Smutno mi - odeszła kolejna lubiana przeze mnie Osoba. Zaczyna się robić pusto i bardziej szaro.
Nieunikniona refleksja -wszyscy przemijają, co jest jednak jedyną
sprawiedliwością.
Mam podejrzenie, że muszę chyba przestać się kierować w życiu logiką,
bo większość się nią nie kieruje.
Chcąc/nie chcąc musiałam wczoraj opuścić wygodne pielesze domowe
i wywlec się do przyszpitalnej przychodni, bo pani, która mi wyznaczyła
termin badań przed wizytą u endokrynologa, nie zajarzyła, że na wynik
jednego z badań czeka się aż pięć dni, a ona mi wyznaczyła tych dni- dwa.
No co? każdy się może pomylić- dobrze ,że sprawa dotyczy tylko takiej
błahostki jak termin wykonania badania, a nie np. pomyłki z wycięciem zdrowego organu a nie tego, których powinien być usunięty.
*****
Przedwczorajszej nocy odkryłam,że wśród naszej przydomowej zieleni
buszuje....słowik. Bo z tego co wiem, jest to jedyny ptak, który śpiewa
nocą.
I to śpiewają te słowiki, które jeszcze są samotne.
W ten sposób podrywają samiczki. Gdy pan słowik znajdzie już partnerkę
nie śpiewa nocą, ale jak większość ptaków w dzień i nad ranem.
Poza tym gdzieś całkiem blisko zamieszkał szpak i mi w ciągu dnia
podśpiewuje.
Jerzyki przyleciały do nas dzień póżniej niż do Wielkopolski i cały dzień
latają piszcząc niemiłosiernie.
*****
Jak wiecie leniwa ze mnie kobieta. Nie dość, że leniwa to są pewne rzeczy,
których okropnie nie lubię robić i są to różne drobne naprawy względnie
tzw. "poprawki" odzieży. A do tego wszystkiego jakoś zdurniałam i
zakupiłam sobie długą, a raczej bardzo, bardzo długą spódnicę.
Gdy się w nią wdzieję to na podłodze leży z 15 lub nieco więcej centymetrów spódnicy.
A więc spódnica wisi "na widoku", ja nią oko cieszę i......od tego patrzenia
jakoś się nie zrobiła krótsza. Może w poniedziałek ją zaniosę do jakiejś "fachmanki"?
Kontynuując temat "nie lubię napraw" - jak ta ostatnia idiotka zgodziłam
się naprawić "biżuterię" i od kilku godzin wiem, że to był wielki błąd.
A wszystko przez to, że się wzruszyłam. Ów stan świadczy chyba o tym, że
się piekielnie postarzałam.
Jedna z moich znajomych na jesieni ub. roku straciła matkę.
Teraz wraz z siostrą zrobiły remanent dobra wszelakiego po swej mamie i przyniosła całą reklamówkę przeróżnych uszkodzonych naszyjników.
Bo ona tak tęskni za matką, że chce czasami ponosić te ozdoby, choć wie,
że one są niemodne i niezbyt ładne.
No i siedzę jak ta głupia i usiłuję przywrócić życie tym kalekim ozdobom.
Tak z ręką na sercu to 90% nadaje się do utylizacji, no ale skoro obiecałam
to jednak naprawię, chociaż nie jestem przekonana do tej roboty.
*****
Dziś , niespodzianie, przyszła do mnie sąsiadka z sąsiedniej klatki, by mi
opowiedzieć jak było na marszu . Tłum jednak był ogromny, a my nie
spotkałyśmy się, choć byłyśmy stosunkowo blisko siebie.
Nic straconego, czwartego czerwca wybierzemy się razem, choć wg pani
od broszek ma to być sobota pracująca.
Ciekawa jestem kiedy zaczną protestujących rozpędzać -grunt to czerpać
z dobrych, PRL-owskich wzorów.
Miłego weekendu;)
drewniana rzezba

piątek, 13 maja 2016
środa, 11 maja 2016
Wreszcie skończyłam!
Kliknięcie na zdjęcie powiększa je.
To druga wersja "egipskiego" naszyjnika.
Pierwsza zbyt się rzucała w oczy bo wytłoczka z głową faraona była
umieszczona na turkusowym tle.
Samo dla siebie wyglądało może i okazalej, ale turkusowe tło mocno
ograniczało zakres używania. Więc sprułam, co wcale nie było miłe,
biorąc pod uwagę fakt, że do podłoża koraliki są mocowane po 2 sztuki,
więc się naprzecinałam i nawydłubywałam nitek do licha i trochę.
