A stało się to za sprawą Irvinga Stone'a i jego książki "Bezmiar Sławy".
W USA została wydana w 1985 roku, u nas w 2007roku, a w moje ręce wpadła-
no właśnie w ostatni środowy wieczór.
Zapewne większość z was wie, że Irving Stone to amerykański pisarz, który
w beletrystycznej formie napisał wiele biografii znanych ludzi.
W Polsce ukazały się:
"Pasja życia" - o Van Goghu;** "Jack London- żeglarz na koniu";
"Miłość jest wieczna"- historia małżeństwa Abrahama Lincolna i Mary Todd
"Udręka i ekstaza" -o życiu i twórczości Michała Anioła;**
"Pasje utajone czyli życie Zygmunta Freuda;**
"Grecki skarb" o odkryciu Troi przez Heinricha Schliemanna;
"Opowieść o Darwinie";** "Bezmiar sławy" o Camille'u Pissarro;**
"W imieniu obrony" , biografia Clarenca Darrowa, amerykańskiego prawnika.
Z tych wymienionych wyżej książek przeczytałam te oznaczone gwiazdkami.
Podobały mi się wszystkie, ale najbardziej odłożona na półkę kilka godzin temu,
"Bezmiar sławy".
Widać, że malarstwo, a zwłaszcza impresjonizm, było bliskie sercu autora.
Obrazy, które zresztą znam, są opisane z iście malarskim talentem.
Czytam i mam przed oczami opisywany obraz, zupełnie tak jakbym miała
przed oczami jego reprodukcję, a nie tylko opisujące go słowa ułożone w zdania.
I choć głównym bohaterem jest Camille Pissarro, poznajemy również innych
malarzy tego okresu.
I wraz z Pissarrem zastanawiam się, co sprawia, że człowiek czuje taki wielce
przemożny przymus do przenoszenia na papier, płótno lub deskę tego co go
otacza, co wywiera na nim wrażenie.
I choć Pissarro pochodził z całkiem bogatej rodziny, niemal całe swe dorosłe
życie żył w nędzy - został najzwyczajniej w świecie wydziedziczony.
Bogata kupiecka rodzina nie o takiej karierze marzyła dla jednego z trójki
dzieci. Obaj synowie mieli się kształcić na dobrych kupców pomnażających
rodzinny majątek pracą i małżeństwem z odpowiednią kandydatką, która
wniosłaby dobry posag i urodziła oraz wychowała kilkoro dzieci.
Może gdyby Camille już od pierwszego swego obrazu został rozchwytywanym
artystą a po jego obrazy ustawiałaby się kolejka, rodzina byłaby dla niego
łaskawsza.
A on, nie dość, że za nic w świecie nie chciał zostać szanowanym kupcem to
został malarzem, na domiar złego zakochał się w służącej swej matki.
I malował, wraz z grupą młodych malarzy, takie "bohomazy",że krytycy sztuki
kierując wzrok na ich obrazy ślepli- nie mogli zupełnie zobaczyć co też one
przedstawiają:
Ja jakoś nie mam żadnego problemu z rozpoznaniem tego co dany obraz
przedstawia.
Nie mogłam znależć większego zdjęcia reprodukcji tego ostatniego obrazu, to
obraz Moneta "Impresja- wschód słońca" i od niego ten sposób malowania wziął
swą nazwę- impresjonizm.
Gdy kończyłam szkołę podstawową chciałam koniecznie pójść do Liceum
Plastycznego. I wtedy cała moja rodzina stanęła zgodnie murem- nigdy w życiu.
Bo plastyk to nie zawód, mężczyzni z reguły zostają alkoholikami a panie- lepiej
nie mówić. "To ruja i porubstwo" - pieniła się moja ciotka, siostra mego ojca.
O ile wiedziałam co to jest ruja to druga część owej opinii długo pozostała dla
mnie tajemnicą.
Po jakimś czasie gdzieś wyczytałam, że to po prostu nierząd i cudzołóstwo- tak
rzecz wyjaśniał "Ilustrowany słownik języka polskiego" pana Arcta wydany
w 1916 roku.
Na otarcie łez pozwolono mi uczęszczać na dodatkowe zajęcia plastyczne.
Może dobrze, że nie miałam nigdy tak przemożnego ciągu do malowania i
rysowania - wystarczało czymś zająć ręce, coś dłubać, czasem lepić, czasem
haftować, czasem wręcz szyć- i manualne ADHD przycichało.
Dziś zapewne też nie ma szans na utrzymanie się z malarstwa. W dobie selfie
mało kto zamawia swój portret u malarza .
Niepotrzebne godziny spędzane w niewygodnej pozycji - rozglądamy się tylko
za ciekawym tłem, w razie potrzeby ryzykujemy życie stając przy klatce lwa
lub tygrysa i...cyk. Mamy swój portret w kilka sekund.
