Równo rok temu przyjechaliśmy z całym niemal dobytkiem do Berlina.
I z tej okazji, jako wielce leniwa osoba, zamiast tortu upiekłam muffinki.
Bezglutenowe.
A "rocznicowe muffinki" , zaraz po wyjęciu z blachy wyglądają tak:
Jak smakują jeszcze nie wiem, bo są jeszcze gorące.
Lubię piec muffinki, bo nie muszę potem szorować blachy.
Zrobienie ciasta to też żadna filozofia ani wysiłek.
Teraz jest sezon na dynie, więc muffinki są dyniowe, wystarczy zrobić
wcześniej pure z dyni. Mam zamiar zrobić kilka słoików pure i je zamrozić.
Przepis na muffinki jest prosty niczym budowa cepa:
Składniki:
1 szklanka pure z dyni,**
6 jajek (dałam 5, bo więcej nie miałam)
1/3 szklanki ksylitolu, czyli cukru brzozowego,
2 łyżki płynnego oleju kokosowego,
3/4 szklanki mąki kokosowej, świeżo przesianej
1 łyżeczka sody
1 łyżka cynamonu,
szczypta mielonych gozdzików.
1 łyżka domowego octu jabłkowego
optymalnie- garść rodzynek lub suszonej żurawiny, u mnie suszone wiśnie,
nowość Bakalandu
Wykonanie:
Zaczynamy od ubicia mikserem całych jajek z ksylitolem. Dodajemy pozostałe
składniki, cały czas miksując. Mąkę kokosową należy koniecznie przesiać nad
miską, bo ma tendencję do zbijania się w grudki, czasem całkiem duże.
Nakładamy ciasto do 12 papilotek, prawie do pełna.
Wstawiamy do piecyka nagrzanego do 175 stopni, pieczemy 4o miniut. Przed
wyjęciem sprawdzamy drewnianym patyczkiem czy muffinki już się upiekły.
Patyczek ma być suchy.
Gdy muffinki ostygną można je albo polukrować albo potraktować polewą
czekoladową.
Jak widzicie to nie jest trudne ciasto.
Zostało mi jeszcze pure, chyba muszę jeszcze coś z niego jutro zmajstrować.
**najprościej jest zrobić pure w piekarniku- myjemy dynię, osuszamy,
przekrawamy na pół, usuwamy łyżką środek z pestkami,układamy na blasze
miąższem do góry. Miąższ smarujemy oliwą lub olejem by w czasie pieczenia
dynia nie wyschła za bardzo. pieczemy w temp. 180 stopni do chwili aż widelec
bez trudu wejdzie w miąższ. Najczęściej trwa to 45 minut.
Miąższ wybieramy łyżką.
Można też umytą i pozbawioną pestek dynię ugotować do miękkości na parze,
ale trzeba pamiętać by potem zdjąć z niej skórkę.
taka pieczona dynia jest pyszna, ja smaruję część oliwą i posypuję ziołami prowansalskimi a potem kroję w kawałki i używam do sałatki
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że jesteś zadowolona z przeprowadzki, to zawsze ogromny stres i czasem oczekiwania bardzo rozmijają się z rzeczywistością
Klarko, jak na razie jest mi tu bardzo, bardzo dobrze. Rozczarowana to jestem tylko sobą, bo mi jakoś niemiecki nie wchodzi do głowy- może dlatego, że człowiek młody nie jest już, jednocześnie jest sporo nowych rzeczy do poznania i pamiętania. Ale i tak jest mi świetnie. Chwilami wydaje nam się, że mieszkamy tu "od zawsze".
UsuńKiedyś robiłam z dyni "dżem pomarańczowy" i każdy kto go jadł był pewny, że to z pomarańczy, a to była dynia z sokiem pomarańczowym wzbogacona esencją pomarańczową.
Nie tylko dynia pieczona jest pyszna- robię tak i inne warzywa i frytki z marchewki też robię, są dobre.
Klarko, trzymam kciuki za Twą siostrę, choć to będzie ciężki "kawałek chleba".;)
Muffinki wygladaja ladnie i na pewno smakuja wysmienicie. Ja jednak jestem zupelnie nie-muffinkowa:)) podobnie nie lubie i nigdy nie pieke cupcakes. Ciasto, tort - tak to do mnie przemawia:)) ale te male cudaki? moge zjesc z tego tylko jedna czwarta gornej warstwy reszta idzie do kosza na smieci. Jakos przez te 30 lat nigdy nie nauczylam sie ich polubic, to dla mnie taka "dziwna" bulka i nic wiecej:)))
OdpowiedzUsuńUpchnęłam w nie dużo wiśni i dzięki temu nie są w środku suche. Bo ja mam tendencję do dawania zawsze za dużo nadzienia. Tak samo jest gdy robię muffinki z pleśniowym serem i oliwkami. Wtedy to ciasto jest mało wyczuwalne.