Tak to jest, gdy się do końca wszystkiego nie przemyśli.
Teraz tło jest bardziej uniwersalne no i cały wisior jest lżejszy bo całość
jest wykonana z najmniejszych koralików toho wielkości 1,6 mm
Trochę się nadłubałam, no ale wreszcie mam.
"Sznurek" zrobiony z rureczek uplecionych ściegiem peyotle, w kolorach
koralików tła, poprzedzielanych koralikami toho i gotowymi "rozdzielaczami."
To druga wersja "egipskiego" naszyjnika.
Pierwsza zbyt się rzucała w oczy bo wytłoczka z głową faraona była
umieszczona na turkusowym tle.
Samo dla siebie wyglądało może i okazalej, ale turkusowe tło mocno
ograniczało zakres używania. Więc sprułam, co wcale nie było miłe,
biorąc pod uwagę fakt, że do podłoża koraliki są mocowane po 2 sztuki,
więc się naprzecinałam i nawydłubywałam nitek do licha i trochę.
Tak to jest, gdy się do końca wszystkiego nie przemyśli.
Teraz tło jest bardziej uniwersalne no i cały wisior jest lżejszy bo całość
jest wykonana z najmniejszych koralików toho wielkości 1,6 mm
Trochę się nadłubałam, no ale wreszcie mam.
"Sznurek" zrobiony z rureczek uplecionych ściegiem peyotle, w kolorach
koralików tła, poprzedzielanych koralikami toho i gotowymi "rozdzielaczami."
poniedziałek, 9 maja 2016
Raz na ludowo.....
Zrobiło mi się coś "raz na ludowo".
Środek wisiora nie jest moim dziełem.Jest malowany na cieniutkim płatku drewna, oprawę wykonałam techniką haftu koralikowego. Od spodu wisior jest podszyty cieniutką skórką.
Do tego nie kolczyki, ale klipsy, ponieważ osoba, dla której komplet jest przeznaczony,
podobnie jak ja, nie uznaje przekłutych uszu.
Do wykonania całości użyłam czeskich koralików Tila (te kwadraciki), japońskich
koralików Toho 11 i 15 oraz japońskich koralików Super Duo.
sobota, 7 maja 2016
Podbudowałam się
Nie spodziewałam się takiej ilości ludzi- naprawdę.
To była rzeka ludzi płynąca Traktem Królewskim. To jednak daje nadzieję.
Zaskoczył mnie pan Schetyna- po raz pierwszy przemawiał ze swadą, mówił
jasno, nie dukał. Ludzi było z pewnością ponad dwieście tysięcy - ludzi,
którzy byli uśmiechnięci, nastawieni do siebie nawzajem pozytywnie.
Najważniejsze, że można pewne sprawy, te najważniejsze dla społeczeństwa,
rozgrywać ponad podziałami partyjnymi, bo w jedności jest wielka siła.
Bardzo wiele osób przyjechało z innych miast własnym sumptem, pociągami,
a ci z zaplecza pisowskiego, czyli z Podkarpacia oraz z Zachodnio-pomorskiego zjechali autokarami.
Platforma Obywatelska, która ten marsz organizowała wraz z KOD, Lewicą,
PSL, Nowoczesną a nawet ZNP- stanęła logistycznie na wysokości zadania.
Wszystko było naprawdę dobrze zorganizowane, a uczestnicy pochodu też
byli, podobnie jak ja, zaskoczeni, że tyle osób, z różnych miast, o różnych
poglądach wzięło w tym pięknym pochodzie udział. Było kolorowo, radośnie,
wiosennie, po prostu miło.
I choć to ma małe znaczenie, dziękuję wszystkim, którzy dziś byli na tym marszu w obronie Demokracji, Konstytucji, Europejskich Wartości.
*****
Wczoraj oglądałam na Planete+ jeden z filmów dokumentalnych z serii
Podróże Koleją.
Koleją podróżuje pewien Francuz- podróżuje po różnych krajach.
I nie są to podróże pierwszą klasą ekspresowego pociągu, ale zapyziałymi, przepełnionymi pociągami regionalnymi.
Wczorajszy odcinek to podróż po Indiach, a przystanki w podróży były
w bardzo małych, nieznanych wśród turystów miejscach. To miejsca, gdzie
ubóstwo, o którym my nawet bladego pojęcia nie mamy, jest codziennością
tych ludzi.
