drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 24 października 2018

Ferie wykopkowe

Od poniedziałku są jesienne ferie - to relikt  dawnych czasów, gdy dzieci miały
ferie bo musiały pomagać rodzicom w wykopkach kartofli.
W poniedziałek dzieciaczki siedziały u nas od 15,00 do wieczora i zażyczyły
sobie powtórki wczoraj, niemal od rana do 15,00.
Bo bycie u dziadków to możliwość włączenia sobie któregoś z programów
 dziecięcych TV i babcia pozwala pograć na kompie, choć jest paskudną
babcią, bo nie daje pograć w jakieś  zombi i bicie łącznie z kopaniem.
Wczoraj siedzieli we dwóch przy kompie, starszy wynalazł grę dla dwojga
i nawet nie wiedziałam,  że są dzieci w domu.
Starszy pokazywał młodszemu jak grać, czasami grali na  zmianę. Żadnych
kłótni, pełna zgoda. Zresztą oni się nie kłócą. Ze trzy lata temu nieco mniej
zgodnie się bawili, ale teraz wszystko jest w porządku.
Między nimi jest równo 2 lata i 40 dni różnicy- starszy jest  ze stycznia 2009r,
młodszy z lutego 2011r.
Córka nawet chciała by każdy miał własny pokój, ale oni  nie chcą, wolą
mieszkać w jednym. Pokój duży, drobne 30 metrów, więc krzywdy nie mają.

Babcia-wariatka, gdy tylko dzieci przyszły, natychmiast pognała do kuchni
i usmażyła jogurtowe racuszki z jabłkami.
Wystarczy mieć 250 ml gęstego jogurtu (u mnie waniliowy), dodać do niego
2 jajka, 2 łyżki stołowe  mąki (u mnie kokosowa), 2 opakowania budyniu
śmietankowego bez cukru. Jabłka starłam na tarce z dużymi oczkami.
Wszystko razem mieszamy, smażymy na rumiano, można potem delikatnie
posypać cukrem pudrem.
Cały duży talerz racuszków ułożonych  " w kwiatek" zniknął w zabójczym
tempie, a ja awansowałam na nadworną babcię racuszkową.
Wczoraj wieczorem dzieci wraz z rodzicami wyjechały do Szwecji, a my
w związku z tym też mamy ferie.
Pogoda na szczęście się poprawiła, słońce od rana świeci, wiatr wieje, jest tylko
+11 stopni, no ale najważniejsze, że nie pada, bo w poniedziałek i wtorek było
paskudnie- wiało i padało i było bardzo zimno.

Nie wiem jeszcze jak spędzimy te "wykopkowe  ferie", ale raczej nie na
wykopkach  kartofli.
Może zwiedzimy pałac w Charlottenburgu? A może wybierzemy się przejść
po dawnym Wschodnim Berlinie? Albo wybierzemy się do Muzeum Techniki?
Możliwości sporo, oby tylko chęci nie zabrakło;))

59 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Podobają mi się "ferie wykopkowe". U nas dzieci miały, a w niektórych szkołach jeszcze mają "ferie wyborcze", bo komisje liczą głosy.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, ferie wyborcze to jest coś!!!!
      A potem dzieciaki będą się dopytywać kiedy następne wybory bo może znów będą wolne dni.
      Serdeczności;)

      Usuń
  2. Wykopki pamiętam ze szkoły, jeździliśmy do PGRu zbierać ziemniaki, a tam częstowano nas herbatą i drożdżówkami, gorzej gdy było błoto...
    Babcie są od tego by rozpieszczać wnuki:-)
    najlepsze racuchy drożdżowe robi mój mąż, ja takich nie umiem, ale Twój przepis jest fajny, muszę spróbować.
    Na obecną pogodę moja głowa szaleje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nas na wykopki nie gnali, ale pamiętam akcję szukania stonki na kartoflisku. Ktos przedtem naklejał na spodzie liści mały znaczek stonki, potem nas w te kartofle wpuścili i kazali je wszystkie wyzbierać. O ile pamiętam to znalazłam aż jeden taki portrecik stonki. Bo te stonki to Amerykanie nam na pola zrzucali, jak głosiła ówczesna propaganda.

