.........nie , nie dla tych co na morzu, ale dla tych którzy będą w Wenecji.
W Wenecji byłam niestety tylko 2 razy a to stanowczo za mało. Bo Wenecja
to nie tylko Plac Św. Marka, Wybrzeże Słowiańskie, Pałac Dożów czy też
Most Rialto.
Odnoszę wrażenie, że niewiele osób było gdzieś dalej, poza tym ściśle
turystycznym miejscem. Tak naprawdę to powinno się tam być z tydzień i
codziennie gdzieś wędrować po mieście.
Po drugiej stronie Canale Grande stoi Pałac o bardzo złej sławie, choć niewątpliwie
jest bardzo ładny.
Jest to pałac, który stoi na miejscu ossuarium, miejscu pochówku Templariuszy.
Giovanni Dario, który wsławił się wynegocjowaniem dobrych warunków pokoju
z Turkami, w 1486 roku otrzymaną za swe starania dyplomatyczne nagrodę
postanowił przeznaczyć na przebudowanie stojącego w tym miejscu pałacu na
swoją rezydencję. Projekt i nadzór nad budową objął czołowy przedstawiciel
Renesansu włoskiego , Pietro Lombardo. Dostęp do pałacu jest tylko od strony
kanału. Ciekawostką jest inskrypcja, którą opatrzono pałac. Z liter można ułożyć
dwa napisy:
1. Geniuszowi miasta, Dariuszowi.
2. Doprowadzę do ruiny każdego mieszkańca.
Trochę dziwne, prawda?
Zaczęło się wszystko od ślubu Marietty, córki Giovanniego Dario z synem ich
sąsiada, Vinzenzio Barbaro.
Podobno córka została do tego związku zmuszona, nad czym cały czas bolała.
No ale kto się wtedy pytał dziewczyny? Ślub odbył się w 1492 roku.
W rok po ślubie córki Dario stracił cały majątek i popełnił samobójstwo.
A w kilka dni później teścia Marietty znaleziono w przypałacowym ogrodzie
martwego, ślady świadczyły, że został zamordowany.
W 1515 roku w jednym z zamkniętych pomieszczeń pałacu znaleziono martwą
Mariettę. Nie wiadomo było- czy sama się zamknęła i zagłodziła czy też może
zamknął ją tam jej mąż, osobnik wielce porywczy. Nic nie zyskiwał na jej śmierci,
bowiem Marietta wcześniej sporządziła testament, wg którego pałac miał zostać
wynajęty ambasadorom tureckim.
W 1664 roku zginął ostatni potomek rodu Barbaro, Giacomo,syn Marietty
i Vinzenzia. Zginął co prawda nie w pałacu, a na Krecie, gdzie przebywał
w charakterze gubernatora.
W sześć lat później pałac nabył bogaty Armeńczyk Arbit Abdol, handlujący
diamentami i rubinami. Organizował wciąż wystawne przyjęcia na które
przybywały bogate Wenecjanki, ale stracił cały majątek i zmarł na atak serca.
Następnym właścicielem posiadłości został Rawdon Brown. Też długo nie
nacieszył się pałacem, zbankrutował i popełnił samobójstwo.
Francuski poeta-symbolista- Henrie de Regnier wprowadził się w 1899 roku do
pałacu. Narzekał na obecność duchów, nocami gorączkował i majaczył o
zamaskowanej kobiecie z portretu pędzla Pietra Longhi, wiszącego obok portretu
sułtana Mehmeda II Zdobywcy, który namalował Gentile Bellini.
Tą tajemniczą damą była Maria de Riva, która w czasach Casanovy poszukiwała
w różnych bibliotekach książek o czarnej magii, za co została uwięziona.
Umordowany gorączką i majakami Regnier opuścił Wenecję i wrócił do Paryża.
W 1950 roku właścicielem pałacu stał się Amerykanin Charles Briggs, którego
współlokator i kochanek z nieznanego powodu popełnił samobójstwo. Zrozpaczony
Briggs wyjechał do Meksyku, gdzie został zamordowany w swoim pokoju w hotelu.
Następny właściciel, Filippo della Lanza, też homoseksualista, został zabity przez
swego partnera (cios w głowę statuetką z brązu)któremu nie wiadomo jakim
cudem udało się uciec przed wymiarem sprawiedliwości.