Podróżujący reporter był wielce zaskoczony pogodą ducha bardzo ciężko pracujących ludzi- np. w ręcznej sortowni pieprzu. Pracują przy tym głównie kobiety, praca jest od świtu do wieczora w kurzu i temperaturze +42 stopnie
w cieniu, bo taki właśnie klimat jest w tym rejonie.
W owej sortowni unosi się bez przerwy pieprzowy pył, drażniąc oczy, i drogi oddechowe, ręce i bose stopy kobiet też cierpią od ciągłego kontaktu
z drobinami pieprzu.
A pan reporter nie mógł się nadziwić, że wszystkie te kobiety są uśmiechnięte
i pomagają sobie wzajemnie, by każda zarobiła swą dniówkę.
Był tak zadziwiony, że wręcz zapytał się tych kobiet, jakim cudem, pomimo
tak ciężkiej pracy są one takie pogodne.
Odpowiedz chyba go nieco zadziwiła- były takie radosne bo się wzajemnie
lubią, szanują i cieszą się, że są razem.
Ta wspólna obecność była ich zdaniem najważniejsza, pozwalała łatwiej znieść trudy i problemy.
I jak powiedział potem podróżnik - nauczmy się cenić towarzystwo innych,
doceniajmy wspólne działanie, bo to może nam dać radość z życia, nawet gdy
ono lekkie nie jest.
I dziś właśnie odczułam taką radość, że nie jestem osamotniona w swoich
poglądach, że tuż obok są i inni, obcy, ale w pewien sposób mi bliscy.
To była rzeka ludzi płynąca Traktem Królewskim. To jednak daje nadzieję.
Zaskoczył mnie pan Schetyna- po raz pierwszy przemawiał ze swadą, mówił
jasno, nie dukał. Ludzi było z pewnością ponad dwieście tysięcy - ludzi,
którzy byli uśmiechnięci, nastawieni do siebie nawzajem pozytywnie.
Najważniejsze, że można pewne sprawy, te najważniejsze dla społeczeństwa,
rozgrywać ponad podziałami partyjnymi, bo w jedności jest wielka siła.
Bardzo wiele osób przyjechało z innych miast własnym sumptem, pociągami,
a ci z zaplecza pisowskiego, czyli z Podkarpacia oraz z Zachodnio-pomorskiego zjechali autokarami.
Platforma Obywatelska, która ten marsz organizowała wraz z KOD, Lewicą,
PSL, Nowoczesną a nawet ZNP- stanęła logistycznie na wysokości zadania.
Wszystko było naprawdę dobrze zorganizowane, a uczestnicy pochodu też
byli, podobnie jak ja, zaskoczeni, że tyle osób, z różnych miast, o różnych
poglądach wzięło w tym pięknym pochodzie udział. Było kolorowo, radośnie,
wiosennie, po prostu miło.
I choć to ma małe znaczenie, dziękuję wszystkim, którzy dziś byli na tym marszu w obronie Demokracji, Konstytucji, Europejskich Wartości.
*****
Wczoraj oglądałam na Planete+ jeden z filmów dokumentalnych z serii
Podróże Koleją.
Koleją podróżuje pewien Francuz- podróżuje po różnych krajach.
I nie są to podróże pierwszą klasą ekspresowego pociągu, ale zapyziałymi, przepełnionymi pociągami regionalnymi.
Wczorajszy odcinek to podróż po Indiach, a przystanki w podróży były
w bardzo małych, nieznanych wśród turystów miejscach. To miejsca, gdzie
ubóstwo, o którym my nawet bladego pojęcia nie mamy, jest codziennością
tych ludzi.
Podróżujący reporter był wielce zaskoczony pogodą ducha bardzo ciężko pracujących ludzi- np. w ręcznej sortowni pieprzu. Pracują przy tym głównie kobiety, praca jest od świtu do wieczora w kurzu i temperaturze +42 stopnie
w cieniu, bo taki właśnie klimat jest w tym rejonie.
W owej sortowni unosi się bez przerwy pieprzowy pył, drażniąc oczy, i drogi oddechowe, ręce i bose stopy kobiet też cierpią od ciągłego kontaktu
z drobinami pieprzu.
A pan reporter nie mógł się nadziwić, że wszystkie te kobiety są uśmiechnięte
i pomagają sobie wzajemnie, by każda zarobiła swą dniówkę.
