.....nadszedł czas na przetwory.
A może na potwory, bo czasem zamiast przetworu wychodzi mi potwór.
Ja, po prostu, mam talent.
Kiedyś, w ramach robienia przetworów, udało mi się przykleić zawartość
słoika na suficie. I świetnie się ta zawartość trzymała kuchennego sufitu.
Nawet nie macie pojęcia jak dekoracyjne są truskawki na suficie. Ilekroć
to wspomnę to myślę, że miałam dużo szczęścia, że rozpryskujące się wokół
szkło mnie nie pokaleczyło.
To było poważne ostrzeżenie żebym nie wpadała w kuchni na "genialne
pomysły".
Ale to jeszcze nic - nasz kolega, w ramach genialnego pomysłu, robił na zimę
powidła śliwkowe w....szybkowarze.
Miał świetne wyczucie czasu, wszedł do kuchni w chwili gdy szybkowar
z lekka eksplodował i cała jego zawartość, gorąca i lepka wylądowała na
suficie i ścianach kuchni a i częściowo na nim.
Ale dziś nie będzie nic a nic o robieniu dżemów lub powideł.
Dziś będzie o domowych kiszonkach, które przez ostatnie 4 lata są podstawą
mojego wyżywienia, ponieważ sukces medycyny, czyli antybiotyki uszkodziły
mi jelita.
I żeby przypadkiem nie wpaść z powrotem w sidła bakterii beztlenowych, muszę
jeść kiszonki.
Prawdę mówiąc nie ma nic prostszego niż zrobienie kiszonki warzywnej lub
owocowej.
Są dwa sposoby domowego kiszenia:
pierwszy to zalanie produktu, który chcemy ukisić, mieszanką soli i wody.
Na każdy litr wody dajemy 1 łyżkę stołową soli - może to być woda
przegotowana lub dobrze przefiltrowana woda "kranówka". Do tego możemy
dodać dowolne przyprawy, jak koper, liść laurowy, ziele angielskie, pieprz-
dodajemy po prostu to co lubimy.
A więc - zalewamy wodą z solą, dodajemy przyprawy, zakręcamy słoik i
odstawiamy go na kilka dni w ciemne miejsce o temperaturze pokojowej.
Wody nalewamy tyle by przykrywała zawartość słoika a do zakrętki zostało
ok.2,5 cm miejsca.
Tak kiszone warzywa będą chrupkie. WAŻNE -stosować sól kamienną a
nie warzoną, jodowaną.
Druga metoda to kiszenie przy pomocy serwatki z kefiru.
Otrzymanie serwatki z kefiru jest dziecinnie łatwe i ma dodatkowy bonus-
otrzymujemy pyszny kefirowy twarożek i pożądaną serwatkę. Potrzebna
jest nam do tego miseczka lub emaliowany lub kamienny garnuszek,
sitko, gaza lub papierowy filtr do kawy. Sitko umieszczamy na miseczce lub
garnuszku, wykładamy podwójnie złożoną gazą, na sitko wylewamy kefir.
Całość nakrywamy i wkładamy na noc do lodówki.
Rano mamy do śniadania twarożek i serwatkę kefirową do zakwaszania.
Uprzedzam tylko, że jeśli chcemy by warzywka zachowały chrupkość należy
je posolić wg smaku.
Gdy zakwaszamy serwatką na każdy kg produktu dajemy 2 łyżki stołowe
serwatki, resztę uzupełniając wodą.
Co można zakwaszać? Niemal wszystko to co lubimy z warzyw, łącznie
z jabłkami i małymi pomidorkami koktajlowymi, kalafiorem ,brokułem.
Niezależnie czym zakwaszamy, przez pierwsze trzy, cztery dni trzymamy
zakręcony słoik w ciemnym miejscu, w temperaturze pokojowej, potem
przekładamy do lodówki lub w inne, chłodne miejsce.
Trzecim sposobem to zakup firmowych "zakwasków"- nie stosowałam, ale
wiem, że można nabyć online a ich producent podaje jak je stosować.
