drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 29 listopada 2016

Niemal o niczym


Jakoś tak się składa,  że ostatnio wciąż mnie wpieniają nasi lekarze.
Nie  wiem, czego normalnie ludzie oczekują od  każdego lekarza, ale ja
oczekuję PROFESJONALIZMU- przede wszystkim w postaci dobrej
diagnozy, omówienia z pacjentem jego choroby, przedstawienia i
uzasadnienia takiego a nie innego sposobu leczenia no i choćby trochę
empatii.
Kilka lat temu u mojej b. bliskiej znajomej M. wykryto raka  piersi -
nie było to dla nas obu niczym niezwykłym, bo Jej matka również
 miała raka piersi, więc jako osoba z grupy podwyższonego ryzyka M.
 regularnie co  pół roku robiła  na koszt własny USG piersi.
Oczywiście zupełnie  inaczej   znosi się  tylko świadomość, że się jest
w grupie podwyższonego ryzyka a zupełnie inaczej jest gdy świadomość
 przyjmuje konkretną  formę. Guzek był maluteńki, miał raptem sześć
milimetrów, ale natychmiast ( prywatnie) przeprowadzono biopsję,
która wykazała, że to ten najgorszy typ, który w krótkim czasie zabiera
pacjentce życie.
Nie było w tym czasie jeszcze  tzw. "szybkiej ścieżki onkologicznej" ale
dzięki pieniądzom z Unii Europejskiej jeden ze szpitali ginekologiczno-
położniczych uruchomił u siebie oddział onkologiczny i bez trudu i bez
znajomości przyjęto moją znajomą do szpitala.
Ordynator tego oddziału optował za całkowitą mastektomią  tej piersi,
drugi lekarz był zdania, że wystarczy wyciąć z dużym marginesem zmianę
i węzeł chłonny tzw. "strażniczy", potem  pójdzie chemia i będzie dobrze.
W przygotowanych do operacji dokumentach pacjentka wyrażała zgodę na
oszczędzającą pierś operację.
Ale dwa dni pobytu na tym oddziale uruchomiło wyraznie  M. jej szare
komórki i już na sali operacyjnej zmieniła zdanie- poprosiła o całkowite
odjęcie zaatakowanej nowotworem piersi.
Chirurgowi  nieco szczęka opadła ze  zdziwienia, "biegiem" zmieniono
dokumentację i usunięto pierś całkowicie.
Przyznam się, że byłam  dumna, że wykazała się tak wielkim rozsądkiem,
bo nawet kobiecie po siedemdziesiątce trudno się  rozstać z tym atrybutem
kobiecości.
Guzek był maleńki, nie usunięto ani jednego węzła chłonnego poza tym
tzw. węzłem strażniczym, który dokładnie przebadano i nie znaleziono
w nim wrażych komórek.
W dwa dni póżniej zostałam przeszkolona w kwestii zmiany opatrunków i
kontrolowania ilości  płynu surowiczego z rany pooperacyjnej.
Chemii nie zaordynowano, jedynie tabletki cytostatyczne do łykania przez
najbliższe 3 lata.
Wizyty  u lekarki prowadzącej dalsze leczenie onkologiczne sprowadzały
się do jednej w roku, połączonej z mammografią pozostałej piersi.
Na narzekania M., że się zle czuje po tych tabletkach, lekarka wzruszała