      Usuń
  3. Ja pamietam jeszcze wykopki ze szkoly, jezdzilismy na jakies pegerowskie pola kartofle zbierac. Nie pamietam juz, czy to byl dzien czy dwa, czy tydzien? Ot tak po prostu zawieszano nauke na cel tych kartofli. W sumie nie do uwierzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci ze stolicy nie były wysyłane do kopania kartofli ale do zbierania stonki, która była zawsze i jest nadal.Jak żyję, a żyję już długo, nie widziałam nigdy żywej stonki.

      Usuń
    2. Nie kopania Anabell, to byloby chyba niecne wykorzystanie dzieci i mlodziezy ;) kopal traktor, my zbieralismy z anim. A stonke bardzo zywa i we wszystkich stadiach rozwoju, mialam szanse wiele lat co roku na wakacjach, widywac na kartoflanych polach moich dziadków w kieleckim. Nie powoem, stonki maja ladne dzieci ;)

      Usuń
    3. Mnie się ten żuczek z Kolorado podoba, ale znam tylko z obrazka.No widzisz, nas do kartofli nie wysyłano a ten jeden to raz było na jakiejś wycieczce.

      Usuń
  4. Ależ, daj im pograć w zombi! Niech się nauczą odróżniać dobro od zła. Nas wychowano na bajkach o rycerzach, co zabijali smoki - niech oni też zabiją to, co uosabia zło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Córka by mnie zaciukała! Tu jest kurs by dzieci nie uczyć przemocy. I jeszcze nie widziałam by dzieciaki sie tu na ulicy lub na trenie zabaw biły. W Warszawie (mieszkałam blisko szkoły,5 minut drogi) zawsze były jakieś bójki, zabieranie sobie plecaków, jakieś kopanie i wyzwiska- tu często jestem po któregoś z chłopców i nigdy czegoś takiego nie ma.
      Od żłobka dzieci są uczone serdeczności, na powitanie się przytulają, obejmują, to samo było w przedszkolu.
      Poza tym jest dążenie by dzieci spędzały jak najmniej czasu na różnych grach i przyrośnięte do ekranu. Jest absolutny zakaz korzystania z komórek lub smartfonów w szkole i jeżeli dziecko musi o czymś powiadomić rodziców to musi dostać na to pozwolenie od nauczyciela.
      Moje Krasnale dopiero od roku mogą oglądać nieco TV, czyli wieczorem półgodzinny program dla młodszych nastolatków i rano przy śniadaniu dziennik.
      Przedtem mogły oglądać tylko wybrane dobranocki na CD i to góra 20 minut.

      Usuń
    2. w naszej szkole również jest zakaz korzystania z komórek, jeśli coś się dzieje to uczeń może korzystać z telefonu w sekretariacie, prywatne telefony muszą być wyłączone

      Usuń
    3. Tu telefonuje z własnej komórki, ale przy nauczycielu.

      Usuń
    4. Szczerze mówiąc, obawiam się takiego wychowania. Zawsze uważałem, że skrajności są złe. Źle, gdy karmi się dziecko przemocą - to oczywiste - ale równie źle jest, gdy odgradza się je od rzeczywistości. I tak rośnie nam pokolenie lalusiów. Już niedługo europejscy żołnierze zginą nie od kul, ale od pieczywa z glutenem, albo braku małej czarnej w południe. Do nich nikt nie będzie musiał trafiać, sami uciekną, by położyć się na kozetkach u psychiatrów i leczyć straszliwy stres, wywołany hałasem.
      Przemoc istnieje. Nie jest dobrze zachęcać do przemocy, ale chyba dobrze byłoby uświadomić, że przemoc istnieje i czasem nie da się od niej uciec.

      Usuń
    5. podzielam zdanie Nitagera, z tą tylko różnicą, że same symulatory to za mało, tu trzeba dzieciakom założyć rękawice, kaski, inne ochraniacze i niech się tłuką...
      p.jzns :)...

      Usuń
    6. Panowie, nie jest tu tak zle, dzieci wiedzą o przemocy, wiele maluchów uprawia sporty walki, ale są nauczone serdeczności wobec siebie. Nie sądzę by polskie dzieciaki wybiegające ze szkoły i okładające się kopniakami były lepsze gdy będą zmuszone kiedyś walczyć.Tu się dzieci uczy od małego współpracy, a polskie dzieci i polscy dorośli tego nie potrafią, bo to kraj solistów-indywidualistów. Po prostu Niemcy wyciągnęli odpowiednie wnioski z II wojny światowej.

