.....zje wszystko".
Tak jeden z naszych znajomych zareagował na widok ryby na talerzu.
Tylko skąd ja miałam wiedzieć, że facet ryb nie jada? Nie mam zwyczaju
przepytywać wszystkich swoich znajomych co jedzą, a czego nie jedzą.
A zrobiłam pieczonego łososia. Polecam Wam, bo to całkiem jadalne jest.
Składniki:
pół tuszki łososia dług. ok 30cm,
2 duże, dokładnie wyszorowane pomarańcze, nawet jeśli są "bio",
2 łyżeczki miodu,
sól, pieprz, musztarda,
białe wino -150 ml,
roztopione masło - 50 ml,
wywar warzywny- 200ml,
pęczek koperku
Wykonanie:
Nagrzać piekarnik do 190 stopni.
Umyte pomarańcze pokroić w cienkie plastry, połową wyłożyć spód naczynia,
w którym będziemy zapiekać.Umyć łososia, osuszyć papierowym ręcznikiem,
usunąć znalezione ości, ułożyć go na plastrach pomarańczy.
Posiekać koperek, wymieszać z masłem, doprawić solą , pieprzem, musztardą
i posmarować tą miksturą łososia.
Na rybie ułożyć pozostałe plastry pomarańczy, polać wszystko warzywnym
wywarem, wstawić do piekarnika.
Piec 20 minut w temp. 190 stopni, bez przykrycia.
Po upieczeniu wyjąć z piekarnika, łyżką wybrać wywar z pieczenia i połączyć
go z miodem i winem (wino wlać tuż przed zagotowaniem), krótko zagotować.
Do powstałego sosu dodać zagęstnik, doprawić ewentualnie do smaku.
Łososia polać sosem i pod przykryciem podgrzać w piekarniku przed podaniem.
A tym co ryb nie jedzą, można dać muffinki wytrawne- dobre i na ciepło i na
zimno.
Składniki:
130 gramów mąki,
10 dag sera pleśniowego,
100 ml śmietany,
3 jajka,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
4 dag zielonych oliwek,
pieprz i sól.
Wykonanie:
Odkroić skórkę z sera, pokroić go w kostkę, odstawić na godzinę.
Pokroić oliwki na małe kawałki.
Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia.
Po godzinie dodać do sera śmietanę i wymieszać razem na gładką masę.
Teraz dodać jajka i znów starannie wymieszać.
Na końcu dodać mąkę wymieszaną z proszkiem i podziabane oliwki i
wymieszać.
Nakładać do 3/4 wysokości muffinkowych foremek.Wstawić do nagrzanego
piekarnika i piec w 200 stopniach 20 do 25 minut.
Smacznego!!!!
od pewnego czasu jestem subtelnie nawracany na wege... no, to ja w rewanżu podsuwam rybkę fajnie przyrządzoną, krewetki, kalmary, coś w tym guście... nawet skonstruowałem do tego prostą ideologię: "bo witamina B12 zawarta w spirulinie jest nieprzyswajalna"... oczywiście uczciwie mówię, co jest na talerzu, chwyty typu "to takie grzyby japońskie" uważam za grę nie fair...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Podobno jedynym skutecznym sposobem przestawienia "mięsożercy" na wegetarianizm jest wizyta w rzezni.
UsuńZ owoców morza jadam jedynie małże wędzone.A zamiast spiruliny "jem" chlorellę- też glon ale słodkowodny.
Repertuar rybny też mam mocno okrojony-łosoś, ale najchętniej wędzony na ciepło, pieczony też może być, pstrąg z rusztu i wędzony.I to raczej wszystko co mi z ryb pasuje.
Miłego;)
z owocami morza mam dokładnie odwrotnie... wszystko, byle nie małże /żadne, także ostrygi/... kiedyś w Bułgarii ciężko zatrułem się midami /inaczej moule/ i potem przez wiele lat miałem odruch womitny na sam widok... obecnie mi nieco przeszło, ale nadal nie przełknę... dlatego nie przepadam za całościowymi zestawami owoców morza /np. w paelli/, bo odcedzanie tych małży z całości jest zbyt upierdliwe...
Usuńmiłego :)...
Te małże to są wędzone, a potem zapuszkowane w oleju.Tylko jakoś ostatnio ne widzę ich na półkach.Przypomniałeś mi jak w czasie pobytu we Włoszech pracowicie wydłubywałam z makaronu wszelkie owoco-morskie paskudztwa...Z tego wszystkiego przerzuciłam się wtedy na obiady bardziej swojskie, czyli pizzę margheritę lub frytki z pieczonym kurczakiem. Paelli nie jadam.
