drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Czasem....

..... warto spojrzeć w górę.
Czekałam dziś na starszego Krasnala i błądziłam wzrokiem po
okolicznych domach.
Krasnal chodzi do szkoły, która jest w bardzo ładnej, willowej
dzielnicy. Przeważają tu bardzo rozległe wille . No i musiałam,
musiałam pokazać Wam takie dwa zdjęcia:
 

Czyż te wieżyczki nie są piękne?

Dziś jest +20, słońce świeci obłędnie, a ptaki wyśpiewują hymn o wiośnie.
Zapomniałam Wam napisać, że dostałam z Kasy Chorych  (AOK) rachunek
za swój pobyt w szpitalu, po 10 Euro za każdą dobę. A dób spędziłam
tam osiemnaście. Do tego muszę doliczyć zniżkowy koszt trzech patentów
ułatwiających życie kalece i razem mój wypadek kosztował mnie 230€.
Tak dla wyjaśnienia- doba liczy się od północy do północy.
W Polsce należy mieć zdrowie, żeby chorować, tu trzeba mieć forsę żeby
chorować.
Okulary ( w sensie soczewek) są gratis tylko dla dzieci i dla osób które
mają mniej niż 30% widzenia.
Oprawki oczywiście są zawsze  płatne.
Oczywiście  Kas Chorych jest tu do licha i trochę i obowiązuje zasada, że każdy
kto dobrze zarabia należy do Kasy, w której składki są wyższe.




46 komentarzy:

  1. Ja biore zawsze okulary od Filmanna i nie doplacam ani grosza, bo oni maja oprawki, za ktore sie nie doplaca. Oczywiscie nie sa one najpiekniejsze i dizajnerskie, ale sa gratis. Te doplaty za pobyt w szpitalu nie moga przekroczyc 280 euro rocznie, wiec jesli Twoj pobyt w szpitalu jest dluzszy niz 28 dni, to potem juz nic nie placisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wyszukałam sklepy Fielmanna, nawet spisałam sobie godziny działania, a działają aż do godz. 20,00, więc bez trudu córcia z tatuniem pojedzie do optyka. Ja się też przelecę, to 3 przystanki metrem, bo wdepnę sobie do Galerii. Dzięki za podpowiedź;)

      Usuń
  2. Co kraj to inne przepisy i zwyczaje. I niestety trzeba sie z tym pogdzic.
    A wiezyczki piekne, tylko czy one sa na prywatnych domach? bo jesli tak to nie moj gust, ale o gustach jak wiadomo sie nie dyskutuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu chyba głównie są prywatne domy i znakomita większość jest z początku XX wieku. To była dzielnica ludzi bogatych.Budynek w którym my mieszkamy też jest prywatną własnością, część mieszkań jest wynajmowanych lokatorom, część nawet sprzedanych. Są tu też budynki spółdzielcze, jak w Polsce, tyle tylko, że nieco ładniejsze. Te wille tutaj w niczym nie przypominają polskich domów jednorodzinnych, to są naprawdę spore domy, często dwupiętrowe, rozległe, z bardzo wysokim parterem. Berlin dba o zachowanie tych starych domów w stylu, w którym zostały wybudowane. Budynek w którym mieszkam został wybudowany w r.1900, przed naszym przyjazdem był zrewitalizowany, jest zachowany stary wystrój tej kamienicy a w środku wszystko nowoczesne.