Ja notorycznie kiszę cukinię, jabłka, marchewkę. Tu cukinia jest dostępna cały
rok, więc ją całą zimę kisiłam. Kisiłam też kapustę pekińską.
A teraz przepis na kiszonkę brokułową:
3 szklanki różyczek brokułu,
1 łyżeczka kolendry,
1/2 łyżeczki jagód jałowca
Zalewamy solanką, zakręcamy, odstawiamy w ciemne miejsce na 3 dni.
Potem odstawiamy do lodówki
Kiszone winogrona:
2 szklanki bezpestkowych winogron
1 posiekana łodyżka szczypiorku,
3 gozdziki,
1 mała laska cynamonu,
kawałeczek, 1cm świeżego, obranego imbiru,
1 ząbek czosnku,
1/2 łyżeczki drobnej soli morskiej,
2 łyżki serwatki z kefiru.Na tę ilość wystarczy pół litrowy słoik.
Ułóżcie w nim winogrona i resztę składników wraz z solą, zalejcie
wodą, dodajcie serwatkę.
Słoik zakręcamy, trzymamy 3 dni w ciemnym miejscu. Po tym czasie już
można kiszonkę jeść.
A tak się prezentuje moja kiszonka z marchewki i obranej cukinii-jedyne
składniki to woda , sól i warzywka.
Trochę to zdjęcie niedoświetlone bo słoik stoi w lodówce.
Wczoraj rano obudził mnie telefon od córki - "mama, zamknij wszystkie okna,
bo 50 km na południe od Berlina jest olbrzymi pożar lasu".
A tu są zdjęcia z tego okropnego wydarzenia:
Okna musiałam pozamykać głównie z uwagi na "marne" oskrzela mego
ślubnego, żeby nie wdychał dymu.
Pożar był duży, trzeba było ewakuować wielu mieszkańców okolic.
I jeszcze tej nocy i dziś rano wiatr przynosił woń spalenizny.
Trzeba przyznać, że wydarzenie było bardzo widowiskowe, niestety bardzo
niepożądane i smutne.
Kiszonki to rozumiem, bo z przetworów to tylko robię ogórki, mam sprawdzony przepis i czasem trochę dżemu. Próbowałam, potem wyrzucałam i postanowiłam, że koniec, szkoda czasu. Poza tym nie potrzebujemy tylu przetworów...
OdpowiedzUsuńTaki pożar jest bardzo niebezpieczny i trudny do ogarnięcia, dobrze że do Was nie doszedł...sporo tych pożarów w tym roku w całej Europie i nie tylko.
Gdy dziecko było małe robiłam sporo przetworów,ale głównie to były ogórki i truskawki- słoik truskawek
Usuńzasypywałam łyżką cukru i wsadzałam do piekarnika na 15 minut. Zimą, gdy się otworzyło słoik to było tak, jakbyś świeże truskawki w nim miała.No i taki właśnie słoik wyciągnęłam z piekarnika, a że był lekko upaprany wstawiłam pod kran z gorącą wodą, więc go rozsadziło;) Teraz nie robię już "hurtu", bo cały rok są mrożonki a poza tym można te kiszonki robić na bieżąco.
Kiedyś gdy byłam na wakacjach ze 7 km od nas palił się las- wszyscy się ze mnie śmiali,bo ja natychmiast się spakowałam, wsadziłam rzeczy do samochodu i byłam gotowa do ucieczki.Jakoś nikt nie kojarzył, że pożar w lesie bardzo łatwo się rozprzestrzenia i jest zależny od kierunku wiatru.
Na szczęście wtedy wiatr nie zmienił kierunku, jak na las to pożar nie był wielki a ja dostałam ksywkę panikary. Ale tamten fragment lasu straszył jeszcze wiele lat swym wyglądem.
Moje jedyne przetwory to powidła śliwkowe i jeszcze nic złego mi się nie przytrafiło. Żadnych eksplozji ani upstrzenia sufitu. Ale najbardziej uwielbianymi przetworami to wino z winogron i naleweczki (wiśniowa i z czarnej porzeczki. Na tym świat domowych przetworów się kończy. Kiedyś robiłem kiszone i konserwowe ogórki, ale sąsiadka robi lepsze. Zawsze w nadmiarze ;)
OdpowiedzUsuńNalewek i win już nie robię, dżemów i powideł nie jadam, kiszonki robię "na bieżąco". Dżemy w ilości 1 łyżeczki dziennie je mój mąż,więc słoik dżemu to u nas jest na bardzo długo- nie opłaca się robić go w domu.