UsuńPrawdę mówiąc wielu rzeczy nie jadam- np.podrobów, wszelakich śledzi, kupnego pasztetu (w domu robię bez wątróbki) i jak mawia moja koleżanka to nie ma czym mnie żywić, gdy do niej przychodzę.
Miłego;)
Kiedy czytam te jedzonkowe posty i komentarze, to stwierdzam, że ja szczęśliwy człowiek jestem. Mogę jeść wszystko, nie napawają mnie wstrętem różne dania. Mogę być okresowo mięsożercą i okresowo wegetarianinem. Zdrowa jestem, ale jakoś ostatnio wyhamowałam i jem oszczędnie. Już są rezultaty.
OdpowiedzUsuńjestem też odporna na różne sugestie. Mój mózg doskonale wie, co i kiedy mam jeść, a ja mu wierzę.
mam podobnie - szczęśliwie nigdy nie kieruję się modą na jedzenie/niejedzenie czegoś co najpierw jest cacy a potem be
UsuńZ reguły jem bezglutenowo -to zasadnicze ograniczenie.Ze słodyczy preferuję czekoladę powyżej 70% kakao, owoce jem wszystkie, warzywa raczej też.Muszę tylko ograniczać "surowiznę", ale to nie problem.W końcu nie muszę zjadać tony rukoli czy innego zielska.
UsuńGdyby nie Hashimoto i to przebyte rzekomobłoniaste zapalenie jelit to jadłabym to wszystko na co mam ochotę.Nigdy nie kieruję się żadnymi trendami w jedzeniu.
Oj, ale smacznie u Ciebie! Zjadłabym i rybę, i mufinki!
OdpowiedzUsuńPrzepisy super.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Te muffinki są świetne np. do zabrania na wycieczkę. I wcale nie jest przy nich dużo pracy.
UsuńMiłego;)
Uwielbiam łososia, ale nie mogę jeść, po zjedzeniu mam straszne mdłości, po innych rybach nie, dziwne...
OdpowiedzUsuńPowiedzmy sobie szczerze- nie ma już naprawdę dzikich łososi, wszystkie są hodowlane tyle tylko ,że nie w akwarium ale na ograniczonym akwenie, np. na kawałku fiordu norweskiego. I w związku z tym są karmione i być może szkodzi Ci to, czym są karmione.
UsuńA jak po innych tłustych rybach? Np. po halibucie?
Osobiście jestem ciężko chora po różnych zdrowych tłuszczach jak: tran, olej lniany, olej rzepakowy, oliwa. Nie choruję po maśle klarowanym i oleju kokosowym oraz - smalcu wieprzowym.
Miłego;)
Tłuste w ogóle mi nie służy, niestety.
UsuńTo znaczy, że wątroba kiepsko pracuje. Zaprzyjaznij się z ostropestem plamistym, wspomaga pracę wątroby.
UsuńChyba Ci wspominałam, że mój Młodszy jest wegetarianinem?
OdpowiedzUsuńKrótko mówiąc jak dziecko przychodzi to ja mu a to łososia z rusztu, a to jakieś paluszki rybne, a to fasolkę lub ciecierzycę w róznych postaciach serwuję, a to placuszki czy też racuszki...
I jakoś leci...
A czy Ty zauważyłaś, że ja wreszcie doleciałam na Twój drugi blog???
:-)
To zrób dziecku tego łososia.Swoją drogą to zawsze mnie śmieszy, że ryba jest jedzeniem wege.To co prawda zgodne z wytycznymi kościoła, bo mnisi kiedyś uznali, że ryby oraz żaby to nie jest mięso i w poście się obżerali rybami i żabimi udkami.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaleciałam w ślad za Tobą na drugi blog i coś naskrobałam.
Ja łososia piekę z białym winem i ziołami. A jak smażę to tylko na grillowej patelni - łosoś sam w sobie jest tłusty. Kiedyś, gdy dawałam do smażenia nieco tłuszczu było mi po nim mdło, jak Jotce.
OdpowiedzUsuńZe mnie to bardzo dziwna konsumentka- drób nie może pachnieć drobiem, żółty ser też nie powinien być mocno zapachowy, a ryby morskie też tylko wtedy jem gdy nie mają odorku tranowego.
OdpowiedzUsuńOd samego czytania przepisu zrobiło się apetycznie i aromatycznie.
OdpowiedzUsuńNa razie poprzestanę na czytaniu przepisów, zresztą bardzo to lubię. Do gotowania, ostatnio nie jestem "wyrywna":))