Był tak zadziwiony, że wręcz zapytał się tych kobiet, jakim cudem, pomimo
tak ciężkiej pracy są one takie pogodne.
Odpowiedz chyba go nieco zadziwiła- były takie radosne bo się wzajemnie
lubią, szanują i cieszą się, że są razem.
Ta wspólna obecność była ich zdaniem najważniejsza, pozwalała łatwiej znieść trudy i problemy.
I jak powiedział potem podróżnik - nauczmy się cenić towarzystwo innych,
doceniajmy wspólne działanie, bo to może nam dać radość z życia, nawet gdy
ono lekkie nie jest.
I dziś właśnie odczułam taką radość, że nie jestem osamotniona w swoich
poglądach, że tuż obok są i inni, obcy, ale w pewien sposób mi bliscy.
wtorek, 3 maja 2016
Mix
Mam lenia- gigantyczngo.Przesłania mi calutki horyzont, gdzie nie spojrzę
czai się leń. Spoglądam na zakurzone blaty komódek w pokoju i....nic.
Co prawda przemknęło mi przez myśl, żeby go usunąć, ale widocznie droga
od ośrodka decyzyjnego do wykonawczego jakoś za bardzo się u mnie
wydłużyła.
Czytam - tym razem dwie książki na raz, bo w niektórych miejscach się
uzupełniają. Jedna to "Cywilizacje kosmiczne na Ziemi" J.Bieszka, druga to
Z.Sitchina "Zaginione królestwa". Obydwie polecam z czystym sumieniem tym wszystkim, których nie przekonują obowiązujące teorie dotyczące powstania
budowli megalitycznych na Ziemi.
Tym, którzy wierzą, że największe piramidy egipskie powstały w wyniku
ręcznej obróbki olbrzymich, wielotonowych bloków przy pomocy miękkich
miedzianych dłutów i kamieni do ich polerowania, a transportowano to po
piachu tocząc wielotonowe bloki po wygładzonych kłodach drzew, które tam
nigdy nie rosły, radzę by nie czytali, niech dalej żyją w swych złudzeniach i przekonaniu, że Ziemia jest jednak płaska a Kopernik była kobietą.
*****
Wstrząsnęła mną wiadomość o śmierci młodego, 26-letniego mężczyzny,
w wyniku operacji przeprowadzonej przez młodą, początkującą lekarkę, która
operację wykonywała sama, bez nadzoru starszego i doświadczonego
lekarza i niechcący, ale skutecznie, przecięła pacjentowi tętnicę.
Ale jeszcze większy szok spowodowała u mnie reakcja ordynatora, szefa
owej lekarki. I zapewne na tym by się moje "szoki" zakończyły, ale
wczoraj zdarzyło mi się porozmawiać z lekarzem, który ma za sobą
dziesięcioletni staż pracy.To facet, który do zawodu poszedł z zamiłowania,
nie spodziewając się w tej pracy przysłowiowych kokosów. Nie słyszał tej
wiadomości, ale pierwsze jego zdanie, gdy zapytałam jak to jest możliwe,
było- to u nas normalka- chcieli się tej rezydentki pozbyć, więc rzucili na głęboką wodę bez kapoka w postaci nadzoru doświadczanego operatora.
To w Polsce normalne.
Już kilka lat temu medyczne czasopisma europejskie zwróciły uwagę,
że w polskiej medycynie zle się dzieje i że panuje nepotyzm.
No fajnie, mówię, a pan mi lekką rączką wypisał swego czasu skierowanie
do szpitala, więc dobrze, że nie poszłam. Bo na temat naszych szpitali mam
podobne odczucia, po horrorze związanym z operacją mego męża.
A przecież był operowany w jednym z lepszych szpitali w kraju a w dwóch
kolejnych, równie renomowanych walczył o przeżycie i gdyby nie mój upór i bezczelność, już od kilku lat byłabym wdową.
*****
Chodzi mi po głowie nowy projekt biżutkowy. Już go rozrysowałam, więc
nie pozostaje mi nic innego jak wziąć się do pracy. Przy "plątaniu" koralików
z pewnością nie pogorszy mi się powracająca do normalności ręka.
No i postanowiłam nie szaleć i nie robić kilka godzin bez przerwy.
To znów będzie "coś" z koralików bugle, czyli rureczek.
Jak zrobię to "obfocę" i pewnie pokażę.