      Usuń
  5. Patrz, tyle lat tu jestem, a o wykopkowych feriach slysze pierwszy raz od Ciebie. Zawsze nazywalo sie to ferie jesienne i jak dotad nikt nie objasnil mi, z czym byly wczesniej zwiazane. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oficjalnie to się nazywa ferie jesienne, ale były właśnie po to, żeby dzieci na czas wykopków mogły zostać/wrócić do domu i pomóc przy zbiorze kartofli. Tak na zdrowy rozum to jest chyba teraz nonsensem. Wakacje letnie kończą się jakoś tak ok.2o sierpnia, trochę pochodzą do szkoły i znów przerwa. Większość rodziców jest wściekła, no bo kto ma tyle urlopu żeby zostać z dzieciakami w domu. No i co to za ferie dla dzieci, skoro młodsze chodzą cały czas na świetlicę.
      Zadziwia mnie również to, że szkoła zaczyna się 20 sierpnia, ale pierwszoklasiści idą do szkoły dopiero 1 września i to też nieco dezorganizuje, tym razem szkołę, bo nie mogą wcześniej zaplanować zajęć poza
      szkolnych, bo przecież z góry nie wiadomo na jakie zajęcia i ilu nowych uczniów będzie chodziło.

      Usuń
  6. My mieliśmy we wrześniu wykopkową sobotę. Typową, ziemniaczaną. Czasy obszernych zasiewów kartofli dawno się skończyły i teraz już sieje się tyle ziemniaków, aby starczyło dla siebie. Także jedna sobota i po wykopkach... Kiesyś to były nawet 2-3 tygodnie!

    Placuszki zrobiłam i ja, choć nie miałam kokosowej mąki. Pomieszałam więc zwykłą z wiórkami kokosowymi ;-). Dobre, ale jakby na przekór, Maks dzisiaj nie miał chęci. Ja sama zjadłam sporo i Olek nie pogardził.

    Nasi chłopcy też nie mają oddzielnych pokoi, a jeden wspólny, ale życie wszystkich i tak toczy się w dużym pokoju, a trzeci - mały jest praktycznie używany tylko, gdy jest Em, który uczynił z niego swoją pracownię, magazyn i takie tam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest z tymi smykami.Ale przyznasz, że robota niemal żadna z tymi racuszkami. Tutaj są rewelacyjne jogurty, kiedyś kupiłam kokosowy i gdy jeszcze dodałam wiórków to było niemal bounty smażone;)
      Oni głównie siedzą w swoim pokoju, ale gdy mają ochotę na jakieś gry planszowe to oczywiście siedzą w "livingu". Ostatnio na tapecie jest gra "Carcasone", czyli budowa osady Carcasone. Młodszy uwielbia gry planszowe.Już w tak różne gry z nimi gramy, że mi czasem zwoje mózgowe puchną.Niedawno przebojem była gra planszowe "Scotland Yard" i choć w nią grałam to nie miałam pojęcia o co biega, właściwie to czułam się jak pionek na tej planszy.

      Usuń
  7. Przerabiałam wykopki w liceum. Chyba pierwsze 3 lata jeździliśmy, w czwartoklasistów zwalniano, bo przecież trzeba się przygotowywać do matury. Chłopaki mojej młodszej córki (3 i 5 lat)zaczynają się dogadywać i wspólnie bawić. U starszej córy różnica między synami to 6 lat. Ciekawa jestem, jaki między nimi będzie kontakt.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tu jest miłość od pierwszego dnia powrotu córki ze szpitala. Starszy we wszystkim brał udział, pomagał, nawet trzymał małemu butelkę, często chciał go trzymać na rękach siedząc na kanapie. A mały wodził za nim oczkami jak słonecznik za słońcem. Obaj żłobkowi od 10 miesiąca życia, więc nauczeni wspólnych zabaw od początku. Zresztą byli w tym samym żłobku.
    6 lat to spora różnica. Mój mąż miał brata 8 lat od siebie starszego i kontakt między nimi był zarówno w dzieciństwie jak i potem zerowy. Jeden już był w II klasie, drugi dopiero się urodził- zero kontaktu, zero "wspólnych interesów".
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anabell, a ja widzialam stonke, i to naprawde byly masy! Musialy byc jakies lata 70-te, nie wiem czy wczesne czy pozne, ale pamietam jaka cala szkola chodzilismy na plaze w Jelitkowie zbierac te stonke! Caly brzeg jak okiem siegnac to byly klebiace sie chrzaszcze w paski ! Cos obrzydliwego - ale pamietam, ze cale sloiki tego zbieralismy, a pozniej czyms sie to robactwo zalewalo, nie wiem czym.
    To nie jest mit - zbierala cala nasza podstawowka i nauczyciele.
    Swoja droga skad ona sie wziela? W takich ilosciach? To byla istna plaga.Moj osobisty rocznik 1969 tez to pamieta doskonale - a z przeciwleglego konca Polski pochodzi.

