drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 31 lipca 2017

Trafiłam w piątek.....

.....na nowy cykl filmów dokumentalnych, "Głosy z zaświatów ".
Program  smutny, ale ciekawy.
Jak wiemy wiele sławnych , znanych i lubianych osób odeszło z tego świata
w dość niespodziewany a jednocześnie dziwny sposób.
I teraz, po wielu, wielu latach  historycy kultury i sztuki wraz z całą "armią"
kryminologów, lekarzy różnych specjalności i psychologów usiłują dociec "jak
było naprawdę".
Ale proponuję zacząć od kilku moich ulubionych obrazów malarza, którego
życiu i okoliczności śmierci (która nastąpiła 127 lat temu w dniu 29 lipca)
zaczęła się dokładnie przyglądać ekipa złożona z historyka sztuki, lekarza
psychiatry, neurologa, psychologa, malarki.
                                 Łodzie rybackie na plaży w Saintes-Maries

                                     Pejzaż morski w  Saintes-Maries

                                     Most  Langlois w Arles

                                                     Taras kawiarni w nocy

                                  Zagajnik  - obraz z 1890 roku

30 marca 1853, w rodzinie pastora  Theodorusa Van Gogha , przyszedł na
świat chłopiec. Urodził się dokładnie  w rocznicę urodzin swego martwo
urodzonego brata i otrzymał jego imię- Vincent.
Te szczęśliwe urodziny zapoczątkowały dalsze regularne pojawianie się
kolejnych  pięciorga dzieci w rodzinie  pastora.
Rodzina  mieszkała w holenderskiej gminie Zundert w regionie Brabancji
Północnej.
Wczesne dzieciństwo upływało Vincentowi w sielskich warunkach ,
w otoczeniu  kochającej rodziny.
Pierwszym niemiłym "zgrzytem" w jego życiu był  pobyt w szkole
z internatem, dokąd  trafił  gdy ukończył 11 lat. Chłopiec tęsknił  ogromnie
za domem,  jedyną pociecha było dla niego rysowanie.
Nie były to rysunki zapowiadające jego talent- ot takie sobie  "gryzmoły".
W wieku 13 lat został skierowany do gimnazjum w Tolburgu.
W pierwszym roku nauki był bardzo dobrym uczniem, rodzina cieszyła się
jego bardzo dobrymi ocenami, wykazał się też talentem do języków obcych.
W drugim roku nauki, z zupełnie nieznanych przyczyn Vincent porzucił
szkołę i nigdy jej nie ukończył.
Nie bardzo wiedział co ma ze sobą począć, rodzina miała już dość nic
nie robiącego młodzieńca .
W końcu wuj zaproponował mu pracę sprzedawcy dzieł sztuki w...Londynie.
Vincent wszystkimi zmysłami chłonął to wszystko co zobaczył podczas
swego pobytu.Ponadto bardzo zaczął się interesować religią.
Ale jednocześnie czuł się wielce samotny i opuszczony, o czym wiemy
z jego licznej korespondencji prowadzonej z młodszym bratem Theo, który
w tym czasie pracował w Brukseli.
W 1875 roku został służbowo przeniesiony do Paryża.
Był tak pochłonięty sztuką i odkrywaniem religii, że zaniedbał bardzo swe
obowiązki zawodowe i został zwolniony z pracy.
Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić, powrócił do Anglii i podjął nieodpłatne
stanowisko asystenta nauczyciela.
Chciał studiować teologię, ale zabrakło trzech rzeczy- chęci, wytrwałości
oraz środków.
W 1877 roku trafił do Belgii. Tu prowadził życie miejscowego kaznodziei,
odwiedzał chorych, nauczał.
Nauczał z wielkim zacięciem i przesadą, czym nie zaskarbił sobie
sympatii ludzi.
O wszystkim informował  swego młodszego brata Theo, z którym nadal
prowadził obfitą korespondencję a w listach często dodawał szkice
Były to dobre  rysunki i Theo doradził bratu, by może rozwijał swe
umiejętności.
W 1880 roku Vincent zamieszkał w Brukseli, podjął nawet studia
w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych. Bieduje, na życie zarabia
wykonując różne obrazki na zamówienie.
Vincent nadal nie potrafi ułożyć sobie życia - ma często stany depresyjne,
jakieś tajemnicze ataki podczas których nie wie co się z nim dzieje.
Wraca do  domu, podejmuje jeszcze jedną próbę studiów, tym razem
na Akademii w Antwerpii.
Rodzina ma dość tego ponurego, dziwnie zachowującego się młodego
