.....ale już wróciłam.
Nie wiem jak tu było, ale tam było wiosennie- najniższa temperatura to
+10 stopni, a w sobotę to było tylko +15. I byłoby to bardzo , bardzo
fajnie, gdybym miała do dyspozycji jakieś bardziej wiosenne ciuszki.
Przed wyjazdem z Warszawy zdążyłam jeszcze zrobić taki drobiazg:
Najważniejsze, że podoba się osobie, dla której zrobiłam.
Bo po pierwsze bardzo liczę się z Jej opinią, a po drugie- to
nie była realizacja jakiegoś zamówienia, ale pomysł takiego
naszyjnika wpadł mi do głowy, gdy sobie o tej osobie pomyślałam.
No a teraz ad rem, czyli o świętach. Generalnie były to święta
wielce "luzackie".
Choinka była naturalna, pachnąca lasem, a wszystkie dekoracje
Krasnale wykonali sami. Wszystkie "wisiory" są zrobione z plastikowych
koralikow 3D. Oni układali koraliki, ich mama ograniczyła się tylko do
zgrzania onych koralików żelazkiem (przez papier do pieczenia).
Łańcuchy też były robione w domu, z kolorowego papieru.
A choinka wyglądała tak:
Jak zwykle było mnóstwo prezentów, oczywiście najwięcej załapały
Krasnale.
Od nas były te mięciusie poduszki, które obu chłopcom bardzo się
spodobały i od razu "zamieszkały" w ich łóżkach, zastepując te, na
których dotąd Krasnale spały.
A ja załapałam się, miedzy innymi, na kolorowanki dla dorosłych i
duży komplet kredek Fabera.
Kolorowanki dla dorosłych to taki specyficzny "relaksowiec, uspakajacz".
Ja dostałam obrazki z cyklu "Zaginiony Ocean", córka - "Kwiaty".
I wiecie co? - te kolorowanki są super wciągające- nie da się ukryć, że
pokolorowanie jednej strony może zająć bez trudu kilka godzin, a na
niektóre to trzeba będzie poświęcić i ze dwa a nawet trzy dni - tyle
jest tam detali. A praca z kredkami Fabera to naprawdę sama frajda!!!
Co do samej wigilii - powiem tak- "nowoczesność w domu i w zagrodzie".
Po pierwsze: wszystko było zakupione w miejscu o nazwie "Liście
winorośli" i wszystko było "na zimno". Tytułowe liście winorośli kryły
w swym wnętrzu przeróżne nadzienia , ostre, łagodne i słodkie.
Było kilka typów sałatek na bazie włoskiego grochu i soczewicy, było
kilka gatunków oliwek- w życiu jeszcze nie jadłam tak pysznych oliwek!
I było sushi - najbardziej mi smakowało sushi z grillowanymi krewetkami
i awokado, oraz z grillowanym łososiem. Córka z mężem i teściową
zajadali sushi z surowym tuńczykiem i łososiem.
W ramach "słodkości" była pasta serowa z włoskimi mielonymi orzechami-
pycha!!!
W piątek byliśmy na koncercie w Filharmonii, zorganizowanym z okazji
dwudziestolecia Berliner Mozart-Chor, którego częścią jest Berliner
Mozart-Kinderchor. Najmłodsza chórzystka ma całe 5 lat i ledwie ją było
widać na scenie bo jest to drobne dziecię. Nasz Krasnal stał na samym
środku w pierwszym rzędzie i ślicznie wyglądał w swej białej koszuli
i niebieskiej muszce. Chłopcy mieli niebieskie muszki, płeć piękna tegoż
koloru kokardy lub opaski na włosach.
Ogromnie mnie Krasnal rozbawił, bo przed koncertem nas poinformował,
że na scenie nie wolno trzech rzeczy- dłubać w nosie, trzymać rąk
w kieszeni oraz wymachiwać do rodziny i wołać "halo, tu jestem".
Ciężkie jest życie chórzysty.
W Berlinie jak zwykle jest wieloetnicznie. Jedynym zauważalnym dla mnie akcentem, że coś się zmieniło był widok policjantki, która we Frankfurcie
nad Odrą weszła do wagonu i powoli przeszła korytarzem zerkając do
przedziałów. Ale oczywiśce weszła do pociągu jadącego do Berlina- do powrotnego już nie.