A teraz chyba jednak wywlokę się na spacer z lornetką, by podglądać ptaki.
Jest słońce, więc trzeba ten fakt wykorzystać.
Miłego dnia Wszystkim;)
czai się leń. Spoglądam na zakurzone blaty komódek w pokoju i....nic.
Co prawda przemknęło mi przez myśl, żeby go usunąć, ale widocznie droga
od ośrodka decyzyjnego do wykonawczego jakoś za bardzo się u mnie
wydłużyła.
Czytam - tym razem dwie książki na raz, bo w niektórych miejscach się
uzupełniają. Jedna to "Cywilizacje kosmiczne na Ziemi" J.Bieszka, druga to
Z.Sitchina "Zaginione królestwa". Obydwie polecam z czystym sumieniem tym wszystkim, których nie przekonują obowiązujące teorie dotyczące powstania
budowli megalitycznych na Ziemi.
Tym, którzy wierzą, że największe piramidy egipskie powstały w wyniku
ręcznej obróbki olbrzymich, wielotonowych bloków przy pomocy miękkich
miedzianych dłutów i kamieni do ich polerowania, a transportowano to po
piachu tocząc wielotonowe bloki po wygładzonych kłodach drzew, które tam
nigdy nie rosły, radzę by nie czytali, niech dalej żyją w swych złudzeniach i przekonaniu, że Ziemia jest jednak płaska a Kopernik była kobietą.
*****
Wstrząsnęła mną wiadomość o śmierci młodego, 26-letniego mężczyzny,
w wyniku operacji przeprowadzonej przez młodą, początkującą lekarkę, która
operację wykonywała sama, bez nadzoru starszego i doświadczonego
lekarza i niechcący, ale skutecznie, przecięła pacjentowi tętnicę.
Ale jeszcze większy szok spowodowała u mnie reakcja ordynatora, szefa
owej lekarki. I zapewne na tym by się moje "szoki" zakończyły, ale
wczoraj zdarzyło mi się porozmawiać z lekarzem, który ma za sobą
dziesięcioletni staż pracy.To facet, który do zawodu poszedł z zamiłowania,
nie spodziewając się w tej pracy przysłowiowych kokosów. Nie słyszał tej
wiadomości, ale pierwsze jego zdanie, gdy zapytałam jak to jest możliwe,
było- to u nas normalka- chcieli się tej rezydentki pozbyć, więc rzucili na głęboką wodę bez kapoka w postaci nadzoru doświadczanego operatora.
To w Polsce normalne.
Już kilka lat temu medyczne czasopisma europejskie zwróciły uwagę,
że w polskiej medycynie zle się dzieje i że panuje nepotyzm.
No fajnie, mówię, a pan mi lekką rączką wypisał swego czasu skierowanie
do szpitala, więc dobrze, że nie poszłam. Bo na temat naszych szpitali mam
podobne odczucia, po horrorze związanym z operacją mego męża.
A przecież był operowany w jednym z lepszych szpitali w kraju a w dwóch
kolejnych, równie renomowanych walczył o przeżycie i gdyby nie mój upór i bezczelność, już od kilku lat byłabym wdową.
*****
Chodzi mi po głowie nowy projekt biżutkowy. Już go rozrysowałam, więc
nie pozostaje mi nic innego jak wziąć się do pracy. Przy "plątaniu" koralików
z pewnością nie pogorszy mi się powracająca do normalności ręka.
No i postanowiłam nie szaleć i nie robić kilka godzin bez przerwy.
To znów będzie "coś" z koralików bugle, czyli rureczek.
Jak zrobię to "obfocę" i pewnie pokażę.
A teraz chyba jednak wywlokę się na spacer z lornetką, by podglądać ptaki.
Jest słońce, więc trzeba ten fakt wykorzystać.
Miłego dnia Wszystkim;)
piątek, 29 kwietnia 2016
Mix chwalipięty
Z moim ścięgnem jest wyraznie lepiej. No ale jeśli średnio przeciętnie pół
dnia dopieszczam ściegienko wmasowując w nie lecznicze mikstury, to
musi być lepiej.
I najwyższy czas, żeby było lepiej, bo tuż przed "awarią ścięgna" koleżanka
przyniosła do mnie swój uszkodzony sznurek szklanych perełek, któremu
muszę zmienić żyłkę i zapięcie oraz dorobić kolczyki.
I tak leżą te perełki i czekają na zmiłowanie.
