Narzekałam, że nic się u mnie nie dzieje i .......zaraz zostałam ukarana.
Ci co bywają u mnie od początku mego blogowania, zapewne pamiętają, że
mój ślubny, 10 lat temu, miał wielkie szanse przenieść się w "lepszy wymiar"
w związku z powikłaniami po implancie zastawki aortalnej serca i baypasach.
W 2009 r od końca grudnia do Wielkanocy 2010 r wszystko "wisiało na włosku"
i zżerało moje nerwy. To pewnie dlatego wredna jestem;)
No ale do brzegu- siedzę wczoraj wieczorem przy kompie, słucham muzyki
i nagle, poprzez muzykę, słyszę ryk dobiegający z łazienki: "Czy możesz mi
pomóc?"
Wpadam do łazienki i widzę: mąż siedzi na stołku przy umywalce i trzyma
w niej zakrwawioną rękę. Pierwsze co pomyślałam: "cholera, rękę sobie
uciął", ale następny rzut oka uświadomił mi, że on jedną nogę trzyma w misce
z wodą pełną krwi, a lewą nogę w powietrzu nad tą miską i z tej nogi, z okolicy
kostki od strony zewnętrznej, ciurkiem leci krew.
Zdębiałam i grzecznie pytam co sobie zrobił, że mu ta krew tak leci. Chłop
przysięga, że nic, właśnie zdjął skarpetkę i chciał sobie nóżęta wymoczyć
w specjalnej soli do stóp, włożył do miski prawą stopę i gdy tylko zsunął
skarpetę z drugiej stopy ze zdumieniem odkrył, że nagle zaczął krwawić z tej
lewej, jeszcze nie zamoczonej stopy.
A trzeba Wam wiedzieć, że on od czasu operacji bierze środki rozrzedzające
krew, bo mu wstawili zastawkę metalową i trzeba rozrzedzać krew, by nie
powstał na zastawce skrzep. Zastawka biologiczna tego nie wymaga.
No niemal mnie zatkało, ale całkiem dzielnie wyciągnęłam materiały do
opatrzenia, przyłożyłam jałowy gazik, który natychmiast przesiąkł na amen,
potem jeszcze dwa, potem kłąb waty, wszystko razem zabandażowałam mocno,
doprowadziłam go do stanu takiego by przeszedł do pokoju, kazałam się
położyć, nogi w górę i okład z lodu na tę nogę powyżej dziury, z której tak
ciekło. Siedzę i dumam co się stało i co dalej robić. Zmierzyłam mu ciśnienie
ze dwa razy, wpierw było jak na niego b. wysokie bo "aż" 130/65a zwykle ma
105/65, potem wróciło do jego normy. No tak kombinuję jak koń pod górę,
co dalej robić. Po godzinie postanowiłam zajrzeć co pod tym opatrunkiem.
Jeszcze krwawiło, dziurka była malutka, założyłam kolejny opatrunek i
dalej dumam. Z tego wszystkiego zatelefonowałam do córki, która aktualnie
jest te 800 km od Berlina, a ona stwierdziła, że trzeba koniecznie jednak
wezwać pogotowie. No to wezwaliśmy, chociaż ja jestem wrogiem pogotowia,
niezależnie od tego, w którym kraju. Nawet szybko przyjechali (karetka
straży pożarnej), zachwycili się jak fachowo ma założony opatrunek, ja ich
połączyłam z córką, pogadali i wzięli mi chłopa do karetki, informując mnie,
że jadą z nim do szpitala klinicznego. O godz. 23,30 dzwoni mój mąż i mnie
informuje, że nie krwawi, ślad po tym jest jak po ukłuciu igłą i jest "strupeczek",
zakleili mu to plastrem i wysyłają go do domu i ma sobie znaleźć sam taxi
i wracać do domu. I za niecałe pół godziny rzeczywiście dotarł do domu.
Nie badali go, nawet ciśnienia nie zmierzyli. Trochę mnie to zdziwiło, bo facet
ma 78 wiosen, omawiając "przypadek" córka podała, że jest na lekach które
rozrzedzają krew, więc powinni byli zrobić mu badanie na poziom INR, czyli
krzepliwości krwi, a wypuścili go w nocy, samego. Badanie INR nie jest
skomplikowane, bada się tak jak poziom cukru u cukrzyka, aparacikiem.
No cóż, moja awersja do interwencji pogotowia tylko się wzmogła.
Tu też brakuje lekarzy, a na "SORach" królują młodzi, niezbyt doświadczeni
lekarze.
Na razie jest cisza i spokój, tylko ja wrzeszczę co chwila, by nie siedział
z nogami na podłodze a trzymał je na poziomie własnego siedzenia.
