drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 4 września 2024

Przez dość długi czas .......

 ........... fascynowały mnie Indie, a właściwie  kultura  Indii.

Marzył mi  się  wyjazd do tego kraju, sporo  czytałam o nim, oglądałam filmy, koniecznie  chciałam zobaczyć na własne  oczy,  z bliska. 

Kraj olbrzymich  kontrastów, pięknych krajobrazów,   kraj  którego mieszkańcy żyją w wielu  płaszczyznach- z jednej strony "nowoczesność w  domu i  zagrodzie" a z drugiej  strony czas przeszły ale to   czas przeszły nadal żywy. 

Do  dziś wiele  "zagadek" nadal  jest  nie rozwiązanych, do  dziś  toczą  się  spory co właściwie  opisują dwa  wielkie  hinduskie eposy, czyli "Mahabharata" i " Ramayana", bowiem ich treść, opisy  walk, opisy  broni użytej w  walkach oraz  opisywane skutki jej  użycia nieodparcie  kojarzą  się nam z użyciem ........broni jądrowej.  

Na przykład opis urządzenia o nazwie " Brahmastra" - owa broń unosiła  się  w powietrzu i wyglądała jak olbrzymi ognisty pocisk, a jej  wybuch  wywoływał oślepiający błysk, ludzie  ginęli i miasta  były zniszczone, a  ziemia wtedy  zaczynała się trząść, ludzie  ginęli nawet w dużej odległości  od miejsca,  w które owa  broń trafiła, woda  w rzekach i jeziorach wrzała i płonęły lasy. Ludzie i  zwierzęta  ginęli w mękach - no wypisz- wymaluj - sytuacja jak w Hiroszimie po zdetonowaniu bomby  atomowej.

Oczywiście oficjalna  nauka  zalicza treść owych eposów  do swego  rodzaju  bajek- ot,  poetę poniosła  wyobraźnia.  To nie jest pierwszy raz, gdy "oficjalna  nauka" ma zupełnie inne  zdanie niż każdy czytający owe eposy, bowiem oficjalna  nauka z reguły  zamiata pod  dywan  to wszystko co jej nie pasuje do tego co sobie  już  ułożyła na dany temat. Ale pominę  eposy- może to wina wyobraźni ich twórców. Zapewne   spili  się i  mieli zwidy, które potem opisali.

Ale do dziś, gdy się ogląda  starożytne  hinduskie świątynie  to raczej  trudno nie zastanowić  się  jak je budowano w czasach, gdy według naszej  wiedzy  nie było wówczas  zbyt rozwiniętej technologii.  Takich ilości rzeźb i bardzo skomplikowanych ozdób nie znajdziemy raczej w  Europie. W północnych Indiach jest niewielka miejscowość o nazwie  Hampi i w niej jest świątynia, której kolumny wydają.....dźwięki. Jest to świątynia Vijaya Vittala, która  została  zbudowana w XV wieku a jej podpory zwane SaReGaMa wydają dźwięki, a co jeszcze  dziwniejsze - każda  z nich generuje inny ton, który odpowiada konkretnej  nucie w klasycznej muzyce indyjskiej.  Niestety klasycznej muzyki indyjskiej  słuch mój nie trawi. Panowie  naukowcy wysnuwali różne  teorie odnośnie owych grających  czy też  śpiewających kolumn - podejrzewano, że kolumny mają w  swych  wnętrzach puste przestrzenie i to moduluje dźwięk. Ciekawość  nie  dawała im spać i w końcu jedną  z kolumn przecięto, ale nadal nie wiadomo jakim  cudem owe kolumny wydają dźwięki, bowiem owa przecięta kolumna nie miała na  całej  swej długości ani jednego pustego miejsca- była lita - kamień i nic  więcej- żadnych dziur, żłobień i tym podobnych  rzeczy. Na  szczęście poprzestano na zdewastowaniu tej jednej kolumny, reszta będzie  badana  bezinwazyjnie.