    Wykopki tez pamietam - mysmy zbierali w PGRze...selery:) Tak wielkich selerow w zyciu nie widzialam w sklepie - doslownie jak arbuzy. Ponoc to wszystko szlo " na eksport" do ZSRR. W sklepach byly takie malutkie jak jabluszka ...

    Kradne przepis na te racuszki - pozwolisz? Tylko powiedz, one sa zupelnie tak nieposlodzone? Moj lasuch bez cukru nie zezre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stonka została zawleczona do Europy z Kolorado na przełomie XIX i XX wieku. Bydlę jest ciepłolubne i obecne ocieplenie klimatu bardzo jej sprzyja, bo larwy zimują w ziemi.Kiedyś je tępiono proszkiem DDT. Pomidory też podobno lubi, tak mi kiedyś mówiła koleżanka-działkowiczka.Gdy Twój rocznik otwierał oczka na świat ja już byłam od pięciu lat mężatką.
      Teraz, w dobie tanich podróży i ewidentnych śrubek w ludzkich tyłkach oraz ocieplenia klimatu, tyko patrzeć jak ludzie zawloką z odległych krajów jakieś kolejne paskudztwo.
      Gdy zbierałaś te stonki to pewnie potem je zalewano naftą.
      Przepis jest dostępny dla każdego chętnego. Jeśli będziesz robiła z niesłodkiego jogurtu to możesz dodać
      2 łyżeczki miodu, albo po prostu posypać "nie oszczędnie" cukrem pudrem gdy jeszcze gorące.

      Usuń
    2. Anabell, ale cos mi sie nie zgadza, bo wtedy o zadnym ociepleniu klimatu nie bylo mowy, to sie dzialo 40 lat temu.
      Stonka doslownie jakby spadla “ z nieba”, pojawila sie nagle, i czemu zawalone bylo nia cale wybrzeze?
      Mysmy ja zbierali nie na polach , ale na plazy!
      To wygladalo jak zotlo-czarny dywan! Moze nie spadla z nieba, moze zostala dostarczona “woda” ?
      I to sie dzialo chyba tylko jednego roku , pozniej to wszystko zniknelo i zupelnie o tym zapomnielismy. Wyzbierane, wytrute i zapomniane.
      Rozumiem, ze na polach moze sie cos tam pojawiac , ale cale wybrzeze?
      Moze plotka o Amerykanach byla puszczona przez nasz komunistyczny rzad?
      Moze to przywedrowalo z Rosji?
      Nikt tego nie dojdzie , ale ze nie bylo to normalne zjawisko , to na pewno.
      Od tamtych czasow, tak jak i Ty nie widzialam juz zadnej stonki.

      Racuszki zrobie dzisiaj – brzmia tak , ze palce lizac! I mozna zrobic za kazdym razem inny wariant, w zaleznosci , co sie ma w lodowce:))
      Dzieki za przepis!

      Usuń
  10. hahaha i u mnie dziś były jogurtowe racuszki :) Też znikły w mgnieniu oka z konfiturami malinowym zamiast cukru pudru :) Fajny czas mieliście razem - spotkanie pokoleń :) Wykopki pamiętam, byłam sama ze dwa razy. Czekaliśmy na nie, bo szkoły wtedy nie było ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba dziś zrobię je na lunch. Kupiłam tu świetny miód słonecznikowy- bardzo łagodny i chyba posmaruje nim racuszki po usmażeniu.
      Bardzo lubię być z tymi Krasnalami. Młodszy wymyśla różne zabawy, takie by wszyscy obecni brali w tym udział. W ub. roku, w Boże Narodzenie zarządził dla dorosłych koncert- były zrobione bilety, ponumerowane krzesła, Starszy grał na pianinie, Młodszy nieco fałszował na gitarze i grał na bębnach. Z godzinę się tak męczyli.
      Miłego;)

      Usuń
  11. Lubiłam ten czas wykopków kiedy jechało się na wieś i ręcznie zbierało kartofle, bo teraz to chyba już są do tego specjalne maszyny. A wieczorem było rozpalane ognisko i pieczone ziemniaki w skorupkach, pycha.
    Krasnale, to już nie krasnale a młodzieńcy i fajne jest to, że spędzają wspólnie czas.
    Racuszkowy przepis nad wyraz prosty i może ja również się na niego skuszę.
    Wykorzystajcie ten wolny czas, zyczę miłego zwiedzania.