****
Ci co często tu bywają, zapewne pamiętają, że starszy z moich Krasnali
poszedł do szkoły gdy ukończył 5 lat i teraz jest "administracyjnie" w klasie
drugiej, a z klasą trzecią ma język francuski a do czwartej uczęszcza na
lekcje matematyki i jest drugim w tej klasie uczniem pod względem ocen
z tego przedmiotu.
Tu mała dygresja - eksperymenty w dziedzinie szkolnictwa to nie tylko
polska specjalność. Np. za Odrą co Land to nieco inna organizacja
szkolnictwa.
Generalnie jest szkoła podstawowa sześcioletnia, potem gimnazjum.
Ale jest tak, że gdy dzieci są w IV klasie szkoła ocenia przy pomocy
fachowców co dziecko będzie robiło w przyszłości - czyli już w tym
momencie ocenia czy dziecko po gimnazjum trafi do liceum czy zakończy
edukację na tzw. małej maturze. Obowiązek szkolnej edukacji kończy się tu
z chwilą ukończenia 16 roku życia.
Jeżeli stwierdzą, że dziecko nie rokuje nadziei, to dziecko piątą i szóstą
klasę kontynuuje w swojej podstawówce.
Jeżeli dziecko zapowiada się na takie, co ukończy bez problemu całą
szkołę , którą ukoronuje potem maturą i będzie się dalej kształciło, to dwie
ostatnie klasy podstawówki robi już w gimnazjum, gdzie jest nieco wyższy
poziom niż w zwykłej podstawówce.
I teraz powstał problem z moim starszym Krasnalem- zdaniem szkoły to
szkoda go teraz dać do klasy III, bo będzie się nudził i oni go widzą już
w czwartej klasie, z czego wynikałoby, że dzieciak trafi do szkoły gimnazjalnej wcześniej o dwa lata (on przecież 7 lat skończył w styczniu tego roku).
W związku z tym szkoła skierowała Krasnala na badania i testy które były
tydzień temu. Testy są dla grupy wiekowej dzieci 6-10 lat.
Dziś już są wyniki dla poszczególnych interwałów:
I. rozumienie znaczenia różnych pojęć - wynik 134 punktów na 138
II. ocena logicznego myślenia i percepcji - wynik 133 pkt. na 137
III.stopień koncentracji i pamięć operacyjna - wynik 148 pkt. na 151
IV. szybkość przetwarzania informacji - wynik 117 pkt. na 123 i jest to
powyżej średniej
V.indeks inteligencji - wynik 142 pkt. na 145
Podsumowanie - wynik ogólny całości - 99,7
Ocena dziecka pod względem emocjonalnym - typowy siedmiolatek .
Tak oceniono Krasnala, ale co dalej to muszą zdecydować jego rodzice po
rozmowach z pedagogiem szkolnym, który go widzi codziennie.
Bo tam jakimś cudem klasą zajmują się dwie osoby - nauczycielka
i wychowawca, który jest cały dzień z uczniami.
Może będzie i tak, że Krasnal pójdzie od września planowo do III klasy,
a szkoła po prostu będzie mu zadawała jakieś trudniejsze prace, tak jak
jest teraz.
Wtedy do gimnazjum trafi tylko o rok wcześniej. A gimnazjum, do którego
ma trafić to takie, które współpracuje z Uniwersytetem i tam te
najzdolniejsze dzieci będą miały niektóre zajęcia.
I wielce egoistycznie pomyślałam : jak to dobrze, że nie muszę się w tej
sprawie wypowiadać i podejmować jakiejś decyzji.
Poza tym Krasnal będzie miał jutro pierwszy "publiczny" koncert fortepianowy- publiczność to rodzice i rodzeństwo małych pianistów.
Utwór który wykona będzie trwał aż cztery minuty.
W niedzielę będzie z chórem występował w ZOO, tak jak w ubiegłym roku.
A w poniedziałek jedzie na trzydniową wycieczkę ze swoją szkołą -pierwszy
raz 2 noce poza domem bez mamy, taty, brata.
Jak widać życie mego Krasnala nabiera tempa.
*****
A wczoraj udało mi się obfocić na osiedlu takie cudo:
dnia dopieszczam ściegienko wmasowując w nie lecznicze mikstury, to
musi być lepiej.