człowieka i grozi, że jeśli jakoś nie uporządkuje swego życia to oni
oddadzą go do zakładu dla  chorych psychicznie.
W międzyczasie Vincent sieje zgorszenie, bo związuje się z pewną
prostytutką, matką dwójki nieślubnych dzieci, która go zaraża
syfilisem. Ale on jest szczęśliwy,  ma własną rodzinę,maluje całą
 serię portretów jej i jej dzieci. Związek się rozpada, a Vincent
przeżywa kolejne załamanie. Oczywiście wszystko opisuje w swych
 listach do Theo.
Theo mieszka teraz w Paryżu, gdzie jest marszandem i ściąga
brata do siebie.
Jest rok 1886, Vincent poznaje Claude'a Moneta, Alfreda Sisleya,
Augusta Renoira, Camille'a Pissarro, Touluse- Lautreac'a,  Bernarda,
 w  końcu  Paula Gaugina.
Paul Gaugin i Vincent zaprzyjazniają się  bardzo. Obaj nieco
kontrowersyjni, ale łączy ich mocna nić porozumienia.
Wreszcie ukryty dotąd talent Vincenta wybucha z wielką mocą.
Co prawda nadal trudno z Vincentem wytrzymać, bo właściwie jest
abnegatem, okropnym bałaganierzem i nawet o własną higienę nie dba.
Theo jest zmęczony wspólnym mieszkaniem z bratem, w końcu
daje mu pieniądze i pomaga wynająć dom w Arles.
W Arles Vincent mieszka z Paulem, ale złe nastroje, depresja i jakieś
dziwne napady pozbawiające go czasowo świadomości nadal trwają.
Vincent nie  potrafi zapanować nad własnym zachowaniem, zamęcza
 ludzi mówieniem. W końcu dochodzi do ostrej sprzeczki z Paulem,
który ma dość i oświadcza, że wyjeżdża.
Wściekły Vincent chwyta za brzytwę, ale w efekcie obcina sobie ucho-
sam nie wiedział dlaczego to zrobił. I owe obcięte ucho każe przekazać
jednej ze swoich zaprzyjaznionych  prostytutek w Arles.
Zachowanie Vincenta denerwuje mieszkańców Arles, zwracają się nawet
do władz, by pana Van Gogha usunięto z miasteczka i umieszczono
w jakimś zakładzie  dla obłąkanych.
W końcu 1889 roku Vincent zostaje pacjentem zakładu psychiatrycznego
w Saint-Paul-de Mausole w St. Remy.
Maluje nieprzerwanie, ma epizody samobójcze, próbuje się otruć zjadając
farby. Z trudem  zostaje uratowany.
W maju wyjeżdża do Paryża, ale po 3 dniach pobytu znów wyjeżdża i osiedla
się w Auvers-sur-Oise, gdzie mieszka  zaprzyjazniony z nim zielarz Gauchet.
Od śmierci dzieli go zaledwie 70 dni, ale w tym czasie powstaje 70 obrazów
utrwalających na płótnie okoliczne pejzaże.
25 kwietnia 1890 r pod wpływem kolejnego załamania Vincent  wychodząc
z domu zabiera ze sobą rewolwer. Na polu pszenicy usiłuje strzelić sobie
w serce, ale w efekcie strzela znacznie poniżej serca.
Wraca do domy ranny, w czasie rozmowy z Gauchetem oznajmia, że chciał
odebrać sobie życie i ma nadzieję, że jednak śmierć nastąpi.
Gauchet zawiadamia o wszystkim Theo, który natychmiast przyjeżdża.
27 lipca Vincent umiera w objęciach brata.
I tak wygląda życiorys wielkiego  malarza, który uznanie zyskał dopiero
po śmierci-- za jego życia udało się sprzedać tylko jeden obraz.
Van Gogh pózno zaczął malować- pierwsze obrazy powstały gdy miał
27 lat. Malował przez 10 lat i w tym czasie namalował ponad 2000 dzieł,
w tym 870 obrazów olejnych, 150 akwarel, ponad 1000 rysunków,
napisał do brata wiele listów, z których ocalało ponad 600.
I właśnie owe tak bardzo szczegółowe listy pomogły ekipie wyjaśniającej
śmierć Van Gogha dojść do wniosku, że malarz cierpiał przede wszystkim
na psychozę maniakalno-depresyjną i okresowo miewał napady padaczki.
Dziś już wiadomo, że są różne rodzaje padaczki, a odstępy pomiędzy jej
atakami nie są z reguły stałe. Mogą równie dobrze występować napady
kilkaset razy na dobę jak i tylko kilka razy w roku.
Poza tym trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że malarz nadużywał absyntu -
alkoholu, który w tamtych czasach nie był odpowiednio oczyszczany.
Dodatkowo nie bez znaczenia zapewne był fakt, że był zarażony kiłą, a
choroba ta jest wielopostaciowa i często jedna z jej postaci atakuje mózg.
Ale tego w tamtych czasach jeszcze nie wiedziano.