      Usuń
  3. "Krasnal chodzi do szkoły" - ma szczęście, ma normalną szkołę, a nie taką piramidalną głupotę jak w Polsce. Dzieci uczą się do 20.00, czasami w barakach, z przeładowanym programem, pełnym niepotrzebnej treści, z olbrzymimi zadaniami do domu. Bzdura goni bzdurę. Uczeń pierwszej klasy gimnazjum, gdy nie dostał promocji do następnej klasy, zostaje cofnięty do klasy siódmej szkoły podstawowej, którą ... już ukończył i ma świadectwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Torlinie, nie znam rodziców, którzy by nie narzekali na szkołę. W Niemczech co Land to inne szkolnictwo.Nieomal zero spójności. Tu jest jakiś mocno draczny system. Na koniec IV klasy podstawówki dzieciaki mają egzamin promujący do gimnazjum. I i II klasa gimnazjum to rozszerzony program V i VI klasy podstawówki.Dziecko, które tego egzaminu nie zda V i VI klasę robi dalej w swej szkole.Nasz Krasnal"przeskoczył" 2 lata i teraz w II klasie gimnazjum ma 10 lat i 3 miesiące. Jest najmłodszym uczniem gimnazjum. Młodszy chodzi do podstawówki,jest w II klasie i strasznie się w szkole nudzi.
      Tu w podstawówce bardzo chętnie zostawiają dzieci na drugi rok, drugoroczność nie jest czymś wstydliwym, nie stygmatyzuje, bo nie wszystkie dzieci rozwijają się w tym samym tempie.Poza tym tu jest dużo dzieci z małżeństw mieszanych i w ogóle innych niż niemiecka narodowości i one często mają problemy z językiem, bo niemiecki nie jest językiem używanym w domu.
      Tu też władzom chodzą po głowie jakieś projekty zmiany systemu szkolnego, z tym, że nikt tego na kolanie, bez rozlicznych konsultacji nie zrobi.

      Usuń
  4. Też słyszałam, że trzeba mieć kasę, u nas zresztą robi sie podobnie, nie masz kasy - czekaj lub umieraj...
    Takie wieżyczki widuję u mnie na zabytkowych kamieniczkach, cudne są. Muszę kiedyś porobić fotki:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotka, to nie tak. Wprowadzono pewne doplaty, ale dla osob z najnizszymi dochodami sa zwolnienia z oplat. Na razie sluzba zdrowia w Niemczech jest darmowa, na kase chorych i nie da sie jej porownac z polska. Na terminy u specjalistow, operacje i zabiegi nie czeka sie latami, ani nawet tygodniami.

      Usuń
    2. U nas nadal dominują znajomości i łapówki...

      Usuń
    3. Gorzej z tymi, ktorych nie stac na prywatna sluzbe zdrowia. Tacy umieraja na sorach albo w szpitalach, bo finanse nfz ida na kielbase wyborcza pisu. Chorzy nie musza byc leczeni.

      Usuń
    4. @jotka
      Oj koniecznie sfotografuj te kamieniczki, proszę.
      Z tą służbą zdrowia tutaj jest i tak nieźle. Na operację zaćmy mąż czekał chyba 4 miesiące.Do specjalistów, podobnie jak w Polsce musi dać skierowanie lekarz rodzinny.Mój mąż to akurat ma tych "chodliwych" specjalistów- kardiologa ma w klinice kardiologicznej i czekał na wizytę ze 2 miesiące ( nie było nic pilnego), do pulmonologa też czekał 2 miesiące, do nefrologa aż trzy, ale w Polsce do nefrologa czeka się ponad rok. Dziś zapisywał się do nefrologa i termin na koniec kwietnia.Pulmonolog przy każdej wizycie wyznacza termin następnej, nie mniej trzeba za każdym razem dostarczyć do tych specjalistów skierowanie od rodzinnego. Ale to pestka, bo je wystawiają recepcjonistki-pielęgniarki. Recepty na leki stałe wystawiają pielęgniarki, rodzinny tylko podpisuje. Calutka dokumentacja medyczna pacjenta jest w komputerze, szpital wystawia dokumenty wypisowe i dla pacjenta i dla lekarza rodzinnego.Jeden komplet dostałam dla siebie do ręki w dniu wyjścia, drugi nadszedł pocztą.

      Usuń
    5. Do kardiologa zapisali mnie na kwiecień 2020...