tylko ramionami, ale nawet nie zapytała się jakie to dolegliwości.
Zero zainteresowania, zero podtrzymania pacjentki na duchu.
Dwa tygodnie temu, gdy M. odbierała wynik mammografii, lekarka  była
 łaskawa powiedzieć bardzo oschłym tonem że "zapewne jest przerzut do
drugiej piersi", bo jeden z węzłów chłonnych jest nieco zgrubiały i dała
skierowanie  na USG  by to przebadać.
Najbliższy możliwy termin USG w tej przyszpitalnej przychodni był
możliwy w końcu lutego, no ale p. doktor powiedziała, że nic na to nie
poradzi.
Wyobrażacie  sobie co się kłębiło w głowie biednej M. gdy wracała
od lekarki? - widziała już siebie po raz drugi na operacji a może i już
w hospicjum, gdy zmaga się  z chorobą.
Oczywiście znów zrobiła USG prywatnie ,u tej samej lekarki, która wtedy
wykryła u Niej tamtą zmianę nowotworową.
I  jest wszystko w najlepszym porządku, nie ma nigdzie ani  śladu przy tym
węzle chłonnym dodatkowego , wzmożonego ukrwienia, a węzeł  jest
odrobinę powiększony, bo niedawno M. przechodziła  silne zapalenie oskrzeli.
I powiedzcie mi - czy ta pani onkolog nie powinna była dokładniej
zainteresować się swą pacjentką, wypytać czy ostatnio nie chorowała itp.,
 a nie walnąć w przestrzeń, że może jest przerzut?
Mnie pół roku temu pani endokrynolog uraczyła podobną wiadomością,
mówiąc, że być może  mam raka tarczycy, ale powiedziałam, że raczej nie
i zapewne owe widoczne na USG  guzki wcale nie są guzkami, a miejscami
po zniszczonej przez przeciwciała  tkance tarczycy, bo ich okolice nie
wykazują zwiększonego ukrwienia, tak typowego dla tkanki nowotworowej.
Tu małe wyjaśnienie- tkanki tarczycy nie są niszczone przez przeciwciała
tarczycowe w jakiś planowy sposób, ale "wybiórczo" w  wielu miejscach,
co niezbyt wprawnego lekarza może wprowadzić w błąd, że to guzki.
Wzrok, którym mnie obrzuciła pani endokrynolog - bezcenny.
Dobrze,  że  M. może pozwolić sobie na wykonanie badań prywatnie, ale
większość pacjentów- emerytów raczej nie.
I okazuje się, że "szybka ścieżka onkologiczna" nie dotyczy tych, którzy
już są leczeni, a tylko nowe przypadki.
Mam w rodzinie lekarzy i pamiętam doskonale jak bardzo przejmowali się
swoimi pacjentami, choć wcale nie byli to pacjenci "prywatni", bo obie
moje ciotki  nie miały już czasu ani sił by jeszcze prowadzić prywatną
praktykę pracując w szpitalu i przyszpitalnej przychodni.
I nigdy nie nie podrzuciłyby pacjentowi niesprawdzonej diagnozy.
A może jednak kiedyś inaczej szkolono lekarzy?
Ciekawa jestem, czy na skutek dobrej zmiany, zaplanowana na styczeń
operacja mego męża będzie na koszt NFZ tak jak jest to zaplanowane, czy
może jednak na nasz koszt, bo jak dotąd NFZ nie podpisał umów na nowy
rok z niepublicznymi placówkami medycznymi.