W 1964 roku. świetny tenor Mario del Monaco zapragnął nabyć ten pałac, ale gdy
jechał do Wenecji by sfinalizować umowę - miał wypadek samochodowy, który
uznał za przestrogę i do transakcji nie doszło.
W 1979 roku Kit Lambert. menager zespołu The Who,wraz z jego członkami
organizował w pałacu "orgietki" a narkotyki i alkohol były na porządku dziennym.
Pewnej nocy będąc na głodzie narkotykowym wybrał się "po towar", wrócił do
domu i...tu zaczyna się zagadka co naprawdę spowodowało śmierć Lamberta -
przedawkowanie czy bójka w czasie której zleciał ze schodów.
W 1981 roku, pałac nabył Fabrizzio Ferrari. I zaraz potem na jaw wyszły
wszystkie jego ciemne interesy i Ferrari się wyprowadził.
Ostatnim właścicielem był pod koniec lat 80-tych biznesmen Raul Gardini, ale
klątwa nadal działała. Na początku lat 90-tych ujawniono aferę korupcyjną ,
w którą Gardini był porządnie zamieszany, więc szybko wybrał honorowe
rozwiązanie- śmierć.
Jak widać nie wszystko co piękne to dobre.
Podobno za 1 osobo/dobę w pałacu należy uiścić kwotę 269 zł.
Jest ktoś chętny???
A tu dodatek- Pałac Dario pędzla C.Moneta
A w zyciu! Jeszcze by mi sie udzielilo :)))
OdpowiedzUsuńZapewne gdybyś sobie ten pałac kupiła to miałabyś dużą szansę "pojść z torbami", on czuł awersję tylko do właścicieli;)
UsuńW książce Philippe Gregory "Mroczne wody" akcja toczy się w Wenecji, W pałacu Doży jest więzienie z którego można wyjść tylko martwym. Na pałacu widnieje napis ku przestrodze mieszkańcom Republiki weneckiej i przybyszom "Tu sprawiedliwość nigdy nie zasypia" czyli możesz być stracony o kazdej porze dnia i nocy.
Usuńw Wenecji kiedyś byłem i faktycznie tylko w tych najbardziej oklepanych miejscach, bo to był szybki wypad, tak przy okazji, trochę na czasie kradzionym z innych spraw... takie zwiedzanie w stylu japońskim, odmiana biathlonu: bieg plus strzelanie (fotek)...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Udało mi się pochodzić trochę po Wenecji, ale było to nieco upiorne, bo był środek lata,dzikie tłumy turystów i do tego upał.Miałam szczęście, bo w tym czasie była w Wenecji wystawa rzeźb Canovy i wystawa rysunków Picassa. Nigdy nie zrozumiem jak facet, który tak pięknie rysował tak paskudnie malował. Wenecja budzi we mnie wielki smutek, bo na każdym kroku widać jak miasto powolutku umiera. A najpiękniej Wenecja wygląda od strony morza, gdy z tej jaśniejszej kreski na horyzoncie pomału wyłaniają się budynki- zupełnie jakbyś patrzył na scenę teatralną. No i dużą frajdą jest przejażdżka tramwajem przez Canale Grande, bo widać wtedy wszystkie pałace.
UsuńHistoria krwia pisana; o nie! Ja nie pisze dalej!
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że wiele jest na świecie takich miejsc "przeklętych", zwłaszcza w dużych metropoliach , w których z czasem budowano domy w miejscach, gdzie kiedyś były pochówki. A poza tym jeszcze wcześniej było tam bagno a takie miejsca mają niekorzystny wpływ na zdrowie ludzi.
UsuńBagno, to wiele tlumaczy. Nigdy nie bylam w Wenecji, lecz przypuszczam, ze samo wilgotne srodowisko i "zyly wodne" :) wytwarzaja zla energie. Zle to wplywa na czlowieka, nie jest to srodowisko mu przyjazne. Masz racje Anabell, zdrowia tam nie znajdziemy.