      Usuń
    6. W Warszawie do kardiologa chodziliśmy tylko prywatnie, nie dało się inaczej. No i EKG lub Echo serca też trzeba było robić prywatnie. U mojej bliskiej koleżanki wykryto chłoniaka, pierwsza biopsja wykazała, że to bardzo złośliwa odmiana,potrzebne jest jeszcze badanie PET i w ramach "szybkiej ścieżki onkologicznej" ona czeka na nie już trzeci miesiąc, a choroba postępuje.
      A przecież nie mieszka gdzieś w bieszczadzkiej wioseczce a w Warszawie, stolicy kraju. No ale w eter idą wiadomości, że teraz pacjenci mają "szybką ścieżkę", tylko realia jakoś skwierczą.

      Usuń
  5. W sumie u nas się nie płaci za tyle usług z zakresu podstawowej opieki medycznej ... nie jest tak drogo ale to nasze czekanie dobija

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No a pośpiech w wielu przypadkach jest naprawdę wskazany.

      Usuń
  6. Doplaty wynosza maksymalnie 2% rocznych dochodów brutto, u chorych chronicznie tylko 1%. Anabell, dopytaj to w waszej kasie chorych.
    U moich rodziców dziala to tak, ze pod koniec kalendarzowego roku placa do kasy chorych swój jednoprocentowy udzial, i dostaja karty zwalniajace ich z doplat. Czyli darmowe recepty, pasy ortopedyczne czy gimnastyki bez doplat, moja mama byla na poczatku roku 32 dni w szpitalu- 0 Euro.
    Nie ma tak, ze jak nie ma sie wystarczajaco pieniedzy, to nie ma po co chorowac, a lapówki, to juz no go.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie zaczęłam gromadzić papiery, zaświadczenia o tym, że oboje mamy choroby przewlekłe już mam, teraz muszę zgromadzić resztę.

      Usuń
  7. Anabell cos pamietam, ze bywalas duzo w Sopocie? Tam sa takie wlasnie sliczne przedwojenne wille, z wiezyczkami , z werandami , z pieknymi zdobieniami na fasadach - albo w tzw Starym Wrzeszczu na Jaskowej Dolinie - po prostu male palacyki , sliczne proporcje , zdobienia , balkoniki itp - pieknie odrestaurowane ostatnimi laty. To tez byla ulica bogatych utracjuszy gdanskich ,i szczescie ze sie tak poeknie zachowala , bo reszte rozwalili Ruscy na miazge jak wyzwalali Gdansk ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tfu mialo byc patrycjuszy gdanskich oczywiscie :)

      Usuń
    2. Tak, często bywałam w Sopocie i bardzo lubiłam tam bywać.
      Tam faktycznie dużo jest ładnych, starych domów,w takim stylu jak te przedwojenne tutaj, no ale wszak kiedyś rządził tam patrycjat niemiecki o czym przezornie nie pamiętamy;)))

      Usuń
    3. Pamietamy pamietamy bo tam sa moje korzenie :) Sopot byl czescia Freie Stadt Danzig - co oznaczalo ze mieszkala tam ludnosc i niemiecka i polska , rodziny byly tez mieszane , tak jak ta mojego taty. Obie siostry mojej babci poslubily Niemcow , przed wojna jeszcze , a jak Hitler doszedl do wladzy to skonczylo sie rozlamem - i rodzin i kraju. Rodzina mojej babci tez zaliczala sie do patrycjuszy tyle ze polskich i mieszkala w takim wlasnie pieknym domu , dzieci na podworku byly dwujezyczne , bawily sie razem , chodzily razem do szkoly - jak zaczela sie okupacja to nagle te przyjaznie zostaly brutalnie przerwane a rodziny podzielone. Ciesze sie ze Sopot przetrwal w stanie prawie nienaruszonym , bo jest unikatowy, spadly tam zaledwie dwie bomby - jedna w centrum kolo kosciola a druga walnela w kasyno kolo mola...

      Usuń
    4. Wojna to jest największa głupota do której człowiek jest zdolny.Bo nawet ci co wygrali wojnę też tak naprawdę byli poszkodowani.

