Jakaś nerwowa się zrobiłam - na tyle, że miałam dziś szczerą ochotę wysiąść z samochodu i faceta natłuc.
Facet był tak mocno zajęty gadaniem przez komórkę, że nie zauważył, że zajeżdża mi drogę.
Jakaś tajemnicza siła znosiła go z prawego pasa na środkowy.
Kilka lat temu można było załapać u nas niezły mandat gdy siedząc za
kierownicą gadało się przez komórkę. A teraz policjanta na ulicy nie
uświadczysz- nie wiem co się z nimi stało.
Uważam,że jak kogoś stać na samochód za kilkadziesiąt tysięcy złotych to
powinno być go również stać na urządzenie głośno mówiące, skoro nie może
powstrzymać się od gadania.
Zauważyłam też pewną prawidłowość - wejście do miejskiego autobusu
jakoś automatycznie wyzwala w ludziach chęć ględzenia przez telefon.
Widocznie to bardzo istotne, by przynajmniej połowa pasażerów wiedziała
co pasażerka przed chwilą kupiła, z kim się widziała i jak było na randce.
Od razu przypomina mi się pewien odruch wielu pasażerów pociągów
dalekobieżnych -kiedyś sporo jezdziłam pociągami i zauważyłam, że gdy
tylko pociąg wyjechał ze stacji "macierzystej" część pasażerów natychmiast wyciągała kanapki z serem i....jajka na twardo. I był to odruch niezależny
od godziny odjazdu.
Nie wiem co wywoływało ten odruch - stukot kół czy kołysanie wagonu.
*****
Zaczynam wpadać w popłoch, bo trzeba się rozejrzeć za prezentami na święta. Zupełnie nie mam pomysłu, co kupić dorosłym. Bo Krasnalom
chcę kupić podusie- jedna strona kolorowa bawełna, druga z mięciusiej uzależniającej tkaniny. Już je zamówiłam u naszej blogowej Agi
Aga szyje prześliczne przytulanki a moje Krasnale niestety już wyrosły
z przytulanek , na szczęście opracowała też fajne podusie.
No ale jeszcze muszę coś wykombinować dla dorosłych. I nawet jeśli
nie pojedziemy ( bo to nic pewnego, mojemu znów coś szwankuje serce),
to prezenty i tak muszę mieć- najwyżej zostaną przesłane.
*****
Zachciało mi się nabyć z okazji zimy płaszcz z materiału typu 50% wełny,
50% czegoś mniej ciepłego. Co zabawniejsze zamarzyło mi się, by jednak
miał jakieś ocieplenie oprócz cienkiej podszewki.
I zastanawiam się co ze mną jest "nie tak", bo z każdego sklepu wychodzę
mocno zniesmaczona- na wieszakach wiszą jakieś paskudne szmaty,
a jedyny wełniany płaszcz był w kolorze białym, nie miał ocieplenia, za to
dekolt tak mniej więcej do pasa i był zapinany na jeden guzik. Ale miał
imponującą cenę - 800zł.
Pani sprzedawczyni mnie pouczyła, że w dobie noszenia "kominów" takie
głębokie wycięcia są w sam raz. A na moje zastrzeżenia, że to przecież
płaszcz zimowy, więc powinien mieć jakieś ocieplenie, pani lekko wzruszyła
ramionkami i powiedziała, że przecież można założyć pod płaszcz ciepły
sweter. Znaczy co idiotka jestem. Pewnie futrzaną kamizelkę również
można pod spód założyć. Czyli znów będę zimować w swojej "puchówce".
*****
Jutro kończę dwutygodniowy cykl rehabilitacji i już jestem zapisana na
następną wizytę za pół roku.
:)) Dzieje się u ciebie, dzieje. :) Lecę do Ani zobaczyć.
OdpowiedzUsuńBo ja wiem - to takie średnie "dzianie się". Ale życie mnie nauczyło,że już lepiej się nieco ponudzić niż mieć za dużo wrażeń.:))))
UsuńDziać to się raczej u Ciebie dzieje- co chwile nowi lokatorzy i...nowe z nimi kłopoty. Podziwiam Cię Gosiu, naprawdę.
Miłego, ;)
:))
UsuńJuż nie jeżdżę autobusami do Warszawy, ale pamiętam ten odruch, gdy miałam przed sobą 2 i pół godziny nicnierobienia, to przynajmniej można by wtedy poplotkować, ale jak, jak tyle uszu....? I wyciągałam książkę, którą dźwigałam ze sobą.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ten problem prezentowy to dramat. Mam za parę dni 18-kę jednego z wnuków i..dno, dna. Nic mi nie pasuje a powodów tysiąc. Zwłaszcza ceny. Pozdrowienia wysyłam wraz z troską o zdrowie Was obojga!