32 komentarze:

  1. To wszystko co opisujesz to jest po prostu koszmar.
    Ja tylko napiszę, że jak 2 m-ce temu poszła do urologa, to lekarska spojrzała tylko na skierowanie a potem na mnie i zadała mi pytanie. Brzmiał ono dokładnie: "No i...?"
    Nie wiedziałam zupełnie jak mam zareagować. Czy dokończyć w rodzaju ...no i znowu pada deszcz" czy raczej "... co pani tu robi".
    Dalej nie będę pisać, bo nie chcę się denerwować ani głowy Ci zawracać.
    Trzymajmy się, choćby pędzla jak drabina leci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomina mi się scena z filmu z Danutą Szaflarska, gdy lekarka mówi do niej: niech wejdzie, niech się rozbierze, a pani Szaflarska na to: niech się w d... pocałuje.

      Usuń
    2. Można z tego wywnioskować, że lekarka czuła się mocno zagubiona, a Twoja powierzchowność wzbudziła w niej zaufanie i nadzieję, że jej nieco w tym ciemnym łebku rozjaśnisz i nie tylko postawisz diagnozę ale i podasz sposób leczenia.
      Zawiodłaś ją na całej linii....
      Miłego;)

      Usuń
  2. A ja idę do lekarza z konkretnymi propozycjami/żądaniami. Na razie u nas koszmarnych kolejek nie ma, a może ja już wiem, że to tak biega i cierpliwa jestem? Moja domowa lekarka zna mnie od 20 lat i wspaniale się dogadujemy. Właśnie do niej idę, bo inna chyba mi niewłaściwy antybiotyk przepisała i dusi mnie nadal.
    Przy okazji poproszę o skierowania na wszystkie możliwe badania krwi, oczywiście i te płatne.
    Mammografie zrobiłam tylko raz i powiedziałam sobie-nigdy więcej. Nie dość, że niedokładna, to jeszcze przepierońsko boli. Potem i tak USG się robi. No to teraz chodzę prywatnie na USG.
    Tak, szybka ścieżka onkologiczna dotyczy tylko świeżaków. Moja córa dowiedziała się po zabiegu, że teraz to już nie warto jej uruchamiać, bo będzie dłużej. No to jeździ do onkologa według starych zasad. Niemniej nie narzeka, bo ma fajnego lekarza. Tylko to czekanie w dniu wizyty ją wkurza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg założeń NFZ raz w roku każdy pacjent powinien mieć zlecone wykonanie całkiem sporej ilości badań krwi.Oczywiście każdy lekarz I kontaktu o tym wie, ale podejrzewam, że nie każdy to stosuje.Ja mam teraz, od kilku lat bardzo dobrego lekarza pierwszego kontaktu i ciągle się boję, że jednak ulegnie życzeniom swej zony i wyjedzie do Szwecji.
      Ten zwyczaj przepisywania antybiotyków " w ciemno" jest fatalny, powoduje powstawanie odpornych szczepów bakterii. A zamiast antybiotyku powinna pójść duża dawka dobowa kwasu L-askorbinowego (wit. C lewoskrętna) i czosnek.Na szczęście nie ma jeszcze bakterii odpornych na czosnek.Spróbuj zrobić sobie domowy syrop z cebuli- cebula w plastry, przesypać cukrem, w ciągu kilku godzin masz gotowy syrop. Lepiej smakuje niż pachnie.
      Mammografia jest niestety dość inwazyjnym badaniem.Poza tym u nas jest mało lekarzy dobrze rozpoznających na USG co sonda pokazuje, a do tego nie wszędzie jest dobra aparatura. I dlatego najczęściej mammografia jest uzupełniana USG, w sumie jest wtedy nadzieja, że dobrze coś zobaczą, ale gwarancji nie ma.
      Jak lekarz dobry to i w kolejce warto się wysiedzieć.

      Usuń
  3. Wiele razy, korzystając ze służby zdrowia przekonałam się, ze podejście do pacjenta zależy od człowieka, a nie procedur i żadna szkoła tego nie załatwi. Może ci, którzy nie mają wrodzonej empatii powinni karierę naukową raczej robić...
    Wczoraj byłam w przychodni, bo choróbsko mnie dopadło, załatwiłam wszystko szybko, ale do gabinetu obok powiększała się kolejka, bo pan doktor mimo godziny 10.30 nie raczył sie pojawić, a panie w rejestracji informowały, że już jedzie...chyba zza granicy, bo nasze miasto małe.
    Lekarze niechętnie słuchają pacjentów, co jest o tyle niezrozumiałe, że ponoć najlepiej znamy swój organizm i wszelka sugestia o odstępstwie od normy powinna być pomocna. Może ego lekarzy zbyt wysokie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam kiedyś endokrynolożkę, która teoretycznie pracowała od 8 rano, ale ona odwoziła rano na 9,00 dziecko do przedszkola,więc docierała regularnie o 9,30, za każdym razem nadając przed wejściem do gabinetu tekst: " straszne dziś korki były".
      Nie mam pretensji, gdy mi lekarz powie, że nie wie co mi jest, bo sama wiem, że wiele chorób zaczyna się bardzo, bardzo podobnie, ale wkurza mnie, gdy się nawet nie stara dociec tego dobrze przeprowadzonym wywiadem.Odnoszę wrażenie, że zbyt mało trafia do tego zawodu ludzi z tzw. powołania i to właśnie ci są zakałą tego zawodu.
      Poza tym lekarze zapominają, że jeśli oni posiedli jakąś wiedzę, to znaczy, że każda osoba też ma takie możliwości i nie powinni traktować pacjentów jak debli.