    Serdeczności Aniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieczone w ognisku ziemniaki są pyszne!. Ja czasem robiłam w domu, w piekarniku- zawijałam każdy kartofel w folię aluminiową i piekłam na kratce w 220 stopniach.
      Miłego;)

      Usuń
  12. Tak wlasnie zrob, skoro masz ferie - pozwiedzaj, poogladaj, odmien sobie dni, zwlaszcza ze zrobila Ci sie lepsza pogoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, już po dobrej pogodzie. Dziś znów leje, wieje i jest zimno. Psa by z domu wygnać nie idzie;)

      Usuń
  13. Babcie maja to do siebie, ze sa jakies takie wyjatkowe. Wyjatkowsze niz matki. Moze to dlatego, ze zwolnily troche tempo zycia i po prostu maja dla wnukow czas? Bo rodzice pedza.

    Nigdy nie rzebije mojej mamy w gotowaniu ulubionej zupy Marie. Moglabym na uszach stawac, a zrobona przez babcie i tak jest lepsza:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo babcie już mają w tyle głowy ten luz, że już nic nie muszą, ale mogą. A mamy ciągle jeszcze coś muszą- i pracować zawodowo i dom ogarnąć, cały czas są pod presją.

      Usuń
  14. Już miałam pytać, czy nie chciałabyś mnie adoptować, ale później podałaś przepis, więc cóż. Westchnęłam, skopiowałam i sama sobie zrobię ;)

    Pozdrawiam z ciepłego mieszkania w zimnym, wietrzystym Krakowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłaś na to wpaść gdy jeszcze nie miałaś skończone 18 lat? Teraz już jesteś za duża na adopcję;)))))
      Napisz jak się udały. Dziś je zrobiłam własnemu mężowi i też je pojadłam. Baaardzo jadalne!

      Usuń
  15. No to jesteś w swoim żywiole.
    A u mnie ostatnio było na odwrót. Przyszłam do Szczerbatych... a oni mi zrobili placki kartoflane...
    Wyobrażasz sobie jak taki 14 i 10-latek kartofle obierali.??? Kartofelki im się przy tym obieraniu zmniejszyły drastycznie i wyglądały jak orzechy włoskie...
    :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kup im obieraki do kartofli- będą zachwyceni i cieniej te kartofle obiorą i szybciej. Ja już nawet jabłko obieram obierakiem, takim z ceramicznym ostrzem.
      Ojej, to Oni tacy starzy? Twój Młodszy jest starszy od mojego Starszegooooo.
      Nie mam pojęcia czy moi jadają placki kartoflane, bo podejrzewam, że moja córka jeszcze się nie zhańbiła ich zrobieniem.Bo wiesz, wg niej tuczące są ponoć.
      Za to mój młodszy , Tim, robi sam naleśniki.Uwielbia też pieczenie ciastek, łącznie z ich konsumpcją.
      Ma dziecko zacięcie do kuchni, ciekawe po kim?

      Usuń
    2. Oczywiście, że po Babci Ani....
      :-)

      Usuń
    3. Babcia Ingrid jest znacznie lepszą gospodynia ode mnie;)

      Usuń
  16. Wow, jaki fantastyczny przepis. Kupuje od ciebie - kolejny zresztą. Wykorzystajcie dobrze te ferie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś wreszcie udało mi się je zjeść, bo jak były dzieci to załapałam się tylko na pół racuszka. Zniknęły w jakimś kosmicznym tempie. To wszystko zależy od pogody- jak jest tak zimno, wieje i pada to wychodzenie z domu marnie mi idzie.A skoro już zaplanowałam Charlottenburg
      to miałoby sens zwiedzić i park przy pałacu co w taką pogodę jest raczej mało mądre.

      Usuń
  17. :) Takie jedzenie to jest to.