Gadanie w autobusie jest do bani, bo zle słychać i człowiek odruchowo podnosi głos. Na podróże pociągiem biorę jakiś zbiór krzyżówek albo "zapadam się do środka" wyłączając się kompletnie z otoczenia. Teoretycznie patrzę przez okno a tak naprawdę nic nie widzę.Wiem, że 12 b.m w Lidlu będą sztalugi stołowe w walizce (wszystko drewno jesionowe, naoliwione)- strasznie się tym podnieciłam bo rzecz fajna, bogato wyposażona: 2 płótna w drewnianej ramie, 3-krotnie gruntowane na biało, 18 tubek farby akrylowej 10pedzelków 4-22, 1 duża paleta malarska, 2 ołówki2B, 1 szpatułka i 8 elementów mocujących.
UsuńPomyślałam,że to coś cudnego na prezent, a żaden z krasnali za 5 groszy talentu do plastyki nie przejawia. A całość raptem 119,zł.
Tylko trzeba tam skoro świt pojechać, bo wykupią " na pniu". A druga fajna rzecz- walizka malarska wyposażona w: farby olejne, farby akwarelowe pędzle, ołówki, zwykłe kredki, pastele olejowe, w sumie 174 części, a cena super- 129 zł. To takie typowo prezentowe rzeczy .
Lidl ma tę zaletę, że to będzie sprzedawane w każdym sklepie Lidla w całej Polsce w jednym dniu, a im dalej od centrum miasta tym większa szansa na upolowanie tegoż. Osiemnastka to ładna rocznica, ale prawdę mówiąc to wszystkie prezenty to ogromny kłopot, nawet gdy forsy nie brak, bo nigdy do końca się nie wie co naprawdę sprawi Jubilatowi radość.A zwłaszcza osiemnastolatkowi.
A. będzie musiał działać z małą dawką sterydów, na razie wypróbowuje się dawkę, żeby była najniższa, ale żeby działała.
Buziam i ściskam;)
Niby lubię dawać prezenty, ale te świąteczne też mnie nieco przerażają. Od 1 listopada czas tak pędzi, że nagle się okazuje, że Boże Narodzenie tuż-tuż. A poza tym weny brak, a nie chcę powielać...
OdpowiedzUsuńBo najmilej jest dawać i dostawać prezenty bez okazji. A kiedyś, kiedyś, prezenty świąteczne robiło się samemu w domu i była to cała paleta możliwości- wszak każda pani domu miała jakiś talent (niekoniecznie do robótek ręcznych) i coś zrobiła- chociażby prezent w postaci słoika super ekskluzywnych konfitur lub pudełka ciasteczek z drogimi dodatkami smakowymi. Dla mnie osobiście takie prezenty własnej produkcji są najcenniejsze, No ale ja jestem przecież dziwaczka.
UsuńMiłego, ;)
Jakiś talent do kupowania prezentów posiadam, ale jak na święta powinnam
OdpowiedzUsuńobdarować jakieś kilkanaście osób to lekki obłęd w oku i zniechęcenie
się pojawia. Prezenty co prawda bez "postaw się zastaw się", ale nie lubię
kupować nawet drobiazgów, które nie sprawią radości.
Niby w sklepach jest wszystko, ale kupienie ciepłych kurtek dla prababć
to wyzwanie, a wygodne buty to marzenie.
Pozdrawiam.
A najgorzej, że już listy do św.Mikołaja nie funkcjonują. Moje dziecię pisało , a właściwe rysowało listy do Mikołaja i nie było problemu.Wnuki mają zabawek niczym w sklepie z zabawkami- mam wrażenie, że ich tata rekompensuje sobie w ten sposób braki z własnego dzieciństwa- kiedyś ne było takich zabawek jak teraz, albo były wściekle drogie.
UsuńMarzę o zwykłym ciepłym palcie, bo już nie mam psa z którym 5 razy na dzień chodziłam na spacery i który zawsze lądował mi na rękach, bo nie chodził po schodach. Wtedy kurtki się sprawdzały i z uwagi na raczej szybkie łażenie nie musiały być super ciepłe. Wygodne buty można upolować w sklepach Deichmanna - najczęściej to buty "Medicus" lub "Grace Land". Ale namierzyć się trzeba, niestety, co dla prababć może być udręką. U nas w tym sklepie zrobiono "uliczkę luksusu" i w niej są wygodne buty, o różnej tęgości stopy i tym samym łatwiej buty dobrać.
Miłego, ;) -
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTakiego samego palta, jak Ty anabell szukam już parę lat i nie znajduję. Kurtki są fajne i wygodne, ale jak trzeba pójść zimą na jakąś uroczystość w cieńszej sukience, to fatalnie i niechlujnie człowiek się prezentuje w zestawieniu - suknia-kurtka, a i zimno dołem w jedwabnych rajstopkach. Nie wiem, dlaczego teraz palt się nie ociepła. Już widzę tę panią ze sklepu, jak na poważnej/eleganckiej imprezie ściąga z siebie swetry, kominy, golfy, polarki i barchanowe leginsy... hi, hi...
Pozdrawiam serdecznie.
Oj, zmartwiłaś mnie Eluś, zmartwiłaś. Kurtki są fajne, ale nie do końca.
UsuńPrzez okres "małego dziecka, potem psa i samochodu przyspawanego do tyłka" kurtki jakoś się sprawdzały niezle, ale teraz "zwykły" płaszcz bardziej mi pasuje.I tu się okazuje ,że to niemal utopia.
