałała od pierwszej chwili żywą
sympatią do Klary i choć każda z nich ćwierkała we własnym
języku, spędzały ze sobą długie godziny i buzie im się nie zamykały.
Ad rem:
Do naleśników Gundela potrzeba:
1. cienkie naleśniki zrobione z mieszanki: mąka, woda gazowana,
olej (2 łyżki) , trzy jajka, odrobina soli
2. 200 g mielonych włoskich orzechów,
3. duża garść rodzynek, które muszą być namoczone w rumie
lub soku winogronowym, jeśli mają to jeść dzieci.
4. 150 ml rumu (może być i inny aromatyczny alkohol) jeśli to
będzie wersja tylko dla dorosłych
5. cukier puder ilość dobrana organoleptycznie, wg smaku
6. masło prawdziwe (85% tłuszczu), świeże lub klarowane
7. 150 ml gęstej, słodkiej śmietanki 36%
8. cukier waniliowy
Przygotowanie Farszu:
Kolejne czynności wykonujemy "na czuja" -
na rozgrzaną patelnię wrzucamy masło , mielone orzechy, cukier.
Musimy dać taką ilość masła, by się w nim orzechy smażyły.
Mieszamy, próbujemy, czy dosyć słodkie, smażymy cały czas
mieszając, dodajemy rodzynek i smażymy aż masa będzie gęsta.
Gdy otrzymamy pożądana gęstość masy zdejmujemy patelnię
z ognia. Nadziewamy naleśniki formując ruloniki, zawijamy
brzegi by nadzienie nie wyciekło.
Układamy naleśniki na półmisku, jednowarstwowo.
W kąpieli wodnej rozpuszczamy czekoladę ( u mnie zawsze taka
powyżej 70% kakao), dodajemy do niej śmietankę i ewentualnie
odrobinę cukru oraz cukier waniliowy i rum pozostały z namoczenia
rodzynek (w wersji dla dorosłych).
Roztopioną czekoladą polewamy naleśniki.
Naleśniki te są naprawdę sycące. Jeszcze nie spotkałam nikogo
kto zjadłby więcej niż 3 sztuki.
U mnie 21:07 i dzieki tobie juz wiem co jutro bedzie na kolacje.
OdpowiedzUsuńPrzepis juz widze w wyrobie gotowym i slinka mi cieknie jak wscieklemu psu.
Czy bede snic o obzarstwie ktore mnie jutro czeka?
Ciekawa jestem Twoich wrażeń. Raz na kilka miesiecy mozna wszak się najeść tego co tuczy.
UsuńMiłego,;)
Wysiadam. Nie lubię naleśników nawet na słodko, ale przepis fajny i pewnie inne blogowiczki chętnie skorzystają.
OdpowiedzUsuńLatami nie jadałam naleśników, sam ich widok mnie zniechęcał. Ale te są zupełnie inne - przede wszystkim spod czekolady nie widać ciasta no i to co maja w środku to dla mnie pokusa. Wiesz, te są robione tylko z wodą, bez mleka i dzięki temu mało naleśnikowe. Osobiście uznaję tylko dwie wersje ciasta naleśnikowego - tę i wytrawną, czyli piwo zamiast wody a nadzienie wegetariańskie, np. soczewica z curry.
UsuńMiłego, ;)
Naleśniki, rodzynki..orzechy... Już je lubię!
OdpowiedzUsuńWiesz co dobre, ;)))
UsuńMiłego, ;)
Tak gdzie smak i podniebienie tam i ja się pojawiam! Pozdrawiam smacznie.
OdpowiedzUsuńA naleśniki chyba zrobię sobie.
Polecam je gdy jeszcze ktoś się zjawi przy stole.
UsuńMiłego, ;)
Brzmi fantastycznie, ale się chyba nie skuszę. Chyba, że przy jakiejś okazji rodzinnej. I gdy się wszyscy przestaną odchudzać...
OdpowiedzUsuńDla nas dwojga nigdy nie robię, ale podaję gdy mi się goście trafią, a nie mam ochoty piec ciasta lub nieśmiertelnego sernika.
UsuńMiłego, ;)
Super przepis! ale ile to kalorii,lepiej nie wiedzieć..:)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Nela, przecież raz na kwartał można sobie odpuścić:)) liczenie kalorii. Zresztą poza cukrem to samo zdrowie w tych naleśnikach -orzechy mają nienasycone kwasy tłuszczowe i są zdrowe dla serca, czekolada zawiera magnez i jest antyoksydantem, masło zawiera witaminę A . No a przy tylu zdrowotnych wskazaniach nadmiar kalorii to pestka:)))
OdpowiedzUsuńMiłego;)
...przepis fajny ale i tak tradycyjny z dżemem lub powidłami wygrywa...
OdpowiedzUsuńRóżnica polega na tym, że zwykłego z dżemem to możesz zrobić zawsze ale gościom go nie podasz.Ja to podaję zamiast ciasta.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
To coś dla mnie, bardzo lubię naleśniki w różnej postaci :-)
OdpowiedzUsuńU mnie naleśniki spełniają rolę pierogów, które robiłam tylko dwa razy w życiu - pierwszy i ostatni zarazem. Antytalent ze mnie do pierogów. A naleśniki robią mi się jakoś tak jakby od samego patrzenia na składniki i patelnię.
OdpowiedzUsuńMiłego;)