      Usuń
  4. KOniecznośc zmusiła mnie do biegania od lekarza do lekarza, z badania na badanie - dobre ubezpieczenie pozwala mi nie przejmowac się kosztami. Do czasu. Już pojawiły się badania, których w zasadzie prywatnie zrobić sie nie da... musza być w szpitalu... i wchodzi to, o czym pisałaś - czy lekarze tak bardzo sie pochylają nad konkretnym przypadkiem? Może coś jest zbędne, a kierunek nie ten? Skąd, jako laik, mam to wiedzieć... ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zgromadzoną fachową literaturę na temat choroby Hashimoto i często wiem więcej o Hashimoto niż moja p. endokrynolog.
      Gdy byłam w ciąży zakupiłam świetną książkę z dziedziny pediatrii(ponad 1000stron) i każda wizyta prywatnego pediatry była dyskusją- wpierw kazał mi mówić co ja podejrzewam, potem nieco uzupełniał moją wiedzę i było naprawdę świetnie i ciekawie.
      Mam paskudny zwyczaj, ale zwiększający trafność diagnozy- gdy mi coś wydaje się w diagnozie i leczeniu dziwne, zmieniam lekarza i miejsce wykonywania analiz. Poza tym szukam w literaturze medycznej wszystkiego na temat swojej
      choroby.
      Pamiętaj, że lekarze to tylko ludzie, skoro oni zrozumieli to i ty zrozumiesz treść medycznej książki lub artykułu i wtedy możesz z lekarzem podyskutować i dopytać się co dane badanie ma mu wyjaśnić.

      Usuń
  5. Moglabym ksiazke napisac o tym, jak "leczono" mojego ojca, ale juz mi sie nie chce, wszystko jest na blogu. Pozniejsza opieka paliatywna tylko przez znajomosci doszla do skutku, bo gdyby mial czekac na miejsce (3-5 m-cy), nie dozylby tej opieki.
    Przez caly czas od diagnozy NIKT nie powiedzial ojcu o jego stanie i szansach na wyleczenie, ze nie wspomne o samym leczeniu, ktorego mu odmowiono i wyslano na umieranie do domu, zeby sobie nie psuc statystyk.
    Znow powtorze, ze polscy lekarze to banda sqrqwysynow, ktorym powinno odebrac sie prawo do wykonywania zawodu.
    Ale kiedy wyjezdzaja zarabiac za granica, zmieniaja mentalnosc o 180° i nagle umieja rozmawiac z pacjentem. Cud jakis?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudów jest sporo- np. szpital kardiologiczny ma dwie kliniki zajmujące się takimi samymi schorzeniami serca a nie wymieniają się wcale wiadomościami w tym zakresie.I każda ma własnego ordynatora.A wydawałoby się logiczne, gdyby wymieniali się ci lekarze doświadczeniami, dla dobra pacjentów.
      U nas na studiach medycznych chyba nie ma czegoś takiego "jak rozmawiać z pacjentem i jego rodziną". Czasami mam wrażenie ,że większość lekarzy nawet nie za bardzo wie jak wydobyć z pacjenta wiadomości na temat tego co mu dolega.
      Teraz wyjeżdża coraz więcej młodych lekarzy, to oni już za granicą nabierają dobrych obyczajów nim się tutaj zmanierują.

      Usuń
  6. Ja powien tylko tyle - że Ty za duzo wymagasz od naszych lekarzy, to jest temat może ale nie bardzo chce sobie psuć nerwy wypowiedziami na ten temat, młody 2 tygodnie po leczeniu trzytygodniowym znowu chory - dodam, ze wizyty już zaliczam tylko prywatnie - żadnych badań żadnych konkretów, antybiotyk dostał na wszelki wypadek bo trzy tygodnie gorączkować to za dużo - żadnej dociekliwości z czego ta gorączka, ech szkoda gadać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepisywanie antybiotyków w ciemno, na wszelki wypadek to zbrodnia. Paś Młodego probiotykami, z aptecznych dobry jest multilac, a najlepiej paś go domowymi kiszonkami- mają dużo dobrej wit.C.
      Naucz go picia soku z kiszonych w domu buraków.
      I może zmień lekarza.

      Usuń
    2. Popros o badanie pod kontem cytomegalowirusa.