UsuńNajpierw się uśmiałam, czytając historie o wybuchających przetworach, od razu włączyła się wyobraźnia ;)))
OdpowiedzUsuńA później przeczytałam o kiszonkach z wielką uwagą, u mnie kiszonek jada się bardzo dużo, ogórki i kapustę robię w naprawdę dużych ilościach, to podstawa warzywna zimą, poza tym małe pomidorki... ogólnie dużo ilościowo, ale asortyment skromniutki. Nie miałam pojęcia, że można kisić tak dużo warzyw a nawet i owoce. To samo zdrowie, więc koniecznie muszę spróbować :)
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
Mnie to było wtedy mniej do śmiechu.A jaki był huk!
UsuńMożna praktycznie kisić wszystkie warzywa, paprykę też.
A do kapusty dobrze jest dodać buraki pokrojone w plastry.Jest wtedy pyszna.
Ale mnie zaskoczyłaś kiszonkami na bazie serwatki! Metodą tradycyjną (woda+sól)kisiłam przede wszystkim kapustę i ogórki. Człowiek całe życie się uczy! W przyszłym tygodniu będę szaleć w kuchni. Pomidorów, marchewki i cukinii u mnie dostatek. Już zabrakło mi pomysłów, jak je spożytkować:)
OdpowiedzUsuńPamiętaj tylko, że jeśli będziesz kwasić serwatką i nie dodasz soli, to warzywka będą miękkie.
UsuńWszystkie warzywa możesz traktować solanką. Można do niej też dodać z łyżkę serwatki, będzie bogatsza w dobre bakterie. Młodziutką cukinię kiszę ze skórką, starszą obieram.
Dzieki :). Kefir uda mi sie otrzymac, problem tylko z sola. Tutejsza "normalna" to morska. Moze uda sie dopasc nastepnym razem w stolicy.
OdpowiedzUsuńJeżeli będzie to drobna, naprawdę morska, a nie warzona i jodowana to możesz spróbować.Bo oczywiście sól morska ma znacznie mniej jodu niż ta jodowana.
UsuńMa mniej, ale juz próbowalam i wyniki nie byly dobre. Bede polowac na himalajska, która czasem pojawia sie w grajdolku.
UsuńBelissima! Baaardzo ciekawy przepis podalas:
OdpowiedzUsuń>> Na każdy litr wody dajemy 1 łyżkę stołową wody - może to być woda przegotowana lub dobrze przefiltrowana woda "kranówka".<< :))))
Wyjasnij mi jedynie, jaka ta pierwsza woda ma byc? Chyba morska, bo ma troche soli :))))
Ogladalam w dzienniku relacje z tych pozarow, slabo sie robi, widzac taka nature! I w podswiadomosci brzeczy: Co jeszcze? i kiedy?
Nie wiem czy czytalas o najnowszym projekcie jasnie oswieconych polskich yntelgentow: poprawa jezyka polskiego w Przedwiosniu Zeromskiego:
http://wyborcza.pl/7,162657,23819377,skot-czyli-spoleczny-komitet-obrony-tudziez-y-narodzil-sie.html?disableRedirects=true#sortBy:Time-Desc
PRzeczytaj z komentarzami….
Dzięki Basiu, poprawiłam. Woda to może być np. żródlana, o ile masz jakieś własne zródło, może być przegotowana i ostudzona kranówa a może też być kranówa przefiltrowana (kłania się filtr Brita) nie przegotowana.
UsuńNo proszę, niedługo to Kochanowskiego i Mickiewicza poprawią. Jutro poczytam.