UsuńKiedyś wcale nie jadałam muffinek, to wszak zwykła babeczka jest. Ale właśnie zaczęłam robić te wytrawne muffinki , oczywiście dając za dużo pleśniowego sera i oliwek i one mi smakowały, gościom ponoć też, zresztą wszystko zjedli.
A bedziecie swietowac cala rodzina, czy tylko kameralnie we dwoje?
OdpowiedzUsuńMoja córka jest wrogiem wszelakiej celebry (podobnie jak ja, tylko ona jest bardziej radykalna) i rzadko odprawiamy jakieś wspólne gusła.Ona nawet swoich urodzin nie obchodzi, imienin też nie. Dajemy sobie wzajemnie z tej okazji jakieś prezenty, my dwie z reguły to co sobie zamówiłyśmy, bo obie nie lubimy niespodzianek.
UsuńWiem, że to takie mało polskie, ale nic na to nie poradzę, nam to pasuje.
Bardzo sie identyfikuje z Twoja corka i z Toba pod tym wzgledem:)) Nie lubie niespodzianek, wiechcie zwane powszechnie kwiatami doprowadzaja mnie do takiego wkurwa, ze sie dziwie, ze jeszcze komus nie wepchnelam wiechcia do gardla tudziez odbytu:)))
UsuńJak chce cos dostac czy komus podarowac to mowie lub pytam co to ma byc. Zadnych "niespodzianek" z ktorymi potem nie wiadomo co poczac.
W takim razie jadę na muffinki, autostradą daleko nie jest:-)
OdpowiedzUsuńDrugi fajny przepis, a ja jutro zrobię zupę dyniowa, wszak mamy jesień:-)
Oby takich fajnych rocznic było jeszcze wiele i obyście oboje w zdrowiu razem wytrwali.
Jeśli o mnie chodzi też wybrałam ciacha zamiast tortu:-)
Skoro daleko nie jest, to może w lecie tu na coś dietetycznego wpadniecie? Wtedy będą muffinki z owocami w środku.
UsuńNo właśnie- dawno u mnie nie było zupy dyniowej. A robisz na słodko czy na ostro? Bo ja preferuję z dodatkiem curry i gałki muszkatołowej.
Dla mnie wszystkie torty są za słodkie i za bardzo kremowe. Od tortu bardziej wolę czekoladowe brownie, takie wilgotne, mocno czekoladowe, ciężkie ciasto z gorzka czekoladą na wierzchu i malinami w środku.
No i można zrobić bez trudu brownie bez glutenu i bez laktozy.
A słodkość uzyskać albo z daktyli albo z bananów albo z dyni.
Oczywiście, że na ostro, a brownie uwielbiam!
UsuńSzybko minął ten rok. A pamiętam, jak się pakowałaś :)
OdpowiedzUsuńMuffinek nigdy nie piekłam, ale z wielką przyjemnością piekę dla moich żarłoków murzynka i zwykłe babki. Sama je lubię więc przyjemność tym większa.
Ściskam mocno :)
Bo czas jakoś pędzi jak szalony. Ale najczęściej mam wrażenie, że jesteśmy tu od zawsze, ale zaraz potem się dziwie, że już rok za nami.
UsuńDla "Żarłoków" to świetne jest brownie- takie mocno czekoladowe ciasto.
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś z tymi swoimi żarłokami.
Serdeczności dla Waszej trójki;)
To już rok?! Muffinki wyglądają apetycznie, czuję ich zapach;)
OdpowiedzUsuńTo wszystkiego dobrego z okazji rocznicy i niech się Wam pięknie mieszka przez całe długie lata:)
Dziękuję Mario;)
UsuńSzybko ten rok zleciał.
Jak ten czas leci... ze tak banalnie powiem :))))
OdpowiedzUsuńMufinek i innych podobnych nie jadam, dla mnie stnieja tylko torty z niesamwita iloscia kremu!
A teraz to w ogole slodkiego nie jadamy, bo sie odchudzamy :)
Jak zgrzesze, to potem spac nie moge, takie wyrzuty na sumieniu mam!
A dzisij kolezanka nie poznala mnie w sklepie, bo tak schudlam :)
Torty z kremem? No a sam krem nie mógłby być?