UsuńWiele osób nie wierzy w dobre lub złe miejsca do zamieszkania, ale akurat ja wierzę. Wystarczy gdy wpuścisz do mieszkania psa, w którym on nigdy jeszcze nie był - trzeba zaobserwować, w których miejscach się układa- tam gdzie leży nie ma cieku wodnego. Kot natomiast preferuje cieki wodne.Miałam ciekawe doświadczenie z moją córką gdy już wróciłyśmy do domu -
Usuńmiała wtedy akurat 4 dni . Jej łóżeczko stało po jednej stronie pokoju, lewej, pod prawą ścianą stał nasz tapczan. W łóżeczku darła się regularnie, przeniesiona na tapczan- zasypiała sama, bez problemu. No i wezwałam do domu radiestetę, który sporządził mi mapę, gdzie w domu są miejsca nad ciekami. Poprzestawiałam co się dało, poza tym zakupiłam odpromiennik bursztynowy i był spokój.
Brr!
OdpowiedzUsuńNgdy nie byłam w Wenecji :(
Tym, którzy nie byli, a chcieliby trochę poczuć (nie dosłownie ;-)) jej klimat, polecam książki Donny Leon, niby to kryminały, ale na te upały jak znalazł.
Chciałabym jeszcze raz pojechać do Wenecji ale nie sądzę by mi się udało.Zaraz bym usłyszała: "po co, przecież byłaś". Jakoś niczego nie czytałam tej autorki, pewnie dlatego ,że nie czytam wcale kryminałów.
UsuńW Wenecji nie byłam, jedynie w tej pod Żninem.
OdpowiedzUsuńWenecja to unikat na skalę światową, aż dziw, że jeszcze trwa i zachwyca, ale jak długo?
Nie na darmo mieszkańcy domagają się ograniczenia turystyki.
Pół życia wybierałam się do Żnina i nigdy tam nie dojechałam, a to miasto rodzinne mego dziadka było.
UsuńTe dzikie tłumy turystów są porażająco-przygnębiające a zwiedzanie wśród tego tłumu- istnym koszmarem. Nie wykluczam, że jestem mało bystra, ale aby dostrzec piękno czegokolwiek trzeba jednak choć chwilę postać
w ciszy i skupieniu a nie w tłoku, słysząc wielogłos kilku naraz przewodników i być przesuwanym przez napierających z tyłu. Gdy dopłynęliśmy do Wenecji to aż straciłam ochotę na zejście na ląd widząc ten kłębiący się tłum.
Po zwiedzeniu tego co było w cenie wycieczki wystarczyło odejść 100 metrów w bok, by w ciszy i spokoju oglądać miasto.
Bardzo ciekawy temat.
OdpowiedzUsuńO, wlasnie – mialam podobne wrazenie z Wenecji.
Przygladajac sie jej z bliska mialam wrazenie , ze jestem w Teatrze wsrod dekoracji teatralnych.
Fasady domow wygladaly jak pokolorowane akwarelka i wykonane ze splowialego kartonu,
i robily na mnie dziwnie smutne i nierealne wrazenie... Przygnebiajace wrecz. Mialam wrazenie, ze zloza sie
i zamkna.
Chyba nie chcialabym tam wrocic, to wrazenie upadku i rozkladu bylo zbyt silne,
choc oczywiscie koronkowa architektura i calosc robi wrazenie.
Na pamiatke mam dwa weneckie cacuszka z weneckiego szkla.
Anabell – zdecydowanie wole Berlin !:))
Ach Kitty, to nieporównywalne wszak miejsca. Berlin teraz calutki pachnie kwieciem lipowym, a dziś idąc ulicą, na której rosną jeszcze przedwojenne lipy, zastanawiałam się dlaczego słyszę dźwięk jakby sypiącego się z pewnej wysokości grochu i po chwili do mnie dotarło,że to wiatr strąca dojrzałe kulki lipowych nasion.
UsuńPrzeogromnie lubię Berlin, przygarnął mnie całkowicie, nie wyobrażam sobie by kiedykolwiek wrócić do Polski.
A ja z Wenecji przywiozłam sobie wielkiej urody maskę porcelanową.
Wiem, specjalnie tak porownalam : zdecydowanie wole miasta, ktore zyja, a nie powolnie zamieraja .:))
UsuńNie masz pojecia jak niesamowice tesknie za zapachem lip...