Rozumiem znaczenie kiszonek w odżywianiu. I nie jem, bo nie znoszę. A powinnam.... Czasem w drodze wyjątku jakiegoś bardzo małosolnego ogóreczka. Mało podkiszonego i malutkiego. I na rok wystarczy. Co do innych przetworów - wiele z nich wymaga chociaż trochę cukru, więc nie. I znów jestem dziwna - niezbyt lubię dżemy czy kompoty, owoce wolę surowe i tylko takie. No, zrobię wyjątek dla powideł śliwkowych, ale koniecznie bez cukru. Nie jem też niczego w occie, więc wszystkie marynaty typu grzybki, papryczki, korniszonki, cebulki - odpadają. Na szczęście grzyby można mrozić:).
OdpowiedzUsuńA pożar straszny, to jedna z moich obsesji. Przeżyłam z bardzo bliska ogromny pożar lasu w 1991, i byłam potem na pogorzelisku sadzić nowe drzewka - koszmarny czas.
Jak dobrze dojrzałe śliwki to i cukru nie trzeba, ale ja za śliwkami nie przepadam.
UsuńOkropnie się boję pożaru lasu. Przez kilka lat z rzędu bywałam przez miesiąc na wczasach w środku lasu i zawsze miałam stres.
Ach jak ja Ci zazdroszczę. Ogórki wczesne małosolne, ogórki koszone, kapusta kiszona, sok z niej przez większość swojego życia były bardzo częstym składnikiem mojego jadłospisu. Niestety to się skończyło bardzo nagle kilka lat temu. Teraz mogę sobie pozwolić na nie niezwykle rzadko i wyłącznie w domu z wiadomego powodu. Wszystko co kiszone wywołuje u mnie niemal natychmiastową reakcje i nie ma znaczenia czy zostało dodatkowo ugorowane, jak np. zupa ogórkowa, czy mój ulubiony bigos :( Czytam Twój tekst i mam ślinotok wywołany chęcią natychmiastowego zjedzenia ogóreczka :) Pozdrawiam Cię.
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś tak samo i gdy gastroenterolog powiedział mi o tym, że muszę jeść kiszonki, ostro protestowałam. Ale powiedział,że muszę się do takiego jedzenia przyzwyczaić, bo w przeciwnym razie znów moje jelita opanują beztlenowace. No więc pomimo niemiłych sensacji jadłam i po niedługim czasie wszystkie niemiłe dolegliwości ustąpiły. Przy okazji mi powiedział, że po prostu muszą się wykształcić u nas odpowiednie enzymy trawienne,a osiągnąć to można tylko w drodze jedzenia wciąż tego samego. To trochę działa jak u psów- tak naprawdę to psom podaje się jeden i ten sam pokarm a każda jego zmiana może wywołać różne dolegliwości. Nie lubię dżemów ani konfitur i ichnie jadam. Teraz włączyłam do jedzenia miód i...jeszcze żyję;)
UsuńMiłego;)
U mnie nieco inaczej, bo całe życie jadłam, a dopiero teraz nie mogę jeść. Rozstrój żołądka do tego stopnia, że potrafię stracić przytomność. Zatem teoria jedzenia tego samego nie ma u mnie potwierdzenia, niestety. Obecnie kiszonki zostały wyeliminowane z diety własciwie w 100%:( Wtedy żyję. Ha, żyj jak najdłużej :)
UsuńAnabel, a jeśli masz czas i chęć to zapraszam Cię do siebie, wróciłam do pisania https://czaisiewnas.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńByłam, zostawiłam wpis.
Usuń:) dzięki serdeczne
UsuńTwój wpis przypomniał mi moją przygodę z truskawkowym winem :-) wróciłam do domu po dwóch dniach spędzonych na działce. Już na klatce cudnie pachniało truskawkami, a po wejściu do mieszkania okazało się, że prawie cały pokój łącznie z sufitem - półki z książkami, firanki i zasłony, fotel i
OdpowiedzUsuńczęść kanapy jest opryskana niedoszłym winem truskawkowym. Upał podkręcił fermentację i zatkała się rurka
fermentacyjna. Zamiast 40 litrów wina mieliśmy sprzątanie, malowanie i cyklinowanie podłogi. Pozdrawiam :-)