Równie interesująca   jest dla  panów naukowców świątynia w Puri. Jest ona  poświęcona jednej  z form Wisznu (jak niemal każdy z hinduskich  bogów  Wisznu  miał kilka postaci). Dach tej świątyni waży ponoć 20 000 ton (ciekawe jak oni  to zważyli),  a ta świątynia  została wybudowana jeszcze  w czasach starożytnych a na  dodatek (jakby było mało spraw  dziwnych) główna  struktura świątyni nie rzuca  cienia a  zamocowana na  szczycie flaga   nie poddaje  się  kierunkowi  wiatru. No i jeszcze  jedna  ciekawostka- na  szczycie  świątyni jest "Niebieskie  Koło", które wykonane jest z ośmiu różnych metali i wszyscy  wierzą, że jest symbolem boskości i ochrony. Ponadto w tej świątyni, w latach, w  których kalendarz  hinduski ma  dodatkowy  miesiąc,  istnieje  rytuał odnowienia posągów bóstw. Wtedy stare figury  są  zastępowane  nowymi, które  są zawsze  wykonane   z drzewa neem wg ściśle przestrzeganych rytuałów i  cały proces przebiega w tajemnicy i świętości. 

Ale -to ważne-  wstęp  do tej świątyni jest tylko i wyłącznie  dla Hindusów. Ci co tu przybywają wierzą, że otrzymają  w  darze wyzwolenie z cyklu reinkarnacji.  

A owo drzewo neem to miodla indyjska należąca  do gatunku hebanu. Jest drzewem szybko rosnącym, rozłożystym, ma pachnące  białe kwiaty. Dla  Hindusów jest świętym drzewem  i.... apteką. Rośnie  nie  tylko w Indiach, w niektórych krajach  azjatyckich  również. Osobiście posiadam  grzebień wykonany z owego drzewa neem. Jest idealny do rozczesywania  mokrych włosów  i ponoć wzmacnia owe.

A na  dodatek jedno  zdjęcie z Bombaju z cyklu "Bombaj - miasto kontrastów".


Dwie z moich koleżanek  były w Indiach  - jedna była na Goa i wróciła  szalenie zadowolona bo to wielce  wypoczynkowe  miejsce  z pięknymi plażami, druga "szwendała  się" po Delhi i wróciła z paskudnym zakażeniem oczu jakimś tamtejszym  wirusem i bardzo długo się u nas  leczyła. Była nawet obawa czy  aby nie  straci wzroku  w  tym oku.

Obie  niezależnie od siebie (bo się nie  znają) stwierdziły, że jeśli zwiedzać Indie  to tylko w formie  zorganizowanej i najlepiej klimatyzowanym autokarem, bo wędrówki per pedes są koszmarne, zwłaszcza po takim mieście jak Delhi- brud, kurz i upał. I nie widać niczego co prezentują  foldery. No  więc  jakoś pozostałam przy czytaniu o Indiach - za to byłam w Singapurze ( jeszcze w XX wieku) i  szczerze polecam - było przepięknie, czyściutko,  wręcz  sterylnie, byłam  w lutym , temperatury nie  groziły udarem cieplnym, nocą bywało tylko 25 stopni ciepła. No jest tam zamordyzm, policjanci to chyba mają swe  bazy pod płytami chodników - pojawiają się jakby znikąd i dzięki temu można  było bezpiecznie spacerować nawet o  drugiej  w nocy.

Miłego upalnego tygodnia - u mnie  w tej chwili jest godzina 22,00 i za oknem +26 stopni.


16 komentarzy:

  1. o grających kolumnach nie słyszałem i przyznam, że trochę mnie zdumiala litość ich budowy... pomyślałem sobie tak na szybko o porowatości materiału na poziomie mikro, ale pewnie już inni na to wpadli... zwłaszcza, że jedną kolumnę już rozwalili, więc łatwiej ten materiał zbadać laboratoryjnie...
    są ludzie, którzy są zafascynowani zamordyzmem w Singapurze, ja akurat wprost przeciwnie, ale przy takim zagęszczeniu populacji ludzkiej na małym terenie tylko taki system może działać, żeby ta konstrukcja społeczna mogła działać... odrzuca mnie to, ale to rozumiem...
    p.jzns ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ów zamordyzm w niczym nie przeszkadzał - dzięki szalenie ostrym przepisom nie biegały i nie biegają po mieście hordy szczurów, chodniki nie są upstrzone śladami po wyplutej gumie do żucia ( a np. w Kolonii ten widok mnie kiedyś zadziwił), każdy po sobie sprząta i w mieście jest czysto, o północy mogłam na ulicy kupić w ramach samoobsługi opakowane pieczywo i zostawić pieniądze w stojącej na jednej z półek puszce, na ulicach nie widać ledwo trzymających się na nogach pijanych, żebraków też nie ma, po całym dniu łażenia po mieście moje białe skarpetki nadal były tak samo czyste jak rano, gdy je wkładałam. Co do życia na co dzień - kilka osób z grona moich znajomych zaczęło tam prowadzić swoje firmy i niektórzy siedzą tam do dziś . Są zadowoleni, bo wszystkie przepisy nie są "oderwane od życia" a do tego są jasno sformułowane. Windy w wieżowcach miały i pewnie nadal mają zainstalowane czujniki moczu i jeśli ktoś pomyli windę z wychodkiem to pozostanie w tej windzie aż do przyjazdu policji. Jeśli jest miejsce, w którym nie wolno palić ( np. na promach) to na 100% nikt nie zapali papierosa. Nikogo nikt nie zmusza by tam się osiedlił, ale wielu europejczyków ma tam swoje firmy.

      Usuń
  2. Niemal sensacyjne ciekawostki!
    Indie tez mi się kiedyś marzyły, jak i Chiny, ale właśnie nie turystycznie, ale tak od kuchni i kameralnie. Pomarzyć można, jak na razie znam z filmów dokumentalnych.
    Wiele pozostałości, choćby z rysunków naskalnych mogłoby sugerować obecność kosmitów na Ziemi na długo przed rozwojem cywilizacji. Ta teoria była inspiracją dla twórców filmów fabularnych.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Indie chętnie bym zwiedziła- jest tam wiele pięknych miejsc, ale oglądając filmy mam tę świadomość, że wszystko to, co nie pasowało i psuło dobre wrażenie zostało skrupulatnie wycięte z kadru lub fachowo ominięte w trakcie filmowania. Co do Chin - lubię "fragmentarycznie" kuchnię chińską, ale do zwiedzania Chin jakoś mnie nigdy nie ciągnęło. Ale nadal nurtuje mnie pytanie, na które nikt nie umie odpowiedzieć- skąd na Ziemi znalazły się różne rasy ludzkie. I jakoś najbardziej mi "pasuje" teoria, że Ziemia to swego rodzaju "poletko doświadczalne" dla którejś z cywilizacji pozaziemskich. Pozostałe teorie też są możliwe- czyli jesteśmy albo kolonią karną albo ogrodem zoologicznym.
      anabell

      Usuń
  3. Mój Szalony Geograf był w wielu krajach na wszystkich kontynentach. W niektórych kilka razy. Kiedyś powiedział że wszędzie mógłby wrócić tylko nie do Indii. A to ze względu na niesamowite kontrasty jakie tam zauważył. Niesamowitą nędzę i niewyobrażalne bogactwo.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się - to kraj olbrzymich kontrastów. Do dziś w Bombaju istnieją dzielnice biedoty a nędza, która tam panuje jest przerażająca. I jest tam tak odrażająco, że nawet policja tam nie zagląda. Ale wczasowicze na Goa nie mają o tym wszystkim nawet bladego pojęcia. Jedyni Hindusi których poznałam to byli ojciec i syn prowadzący firmę w Singapurze i z tego co mówili wynikało, że jakoś im za Indiami nie tęskno. Dla mnie Indie to kraj bardzo niezwykłych zdarzeń- Ganges, w którym topi się spalone zwłoki, brak jakiejkolwiek oczyszczalni ścieków, w Gangesie kapią się ludzie z jakimiś koszmarnym dolegliwościami skórnymi, czyli jest przysłowiowy "syf z malarią" ale kąpią się tam (właściwie "obmywają") i całkiem zdrowi i na nic nie chorują po kontakcie z tą wodą. Polskie taterniczki też się kąpały w owym syfiastym Gangesie i też nic im nie było- tak przynajmniej twierdziły. Ale jest tam naprawdę sporo pięknych miejsc zachwycających swą urodą.