I wiecie co? fajnie jest być znowu w domu!!!!
Taka nowomodna Wigilia... Mnie byłoby żal tradycji pewnie. Ale, skoro z najbliższymi, to i sushi zamiast karpia cieszy na pewno. I dobrze, żeś już znów z nami...
OdpowiedzUsuńGdy do jednego stołu zasiadają: cukrzyczka, "bezglutenówka" i para na diecie ograniczającej węglowodany, a do tego każdy z gości ma inne poglądy religijne, to właściwie pomysł na tak zastawiony stół nie był zły. Ryb osobiście nie lubię, no może poza wędzonym łososiem, więc mi brak karpia nie przeszkadzał. Z wigilijnych dań to lubię tylko pierogi z grzybami, bez kapusty i zupę grzybową, więc nie cierpiałam zbytnio. Jeśli idzie o mnie, to sushi cieszy jedynie moje oko, ale podniebienie znacznie mniej- zjadłam, nie otrułam się, więc nie było zle:). Tradycja w minimalny sposób została zachowana, bo w pierwszy dzień świąt był barszcz czerwony mojej roboty i dzieciakom bardzo smakował.Bigos też był.
UsuńMiłego, ;)
U nas był barszcz i pierogi, chłopcy jedli pierogi z mąką i odpowiednio - rosół i pomidorową. Tradycja? Usłyszeli, że u babć i dziadków, w Polsce obchodzą takie święto, że w zeszłym roku my też mieliśmy takie, że mama obchodzi, ale tata nie. Opowiedzieliśmy im o tym święcie, zadawali pytania.
UsuńBoję się, że coraz więcej osób zapomina po co się spotykamy a coraz większą uwagę i energię kierujemy na to jak wygląda stół, jak my wyglądamy, co jest pod choinką, jak wygląda choinka. A to nie o to chodzi, nie?
U nas święta są po prostu okazją do spotkania się z dziećmi. Dzieci chowane są bezwyznaniowo, ale wiedzą, że istnieją różne religie. Gdy nieco podrosną będą miały więcej wiadomości z religioznawstwa a tym samym wolny i świadomy wybór.
UsuńNie podoba mi się fakt narzucania dzieciom jakiegoś konkretnego wyznania bez ich woli. Na tej zasadzie jestem katoliczką,bo mnie w niemowlęctwie ochrzczono, tyle tylko, że nie praktykującą.
Miłego, ;)
P.S.
czegoś nie pojęłam - jak to pierogi z mąką? W środku była mąka? Jako nadzienie?
No tak, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCoraz mniej chce mi się z domu ruszać, to niepokojące zjawisko.
UsuńMiłego, ;)
Witam w kraju nad Wisłą. Zawsze jak wchodzę po dłuższej niebytności do swojego domu to nacieszyć się nie mogę, moim i tylko moim miejscem na ziemi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To jest bardzo miłe uczucie, ten powrót pod własny dach, niezależnie od tego ile ma ma metrów i jak pod nim jest wszystko urządzone. Ostatnio juz trzy dni poza własnym domem zaczyna być dla mnie uciążliwe.
UsuńMiłego, ;)
Fajne święta :-)
OdpowiedzUsuńWidać,że jesteś bardzo zadowolona...
Pozdrawiam poświątecznie
I w tym stanie zadowolenia spokojnie wytrwam do następnego roku.
UsuńMiłego, ;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńPowrót do Blogosfery wcale mnie nie martwi. Jak znajomi blogowi pojawiają się, to... jakby życie wróciło do normy, o!
Pozdrawiam serdecznie.
alEllu- tak się jakoś przez te lata porobiło, że bez tych blogowych znajomości świat jest jakby niepełny i mniej barwny.
UsuńSerdeczności, Kochana;))
Bardzo lubie japonska kuchnie, jest w przeciwienstwie do chinskiej bardzo lekka i delikatna.
OdpowiedzUsuńTe "sushi" z surowa ryba to sie nazywa sashimi i to moje ulubione danie japonskie.
Sushi moze byc zupelnie bez ryby i owocow morza, lub z juz wczesniej przetworzonymi termicznie.