UsuńBo ja mam przepis na sam krem-. Potrzebny jest do tego karob bo zastępuje kakao i awokado. Miksujesz i masz pyszny krem, do tego jeszcze i zdrowy, bo powinno się zjadać pół awokado dziennie, jako że daje uczucie sytości a jego tłuszcz nie tuczy. Poza tym ma jeszcze wiele innych zalet zdrowotnych.
Baśka, przecież chyba przedtem nie poznawała Cię po rozmiarze, nie przesadzaj.
Sam krem nie! Musi byc sliczny, udekorowany tort! Co to jest karob?
UsuńA jak widzisz slonia a potem gazele, to co? :)))))))))
To zrób tort na biszkopcie bezglutenowym i udekoruj go kremem karobowym.
UsuńKarob (Carob) to wysuszony i starty na proszek strąk z drzewa świętojańskiego, po niemiecku Johannisbrotbaum. Ma dużo zalet- zastępuje kakao, ma naturalny cukier,nie podnosi poziomu cukru,( tak samo jak daktyle), reguluje trawienie, obniża poziom złego cholesterolu, jest antyoksydantem, posiada substancję przeciwdziałającą astmie, ma działanie wykrztuśne, ma właściwości przeciwbólowe, antyalergiczne, antybakteryjne, jest bogaty w wapń i fosfór, polecany przy osteoporozie. Możesz go dodawać do swojej porannej owsianki, mleka, jogurtu. A przepis na nie tuczący bezglutenowy biszkopt mogę wyszukać w swoich zapiskach i dać Ci na maila.
No nie wiem z tą gazelą. Schudłam 9 kg i nadal nie jestem nijak do gazeli podobna, tylko mam kupę zmarszczek.
I nadal mnie ludzie rozpoznają bez trudu, choć ja widzę w lustrze obcą kobietę.Ale nie sądzę by mi się udało zejść do 52 kg żywej wagi.
Teraz przeczytalam, dziekuje :)))
UsuńNie bede NIC piekla :) jak mnie rzeczywiscie chetka najdzie, to sobie pojde na kawalek torta do kawiarni! :)))
Maczke z drzewa swietojanskiego znam, nie wiedzialam, ze sie tak oryginalnie nazywa.
Wpadła po naszej rozmowie na genialny pomysł- ugotuje jutro dyniowa zupę, na ostro.
Usuńdynie już są u nas w domu, wyjątkowo wcześnie, bo zwykle nabywamy je dzień, dwa, góra trzy przed świętem, ale tym razem trafiły się wyjątkowo kształtne, do tego za grosze, za grosze w porównaniu z groszami, które przeważnie dynie kosztują... jak na razie leżą sobie grzecznie, czekają... w dzień samego święta, w środę nastąpi dalszy ciąg, etap rzeźbiarski, poprzedzony wydrążaniem... wiadomo już, że projekty są dwa: jedn według klasycznych wzorów, drugi bardziej free style, tym razem ma to być stylizacja na wycinankę łowicką... co do kulinariów na razie trudno planować, bo nie wiadomo, ile będzie miąższu, wiadomo tylko, tak po oszacowaniu wagi, że tej większej będzie go mniej... ale podział będzie klasyczny, część na zupę, część na ciasto, a co zostanie pójdzie do jakiegoś gulaszu, czy czegoś w tym guście, otwarta też jest kwestia, czy gulasz ma być wege, czy nie, bo dżemu dyniowego jakoś trochę zostało jeszcze z zeszłego roku, ale wtedy dyń było cztery... pestki jak zwykle otrzymają okoliczne ptaki, pozyskiwanie ich via piekarnik po prostu się nie opłaca, za dużo pilnowania, za mało spodziewanych korzyści... poza tym coś się tym ptakom należy jako rekompensata, gdyż kocurnica nagle niedawno skasowała trzy sikorki ubogie w jednym tygodniu, dzień po dniu pod rząd...
OdpowiedzUsuńtak wiec, jak wspomniałem, na razie się czeka, ostrząc narzędzia: łyżkę do przystosowaną do wydrążania i dwa noże, jeden większy do dużych cięć, drugi malutki do zadań wymagających precyzji...
aha, dyń może jeszcze przybyć, trochę to zależy od planów wierzącej /rodzimowierczo/ części domowników, od tego kiedy i w jak dużym gronie spotkają się, by odbyć swoje Dziady... tu jakby nie było, od dawna jest przyjęte wśród nich, że wszelkie ich święta są ruchome, czyli w najbliższy weekend przed lub po w stosunku do terminów kalendarzowych... a ja jak zwykle, choć niewierzący, spróbuję się dogadać ze słowiańskimi bogami, by na pierwszego, na Dzień Zmarłych mieć ładną pogodę, bo jak zwykle chcę pojechać pod Warszawę, na "swoje" groby na rowerze - dla zdrowotności...
p.jzns :)...