      Usuń
  4. Też miałam marzenie, wiele lat temu. Chciałam chociaż raz odwiedzić i zwiedzić Egipt. Do dzisiaj jest ono nie zrealizowane, ponieważ zawsze coś stawało na przeszkodzie. Ale, by mieć namiastkę, dużo czytałam o historii tego kraju. Zafascynowała mnie wtedy i fascynuje do dzisiaj.

    Indie to bardzo ciekawy kraj, niemal pod każdym względem i jak piszesz, kontrastowy. Gdy jeszcze pracowałam, jedna z moich pacjentek wybrała się z mężem do Indii na cały miesiąc. Wspaniała wyprawa. Wróciła z tej podróży jak zaczarowana. Przez kilka naszych spotkań w gabinecie opowiadała mi o tym kolorowym kraju, a ja słuchałam z rozdziawionymi ustami. Ponieważ bardzo lubię oglądać programy National Geographic, mam okazję poznawać różne ciekawe i niesamowite miejsca, np. wspomniany przez Ciebie Singapur. Rzeczywiście, wspaniałe państwo - miasto.

    Mamy podobne zainteresowania Droga Anabell i podoba mi się, że mogę czytać Twoje spostrzeżenia i uwagi. Mam też znajomą Hinduskę (przepiękna kobieta), która prowadzi w moim mieście restaurację Bombaj. Lubię tam wpadać, bo lubię hinduskie jedzenie i lubię obcować z hinduską kulturą.

    Dziękuję, że podzieliłaś się z nami tymi ciekawostkami.

    Pozdrawiam bardzo serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje zainteresowanie Indiami (bez wojażu w tamtą stronę) zaspakajałam lekturą Salmana Rushdiego- facet z mojego pokolenia, tylko 4 lata ode mnie starszy. Przeczytałam jego pierwszą powieść "Grimus", potem "Dzieci północy", "Szatańskie wersety" "Ziemia pod jej stopami". Bardzo podobały mi się "Szatańskie wersety" choć po pierwszych stronach zwątpiłam - nie bardzo wiedziałam "co jest grane"- powieść trudna, ale warta wysiłku. "Ziemia pod jej stopami" - też się dobrze czytało. A poza tym lubię różne indyjskie przyprawy, często pichcę dla siebie indyjskie "papu". Jutro sobie upichcę ciecierzycę z ryżem. Muszę poszukać czy są jakieś jego powieści z tych przetłumaczonych na język polski zdigitalizowane, to bym je sobie wrzuciła na czytnik. Uściski ślę;)
    anabell

    OdpowiedzUsuń
  6. Istnieja kraje a nawet kontynenty ktore wcale a wcale nie zachecaja do odwiedzenia lub tylko swymi "fragmentami" . Dla mnie do takich naleza Indie. Podziwiam jej architekture bo piekna i ciekawa i to jedyne ktore by mnie zainteresowalo ale cala reszta o ktorej zreszta wspominasz nie zacheca.
    Innym kontynentem do ominiecia przeze mnie to Australia i Afryka, no ta moze z wyjatkiem Maroka.
    Anabell - oni nie waza samego dachu bo jak?, oceniaja wedlug wagi uzytych materialow budowniczych.
    Co prawa u Ciebie weekend juz w trakcie ale i tak zycze bys miala przyjemny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz - przed wyjazdem do Singapuru długo się broniłam, ale gdy pojechałam to nawet przez minutę nie żałowałam tej podróży. Najgorsze było w samej podróży to, że musieliśmy w obie strony nocować w Moskwie. Niestety nic a nic mnie w tym mieście nie zachwyciło a zwłaszcza fakt, że wylot do Singapuru był opóźniony o 10 godzin i koczowaliśmy na lotnisku, bo już byliśmy wymeldowani z hotelu, a w drodze powrotnej z kolei nie można było się wyspać bo coś w innym z kolei hotelu remontowali. Co do tego dachu- wiem, ale wiem też, że takie obliczenia mają bardzo duży błąd, zwłaszcza gdy dany obiekt nie jest z jednolitego materiału. Do Afryki też mnie jakoś nie ciągnie. Australia- za dużo wszędobylskich węży jak dla mnie, a poza tym to "zlepek" ludzi z całego świata , rdzenni mieszkańcy są w mniejszości. Tobie też miłego weekendu- u mnie nieomal zimno, tylko 31 w cieniu. Gdy wyszłam na balkon gdy jeszcze było na nim słońce to omal nie padłam.