I najwyższy czas, żeby było lepiej, bo tuż przed "awarią ścięgna" koleżanka
przyniosła do mnie swój uszkodzony sznurek szklanych perełek, któremu
muszę zmienić żyłkę i zapięcie oraz dorobić kolczyki.
I tak leżą te perełki i czekają na zmiłowanie.
****
Ci co często tu bywają, zapewne pamiętają, że starszy z moich Krasnali
poszedł do szkoły gdy ukończył 5 lat i teraz jest "administracyjnie" w klasie
drugiej, a z klasą trzecią ma język francuski a do czwartej uczęszcza na
lekcje matematyki i jest drugim w tej klasie uczniem pod względem ocen
z tego przedmiotu.
Tu mała dygresja - eksperymenty w dziedzinie szkolnictwa to nie tylko
polska specjalność. Np. za Odrą co Land to nieco inna organizacja
szkolnictwa.
Generalnie jest szkoła podstawowa sześcioletnia, potem gimnazjum.
Ale jest tak, że gdy dzieci są w IV klasie szkoła ocenia przy pomocy
fachowców co dziecko będzie robiło w przyszłości - czyli już w tym
momencie ocenia czy dziecko po gimnazjum trafi do liceum czy zakończy
edukację na tzw. małej maturze. Obowiązek szkolnej edukacji kończy się tu
z chwilą ukończenia 16 roku życia.
Jeżeli stwierdzą, że dziecko nie rokuje nadziei, to dziecko piątą i szóstą
klasę kontynuuje w swojej podstawówce.
Jeżeli dziecko zapowiada się na takie, co ukończy bez problemu całą
szkołę , którą ukoronuje potem maturą i będzie się dalej kształciło, to dwie
ostatnie klasy podstawówki robi już w gimnazjum, gdzie jest nieco wyższy
poziom niż w zwykłej podstawówce.
I teraz powstał problem z moim starszym Krasnalem- zdaniem szkoły to
szkoda go teraz dać do klasy III, bo będzie się nudził i oni go widzą już
w czwartej klasie, z czego wynikałoby, że dzieciak trafi do szkoły gimnazjalnej wcześniej o dwa lata (on przecież 7 lat skończył w styczniu tego roku).
W związku z tym szkoła skierowała Krasnala na badania i testy które były
tydzień temu. Testy są dla grupy wiekowej dzieci 6-10 lat.
Dziś już są wyniki dla poszczególnych interwałów:
I. rozumienie znaczenia różnych pojęć - wynik 134 punktów na 138
II. ocena logicznego myślenia i percepcji - wynik 133 pkt. na 137
III.stopień koncentracji i pamięć operacyjna - wynik 148 pkt. na 151
IV. szybkość przetwarzania informacji - wynik 117 pkt. na 123 i jest to
powyżej średniej
V.indeks inteligencji - wynik 142 pkt. na 145
Podsumowanie - wynik ogólny całości - 99,7
Ocena dziecka pod względem emocjonalnym - typowy siedmiolatek .
Tak oceniono Krasnala, ale co dalej to muszą zdecydować jego rodzice po
rozmowach z pedagogiem szkolnym, który go widzi codziennie.
Bo tam jakimś cudem klasą zajmują się dwie osoby - nauczycielka
i wychowawca, który jest cały dzień z uczniami.
Może będzie i tak, że Krasnal pójdzie od września planowo do III klasy,
a szkoła po prostu będzie mu zadawała jakieś trudniejsze prace, tak jak
jest teraz.
Wtedy do gimnazjum trafi tylko o rok wcześniej. A gimnazjum, do którego
ma trafić to takie, które współpracuje z Uniwersytetem i tam te
najzdolniejsze dzieci będą miały niektóre zajęcia.
I wielce egoistycznie pomyślałam : jak to dobrze, że nie muszę się w tej
sprawie wypowiadać i podejmować jakiejś decyzji.
Poza tym Krasnal będzie miał jutro pierwszy "publiczny" koncert fortepianowy- publiczność to rodzice i rodzeństwo małych pianistów.
Utwór który wykona będzie trwał aż cztery minuty.
W niedzielę będzie z chórem występował w ZOO, tak jak w ubiegłym roku.
A w poniedziałek jedzie na trzydniową wycieczkę ze swoją szkołą -pierwszy
raz 2 noce poza domem bez mamy, taty, brata.
Jak widać życie mego Krasnala nabiera tempa.