W tzw."smartfonowych wiadomościach" wyczytałam, że niejaki jasnowidz Jackowski przewiduje na 1.XI mróz. Żaden ewenement, żyję dostatecznie długo by w dniu 1 listopada bywać na grobach i w mróz i niemal w upał.Nie jestem pewna, czy jazda rowerem pod stolicę w ten Dzień to dobry pomysł bo: napitych kierowców będzie więcej niż zwykle a nawet ci trzezwi będą tak zajęci prezentowaniem możliwości trakcyjnych swych samochodzików, że rowerzysty nie dostrzega i może być nie za wesoło.
UsuńNo chyba, że masz jakieś drogi polno-leśne, które Cię na miejsce bezpiecznie doprowadzą.
Nigdy jakos nie wycinałam buziek w dyniach, a od pewnego czasu bywałam na grobach kilka dni wcześniej by uniknąć tej ludzkiej stonki.
Ogólnie rzecz ujmując jestem z tych co uważają, że ważniejsza jest stała pamięć o tych co odeszli niż uprawianie ogródka zwanego grobem.Tak naprawdę zmarli odchodzą od nas wtedy, gdy przestajemy ich wspominać.
To niegrzeczana kocica, zabijać sikorki, których populacja i tak ogromnie w Europie spadła, głównie z powodu zmian klimatycznych. A ja w tym roku jadłam takie świeże, pestki - są o niebo lepsze niż takie wysuszone. Tylko nieco trudniej się do nich dobrać, ale małe ostre nożyczki w garść i nie ma problemu. Okrawasz brzeżek i po problemie.
Ze zwykłej ciekawości byłam tu na cmentarzu - schludnie, ładnie, bez szaleństw czyj nagrobek okazalszy, za to wszystkie groby zadbane.
Wrzuć dyniowe "rzeżby" na blog. to bardzo dekoracyjna rzecz.
Miłego;)
Wszystkiego najlepszego na drugi rok pobytu w Berlinie, i na nastepne lata ;)
OdpowiedzUsuńMufinki wygladaja na smakowite, ale Berlin ode mnie 300 km oddalony. Wiem, bo stoja takie niedzwiedzie pomniki z napisem: Berlin 300 Km ;)
Dziękuję;). No rzeczywiście daleko jesteśmy od siebie. Ale jak kiedyś będziesz się wybierać do Berlina to daj znać wcześniej, jakoś się spotkamy.
OdpowiedzUsuńAleż ten czas leci!!!
OdpowiedzUsuńDopiero wyjeżdżaliście przecież.
Trzymajcie się zdrowo i szczęśliwie :-)
Czas pędzi jak rakieta kosmiczna. No właśnie, dopiero co wyjeżdżaliśmy. Trzymamy się, trzymamy.
UsuńBuziam;)
Wyglądają smakowicie.
OdpowiedzUsuńKoleżanka Małżonka niedawno pół dyni przerobiła na zupę, a resztę wyniosła na balkon, żeby nie zawadzała. I wszyscy o niej zapomnieli (znaczy, o dyni, a nie o Koleżance Małżonce). Pewnego dnia zacząłem strasznie narzekać na rolników, nawożących pola pod oziminę. Mieszkam na peryferiach miasta, jak zawieje odpowiedni wiatr, to odór jest jak w stodole. I co się okazało? Chłopstwo niewinne! To ta dynia się popsuła, zamieniła w jakąś breję i cuchnęła jak wielkie nieszczęście. Po jej uprzątnięciu, pół godziny szorowałem ręce, a i tak zapachu nie pozbyłem się do końca.
Oj, to Ci się trafiła domowa robótka.Mnie kiedyś w ten sposób padła cukinia, na szczęście była cały czas w woreczku foliowym i stosunkowo bez większych strat udało mi się ją zutylizować. Ale czego się nasłuchałam na swój temat od męża, to już przy mnie zostało;)
UsuńGratulacje rocznicowe. Mufinkom zdecydowanie mówimy NIE bez ta waga do utrzymania:):) Pooglądałam, ślinka pociekła i styknie:):)
OdpowiedzUsuńMnie bardziej smakują te ciasteczka z płatków. Ale mojemu to wszystko jedno, byle byłoby ciacho.Ponieważ wciąż kupował jakieś gotowce, które przeważnie miały głównie konserwanty i syropki fruktozowe, to musiałam jakoś ten proceder ukrócić no i mam przez to więcej roboty.