Niezależnie od tego na co biedny artysta chorował -był artystą genialnym.
I gdybym potrafiła tak jak on namalować zwykły zagajnik, mogłabym
spokojnie  chodzić po świecie z plakietką wariatki na czole.
Przypatrzcie się technice, którą został namalowany - to nie jest takie
zwykłe pociągnięcie pędzlem i nałożenie koloru.
Napiszcie,proszę, które obrazy Van Gogha lubicie najbardziej.
Bo Van Gogh to nie tylko seria  "Słoneczników w wazonie".








37 komentarzy:

  1. Moje ulubione obrazy to "Gwieździsta noc" i "Kruki nad łanem zboża"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moje to ta "piątka" z mniej znanych.

      Usuń
    2. Mano partneris ir aš stengiausi kūdikiui daugiau nei septynerius metus. Mėginome vaisingumo kliniką jau keletą metų, kol kažkas pasakė man susisiekti su tokiu galingumu pavadintu "Agbazara Temple", kuris padėtų man gauti prenantą. Ir aš "Mes labai džiaugiamės, kad mes susisiekėme su DR.AGBAZARA, nes jo nėštumo burtai mus įtvirtino, ir aš nuoširdžiai jį tikiu, ir jo įgaliojimai tikrai mums padėjo, aš esu dėkingas už visus, kuriuos jis padarė. Susisiekite su juo el. paštu: ( agbazara@gmail.com ) arba ( WHATSAPP; +2348104102662 ), jei bandysite gauti vaiko, jis turi įgaliojimus tai padaryti.

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    Ja nie lubię żadnego obrazu Van Gogha, a najbardziej "Czaszki z palącym się papierosem".

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie lubiłam jego obrazów, ale dostałam cudowny album, w którym były również zupełnie mi nieznane dotąd obrazy Van Gogha- takie "na prosty" rozum, a nie z gatunku co naprawdę pan malarz widział.
      A według obrazu "taras kawiarni w nocy" zrobiłam nawet haft. Napracowałam się obłędnie bo tam jest tak dużo detali,odcieni jednego koloru, że zajęło mi to ponad miesiąc.A teraz wisi u córki.
      Natomiast jakoś nie umiem się zachwycić serią słoneczników;)
      Miłego;)