Obraz na ścianę? Też obędzie się bez malarza - niemal każdy obraz, nawet
najsłynniejszego malarza możemy mieć w domu już za naprawdę nieduże
pieniądze- na płótnie i już oprawiony.
Cena uzależniona od wielkości. A że to reprodukcja? No cóż, jeśli malarz już
dawno w zaświatach a znany był za życia, to nikomu to nie przeszkadza.
Miłej niedzieli dla Was;)
Jakbym o sobie czytala, bo u mnie tez ojciec rozlozyl sie jak Rejtan i dramatycznie zakrzyknal, ze artystka w rodzinie to po jego trupie i tym zakonczyl moje marzenia o malowaniu. Ja zas na znak buntu spalilam wszystkie moje prace, czego teraz bardzo zaluje.
OdpowiedzUsuńMnie chociaż pozwolono chodzić na tę dodatkową "plastykę"- zapewne tylko dlatego, że były to zajęcia na terenie liceum do którego chodziłam no i były to lekcje bezpłatne, co też nie było bez znaczenia a jedyną inwestycją był blok rysunkowy A3 i kilka ołówków o różnej twardości.
UsuńZa to wszystkie moje wyczyny w zakresie biżuterii były regularnie tępione, głównie słownie. A potem się dziwili, że młodo wyszłam za mąż- to był po prostu dość dobry sposób na wyjście z domu i rozstanie z domowym reżimem.
Bardzo Ci dziękuję za notkę - wspaniała. Nigdy nie miałem zdolności plastycznych, więc nigdy nie marzyłem o pięknym malowaniu. Ale za to jestem absolutnym wielbicielem malarstwa i wszelkich galerii, siedzę tam godzinami.
OdpowiedzUsuńO impresjonizmie mógłbym napisać książkę, więc w tak krótkim szkicu jedynie napomknę:
Bardzo wielu z nich wywodziło się z bardzo bogatych rodzin.
Trzeb pamiętać o Gustave Caillebotte – zapomnianym impresjoniście, znanym z jednego obrazu „Paryż w deszczu”, też piekielnie bogatego. Ale z nim jest związana świetna historia, że jako człowiek bardzo bogaty kupował i zbierał obrazy swoich kolegów (dofinansowując ich w ten sposób). Całość kolekcji, 67 dzieł: 19 obrazów Pisarra, 14 Moneta, 10 Renoira, 9 Sisleya, 7 Degasa, 5 Cézanne’a, 4 Maneta i 1 własne płótno – przekazał Państwu Francuskiemu, a dokładniej mówiąc Muzeum Luksemburskiemu. I dzisiaj nie możemy tego pojąć, ale oferta wykonawców jego testamentu została przez Muzeum … odrzucona.
Impresjoniści, twierdzący, że są prześladowani przez Salon („Salon" - tłumi i wypacza zmysł wielkości i piękna) postanowili założyć własny - "Salon odrzuconych". O tempora, o mores, jeden z najpiękniejszych obrazów świata "Akt schodzący po schodach nr 2" Duchampa został odrzucony w lutym 1912 roku przez Salon Niezależnych. Uroboros zjada własny ogon.
O tym wszystkim, bardzo dokładnie Stone napisał. I choć dobrze znam losy poszczególnych malarzy i niewiele nowych wiadomości wniosła ta książka, jestem jednak pod jej wrażeniem- ten autor miał duszę malarza.A napisał ją 4 lata przed śmiercią, czyli w wieku 82 lat. Pełny szacunek.
UsuńMogłabym całymi dniami oglądać dzieła impresjonistów, neoimpresjonistów a poza tym Klimta, Muchę i dzieła Tiffanny'ego.Marzeniem mego życia jest posiadanie jednego okna będącego witrażem. Zamiast tego mam swój haft- serię witraży "widok z okna-4 pory roku" Tiffanny'ego.
No cóż- nie popisał się Salon Niezależnych odrzuceniem obrazu Duchampa. Może po prostu nie rozumieli tego obrazu? Bo bardzo łatwo zasklepić się w jakimś jednym sposobie myślenia i postrzegania świata. Cieszę się, że Ty też lubisz impresjonistów.
O obrazach Pissarra pisałam w ub. roku post.
Miłego;)
Moje życie polega na skojarzeniach. Obraz Duchampa dla mnie to jest czysty futuryzm. Tymczasem ostatnio postanowiłem obejrzeć serial (po raz pierwszy w życiu) "Poirot", – brytyjski serial kryminalny z genialnym Davidem Suchetem. I co ja widzę w czołówce? Futuryzm w najczystszej postaci. Aż mi się miło mi zrobiło.
UsuńBardzo fajny wpis, poszukam tych książek bo lubię czytać biografie :)
OdpowiedzUsuńa takie perypetie życiowe jak wasze i dla mnie nie są obce :)
Wszystkie te przeczytane książki Stone'a polecam z czystym sumieniem. I jestem wciąż pełna podziwu dla pracy nieżyjącego już ich autora.