      Usuń
    3. Kolezanka ma chora ( akcja dzieje sie w Polsce) siostre na raka. Chora owa przy pomocy i wsparciu bliskich walczy juz 10 rok, ale z roku na rok walka o zycie staje sie w jej przypadku coraz trudniejsza bo pacjentka sie starzeje i trzeba mniejsce zrobic tym mlodszym z rakiem na dodatek dzieciatym.
      Straszne sa to sprawy i ngdy, przenigdy nie chialabym znalezc sie w skorze kogos, kto walczy o zycie.
      Chora owa to dr. fizyki jakiejs tam, sporo czyta o swojej chorobie i w sumie przerabia na dany temat materialy fachowe. Zaskakuje lekarzy, ze wie cos co jest w obiegu li tylko fachowcow. I .....kiedy zapytalam, jak oni ja traktuja w takim momencie to ona stwierdzila , ze zbywaja ja czesto z powodu wstydu, ze ich na czyms przylapala, albo ze nie wiedza, nie przeczytali, nie znaja, nie dotarli....
      FAjnie, no nie?
      Swiadomosc i wiedza to jednak potega:)) Ale nie mozemy wszystkiego przeciez objac i sie ze wszystkim zapoznac:))

      Usuń
  7. Podejrzewam, że sposób nauki przyszłych lekarzy w kwestii etyki nie zmienił się zbytnio na przestrzeni lat. To chyba zmienili się ludzie, którzy chcą być lekarzami. Obecnie nie wyobrażam sobie, by lekarz przyjechał do pacjenta w starszym wieku czy nie tak majętnego za darmo, bo tak należy. Ot co według mnie w kontekście lekarzy. Choć możliwe jest, że się mylę.

    U mnie też jakieś resztki śniegu zostały z tych opadów niedawnych.

    Ja tam traktuję swój blog nieco jak kapsułę czasu, by móc wrócić w każdej chwili do jakiegoś zdarzenia. Nawet jeśli wydaje się na daną chwilę bez większego znaczenia. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jak ja nie lubię zimy w mieście!!!!Ale zdążyłam wrócić do domu przed śnieżycą. Jest dziś wyjątkowo paskudnie!

      Usuń
  8. Podobno mamy wszyscy w sobie potencjał na samouzdrawianie i to byłaby najlepsza opcja. Bez kontaktu i płaszczenia się przed zadufanymi w sobie lekarzami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samouzdrawiania trzeba się nauczyć ale nie wszystko da się tak uleczyć, choć niewątpliwie byłoby to miłe. Bez odpowiedniej diety i duuuużej samodyscypliny nic z tego nie wychodzi.

      Usuń
  9. Wiele złego można powiedzieć o naszej służbie zdrowia, wiele widziałam, gdy chorował a potem umierał mój tata, wiele słyszałam od bliskich i dalszych znajomych. Od was też. Ale mimo wszystko proszę - nie uogólniajmy, że wszyscy polscy lekarze są fatalni, pozbawieni empatii, nieprofesjonalni. To nieprawda, sama znam lekarkę, do której pacjenci listy dziękczynne piszą. Sama się u niej leczę i jestem spokojna, że mnie dobrze prowadzi. Ktoś napisał, że wiele od tego zależy na jakiego CZŁOWIEKA trafimy.I to jest najważniejsze, tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko, masz rację, ja tez trafiałam na wspaniałych lekarzy, gdy mój syn był chory, lekarz przyszedł w nocy , zrobił zastrzyk i grosza nie wziął. Tym bardziej boli, także samych lekarzy , że są tacy, którzy pozostałym psują opinię...

      Usuń
    2. @Iwona
      Nie uogólniam, że polscy lekarze są nieprofesjonalni, ale wielu z nich jest takich.To zapewne ci, co trafili do tego zawodu w poszukiwaniu dobrych zarobków a nie z powodu tego, że medycyna była ich pasją.
      Na przestrzeni lat bardzo zmieniły się metody szkolenia lekarzy- mam wrażenie, że mlodym lekarzom brak jest dobrego mistrza, przewodnika w tym zawodzie.
      Jak twierdzą młodzi lekarze to profesorowie niechętnie się dzielą z uczniami swą wiedzą, bojąc się zapewne, że uczeń z czasem przerośnie mistrza.
      @jotka
      Dość rzadko trafiam na niemiłych i beznadziejnych lekarzy, ale jednak trafiam.
      No a wtedy po prostu zmieniam lekarza. Na szczęście jeszcze można.