      Usuń
  3. Jak dla mnie malowal nieco dziwnie. Nic nie ujmujac z jego geniuszu, nie nalezy zapominac o jego chorej psychice. Owszem, wielu chorych na PMD to geniusze, ale ich tworczosc nie do wszystkich przemawia. Ja odbieram jego malarstwo jako zaginajace przestrzen, zbyt plynne dla moich oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość jego obrazów powstawała pomiędzy okresami pogorszenia się stanu zdrowia i jak orzekli znawcy tematu jego talent nie miał nic wspólnego ani z epizodami padaczki ani z PMD.Zespół psychozy maniakalno-depresyjnej sprawiał to, że wiele obrazów malował kilkakrotnie, raz za razem. Podobno chorzy z tym zespołem nie mogą, nie potrafią w pewnej chwili przestać, przerwać tego co robią lub mówią.
      Ta płynność jego obrazów to wynik stawiania lekko falujących, a nie prostych kresek. A dla mnie to jakby zwrócenie uwagi na to,że wszystko co nas otacza jest zbudowane z atomów i wszystko jest w ciągłym ruchu.
      Jest jeszcze jedna sprawa - jego najbardziej znane obrazy są nieco dziwne, ale wiele z tych mniej znanych jest inna.
      Np. Most Langlois ma kilka wersji ( to wynik tej maniakalności) a mnie się podoba tylko ta, którą pokazałam. Inne, bardziej znane, mniej mi się podobają.
      Miłego;)

      Usuń
  4. Nie lubię obrazów Van Gogha. Wszystkie, nawet "Słoneczniki" robią na mnie przygnębiające wrażenie. Czuję w nich jakąś złowrogość. I to niezależnie od wiedzy o życiu malarza. Nawet ten zagajnik ukrywa zło.
    A "Słoneczniki" dodatkowo odbieram jako ciężkie, bez polotu. Nawet ta "płynna kreska" tu nie pomaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słoneczników to ja nie lubię, ale "zagajnik" dla mnie nie ukrywa zła. Znałam taki zagajnik - w Borach Tucholskich. Zła w nim nie było, za to zatrzęsienie grzybów i to takie, że do kosza szły same "kapelusze". Jeden jedyny raz miałam taki zbiór. Stałam w jednym miejscu i zbierałam co było w zasięgu ręki, potem krok i znów to samo.
      Tam kiedyś był jakieś polowe lotnisko,potem je zalesiono i trafiłam tam na taką obfitość grzybów.Do W-wy przywiozłam z tamtego pobytu kilogram wysuszonych grzybów.

      Usuń
  5. Podobno cierpiał także na straszne migreny i skoro obciął sobie ucho, to ja się nie dziwię, zwłaszcza wobec tego, co tak ciekawie opisałaś.
    Takie historie uwielbiam, czekam na następne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucho sobie obciął prawdopodobnie po to, by powstrzymać siebie przed skrzywdzeniem Gauguina.
      Wyleciał z pokoju za nim z otwartą brzytwą, więc może lepiej, że ofiarą padło jego ucho niż Gauguin. Dwaj geniusze pod jednym dachem, w tym jeden mocno niezrównoważony to mieszanka wybuchowa. No wiesz- jak się jest posiadaczem kiły, epizodów padaczki a do tego się pije mocny trunek to chyba trudno uniknąć migreny;)
      Miłego;)
      P.S.
      Większość życiorysów wielkich artystów to smutek absolutny- kiła, alkoholizm, zawiedzione uczucia, bieda- to cena talentu.
      Inaczej na ich tle przedstawiał się Pissarro, którego malarstwo też ogromnie lubię.I pewnie o nim też coś napiszę. A tak naprawdę to wielbię niemal wszystkich malarzy.

      Usuń
    2. A któremu to malarzowi obrazy kończyła żona? Podobno cały drugi plan malowała, żeby wreszcie obraz sprzedać i nie cierpieć głodu.

      Usuń
    3. a mi to ucho bardzo do migreny pasuje, bo sama czasem mam ochotę nie tylko ucho sobie obciąć, ale i oko wydłubać...

      Usuń
    4. @al Ellu,
      nie pamiętam. Jedno jest pewne- być żoną artysty, którego twórczość "nie sprzedaje się", to dość kiepski biznes.
      @ jotko,
      zlituj się, nie zaoszczędzisz na tuszu do rzęs w ten sposób;)))
      A tak na serio- jest ponoć coś o nazwie "migrea", próbowałaś? Poza tym możesz się wzbić na wyżyny samooceny i zaobserwować po jakich "wydarzeniach dopada Cię migrena. Mnie kiedyś dorywała gdy miałam zbyt niskie ciśnienie i kłopoty z tarczycą. Odkąd mam wyrównane ciśnienie i"zadbaną" tarczycę to ból głowy, a tym bardziej migrena omijają mnie z daleka, dużym łukiem.