      Usuń
  7. Anabell - architekci musze znac dokladna wage dachow czy kopul bo one opieraja sie na roznego rodzaju wspornikach - scianach, filarach - wiec wytrzymalosc tych wspornikow dyktuje jakie maja byc mocne do czego musza znac dokladna wage dachu/kopuly.
    A co ja mam powiedziec na moje upaly ktore wcale nie slabna, ba, przez ostatnie pare dni jest nawet jeszcze wyzsza temperatura? Jak Ciebie kazde moje wyjscie na balkon zatyka mnie. My mamy nad oknami i nad balkonami zadaszniki czy jak one sie nazywaja, ukosne daszki chroniace przed sloncem a to oprocz szczebelkowych zaslon. Sa pomocne ale jednak goraco wedrze sie wszedzie chocby nawet oslonic od slonca. Czesto musze trzymac drzwi balkonowe uchylone - gdy Bella na nim przebywa - i wtedy od razu czuje jak od nich leci gorace, ciezkie powietrze.
    Zawsze uwazalam ze gorac jest gorszy od zimna, szybciej mogacy czlowieka zabic - jest mnostwo sposobow by sie ogrzac ale na gorac tylko jeden : siedziec w domu, w klimatyzacji.
    Na dodatek moje slonce, przyrownikowe, jest bogate w promienie UV a one sa zabojcze dla skory . Na co nie mozna narzekac to deszcze - prawie w kazdy dzien, czasem kilka ale przelatuja nie odswiezajac powietrza tylko podnoszac jego wilgotnosc.
    Ta zmiana klimatu spowodowana przeprowadzka jest jedynym negatywem mego obecnego zycia - zarazem bardzo dokuczliwym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym narzekała na pogodę będąc teraz u Ciebie. U mnie dziś raptem +14 a do tego wiatr i przelatują jakies opady, ale jak na razie to niewielkie. A do tego jest wciąż wysokie stężenie pyłków roślin - parapet zewnętrzny od strony północnej mam cały oblepiony "czymś" żółtym, czyli jakimś pyłkiem. Na szczęście nie mam uczulenia na pyłki.

      Usuń
  8. Ech, marzenia! Piękna sprawa, ale i zainteresowania fascynujące. Teraz już łatwiej wyjechać, dojechać i wrócić z kufrem pełnym wspomnień na przyszłe lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony to faktycznie łatwiej dziś wyjechać z Polski w świat, ale z drugiej strony metryka zaczyna mi przeszkadzać w dalekich wojażach - wiesz jak jest -" już nie to zdrowie choć w sercu ciągle maj".

      Usuń
  9. Moja fascynacja Indiami zaczęła się od "Małej księżniczki" F.H. Burnett. Później były powieści, których akcja rozgrywała się w Indiach, ale palenie wdowy na stosie wraz z mężem, zadecydowało o tym, że moje tęsknoty zmieniły kierunek. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przypominam sobie bym tę książkę czytała. U mnie zainteresowanie Indiami to efekt książek napisanych przez różnych himalaistów, bo sporo ich mieliśmy z mężem, jako że mąż był zapalonym taternikiem i chadzał na wspinaczki z liną. Wbrew pozorom w tamtych czasach palenie wdowy wraz z mężem miało sens praktyczny - toż nie miał się kto nią opiekować gdy on się przenosił w zaświaty. Wiem, to brzmi strasznie, ale wtedy było "normalką" zwłaszcza tam.
      Serdeczności;)

      Usuń