Po powrocie męża musiałam odreagować całe zajście i poszłam spać około
2,30 w nocy.
Lato dziś wróciło, o czym uprzejmie donoszę, słońce pracuje, już jest
dwadzieścia trzy w cieniu.
Boze jaki wpis...ja juz cala w nerwach...gratuluje zdrowego umyslu. Ja panikara pewnie ze stachu bym zemdlala, a Ty wykazalas nie tyko zimna krew ale i opanowanie!! Brawo!!!
OdpowiedzUsuńNo cóż, nawet marzyło mi się kiedyś, że pójdę na medycynę (połowa mej rodziny to lekarze), ale nikt mnie do tego nie zachęcał, wręcz odwrotnie.
UsuńKiedyś to bym nawet po pogotowie nie zadzwoniła, najwyżej bym siedziała przy nim całą noc monitorując stan. Rzadko tracę głowę w takich przypadkach i kiedyś nawet zrobiłam kurs udzielania pierwszej pomocy. Bo to się jednak przydaje.
Wedlug mnie, laika jakim jestem, peklo jakies naczynko.
OdpowiedzUsuńZrobilas to co nalezalo, zatamowalas uciskiem - dobra robota. Anabell. Ale cale zajscie okropne bo gdy sie najdzie na taki widok to niejeden stracilby glowe.
Dobrze sie skonczylo bez komplikacji. Rzeczywiscie troche dziwne ze meza wypuscili bez osoby towarzyszacej.
Mnie czesto krwawi w nosie - wyglada ze peka naczynko i wcale nie gdy kicham czy kaszle, robi sobie tak bez powodu. Ale nie cieknie strumykiem jak Twemu mezowi.
Zycze by juz wiecej nie bylo takich alarmow i sytuacji .
Krwawienia z nosa to nie tylko kwestia naczynek, czasem ma się polipy a i zbytnie wysychanie śluzówki też powoduje krwawienia. Jemu z tej nogi pobierano naczynia do bypassów, ma na niej pełno drobnych "żylaczków". Nie wolno mu siedzieć z nogą lewą założona na prawą, no ale weź to uparciuchowi wytłumacz. Jakby grochem o ścianę rzucać.
UsuńWiesz, on co jakiś czas dba o to, żeby mi się nie nudziło. A to dwie zaćmy, dwie operacje przepukliny, przedtem ta zastawka i po niej kolosalne komplikacje, kiedyś naderwanie miedniczki nerkowej ( w czasie pobytu w Stambule)- facet generuje mi same atrakcje.
I ja uważam, że pękło naczynko, albo coś go tam użarło i była ranka. I odlepił się strupek razem ze skarpetą. Prz lekach rozrzedzających krew, może długo krwawić. Ale lepiej na zimne dmuchać i zrobić badania. Może dawkę trzeba zmniejszyć?
OdpowiedzUsuńWspółczuję takich rozrywek, stres jak Mount Everest.
Ale dałaś radę. Fachowo podeszłaś do tematu.
Życzę, by takich atrakcji już nie było.
On ma multum powiększonych tzw. "pajączków"- to noga z której pobierali mu żyły do bypassów. Jeszcze nie widziałam tak ciurkiem lecącej krwi, zwłaszcza, że ma teraz nieco obniżoną dawkę warfaryny (stale musi mieć INR pomiędzy 2,3 a 2,6), a po operacji przez rok pomiędzy 2,5 a 3,0) i gdyby to nie było przed nocą, to pewnie bym za nic w świecie nie zatelefonowała po pogotowie, ale bałam się, że w nocy może się pogorszyć.
Usuńfaceci w okolicach stóp i kostek często miewają niewielkie żylaki,może w te stronę
OdpowiedzUsuńFakt, zapewne pękł których z powiększonych pajączków.Ma ich do licha i trochę, któryś "nie wyrobił", ale przez ten intensywny krwotok nie mogłam dokładnie tego miejsca obejrzeć, bo on się bardzo tym krwotokiem zdenerwował.
UsuńAnabell, to nie wina pogotowia, oni tu pelnia role jedynie transportu, oddaja chorego na izbe przyjec, czy tam na sor w szpitalu i odjezdzaja. Za niedopatrzenia i nie wykonanie podstawowych badan odpowiada szpital. No ale masz racje, na sorach rzadza glownie rezydenci bez doswiadczenia i robia co najpotrzebniejsze. A moze taki maja prikaz?
OdpowiedzUsuńU nas ziab, a slonce ukryte gleboko za stalowoszarymi chmurskami, strach isc na spacer.