      Usuń
    5. A co dopiero ci co przegrali ..,Niemcy akurat na wojnie wyszli doskonale - dostali ogromny zastrzyk kapotalu i ponoc w odbudowie przemyslu - niestety Stalin polozyl lape pomocy dla nas

      Usuń
    6. No właśnie, zostaliśmy w Jałcie "rzuceni psom na pożarcie" i tyko czasami paczki UNRY do nas docierały w ramach pomocy. Do dziś pamiętam jakieś obłędnie smaczne płatki owsiane chyba z kakao mieszane, ten smak do dziś pamiętam.

      Usuń
  8. Prześliczne te kopułki. W moich rejonach wschodnich Polski, to raczej słupki-potworki pokomunistyczne królują. I domku nowobogackich, z katalogów. Marne. Ja leczę się prywatnie. Nie czekam na specjalistów, nie mam nic przewlekłego. Ale mój tata czekał 2,5 roku na operację zaćmy. Kiedy potrzebowałam operacji, pojechałam prywatnie do ginekolog, ona wystawiła skierowanie do szpitala, gdzie pracuje. I poszło na NFZ. Obawiam się, że gdyby mnie podliczyli za to, spłacałbym latami. Ech....najlepiej zdrowym być :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemal całe życie leczyłam się prywatnie. Ostatnio (tzn. przed wyjazdem) udało się nam, bo mąż był operowany w prywatnym szpitalu, ale na koszt NFZ, w związku z czym miał pokój nie dwuosobowy a trzy osobowy,ale i tak leżało ich tam tylko dwóch.I wcale nie czekał długo na miejsce.W Polsce, 6 lat temu, zaćmę robił w prywatnej klinice za naprawdę duże pieniądze, od pierwszej wizyty do operacji upłynęło aż miesiąc, w tym ze 3 wizyty to były badania przed zabiegiem.
      W ostatnich latach w Warszawie powstało wiele szpitali prywatnych i każdy z tych szpitali ma podpisany kontrakt z NFZ na przyjmowanie pacjentów NFZetowskich. Jedyny koszt to zainwestowanie w prywatną wizytę u specjalisty w prywatnej przyszpitalnej przychodni lekarskiej. Ale to się naprawdę opłaca, bo te szpitale mają naprawdę dobrych lekarzy i normalne, europejskie warunki. Ale o tym, że można tam być operowanym na koszt NFZ mało kto wie.

      Usuń
  9. Zmieniłem miejsce, poszedłem do nowego rodzinnego po skierowanie do okulisty, aby mieć skierowanie na zabieg. Później już sobie poradzę. Tymczasem na tego okulistę muszę czekać dwa miesiące z okładem! Na starym miejscu czekałem na najbliższy dyżur okulistki (dwa razy w tygodniu). Znajoma mi odrzekła: przyjechałeś do wielkiego miasta to i wielkie kolejki są...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Warszawie do okulisty chodziłam tylko prywatnie. Stówa za wizytę to i tak małe piwko w porównaniu do tego ile musiałam płacić za szkła i oprawki, niezależnie od tego kto wystawiał receptę. A oprawki też trzeba zmieniać co kilka lat.Dolegliwości typu "czuję jakbym miała piasek pod powiekami" rozwiązywali lekarze I kontaktu, bo byli w tym ostatnio szkoleni i sami zapisywali kropelki do oczu. Tu rodzinny odsyła do...okulisty. Tu ogólnie jest zabawnie, bo co Land to obyczaj i to co jest w Berlinie niekoniecznie jest takie same w innym landzie, choć to nadal wszak Niemcy. To samo jest i w innych dziedzinach, np. w szkolnictwie. Asmo, jeszcze nie raz będziesz zaskoczony "wielkim miastem" bo jednak dość długo "żyłeś pod gruszą";)))))