UsuńTo już rok? Jakby to było wczoraj! Niech się wiedzie! Oby kolejne lata były co najmniej tak dobre jak ten miniony rok. Muffinek dyniowych chyba jeszcze nie jadłam:)
OdpowiedzUsuńStrasznie szybko zleciało. I bezboleśnie;) Dziękuję za życzenia, niech się spełnią.
UsuńPo takich wydarzeniach widać jak szybko czas ucieka.
OdpowiedzUsuńPewnie tak jest z tymi bonsai jak piszesz. A do tego jest chyba jeszcze jakaś filozofia, która tłumaczy dane cięcie, dane uformowanie takiego drzewka. Ogólnie to nie dla mnie zajęcie.
Co do praktyk związanych z dopasowywaniem psów do ,,kanonu" rasy na szczęście widać pewne zmiany, że coraz mniej osób decyduje się na takie wątpliwe zabiegi jak właśnie obcięcie ogona czy końcówek uszu u psa.
Pozdrawiam!
Filozofia filozofią, do wszystkiego można dorobić teorię.Japonia to ciekawy kraj, ale jakoś nie jestem przekonana do ich stylu życia i poglądów.
UsuńNa szczęście są kraje, w których obcinanie ogonów i formowanie uszu psów jest zabronione.I hodowanie psów do walk również.
Miłego;)
Serdeczne gratulacje z okazji rocznicy, Anabell.
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze ze jestes z przenosin zadowolona, dobrze sie czujesz w nowym miejscu.
Z pewnoscia duza pomoca byl fakt ze troche znalas a corka mogla Wam tyle drog utorowac, ze nie zostalas tak kompletnie wrzucona na wielkie wody.
Nigdy w zyciu nie jadlam muffinek, ale dobrze rozumiem ze kazda rodzina ma swe ulubione.
Moze Cie zadziwie ale nie jestem czekoladowa, niczego czekoladowego nie jadam a gdy spotkam np. polewe na eklerku to zeskrobuje.
Kazdy ma jakies swoje dziwactwa a to jest jednym z moich.
Zycze wielu fajnych lat na nowym miejscu i duzo zdrowia.
Dziękuję;)Oboje młodzi "przesadzili nas" na ten grunt bardzo solidnie.Oboje się tu ogromnie napracowali przy urządzaniu mieszkania i ponieśli spore koszty.
UsuńOj, wcale mnie nie dziwi, że nie jesteś czekoladowa, ja też mam sporo różnych potraw, których nie jem i sporo dziwactw. Dla mnie kurczak nie może pachnieć kurczakiem, żółty ser -serem a z ryb i owoców morza to niemal nic nie jadam. Z czekolad to lubię gorzką (powyżej 70% kakao), czasem zjem deserową z jakimiś bakaliami. Mlecznej i białej nie jadam.Za to lubię wszystko co jest z kokosem. Ostatnio to nawet smażyłam dzieciom racuszki z jogurtu kokosowego z mąką kokosową i wiórkami kokosowymi. Zniknęły baaardzo szybko, udało mi się załapać na dwie sztuki.
Mufinki to akurat robiłam raz w życiu... No, ale ja w pieczeniu ogólnie jestem cienka. Lubię gotować, ale ciasta i im podobne nie są moją mocną stroną. Wolę babrać się z mięsem i warzywami ;-).
OdpowiedzUsuńTo już rok... Bardzo fajnie, że się tam zadomowiliście. Nic gorszego by być nie mogło, gdyby zżerała Was tęsknota i wyrzuty sumienia - a po co nam to było... A tak? Tylko pozazdrościć umiejętności adaptacji. Niech Wam się dalej dobrze tam żyje!
Dziękuję;). Nie da się ukryć- dobrze mi tu się żyje.
UsuńŚciskam;)
To była bardzo słuszna decyzja, aż trudno uwierzyć, że minął już rok.
UsuńNajważniejsze jest to, że jesteści zadowoleni.
Buziaki!
No popatrz, ten czas pędzi jak szalony. Ale czasami mam wrażenie, że byłam tu od zawsze. Dziwne, no nie?
UsuńSerdeczności;)
Widzę, że jesień natchnęła Cię do pieczenia, fajnie, że zamieszczasz przepisy, bo jak mnie najdzie, będę wiedziała, gdzie mam szukać!
OdpowiedzUsuńDobrze jest czasem uczcić taką rocznicę. Ja niedługo mam moją 2-letnią od wyjazdu tutaj.
To już rok minął?! Kiedy?!
OdpowiedzUsuń