Tam gdzie sie wychowalam , do plazy prowadzila duza lipowa aleja –i ten zapach kojarzy mi sie zawsze
z wakacjami, z latem, z morzem, z wolnoscia. Nierozlacznie.
Zadziwiajaca rzecz spotkala mnie tu w UK.
W naszym miasteczku tez rosna lipy, cala ulica , ktora chodze do pracy jest nimi wysadzana –
i co?
Dopiero po kilkunastu latach zdalam sobie sprawe, ze te lipy nie pachna! W ogole ! Ani na jote. Jak to mozliwe?
Zdalam sobie sprawe, ze to sa lipy, jak pojechalam do Francji i tam w malym miasteczku doplynal do mnie znajomy zapach...
Az sie obrocilam. Tam sobie uswiadomilam, ze czegos tu bardzo , ale to brakuje – jak moga lipy nie pachniec, czy ktos to umie wytlumaczyc?
Na półkuli północnej egzystuje 30 gatunków lipy, z których część drzewami dziko rosnącymi, część drzewami uprawianymi. W Polsce też jest kilka gatunków tego drzewa. Kwiaty jednych lip pachną bardzo intensywnie a innych ledwie, ledwie. Co ciekawsze są gatunki lip, których nektar jest trujący dla...pszczół, za to mają bardzo intensywny zapach.
UsuńO, dziekuje za wyjasnienie Anabell, nie wiedzialam , ze sa gatunki niepachnace.
UsuńKurcze , jak zwykle musialo pasc na mnie – nawet zapachu lip czlowiekowi pozalowali...:))
Teraz jak przejezdzam ta droga dzien w dzien, to tylko wzdycham z gorycza –
niech juz one przestana kwitnac , bo tylko mnie draznia widokiem.:))
Jeszcze nie byłam, czas się wybrać tym bardziej iż tak pięknie opisałaś!
OdpowiedzUsuńAle jeśli możesz to nie wybieraj się tam w lipcu lub sierpniu, raczej na początku czerwca. Na jesieni też nie, bo plac Św. Marka może być pod wodą.
UsuńByłam w Wenecji możnaby powiedzieć w przelocie, na pewno na spokojnie odkrylabym piękne miejsca mało uczęszcza. Wszystko przede mną. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia. Zapraszam do mojej strony www.krystynaczarnecka.pl
OdpowiedzUsuńNo tak, "przelotem' w Wenecji to wiele nie da się zobaczyć, a jak dla mnie Wenecja aż się prosi by usiąść i szkicować, szkicować.
UsuńZ przyjemnością przeczytałem i notkę, i komentarze. Jak to miło jest poczytać fajne komentarze odnoszące się do treści notki.
OdpowiedzUsuńJa tak jak PKanalia byłem przelotem dwa razy, z tym że raczej nie nastawiałem się na zwiedzanie zabytków, ale na wędrówkę po mieście. Z moją Wenecją związane są dwie anegdoty. Pierwsza, to świadomie staraliśmy się zgubić w Wenecji, tyle chodziło anegdot na ten temat. Skręcaliśmy w najdziwniejszych kierunkach, i za każdym razem wiedziałem, gdzie jestem.
Druga, to było nieprawdopodobne przeżycie estetyczne. Skierowano nasz samochód na kemping w miejscowości Mira, skąd nieprawdopodobnie tanie autobusy zawoziły do Wenecji odległej o 17 km. Kierowcą był sympatyczny Rumun, który nam powiedział, że zabierze nas ostatnim kursem, o 22. O 19 na Pl. Św. Marka w jednej z kawiarenek na zewnątrz zaczął grać jazz duet: pianino i saksofon. Turyści sobie poszli, zapaliły się światła na Placu, ja siedziałem jak oniemiały i słuchałem, a oni grali.
Już Ci kiedyś napisałem, że jestem człowiekiem, któremu nie przeszkadzają ani pustka, ani tłumy. I tu, i tu bardzo dobrze się czuję. Chyba po raz pierwszy w życiu z takim natężeniem poczułem to, o czym piszesz, to w tym roku na Rodos. Nie można było nie tylko przejść, ale nawet odwrócić się. Pzdr
To, że się nie gubiłeś świadczy o tym,że należysz do osób dobrze i nieco podświadomie zapamiętujących kierunki, czyli masz dobrą orientację w terenie. Mam koleżankę, która potrafi się zgubić wszędzie, nawet na
Usuń200-metrowym zamkniętym terenie wśród domków kempingowych.