      Usuń
  6. Jakie to nieskonczenie smutne, ze taki artysta - malarz umiera i nic nie wie jakie slawne staje sie wszystko co stworzyl, cale jego malarstwo, jak bardzo dostarcza ludziom przezyc, wzruszen, przemyslen, czy przygnebiajacych wrazen.
    Trudno mi wybrac jeden obraz, ktory podoba mi sie czy tez porusza do glebi. Na tworczosc Van Gogha patrze pamietajac o jego psychicznej chorobie, jak bardzo cierpial, jak walczyl z demonami, dlatego tak wiele obrazow przeraza smutkiem. Lubie jego wszystkie pejzaze, szczegolnie te ogrody szpitalne, lubie patrzec na obrazy wiesniakow/wiesniaczek przy pracy, bo przyblizaja mi zycie z tamtych czasow, a w domu na scianie chcialabym miec, wszysko jedno ktory, wazon z kwiatami, moze maki, te obrazy sa przepiekne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym chciała mieć ten pejzaż morski i zagajnik.
      Wielu malarzy było bardzo, bardzo niedocenianych za życia. Każdy, który odbiegał od "sztampy" i próbował stworzyć coś, czego jeszcze nie było, był przyjmowany z nieufnością i niezrozumieniem.
      Ogólnie rzecz biorąc jetem zakochana w impresjonizmie, ale post impresjonizm a potem art nouweau są bliskie memu sercu.

      Usuń
  7. Nie mam zdolności plastycznych, na malarstwie się nie znam. Przedstawione przez Ciebie obrazy widziałam, ale gdyby mi je kazano połączyć z twórcą, to nie potrafiłabym. Oczywiście słoneczniki są najbardziej znane i mnie się podobają(lubię kwiat jako taki). Nie mam swojego ulubionego malarza. Dla mnie artystą wszechstronnym był Leonardo da Vinci, i to on mnie inspiruje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat malarstwo tamtego okresu raczej mało mnie porywa, choć sam Leonardo był człowiekiem niezwykle twórczym a jednocześnie wielce tajemniczym.Lubię malarstwo, sama trochę paćkałam, od dziecka bywałam b.często w różnych muzeach, chciałam iść na ASP ale m8ałam "szlaban" od rodziny.No ale chodzić na wykłady z historii sztuki nikt mi nie zabraniał, więc chodziłam.
      Ulubionych malarzy mam kilku.
      Miłego;)

      Usuń
  8. Jeszcze napiszę coś do śmiechu. Czytam tytuł notki "Trafiłam w piatek" i myślę sobie, co ta Anabell pisze? Toż poprawnie mówi się: trafiłam piątkę, np. w lotto. A jeśli "trafiłam w..." to nie "...w piątek" a "...w dziesiątkę". :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Tylko za mocno proszę się ze mnie nie śmiać, o! ;-)

      Usuń
    2. Jej, bardzo by mi się jakieś trafienie w totka przydało!
      Najśmieszniejsze jest to, że nie wiem na jakim kanale to oglądałam- po prostu włączyłam odbiornik i "trafiłam" akurat na to.
      Potem mój przyszedł ,żeby jakiś sport sobie zafundować i do dziś nie wiem gdzie to upolowałam. Tych kanałów jest u mnie fura ale gazetka z programem nie wszystkie kanały wymienia.
      Ale skojarzenie miałaś prawidłowe, rzecz biorąc od strony językowej;)))
      Serdeczności;)