    Powinno się też radykalnie zmniejszyć liczbę opakowań, w jakich kupić można niektóre rzeczy. Bo dwie, trzy i więcej warstw plastiku przy jakimś małym przedmiocie to też wielki absurd. Wydaje mi się, że się chyba pośpieszyłem nieco z oceną tej inicjatywy. Chociaż opór będzie ze strony pewnych środowisk wielki.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze, przepis prosty, możesz nawet sam zrobić.
      Tu jest ostra walka z plastikami- większość ludzi przychodzi z własnymi, wielorazowymi siatkami z grubego płótna, ewentualnie z trwałymi grubymi torbami z plastiku. Oczywiście nadal są na stoiskach takie cieniutkie torebki plastikowe, gdy kupuje się coś na wagę.Widziałam w sklepie jednorazówki z bambusa- wyglądają mało jednorazowo i są znacznie droższe od plastikowych jednorazówek.
      Miłego;)

      Usuń
    2. Ostatnio czytałem o całodobowym, bezobsługowym (niemal cały czas, bo raz na parę godzin ktoś przychodzi) sklepie z żywnością ekologiczną. Jednak jak zobaczyłem cenę choćby papieru toaletowego z bambusa (lub jakiejś równie intrygującej rośliny) to odpadłem.

      Na razie jeszcze myślę nad tym malowaniem. Chyba muszę sobie plusy i minusy zobaczyć, wtedy łatwiej mi się będzie zdecydować w jakąś stronę.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  18. Wykopki kojarzą mi się traumatycznie z praktyką ,,zerową'' przed rozpoczęciem studiów. W szkole, gdzie rozpoczęłam pracę, chodziło się z kolei na ,,wykopki'' buraczane, też zgroza! Bo to gdzieś pod koniec października, ziąb, czasem już ziemia z lekka zamarznięta, kilometry do przejścia i, co najgorsze, gdzie na bezdrzewnej żuławskiej równinie udać się na siku?!...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja naprawdę nie wiem co ci ludzie mieli wtedy w głowach!
      A ci, którym "miastowi" rzekomo pomagali to się z nich tylko naśmiewali, bo ta cała pomoc była wielce iluzoryczna. Tak naprawdę to jeszcze nigdy nie byłam na Żuławach- jakieś niedopatrzenie;)))

      Usuń
  19. Jesienne ferie dla nas juz zapomniane hasło, pamiętam jednak, że dzieci wyczekiwalydce na nie bardzo. Osobiście uważam, że fajniej jest mieć kilka razy w roku wolne od szkoły, niż raz na ponad dwa miesiące.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorośli raczej mniej je lubią, bo jest jednak problem z opieką nad dziećmi. Młodsze są wtedy na świetlicy, starsze, które 5 i 6 klasę robią już w gimnazjum są problemem dla rodziców- po prostu gimnazja już nie mają świetlicy a nie każdy chce zostawić dzieciaka na cały dzień samego w domu. U nas to dodatkowo problem z tym, że nasz "gimnazjalista" jeszcze nawet 10 lat nie ukończył. Jak zauważyłam to naszym jakoś chodzenie do szkoły nie doskwiera. Gdy są te ferie to młodszy i tak (jeśli nie mogą rodzice nigdzie z nimi wyjechać) siedzi w szkolnej świetlicy, więc i tak trzeba rano wstać.
      Miłego;)

      Usuń
  20. Nie chcę Cię krytykować Anabell, ale siedzenie dziecięce przy kompie czy tablecie (telewizji), to może jest spokój w domu, ale najlepsze to to nie jest :D Niestety, trzeba coś wymyślić, aby ich oderwać od elektroniki. Miałem w wakacje ten sam problem, opiekowałem się dwiema wnuczkami 7 i 5,5.