*****
A wczoraj udało mi się obfocić na osiedlu takie cudo:
wtorek, 26 kwietnia 2016
Diagnoza
Położyłam się spać zdrowa i cała a wstałam ze spuchniętym i bolącym
stawem łączącym mały palec z dłonią. I jak na złość była to niedziela.
Opatuliłam staw Voltarenem Max, przyłożyłam lód i zadzwoniłam do
jednej z moich ciotek. Mam dwie ciotki lekarki- jedna młodsza ode mnie
o dwa lata, druga starsza ode mnie o 4 lata.
Zreferowałam sprawę i zapytałam jak mogę rozpoznać czy to ból od
stawu czy może naciągnęłam ścięgno, bo dwa dni wcześniej dość długo
dziergałam na drutach.
Moja kochana młodsza ciotka popatrzyła mi na Skype głęboko w oczy, po
czym kazała bym wzięła do ręki druty i pokazała jak je trzymam.
Niestety nic nie wyszło z pokazu, bo nie byłam w stanie zademonstrować
tej czynności z powodu wściekłego bólu.
Moja cioteczka wyraznie się ucieszyła - "naciągnęłaś ścięgno, masz na
miesiąc lub dłużej zabawę- będziesz moczyła, smarowała i masowała i usztywnij ten staw, by się nie zginał z byle powodu."
Miesiąc? -zawołałam z rozpaczą.
"Tak, miesiąc. A jak się po 2 tygodniach nie polepszy wez od I kontaktu skierowanie na rtg. Zajrzyj w swój pesel, to się dowiesz że już dawno skończyłaś 30 lat. Będę za tydzień w W-wie to obejrzę to zjawisko".
I na tym rozmowa się zakończyła. A ja myślałam, że tylko warszawscy
lekarze chorobę diagnozują z pesela.;)
Mam też trochę problemu ze stukaniem w klawiaturę, bo mi brakuje
palców lewej ręki. I po jakie licho nauczyłam się pisania oburącz?
Gdy piszę tylko jedną ręką to przestawiam litery.
Dobrze, że już doszły mi nowe książki, pogrążę się w lekturze.
A poza tym nic się nie dzieje, po cichutku zmienia nam się ustrój państwa. Ciekawa jestem czy taki stan rzeczy, gdy nagle zmieni się dotychczasowy
ustrój upoważnia do uzyskania azylu gdzie indziej.
stawem łączącym mały palec z dłonią. I jak na złość była to niedziela.
Opatuliłam staw Voltarenem Max, przyłożyłam lód i zadzwoniłam do
jednej z moich ciotek. Mam dwie ciotki lekarki- jedna młodsza ode mnie
o dwa lata, druga starsza ode mnie o 4 lata.
Zreferowałam sprawę i zapytałam jak mogę rozpoznać czy to ból od
stawu czy może naciągnęłam ścięgno, bo dwa dni wcześniej dość długo
dziergałam na drutach.
Moja kochana młodsza ciotka popatrzyła mi na Skype głęboko w oczy, po
czym kazała bym wzięła do ręki druty i pokazała jak je trzymam.
Niestety nic nie wyszło z pokazu, bo nie byłam w stanie zademonstrować
tej czynności z powodu wściekłego bólu.
Moja cioteczka wyraznie się ucieszyła - "naciągnęłaś ścięgno, masz na
miesiąc lub dłużej zabawę- będziesz moczyła, smarowała i masowała i usztywnij ten staw, by się nie zginał z byle powodu."
Miesiąc? -zawołałam z rozpaczą.
"Tak, miesiąc. A jak się po 2 tygodniach nie polepszy wez od I kontaktu skierowanie na rtg. Zajrzyj w swój pesel, to się dowiesz że już dawno skończyłaś 30 lat. Będę za tydzień w W-wie to obejrzę to zjawisko".
I na tym rozmowa się zakończyła. A ja myślałam, że tylko warszawscy
lekarze chorobę diagnozują z pesela.;)
Mam też trochę problemu ze stukaniem w klawiaturę, bo mi brakuje
palców lewej ręki. I po jakie licho nauczyłam się pisania oburącz?
Gdy piszę tylko jedną ręką to przestawiam litery.
Dobrze, że już doszły mi nowe książki, pogrążę się w lekturze.
A poza tym nic się nie dzieje, po cichutku zmienia nam się ustrój państwa. Ciekawa jestem czy taki stan rzeczy, gdy nagle zmieni się dotychczasowy
ustrój upoważnia do uzyskania azylu gdzie indziej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)