      Usuń
  9. Anabell, na którym programie jest ten cykl? Bardzo mnie zainteresował. Co do Van Gogha, to czytałam kiedyś książkę o jego życiu pt. Pasja Życia Irvinga Stone - znakomita. Lubię jego malarstwo, z obrazów, które pokazałaś Zagajnik jest bardzo ujmujący, ale i Pejzaż Morski mi się podoba, bo kocham morze. A mieszkam na ulicy Van Gogha, którą podpisano na tabliczce zabawnie "ul. Wincentego Van Gogha. Niech tam będzie Wincenty. Ale wielkim malarzem był :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem na jakim kanale oglądałam, bo włączyłam już w trakcie gdy była pierwsza część o Marylin Monroe.A zaraz potem o Van Goghu.A potem do TV dorwał się mój ślubny i nim się zorientowałam szybko przełączył, nawet nie mogłam zobaczyć kto ten film zrobił. Książki Stone'a są świetne- czytałam "Pasje Utajone"- o Freudzie, "Opowieść o Darwinie", "Udręka i ekstaza", o Michale Aniele.Marzy mi się przeczytanie jeszcze o Camillu Pissarro " Bezmiar Sławy".
    Poza tym nie byłoby zle przeczytać "Żeglarz na koniu", czyli o Londonie i "Grecki Skarb"- o Schliemannie.
    A nie mogli na tabliczce z nazwą dć tylko "ul.Van Gogha"?
    Ja wiem, język żyje, zmienia się,ale u nas to tak jakoś dziwnie żyje. Mało co tak mnie bawi jak szyld "studio paznokci". lub studio "mebli kuchennych".
    I uwielbiam, gdy zakład fryzjerski mały, ciasny, nieco zapyziały ma szyld "Salon fryzur".
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podpowiedź tylu lektur. ja polecam jeszcze ksiazkę La Mure Pierre pt. Moulin Rouge, o życiu Henryka de Toulouse-Lautreca. Bardzo mi się podobała.

      Usuń
  11. Ponoć aby być artystą trzeba być chorym...
    Aby inaczej widzieć świat.
    Coś w tym jest...
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekoniecznie trzeba być chorym by inaczej postrzegać świat ale z pewnością trzeba mieć talent i dużo determinacji by być artystą malarzem.
      Często zapominamy, że malarz to nie aparat fotograficzny, więc nie odwzoruje wszystkiego tak jak obiektyw. Zrób kiedyś taki eksperyment- pokaż trzem osobom (z tego samego miejsca) jakiś fragment krajobrazu i potem poproś by każda z osób napisała w kilku prostych zdaniach co widziała. I przekonasz się, że każdy "patrzy nieco inaczej", chociaż wszyscy są zdrowi na umyśle.A już przenieść to wszystko na papier lub płótno mało kto umie.
      Miłego;)

      Usuń
  12. Czytałaś "Pasja życia" Irvinga Stone'a? Piękna książka o tym malarzu... owszem bywa przygnębiający, ale to takie piękne... byłas na multimedialnej wystawie jego obrazów? Kilkanaście miesięcy temu chyba była w stolicy. Czyste piękno. A piękno bywa bolesne, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz, myślę że to nie piękno jest bolesne ale fakt przerastania swego otoczenia wiedzą lub umiejętnościami.
    Ci wielce zdolni i mądrzy zawsze są wyobcowani, a wyobcowanie boli, bo w sumie człowiek to zwierzę stadne i potrzebuje akceptacji, zrozumienia, wsparcia, a przerastając swe otoczenie "o głowę"bywa wprawdzie nawet akceptowany ale niekoniecznie zrozumiany.
    W ubiegłym roku połknęłam dwie książki Stone'a: "Opowieść o Darwinie" i "Pasje utajone" o Zygmuncie Freudzie. Obydwie książki piękne. Chociaż nie mogę powiedzieć, że akceptuję wszystkie teorie obu uczonych.
    Teraz muszę zapolować na "Bezmiar Sławy".
    Pasję Życia czytałam bardzo dawno.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam chwilę wolnego, więc szybko obskoczę blogi - pomyślałam. A tu szybko się nie da;)
    Piękny wpis o wielkim malarzu. Kiedyś oglądałam z przejęciem program o Van Goghu, teraz też z przejęciem przeczytałam Twój opis jego życia. Miał tak ogromny talent, a był taki nieszczęśliwy. Jak to możliwe przecież twórczość to radość. Tak naprawdę nie wiadomo co człowiek chory psychicznie "widzi"... Może widzi inny wymiar, którego my nie widzimy. Vincent czuł się bardzo samotny przez całe swoje życie i cierpiał z tego powodu, może urodził się nie w nieodpowiedniej epoce i nikt go nie rozumiał. Lubię jego obrazy, może nie wszystkie, ale większość - słoneczniki też. Gwiaździsta Noc ma w sobie coś tajemniczego... Na wielu obrazach nie ma linii prostych, wszystko na nich faluje, wiruje, zakręca spiralnie. Jak energia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jakimś cudem widział i chciał przedstawić świat w wizji atomów. Tak naprawdę wszystko przecież jest zbudowane z atomów, które są w ciągłym ruchu. To jest świetne, że co jakiś czas rodzi się ktoś, kto widzi, odczuwa, rozumie więcej- tak jakby czerpał tę wiedzę z Kosmosu. Gdy czytam życiorysy wielkich ludzi (niekoniecznie artystów) to właściwie wszyscy mają kłopoty z otaczającym ich światem- są z natury egocentrykami, ale to dość zrozumiałe- gdy chcesz coś osiągnąć i myślisz tylko o tym, to życie , które jest obok niewiele cie obchodzi. A tacy są wielcy artyści i naukowcy. I nawet jeśli chwilami robią wrażenie "normalnych" to takimi jednak nie są. Są INNI. I ta inność jest ich nieszczęściem- najczęściej dlatego, że wyprzedzają swoją epokę.
      Miłego;)