      Usuń
  10. Wieżyczki cudne, i jak nie przepadam za zdjęciami budynków, tak te mnie urzekły. CO do służby zdrowia - chyba nigdzie nie jest idealnie. Ja się cały czas leczę wylącznie prywatnie, ale własnie zaćmę zrobiła owszem w prywatnej klinice, ale na NFZ. MIeli kontrakty, to czemu nie, ściagaja mi co miesiąc spora kwotę, a ja z tego inaczej nie korzystam. Za okulary płacę majątek, bo nie dośc że mam dużą wadę, to jeszcze te wszystkie astygmatyzmy i inne izmy, poza tym muszę fotochromy i antyrefleksy, a że grube by wyszły to jeszcze pocienianie... i parę tysięcy idzie precz. Raz się mnie okulistka spytała, kiedy miałam dopłatę - bo podobno cos takiego raz na iles tam ( chyba 2 lata, ale nie jestem pewna) sie nalezy. okazało sie, że po pierwsze trzeba to gdzieś do NFZ iśc załatwiac, a po drugie, to jakaś suma typu 32 złote. Sorry, nie będę za tym biegać, niech przekazą komuś kto potrzebuje.
    A na operację zaćmy wcale nie czeka się wieki, i fakt, sa u nas fantastyczne szpitale i kliniki. Prywatne... aż żałuje że nie sfotografowałam na przykład śniadanka - w domu mi sie takiego robić nie chce:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tu nabyłam dziwnego hobby - fotografowanie starych budynków- są dla mnie atrakcją po Warszawie, która wszak była niemal zrównana z ziemią i to wszystko co powstawało po wojnie miało ambicję "budujemy nowe miasto". I w tym szaleństwie burzono nawet te domy, które przeżyły niemiecki szał niszczenia Warszawy. I często zamiast iść do parku krążę po swojej dzielnicy, w której większość domów pamięta początki dwudziestego wieku.
      W prywatnym szpitalu mój był głównie zachwycony obsługą i łazienką w obrębie pokoju.
      No tak, okulary w Polsce to prawdziwa inwestycja. Tu lekarz okulista nie wypisuje szczegółowej recepty na szkła, to wszystko dobiera optyk i z tego co wiem to robią to bezbłędnie, bo są w tym wyszkoleni.Anno, sprawdź czy w Twoim Mieście jest już sieć optyczna Fiellmann, bo oni już są w niektórych miastach polskich.
      Miłego;)

      Usuń
    2. Chodziłam w swoim czasie do optometrysty, i wróciłam jednak z doborem szkieł do okulisty, i optyka. Takie połączenie wydaje mi się dla mnie lepsze. Fiellmanna nie ma, ale pół roku temu trafiłam na super promocję - drugi zestaw progresów po stówie za szkło. Oczywiście wyszło drożej, bo dokładałam fotochrom, ale i tak... teraz za jakieś 2-3 miesiące będę znów musiała nowe, ale trudno na tym oszczędzać.
      A tych warszawskich budyneczków szkoda :(.

      Usuń
    3. Tu po prostu okulista co najwyżej napisze kartkę do optyka z informacją jaka jest wada wzroku, a resztę dobiera optyk.Odpukać w niemalowane- ostatnio szkła dobierałam w 2003 roku i od tej pory wzrok mi nie poleciał, co nawet panią okulistkę zaintrygowało. No ale ja pierwsze co rano robię to wkładam okulary, dobrze, że pamiętam by je wieczorem przed zaśnięciem zdjąć;) No i regularnie, codziennie łykam luteinę.

      Usuń
    4. Anabell jak to Luteine? Progesteron lykasz na wzrok? Ale to lek ginekologiczny i na recepte - wytlumacz prosze ?

      Usuń
    5. Luteina jest naturalnym karotenoidem występującym w oku, najwięcej jej jest w plamce żółtej, dodatkowo rozproszona jest w całej siatkówce i soczewce. Jak wiadomo, plamka żółta umożliwia tzw. centralne widzenie i odpowiada za jego ostrość. Preparaty okulistyczne zawierające luteinę, zeaksantynę i ekstrakt z czarnej borówki chronią plamkę żółtą przed zwyrodnieniem.
      W Niemczech preparaty wielowitaminowe o nazwie A-Z zawierają również luteinę, a luteinę wraz z wit.A,E i cynkiem zawiera preparat firmy DoppelHerz (wszystko bez recepty). Ja bazuję na polskim preparacie Luteina max-complex firmy Olimp Labs.Raz na jakiś czas jeździmy po prostu do Słubic.