Natomiast sashimi jest zawsze kawalkiem surowej ryby (losos i tunczyk sa najlepsze) i maczanka w postaci sosu sojowego z dodatkiem wasabi i swiezego imbiru.
Mam nadzieje, ze dalas sie namowic na chocby jeden maly kawalek sashimi, jesli nie to nastepnym razem polecam.
Dla mnie to wrecz niebianskie przezycie:))))
Karpia nie cierpie, wiec u mnie tez wigilia nie ma wiele wspolnego z polska tradycja. Jedynie sledzie w oleju i barszczyk czerwony z pasztecikiem. Sledzie, bo Junior lubi a barszczyk lubimy wszyscy:)
Pierwsze moje spotkanie z japońskim daniem to były arachidy w skorupce z ciasta i wasabi, co mnie na długi czas pozbawiło chęci na spotkanie z japońską kuchnią. Mam stanowczy zakaz jedzenia wszelakiej surowizny (po zapaleniu jelit)i z trudem dano mi dyspensę na surowe jabłko i to najwyżej jedno dziennie (a ja mogłabym bez trudu zjeść ich kilka dziennie bo je uwielbiam), więc sashimi nie spróbowałam.Ale to sushi z grillowaną rybą było naprawdę smaczne, z tym,że zrezygnowałam z tych maczanek. Był też imbir w postaci dość szerokich "wstążek"- pojęcia nie mam jak był przyrządzony, bo był śnieżno biały i robił wrażenie wymoczonego w mleku lub kefirze. W miseczce wyglądał jak garstka mokrych, białych wstążek.
UsuńKarpia niecierpię w jakiejkolwiek postaci- najbardziej mi odpowiada karp pływający w stawie.
Barszcz czerwony -oooo, to tygrysy lubią! może być "czysty" do popicia, może być z diablotką lub pasztecikiem, może być z ciecierzycą lub fasolą jaś, a nawet z jakimś drobnym makaronem. No i czysta (taka rosołowa) grzybówka ze suszonych grzybów też może być- w dużej ilości, do picia.
Obie zupy robię dość często, gdy mi tylko przyjdzie na nie smak, nie czekam na świąteczną okazję.
Miłego, ;)
Sashimi to kawałek ryby (lub innego mięsa) bez ryżu, a ryż z rybą, nawet surową, ma swoje nazwy, w zależności od sposobu zawijania/ułożenia ryby czy owocu morza.
UsuńJeśli mam być szczera, to zupełnie nie wyznaję się na japońskiej kuchni, ale nie da się ukryć, że jest to wszystko zawsze przepięknie skomponowane pod względem wizualnym.
UsuńEuropejczycy mówią, że kuchnia chińska kieruje się myślą "co jeszcze można ugotować, usmażyć by zjeść", a w kuchni japońskiej skupiają się na zagadnieniu "jak najpiękniej podać dany produkt do konsumpcji".
Miłego, ;)
Piękna choinka. Fajnie, że chłopcy sami robili ozdoby Są o jedno doświadczenie bogatsi i bogatsi o tę radość ze wspólnego tworzenia.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że święta miałaś oryginalne i dobrze, że już wróciłaś:)
Oni wreszcie potrafią się bawić razem. Młodszy Krasnal bardzo dobrze potrafi współpracować. Razem ze mną malował niektóre malowanki dla dorosłych i bardzo się starał by nie wychodzić kredką poza kontury, co mu się nawet niezle udawało.Dość szybko pojął, że jeśli się dziecko nie spieszy to łatwiej opanować kredkę, by nie wychodziła poza kontury obrazka. Gdy już się zmęczył to podawał mi wybrane przez siebie kredki. Młodszy też ma b.dobry słuch, już teraz b. dobrze potrafi odśpiewać zagrana mu melodię i zapewne za dwa lata dołączy do tego chóru. Teraz jest jeszcze zbyt nieśmiały, ale mu to minie.
UsuńTeż się cieszę, że już jestem w domu.
Miłego, ;)
Wspaniali ci Twoi Krasnale. Pozdrawiam serdecznie-;))
OdpowiedzUsuńDziękuję Uleczko. Fajne te szkraby, choć nieco męczące, bo buzie im się nie zamykają.
UsuńSerdeczności;)