      Usuń
  15. ciekawe... najpierw mieszkańcom Arles nie podobał się Van Gogh, a teraz mówią z dumę, że jest to "miasto Van Gogha"... tak swoją drogą, to bardzo sympatyczna miejscowość z rzymskim amfiteatrem wtopionym w zabudowę /obecnie odbywają się tam corridy/ i sobotnim targiem dookoła centrum...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dziwnego, że im się nie podobał - chodziło "toto" po polach, zamiast robić coś pożytecznego to malował głównie to, czego oni nie mogli dostrzec a jak zaczynał gadać to nie wiedział kiedy skończyć. W takiej małej zbiorowości każda "inność" przeszkadza.
      Miłego;)

      Usuń
  16. Bardzo ciekawy i wprost niezwykły życiorys artysty! Podobno "tylko wariaci są coś warci". U nas w domu wisiał obraz "Słoneczniki w wazie". Tak mi się wydaje, że było to typowe w komunistycznej Polsce, żeby w domu mieć obraz Vincenta van Gogha. Podobają mi się jego obrazy i ta technika malarska, inna niż wszystkie - w postaci drobnych kresek, delikatnych pociągnięć pędzlem. Najbardziej podobają mi się krajobrazy pól i łąk, ale lubię też ten obraz "Taras kawiarni w nocy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej lubię w malarstwie okres impresjonizmu, post impresjonizmu i okres art nouweau. Co jakiś czas "funduję sobie frajdę" i przeglądam posiadane albumy.Miałam taki okres, że bardzo dużo haftowałam i porywałam się na hafty wg mistrzów- właśnie tych okresów.
      Co do życiorysów malarzy - każdy, który malował odmiennym od akademickiego stylem obowiązującym w akademiach sztuk pięknych zawsze miał mocno pod górkę i sławę najczęściej zdobywał albo dopiero pod koniec życia albo wręcz po śmierci.
      Dopiero okropieństwa II wojny światowej, te wszystkie zaszłe po niej zmiany w obyczajowości spowodowały, że ludzie zaczęli być ciekawi i zaczęli akceptować inne style w sztuce.

      Usuń
  17. Nie wiem czy pamiętasz, ale też pisałam kiedyś o Van Goghu.
    Podziwiam Cię, że w tym nawale spraw przedwyjazdowych i w tym upale masz siły żeby się zabrać za tak poważny temat jak malarstwo Van Gogha - no i ona sam.
    Bużka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pakować zacznę się od 1 września.Nie jestem w stanie cały czas myśleć tylko i wyłącznie o wyjezdzie. O samym malarstwie to prawie nie napisałam, bo tak naprawdę mało kogo interesuje technika malarska, a pokręcony żywot zawsze jest ciekawszy i bardziej zrozumiały.Zawsze bliższe nam są losy człowieka niż jego sposób malowania.
      Miłego;)

      Usuń