Serdeczności;)
Ja już zastanawiałam się nad szyciem u krawca. Gdzie jednak takiego krawca znależć?
UsuńA myśli o płaszczu u mnie znowu powróciły, bo ostatnio nie miałam się w co ubrać na pogrzeb. Całe szczęście, że było ciepło i wystarczył żakiecik.
No właśnie- krawiec to chyba też zanikający zawód.
UsuńMiłego, ;)
Taki sam efekt jest podczas wycieczek. Ledwo ludziska wsiądą to zaczyna się orgia jedzenia. Z ciuchami mam podobnie, chyba ciuchlandy mnie rozpieściły.
OdpowiedzUsuńBo kierowcy nie egzekwują ogólnoświatowego zakazu jedzenia w autobusach. Przede wszystkim jedzenie i picie podczas jazdy jest niebezpieczne. Nie mogę patrzeć, jak matki bezmyślnie dają dzieciom butelki z napojami. Np. w Hiszpanii jest to niedopuszczalne i nawet do głowy nikomu nie przyjdzie.
Usuń@ Balum Balum
UsuńGdy raz się wygruziłam autokarem na wycieczkę do Włoch, to raczej nikt nie jadł w autokarze, bo on co 1,5 godziny miał przerwę "na papierosa"- głównie dla kierowcy. No i wtedy część paliła, część coś przeżuwała.
Z ciuchami to klęska- nawet nie ma na czym oka zawiesić.
Miłego, :)
@alElla
UsuńO tym,że w czasie jazdy autobusem miejskim nie wolno nic jeść ani pić to nawet są wywieszki, ale w autokarze wycieczkowym nie widziałam takowej informacji. No ale wywieszki żyją własnym życiem a pasażerowie własnym.
Zabiłaś mi ćwieka z tym płaszczem. Właśnie odkryłam, że ostatni płaszcz nosiłam 20 lat temu i był on szyty na miarę:)
OdpowiedzUsuńNie obchodzimy Bożego Narodzenia, no może skromna wieczerza będzie, toteż mam z głowy prezenty.
Wielkie żarcie w autobusach przeżywałam na wycieczkach klasowych i nie było siły, żeby uczniów odzwyczaić od tego. Klasyczny zestaw to czipsy i koka.
W samochodzie mamy zestaw głośno mówiący. W autobusach i pociągach muszę siłą się trzymać, żeby nie trzepnąć gadających przez telefon w łeb. nie znoszę tego. Jedyny wyjątek, który uznaję to po wyjeździe ze stacji i przed wjazdem na stację w pociągach dalekobieżnych- informacja o czasie podróży dla czekających
Link do strony Agi nie działa:(:(:( Nie zobaczę podusi:(:(
UsuńNo to wejdz przez moje "blogi ulubione" klikając na "robię bo lubię".
UsuńMiłego, ;)
Z zarciem w podrozy musze przyznac ze mam podobnie, ale to dlatego ze przed kazda podroza samolotem stresuje sie okrutnie. Nie spie, nie jem itd... a zatem jak juz siedze zapieta w fotelu, pozwalam sobie na releks, a po jakis czasie robie sie glodna.
OdpowiedzUsuńOczywiscie nie jem wtedy kanapek z tunczykiem, jajkiem czy innym smierdzielem.
Tak to dziala u mnie, jak jest u innych bie wiem.
Niestety minęły czasy dobrego jedzenia w samolocie na krótkich trasach.Przestałam się stresować swoimi podróżami lotniczymi odkąd mi dziecko dorosło i poszło na swoje.Jak zlecę strata nie będzie niepowetowana. Ostatnio gdy leciałam to dawali jakieś kanapki-buła a w środku żółty ser lub szynka- nawet wybór był.
UsuńMiłego, ;)
No to odpoczniesz wreszcie od tej rehabilitacji :-)))
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o gadanie przez komórkę w autobusie czy tramwaju - to mam na to uczulenie. Szału dostaję i mam wtedy ochotę "PRAĆ".
A kapotkę jakąś nową zimową to też powinnam sobie kupić. Tylko ja okropnie nie lubię czegoś takiego jak mierzenie...
Fajny ten Twój MIX - wszystkiego po trochu.
Pozdrówki:-)
Odnoszę wrażenie, że "mixy" łatwiej strawić. Jakoś bardzo zle tym razem reagowałam na zabiegi, ale to pewnie dlatego, że nie mogłam po nich spokojnie poleżeć odłogiem- ciągle musiałam gdzieś się z A. wybierać.
UsuńTeoretycznie mam zimową puchówkę, ale jakoś baleronowato w niej wyglądam. Mierzenie paletka to pestka, gorzej gdy trzeba mierzyć zimą np.biustonosz - masakra.
Mam ochotę wybrać się autobusem na Marywilską i to w towarzystwie babskim a nie własnego ślubnego. Ależ mi brakuje dawnego stadionu, czyli Jarmarku Europy.
Buziaki,:)