      Usuń
    3. Anabell, ale czy tak nie dzieje się też w innych zawodach. Dlatego powtórzę - najwięcej zależy od tego, jakim jest się człowiekiem. Co do sposobu kształcenia medyków - myślę, że masz dużo racji.

      Usuń
  10. Lekarz, lekarzowi nie równy, ale strasznie się boję chwili kiedy "dobra zmiana" tak na poważnie zajmie się służbą zdrowia. Jakoś sobie radzę w tym systemie, ale jak widzę przymiarki do reformy edukacji w wykonaniu PiS
    to skóra mi cierpnie jak pomyślę o reformie zdrowia.
    W Polsce wytworzyła się taka rzeczywistość, że jak pacjent chce być dobrze obsłużony to na pierwszą wizytę powinien iść do danego lekarza prywatnie, a potem ten sam lekarz uruchamia "szybką ścieżkę" na NFZ.
    To jest niezdrowe, nieetyczne i w ogóle. Nie wiem ile powinni zarabiać lekarze, żeby przedłożyli pracę w państwowej służbie zdrowia nad praktykę prywatną?
    Dorabianie przez lekarzy wszędzie gdzie się da, skutkuje zmęczeniem i znieczulicą.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. System pierwszej prywatnej wizyty obowiązywał w PRL, zwłaszcza gdy był potrzebny pacjentowi pobyt w szpitalu.Ale spokojna czaszka, wraca PRL i to duzymi krokami.
      Przecież te psuje wszystko popsują- jedni z powodu niewiedzy, inni z nienawiści do ludzi nimi skutecznie pokierują.
      No i fajnie, nie żal będzie umierać.
      Miłego;)

      Usuń
  11. ze swoich zawodowych kręgów wiem, że szykują się cięcia w programach metadonowych, choć ich koszt nie jest wielki... co to oznacza?... to oznacza np. większe nakłady na policję, do tego o sumę większą, niż wspomniane koszta... nie wspomnę o innych kosztach natury społecznej, niekoniecznie przeliczalnych na kasę...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie za bardzo się znam na tej tematyce- jakoś nigdy mnie żadne używki nie ciągnęły, no może tylko gorzka czekolada z orzechami laskowymi, ale trudno się od tego uzależnić, bo gdy przesadzisz z obżarstwem wątrobę masz na ramieniu:)
      Ale wiem, że zdania są mocno podzielone, bo wiadomo że program metadonowy nie wyleczy z narkomanii, tyle tylko, że jest się uzależnionym od metadonu a nie od n jakiegoś narkotyku. Nie wiem, czy istnieje szansa na jakikolwiek skuteczny w 100% program wyciągnięcia ludzi uzależnionych. Zapewne więcej mogła by tu zmienić neurochirurgia coś wycinając lub podcinając czy też przecinając jakieś połączenie w mózgu.
      Zamiast programów metadonowych wprowadzą rekolekcje i egzorcyzmy a na to pieniądze zawsze się znajdą.
      Miłego;)

      Usuń
    2. program metadonowy nie jest programem leczniczym sensu stricte, tylko działaniem w ramach polityki redukcji szkód /nie czas teraz na dokładne wyjaśnianie, o co w tym chodzi/... niestety dla konserwatystów dominujących obecny reżim jest to jedynie "rozdawnictwo ćpunom towaru" i nie wytłumaczysz im, bo nie dociera, że nawet, jeśli tak to sobie głupio nazwiemy, to ma to większy sens, niż owe kościelne zabiegi magiczne, które po prostu nie działają... tak swoją drogą, to zdania w tym gronie są podzielone, bo wielu imponuje "humanitarna" polityka narkotykowa niejakiego Duterte, prezydenta Filipin, bez baczenia na to, że w Polsce oznaczałoby to wymordowanie około 6 milionów nadużywających alkoholu... ale co ja godom najlepszego... przecież według jedynej słusznej ideologii konserwatyzmu "alkohol odurza, ale to nie narkotyk"...
      miłego :)...