Tłumy turystów zawsze mnie stresują, zwłaszcza w pomieszczeniach zamkniętych jak muzea, wystawy.Miałam wtedy szczęście bo była wystawa rzeźb Canovy i tam było pusto, w pewnej chwili była tam tylko nasza czwórka, mogłam spokojnie wszystko obejrzeć i pokontemplować. Podobnie było na wystawie rysunków Picassa, które mnie zaskoczyły- były przepiękne!!! Nie to co malowane dzieła Picassa, które mnie w większości przyprawiają o niesmak.
Łatwość podróżowania jest niby rzeczą fajna, ale...jestem dziwnie pewna, że 3/4 tych turystów nawet nie bardzo wie gdzie są i po co.
Miłego;)
Bylam w Wenecji jeden raz tylko i choc to malo by solidnie pozwiedzac to mi wystarczylo - caly zachwyt architektura zburzyla mi ta kanalowa atmosfera, niewygody z tym zwiazane, powietrze wydawalo mi sie zgnite - moze to tylko ja , bedac wrazliwa ale jakos zle sie czulam w tym miescie. Natomiast zupelnie inaczej odebralam holenderskie, bez tego uczucia zgnilizny i wilgotnosci i ruiny.
OdpowiedzUsuńI tez , jak Ty, nie lubie tlumow, kolejek, gnania mnie od punktu do punktu - lubie sama lub w malej grupce rzadzac swym czasem i ochota widzenia tego co chce.
Jutro moi odjezdzaja. Sa super zadowoleni. Wczoraj caly dzien spedzili na jeziorze majac lodz motorowa, poza tym wciaz sa na basenie. W okresie lata to jest cudnym rozwiazaniem miec pod reka basen a ten uwazaja za swoj wlasny bo tak sie z nim zzyli.
Zycze najlepszego.
Tak to jest z tymi wizytami- wpierw szykowanie, potem przywracanie poprzedniego ładu i nieco smuteczku, że już wyjechali. Ja następny tydzień będę pewnie miała nieco świrnięty, bo dzieciaki jadą dopiero 8 lipca. Ten tydzień miałam cały fajny, bo oni byli od rana do 13,00 na warsztatach w ZOO. A dziś prosto z ZOO przyjeżdżają do mnie, muszę nakarmić i jakoś ich tu czymś zająć.
UsuńDobrze masz z tym basenem blisko domu.
Ten 40 stopniowy upał to było raptem +35 w cieniu, ale była bardzo duszno. A już wczoraj było całkiem fajnie, zaledwie 24 w cieniu i wiaterek.
A dziś to wręcz "zimno" bo tylko 22 w cieniu. Bardzo mi taka pogoda odpowiada.
Buziam;)
Może pamiętasz że moja Wenecja była pusta, zamglona i trochę deszczowa???Bo to w listopadzie było...
OdpowiedzUsuńPamiętam, ale listopad nie jest dobrą porą na wędrowanie po Wenecji, no chyba ,że jest się już w super depresji.
UsuńWyobrażam sobie jakie tam jest zużycie środków p. bólowych na 1 mieszkańca - tam chyba każdy cierpi na dolegliwości reumatyczne.
Wenecja jest niezła w maju i czerwcu.
To może jeszcze ja pozwolę sobie coś dorzucić,jako że mam Wenecję "na świeżo" - byłam tam na przełomie kwietnia i maja,wracając z Sycylii przez Neapol i Rzym, ostatnie dwa dni spędzilismy w Wenecji.Stamtąd( z Marco Polo) mieliśmy samolot.
OdpowiedzUsuńI po raz pierwszy Wenecja mnie zauroczyła,głębiej zapadła w pamięć..:)
Fenomenem miasta pozwalała nam się zachwycić cudowna przewodniczka - Włoszka,rodowita wenecjanka,świetnie mówiaca po polsku,przesympatyczna Alessia.Ciekawostka - od niedawna po włoskich miastach mogą odprowadzać tylko Włosi,tzn.cudzoziemcy tez,ale zamieszkujący tam na stałe.Chodzi zwyczajnie o to,żeby dać zarobić swoim.