      Usuń
  11. Potwierdzam @ Star - wszedzie inaczej. U nas odplatnie ale komfort, np takie cos jak lazienka przy pokoju to standard.
    Podoba mi wiezyczka i caly budynek tez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowo budowane szpitale tak mają, ale jest ich w Polsce dziwnie mało.Ten budynek na drugiej fotce to szkoła Krasnala.

      Usuń
  12. Ogólnie rzecz biorą
    nigdzie nie warto chorować!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co racja to racja- Hindusi mają rację- najlepiej jest być pięknym i bogatym i młodo umrzeć, nie chorować;)))

      Usuń
  13. A ja o tym patrzeniu w górę i nie tylko :) czasem cudnie jest oderwać twarz od telefonu i popatrzeć na świat. Zachwycić się czymkolwiek innym, niż tym, co widać w wirtualnej rzeczywistości.
    Z racji wykonywania zawodu fotografa patrzę na wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dość rzadko jestem z twarzą przy telefonie.Ale chwalę sobie fakt,że można dzięki smartfonowi jakiś fragment rzeczywistości przenieść do świata wirtualnego.Drobna pamiątka typu tu byłam, to widziałam.

      Usuń
  14. Odpowiedzi
    1. Jeszcze piękniejsza jest dzielnica Dahlem, w której jest Ogród Botaniczny. Gdy się wreszcie zrobi bardziej stabilna pogoda to się wybiorę "w obchód " po niej.

      Usuń
  15. Klik dobry:)
    Bardzo lubię dzielnice willowe. Wieżyczki urocze.
    Anabel, piszesz, że w Polsce należy mieć zdrowie, żeby chorować, a w Niemczech forsę. Otóż w Polsce także trzeba mieć kasę i to ogromną, gdy się choruje. Stąd liczne zbiórki i żebractwo na leczenie. Sama zresztą zajmuję się żebractwem dla chorego dziecka a naszej rodzinie, ponieważ miesięczny koszt walki o życie przekracza możliwości składkowe całej bliższej i dalszej rodziny.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czasami mam wrażenie, że rozwój medycyny wprowadził nas w swoistą pułapkę, bo nowa aparatura =lepsza diagnostyka=coraz wyższe koszty diagnostyki. Skoro jedna lampa do tomografu komputerowego kosztuje 360 tys. złotych, a musi być lampa oryginalna,a serwisować może tylko firma, która ma certyfikat do tej aparatury to tym sposobem koszty leczenia rosną jak szalone.Nowe leki to też wysokie koszty a efekt nie zawsze pewny. I przez to na całym świecie państwowa służba zdrowia nie jest w stanie pokryć rosnących stale kosztów. Ja tu wygenerowałam b. niskie koszty, bo obeszło się bez operacji, leki miałam swoje, raz tylko wzięłam kropelki p.bólowe i kilka razy pospacerowałam po korytarzu szpitalnym z panią rehabilitantką- góra 10 minut jednorazowo, a na koniec dostałam rachunek na 180 €.
    Jestem głęboko przekonana, że gdyby w Polsce była lepsza organizacja, to i koszty byłoby łatwiej utrzymać w ryzach.
    Eluniu, a próbowaliście postukać do jakiejś zagranicznej organizacji o pomoc? Z reguły gdy jest duża szansa na długie wstrzymanie choroby ewentualnie spore szanse na jej wyleczenie drogą operacyjną to pieniądze się znajdują.Na dorosłych raczej rzadko, ale dziecko ma szansę na pomoc.
    A może Jurek Owsiak pomógłby w znalezieniu jakiejś fundacji zagranicznej, wszak ma różne kontakty a jest naprawdę życzliwym i kontaktowym człowiekiem.
    Serdeczności,:)

    OdpowiedzUsuń
  17. U nas do leczenia forsa też się przydaje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, mąż jedno oko miał robione prywatnie, coś ponad 3 tys.zł.Stomatologia w Polsce też raczej cała prywatna.

      Usuń