      Usuń
  12. Pamietam moje perypetie z tarczyca. Tak sie zle czulam, ze w koncu, nie mogac doprosic sie skierowan na badania udalam sie na nie prywatnie. W ostatniej chwili poprosilam pania w laboratorium, aby dorzucila mi pobranie krwi na hormony. No i znalezli. Tarczyca nie funkcjonowala. A moja pani doktor caly czas, nie dajac mi skierowania na badania laboratoryjne, wmawiala mi jako diagnoze, ze ona ma tak samo jak ja, ze kiedy slonko swieci to jest jej super, a kiedy pochmurno to wysiada. Nigdy nie skarzylam sie jej na dalegliwosci zwiazane z pogoda


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżyłam to samo -rok baba nie reagowała na moje skargi, w końcu poradziła mi bym poszła do psychiatry. No ale zamiast tego stuknęłam się w głowę i poszłam prywatnie na USG tarczycy, zwłaszcza, że już byłam po usunięciu jednego płata. W USG wyszły guzki, w badaniu krwi obecność przeciwciał tarczycowych, czyli Hashimoto.W Polsce dopiero niedawno dotarła do lekarzy informacja, że istnieje choroba Hashimoto, nawet wielu endokrynologów nie dopuszczało takiej ewentualności. Hashimoto jest dobrze rozpoznane i leczone w Niemczech i USA.

      Usuń
    2. Ta tarczyca to sie u mnie zajeli wlasnie w Niemczech, kiedy poronilam pierwszy raz. Ja mam wlasnie Hashimoto...u mnie bylo tak, ze tarczyca sie tak rozregulowywala jak chciala i kiedy chciala.Czyli czasami pociagnela normalnie, a potem przypieprzyla.

      W Polsce nie umieli temu zaradzic, ale bezcenna byla mina pani doktor , kiedy przyszlam i polozylam jej na stol moje badania z prywatnego laboratorium. Wypisala skierowanie do endokrynologa i zaczela z troska pouczac mnie, ze w okienku w rejestracji mam domagac sie natychmiastowej wizyty, bo w moim przypadku musze poza kolejnoscia...

      caly czar troski prysl, kiedy sie przy tym okienku rejestracyjnym znalazlam... Nie dzialalo, ze musze, ze natychmiast...To byl piekny maj a termin dostalam na wrzesien.
      Nie tam, nie ma co gadac, ale najlepsze byly bajki jakie po przyjezdzie do Niemiec uslyszalam
      . Jak to tutejsi wychwalali dzialania naszych kas chorych... na papierze , ktos im niezle to nakreslil, szkoda, ze praktyka u nas czesto mija sie z teoria:))

      Usuń
    3. Hashimoto w pierwszym okresie choroby daje objawy nadczynnościowe i przerost gruczołu. W 1967r miałam z tego powodu usunięty jeden płat tarczycy. Po jakimś czasie (bardzo różnym) zaczyna się niedoczynność tarczycy a przeciwciała niszczą tkankę tarczycy i gruczoł po prostu zanika. Mnie już bardzo mało zostało tkanki tarczycowej.Biorę naprzemiennie 100 i 88 mcg euthyroxu.Najgorsze jest to, że choroby autoimmunologiczne są wielce towarzyskie i często się przyplątują inne, np RZS i co jakiś czas mam badanie w kierunku RZS jeśli tylko zaczynają mi dokuczać stawy.
      U nas najważniejszą sprawą jest wiedzieć na co się choruje i dopominać się o różne badania - jak się nie upomnisz to nie dostaniesz skierowania.Tyle tylko, że nie każdy wie coś więcej o swej chorobie ponad jej nazwą.I takich pacjentów bardzo się lubi.
      Bierz koniecznie selen oprócz suplementacji hormonalnej. Poszukaj w necie, w Monachium jest p. profesor specjalista od Hashimoto. I może rozejrzyj się za książką "Leben mit Hashimoto-Thyreoiditis" autorstwa Leveke Brakebusch i Armin Haufelder. Polskie tłumaczenie można zamówić na stronie
      www.hashimoto.pl
      Zdrówka Ci życzę, towarzyszko hashimotowej niedoli;)

      Usuń