I nasz licencjonowany,bardzo biegły w swoim fachu przewodnik musiał ustąpić pola:) - inna sprawa,ze oni wszyscy się znają,przyjaźnią nawet.
Pałac,o którym piszesz Ca Dario wznosi się tuż nad samym kanałem,jest widoczny z każdego miejsca.Zasłynął jeszcze tym,że brał w nim ostatni(chyba) ślub ekscentryczny reżyser Woody Allen:)Z ową przysposobioną "córką",Koreanką chyba;)
Nasza przewodniczka,dość młoda jeszcze osoba,twierdzi,że nie zamieniłaby Wenecji na żadne inne miejsce na świecie,choć ma swiadomość,że jej małe jeszcze dzieci, raczej nie zwiążą swojej przyszłości z tym miastem.(Jako alternatywę dla Wenecji bierze pod uwgę Warszawę,którą bardzo dobrze zna z racji studiów i nie tylko)Nie straszna jej "acgua alta" czyli wysoka woda,są przyzwyczajeni,na parterach starych kamienic nikt nie mieszka.
Miasto bez żadnych samochodów,ludzie mają zarejestrowane łodzie,motorowki,robią na nie "prawo jazdy",wnoszą opłaty podobne jak my za auta:)Jeżdzą tymi łodziami po zakupy na "ląd" lub sąsiednie wyspy,bo właściwie w Wenecji nie ma sklepów typowo spożywczych,wszystko jest horrendalnie drogie.
Ale można smacznie zjeść w maleńkich bacari czy cicchetti:)
Co ciekawe,wszędzie obsługują mężczyźni,rownież w sklepach sprzedawcami są w większości faceci,to chyba niezbyt dobrze świadczy o tamtejszym rynku pracy.
Oczywiście podstawowym środkiem lokomocji jest tramwaj wodny,względnie tani,można kupić bilet miesięczny:)
I bardzo drogie gondole jako taksówki:)
Wenecjanie są długowieczni,pewnie przyczynia się do tego środowisko bez spalin,zanieczyszczeń,przemysłu.
w tej chwili Wenecja ma ok.60 tys.mieszkancow,miasto nie przyjmuje"obcych" w sensie stałego meldunku.
Wenecja zawsze pachnie wakacjami..bryzą,rybami,wodorostami,nie ma smrodu,jak głoszą mity:)Na drugi dzień płynęliśmy na Murano,ale to już inna historia.Pozdrawiam,dziękuję za przywołanie wspomnienia tego niezwykłego miasta.
Woody Allen to nawet chciał ten pałac kupić i w nim zamieszkać, ale ktoś mu to jednak wyperswadował opowiadając jego ponurą wszak historię. Gdy jechaliśmy/płynęliśmy wtedy tramwajem to na jednym z balkonów innego pałacu stała "Młoda Para" pozując do zdjęć. Twoje wspomnienia świeże, moje już obrośnięte patyną codzienności. Wenecja rzeczywiście nie cuchnie stęchlizną, ale mury ogromnie ciągną tę słoną wodę, wilgoć spokojnie sięga do 3 pietra i cegły się kruszą w rękach. Sytuację systematycznie pogarszaja te olbrzymie wycieczkowce, które wzburzają wodę w całej Wenecji. A wiesz co mnie zdziwiło? - byłam tam na targu rybnym i wcale nie było tam charakterystycznego dla rybnych targów odorku. Pomijam już fakt, że łaziłam jak zahipnotyzowana od stoiska do stoiska podziwiając różnorodność morskich stworzeń.
OdpowiedzUsuńTuryści z reguły nie wędrują drugim brzegiem kanału, ba nawet najczęściej nie zaszczycają go wzrokiem.
A na pytanie jak ci się podobały pałace nad kanałem większość robi "wielkie oczy"- jakie pałace? Wszystko się kłębi na niedużym wszak Placu św. Marka. Dla mnie bolesny był widok tych wszystkich popękanych murów, odłażącego tynku wszędzie tam, dokąd normalnie turysta nie zagląda.
Miłego;)
No tośmy sobie powspominały:)
OdpowiedzUsuńMiłego i dla Ciebie!