    OdpowiedzUsuń
  21. Przychodzą do mnie raz na dwa tygodnie. Przynajmniej wiem w co grają, mają ode mnie szlaban na gry "przemocowe", w które gra większość ich kolegów.Oni każdy dzień szkoły mają tak wypełniony różnymi zajęciami dodatkowymi, że te 2 godziny przy klawiaturze im nie zaszkodzą. Poza tym to są dzieci, które na każdą przerwę szkolną wychodzą na dwór i ruchu też mają sporo. Jakoś w tutejszych szkołach nie ma z tym problemu by po 45 minutach lekcji dzieciaki się 10 minut na podwórku wyszalały. W podstawówce młodszego oprócz dużego podwórka jest również plac z przyrządami, więc można również dla rozrywki powisieć lub się powspinać.
    A jeśli mają być z nami dłużej, to zawsze gdzieś się razem wybieramy, w najgorszym razie do Volks Parku.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ferie wykopkowe. Niedawno się zastanawialiśmy ze znajomymi, czy kiedyś je u Was zlikwidują, czy pozostaną jako relikt przeszłości. U nas uczniowie mają co roku w innym terminie zimowe ferie i nawet były pomysły, by wakacje też zależały do województw. Na szczęście pomysł nie przeszedł. A w tym roku, przez egzaminy gimnazjalne i egzaminy klas ósmych oraz Wielkanoc - w kwietniu uczymy tylko tydzień...
    Życzę owocnego czasu z Krasnalami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może z czasem jednak je zlikwidują, bo rodzice nie są tymi feriami zachwyceni.Patrzę na szkolnictwo niemieckie z perspektywy Berlina, a to miasto rządzi się nieco innymi prawami. Moje Krasnale miały podstawówkę, w której nauczanie początkowe, klasy I-III były zintegrowane, dzięki czemu Starszy, który tu trafił gdy jeszcze nie miał 6 lat, po pół roku miał matematykę i francuski z trzecioklasistami i zaraz przefrunął do klasy IV, na zakończenie której zdał egzamin kwalifikijący go do gimnazjum, w którym robi klasę V i VI. Wielu rodziców uważa, że nie jest to dobry pomysł z tak wczesnym "szufladkowaniem" dzieci dzieleniem ich w tym momencie na te, które zrobią maturę i będą studiować i na te, które raczej tego nie osiągną.Kolejna ciekawostka to jest "drugoroczność" - tu bardzo chętnie pozostawiają dziecko by powtarzało klasę, nikt tych dzieci nie stygmatyzuje z tego powodu.Jest to z pewnością korzystne dla dzieci "z importu", które często w domu nie słyszą ani słowa po niemiecku, bo rodzice w domu mówią tylko we własnym języku narodowym. Podoba mi sie tu kontakt na linii szkoła-rodzice, bo np. gdy dziecko jest "nadpoziomowe" szkoła natychmiast na to reaguje, omawia to z rodzicami, kieruje dziecko na testy itp. Testy najczęściej oceniają nie tylko wiedzę dziecka ale i jego stopień socjalizacji, czy da sobie radę wśród starszych od siebie kolegów.
      Miłego;)

      Usuń
  23. Hi hi hi to Ty jesteś rasowa babcia :-)
    Przepis na racuszki do wykorzystania , dziękuję bardzo :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, straszliwie się "zbabciowałam" w ciągu tego roku.

      Usuń
  24. Jako prawdziwa babcia raczysz wnuki racuchami z jabłkami. Fajnie, że oni się nie kłócą, bardzo mi się podoba, kiedy rodzeństwo jest dla siebie takie kochające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Międy nimi jest jednak nieduża różnica wieku i to z pewnością też ma znaczenie.

      Usuń
  25. A czemu nie na wykopkach? To fajna zabawa jest, babciu racuszkowa :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nas na wykopki nie zapraszał, jak na razie.PGR-ów nie ma, to i wykopków nie ma. Indywidualnym to młodzież
      wtedy nie pomagała, tylko państwowym.

      Usuń
  26. Twoi Krasnale mają pokój wielkości mojego mieszkania.Nic więc dziwnego, że lubią przebywać we dwóch. Pozdrawiam i życzę udanego wypoczynku w czasie ferii i nie tylko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkanie córki jest bardzo duże, bo to budynek z 1905 roku. Wtedy budowano mieszkania "z prawdziwego zdarzenia a nie klatki na króliki powiększone do wzrostu człowieka"
      Budynek w którym mieszkam jest z kolei z r.1900 i 2 pokoje z kuchnią i łazienką to 60 m kwadratowych. Przedpokój nazywam wręcz spacerniakiem, można na nim kilometry wyrabiać gdy pogoda więzi człowieka w domu.
      No i te mieszkania są b. wysokie, u mnie 3,25 m, u córki 3,5 m wysokości.
      Tu te stare domy są systematycznie rewitalizowane, dostosowywane do obecnych wymogów, więc są również windy.
      Miłego;)

      Usuń