No wiem, to wina SORu. Gdyby to było w dzień to bym pogotowia nie wzywała, bo mam o SORach złe zdanie.W Polsce z pogotowiem jeżdżą tacy świeżo upieczeni lekarze, więcej od nich wiedzą "ratownicy medyczni".
UsuńOj, no to mieliście niezbyt wesołą noc! Współczuję komplikacji, tym bardziej, że Twój mąż spotkał się z taką chyba jednak mało fachową "opieką zdrowotną". Mam nadzieję, że będzie wszystko dobrze, a brak badań tłumaczy się jego dobrym stanem ogólnym. Czego Wam z całego serducha życzę.
OdpowiedzUsuńFakt, opieka zdrowotna wykazała się małą fachowością.
UsuńNo wiesz, oni niczego mu nie sprawdzili, nawet ciśnienia i to już naprawdę duży błąd, bo facet wszak leciwy.
Krwawienie mogło być równie dobrze z nadciśnienia, a tego to raczej nie widać na oko, raczej tylko na monitorze ciśnieniomierza. Za to na oko było widać, że gość ma na nogach całą masę drobnych żyłek.
p.s. w Bremerhaven 19 stopni, zachmurzenie, ale odczuwalnie jest dość ciepło. Nie narzekam, pogoda spokojnie nadaje się na spacer, a lekkie opady siąpiącego deszczyku nie przeszkadzają absolutnie w niczym. :)
OdpowiedzUsuńTu fajnie w cieniu, na słońcu to jednak gorąco. Ale nic nie pada.
UsuńNo to faktycznie mialas przygode. Dziwi mnie tylko, ze wysali go samego do domu w nocy. Rozumiem, ze krwawienie zatrzymali, ale mimo wszystko o tej porze nie wyobrazam sobie zeby skazac pacjnta na samotny powrot do domu taksowka. No ale.... wazne, ze sie dobrze skonczylo.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, obie z córkę nie możemy wyjść ze stanu zadziwienia, zwłaszcza, że to pacjent nie młody i po "przejściach" zdrowotnych. A do taksówki to musiał spory kawałek przejść i ją wezwać dopiero.
UsuńKrwawienie to ustało nim dojechał do szpitala, widać opróżniło się naczynie, które trzasnęło.
No to miałaś niezłą karuzelę, dobrze, że usłyszałaś w porę wołanie o pomoc...
OdpowiedzUsuńNa SORach musi być szybko, nie bawią się w badania itp.
Ale żeby taksówka? a gdyby w tak taksówce coś mu się stało? a mówią, że w Polsce lekarze bezduszni...
Na wszystkich SORach z którymi miałam styczność to pracowali dziwni ludzie- z reguły przemęczeni, wyprani całkiem z empatii i nawet logicznego myślenia.
UsuńRozumiem, że karetek mało a transport sanitarny działa tylko w dzień, ale powinni byli jednak zmierzyć mu INR i ciśnienie i wezwać pod szpital taksówkę, a nie wysyłać nocą samego by szukał taksówki na nieco oddalonym od szpitala postoju.
Zakręcone to wszystko, ale że żadnych badań nie zrobili no to powiem, że dość dziwne... Oby było wszystko już dobrze! Pozdrawiam i zdrówka! ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc gdyby to było w Polsce to wcale by mnie nie zdziwiło, ale tu? Podobno wysoce cywilizowany kraj.
UsuńW Polsce w bardzo niewielu karetkach jest lekarz. Najczesciej jezdza dwuosobowe zespoly ratownikow, z czego jeden jest tez kierowca. Ale raz do instytucji w ktorej pracuje moja siostrzenica przyjechalo pogotowie z lekarzem na pokladzie. Jak sie potem okazalo (pieczatka na karcie interwencji, czy jak to sie tam nazywa) dr hab.nauk med. Najwyrazniej dorabial sobie w ten sposob.
OdpowiedzUsuńA potraktowanie na SOR prawdzowie polskie:) Moze byl zbyt "lekkim" przypadkiem i czujnosc im siadla...
No właśnie, pewnie im czujność siadła. Ale mnie to naprawdę zdumiało. Na przełomie lutego i marca leżałam w tutejszym szpitalu i z kolei "narzekałam" na nadmierną troskliwość, bo mogłam znacznie więcej niż im się zdawało.
UsuńZa dużo, jak na mój gust, leżałam a za mało było rehabilitacji, a leżałam na oddziale z rehabilitacją w nazwie.
No to miałaś jazdę bez trzymanki....
OdpowiedzUsuńNo ale dobrze że już dobrze...
Przytulam /Twojego chłopa też/...
:-)
No cóż, co jakiś czas funduje mi takie osobliwe rozrywki.
UsuńBuziam;)