UsuńImponujący dorobek biograficzny! Nie dziwię się, że nie mogłaś się oderwać. Wielu malarzy żyło i umierało w biedzie, bogacili sie marszandzi i kolekcjonerzy po śmierci artysty.
OdpowiedzUsuńImpresjonizm bardzo lubię, najlepszy jest oczywiście w oryginale. Oglądaliśmy obrazy w galerii w Rogalinie, robią duże wrażenie, nawet mój syn, wtedy już nastolatek zainteresował sie impresjonizmem, co mnie bardzo ucieszyło.
Do dziś wielu ludzi uważa, że literat czy malarz to nie zawody tylko hobby:-(
Czasem podejrzewam, że jestem w pewnym sensie niedopasowana do życia na tej planecie -nie mogę zrozumieć dlaczego zawody, które wymagają prawdziwego talentu są traktowane z pogardą- to primo, a secundo- dlaczego dotąd niedoceniany artysta po śmierci nagle staje się wielki? Zupełnie nie mogę pojąć takiego zachowania.
UsuńNa razie bez odniesienia do treści notki. Jest z Tobą jakiś kontakt poza blogowy? (poczta mailowa?)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Oczywiście, że jest, zajrzyj do swojej poczty;)
UsuńA ja na odwrót - mogłam odziedziczyć przeróżne talenty /rzeżbienie, malowanie, nawet aktorstwo/ Ale nie odziedziczyłam.
OdpowiedzUsuńNic to - odziedziczyłam za to wspaniałą bibliotekę a w niej przeróżne bardzo stare książki z dziedziny malarstwa i rzeżby, także przerózne szkice a nawet sztychy. A I.Stone znam na pamięć i to wszystko co napisał.I nie tylko jego.
Chodziłam też po różnych "luwrach" i "ermitażach" że o naszym Narodowym Muzeum nie wspomnę.
Dziękuję za ciekawy tekst.
Pozdrówki.
Wg powszechnej opinii talent objawia się niemal w kołysce.Ale nie zawsze tak jest.Znam kilka osób które same były zaskoczone faktem, że nagle, nie bardzo wiadomo dlaczego, zaczęły....malować. I to będąc już w wieku emerytalnym.Całe dotychczasowe życie należały do tej grupy, która nawet drzewko rysowała przy linijce, a nagle zaczęły malować. Rodziny ich zamiast się tym cieszyć były zmartwione,bo nagle babcie zmieniły swe zainteresowania- malowanie, udział w kursie, bieganie po wystawach stały się o niebo ważniejsze niż opieka nad wnukami. Podobno każdy z nas ma jakiś wrodzony talent-ot choćby jak Ty- łatwość przenoszenia myśli na papier. A poza tym gdyby Ci życie ułożyło się inaczej, a papcio nie był tak skrajnym egoistą i bardziej odpowiedzialnym człowiekiem, to z pewnością byłoby inaczej, a Twe ukryte talenty wypłynęłyby na wierzch.
OdpowiedzUsuńDzieciom trzeba dać zawsze wiele możliwości do wyboru i bacznie je obserwować, poświęcać im każdą swą wolną chwilę a nie "godzinę dziennie".
Byłam zaskoczona jak pięknie i fachowo Stone napisał o malarstwie.
I - tylko się nie śmiej- my dwie też jesteśmy poniekąd takie z "salonu odrzuconych" ( co prawda nie artystów) i to nam nieco skotłowało życie.
Miłego;)
Co chwilę uświadamiam sobie, jak wiele książek czeka na mnie! Irving Stone niejednokrotnie rozpalał moją wyobraźnię, tym bardziej,że kompletnie nie wierzyłam ja sama w swoje możliwości. Udowadniałam sobie że coś potrafię i dlatego zaczęłam delikatnie od biżuterii. Wtedy po latach biedy, był to niesamowity odlot dla mnie.
OdpowiedzUsuńPomimo kompletnego braku czasu, natychmiast zamawiam książkę. Impresjonizm to nie tylko czas zachwycającego malarstwa, ale czas niezwykłych osobowości malarzy.
Wyobraź sobie siedzę i maluję portrety JEDENASTU osób na płótnie wielkości A4,olejami. Jeszcze w szkole malowałam kilka miniatur na kości ale to było zupełnie co innego. Nie mam chyba odpowiednich pędzli do takiego dziubdziania i wściekam się że w szkicu było lepiej niż po poprawkach... No, ale niczyje życie nie jest całkiem proste! Buziam !!!
Wyżyć z malarstwa zawsze było trudno, a impresjoniści uzyskali taką sławę w zasadzie w większości dopiero po śmierci. Ale dzięki wielkie za wskazanie mi biografii, które warto przeczytać. Bo się właśnie za biografiami ostatnio rozglądałam, ale nie wiedziałam po co sięgnąć. Póki co przeczytam to, co ostatnio kupiłam, a potem wybiorę się po coś z tego zestawu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia