drewniana rzezba

drewniana rzezba

czwartek, 11 września 2025

Wydaje mi się.......

 ........że mam o  czym  napisać. 

Bo jak  zwykle nic  się u  mnie  ciekawego nie  dzieje, co właściwie jest sprawą zrozumiałą,  jako że  z racji wieku w pewnym  sensie  "wyszłam z obiegu". Nie mam tu kontaktów z Polonią, bo jakoś tak  jest, że ta  Polonia berlińska to ludzie  w tak  zwanym "wieku produkcyjnym",  a więc zapracowani od rana  do  późnego popołudnia a potem wracają  do  swych  domów i mają  co robić.  

Oczywiście zdaniem   mojej  córki powinnam  była  zaraz  po przyjeździe  do Berlina ruszyć tyłek i pojechać  do centrum, gdzie jest coś jakby ośrodek polonijny, no ale nie  da  się ukryć, że ja  wcale   jakoś  nie tęsknię za Polonusami. Nigdy nie  byłam super  towarzyska i 3 osoby "w kupie" to już dla  mnie  tłum. Poza tym nie  da  się ukryć, że osób zbliżonych do  mnie  wiekiem to można tutaj, zgodnie  z powiedzeniem,  "ze świecą  szukać". Bo Polacy  póki mogą  pracować to tu pracują a na  wiek  emerytalny wracają na Ojczyzny łono. No ale  ja niemal  zawsze  szłam pod prąd, więc właśnie będąc już od  14 lat  w wieku emerytalnym osiadłam  - w Berlinie.

Dziś rano  ( tylko się nie  zgorszcie, że u mnie  to jest rano) czyli tak ok.10,00 gdy właśnie  skończyłam sączenie "po-śniadaniowej" kawy nagle poderwało mnie koszmarne  wycie. Oderwałam się od  monitora i zerknęłam  w stronę, z której owo wycie  dochodziło i  zdębiałam - mój,  właśnie podładowujący  się smartfon "zionął" krwistą czerwienią i  wył. 

Nie ukrywam, że jako rasowa debilka skojarzyłam ową  czerwień ekranu  za znak ostrzeżenia, że ani chybi on zaraz albo wybuchnie albo się zapali i przeczytawszy jednym okiem wyraz ostrzeżenie - wyrwałam wtyczkę z kontaktu i tym samym nie  mogłam  się już dowiedzieć co to za ostrzeżenie  było. Na  wszelki wypadek wyjrzałam  wpierw  na podwórku (puste), potem nawet wyszłam na  balkon od strony ulicy, ale wszystko było "jak  zawsze", pusto, ani pół człowieka.

W godzinę później zatelefonowała do mnie  córka, która w niedzielę wieczorem wróciła  z wojażu służbowego do Brazylii  i..... przeprosiła, że zupełnie  zapomniała  mnie uprzedzić o tym, że będzie  dziś w Berlinie ( a może i nie  tylko tu) próbne  alarmowe ostrzeżenie o niebezpieczeństwie. Bo okazuje  się, że kraj ma  w całkowitej  rozsypce  wszelakie systemy alarmowe. Trochę  się pośmiałyśmy, że nim przeczytałam co było napisane na  ekranie  smartfona to szybko wyciągnęłam wtyczkę z kontaktu i tym  samym nie wiedziałam z jakiej  to racji smartfon tak ślicznie  zawył. No ale  z drugiej strony był  to niewątpliwe  wyraz  przytomności mego zaawansowanego wiekiem mózgu.

Przy okazji dowiedziałam się, że kuchnia brazylijska jest super,  wszystko było bardzo  smaczne a na dodatek nie  wywoływało żadnych  sensacji gastrycznych. No nic dziwnego, bo tam właściwie większość spożywanych produktów jest  ze  swej natury bezglutenowych. Tam po prostu nie ma  czegoś takiego jak mąką pszeniczna, która tak mniej więcej nieco  ponad  50 lub   nawet  60 lat  wcześniej  została w Europie "przeprogramowana" biologicznie na produkt o zwiększonej ilości glutenu. Tylko jakoś organizmy ludzkie się nie przeprogramowały i te  zwiększone w mące ilości  glutenu nie wyszły ludziom na  zdrowie.  

Z dziwnych ciekawostek - Sao Paulo nie zachwyciło córki pod  względem architektonicznym - bo to coś jak Nowy Jork, czyli tunele  ulic ciągnące  się u podnóża  wieżowców. 

Zaraz  po przylocie  kolega córki, który od pewnego  czasu  mieszka  w Sao Paulo  uprzedził ich, by  absolutnie  nie korzystali z telefonów  komórkowych  na ulicy i by nosili je  dobrze ukryte. Bo każde użycie  komórki na ulicy  może  się  skończyć jej.......kradzieżą.  Poza tym miasto jest pełne bezdomnych, których  los jest   chyba  władzom absolutnie obojętny. Nie  ma żadnych noclegowni, bezdomni nocują pod  szpalerami drzew które  są posadzone pomiędzy chodnikiem  a jezdnią  (a  zieleń tam rośnie jak na  drożdżach), nocują też pod wiaduktami. I nikt się ich losem  nie przejmuje.

Drugie  zadziwienie - w toaletach wisi informacja, by nie  wrzucać zużytego papieru  toaletowego do muszli klozetowej ale do stojącego obok niej  pojemnika. A to wszystko dlatego, że system kanalizacyjny jest "niewydolny" i  namoczony papier  zatyka   światło  rur.  A w lepszych miejscach  publicznych  i hotelach jest w toaletach instalowane  "skrzyżowanie" muszli klozetowej z bidetem. W jednym  z  warszawskich szpitali też się  z tym "wynalazkiem" wiele lat  wcześniej  spotkałam.

A poza tym to z przyjemnością odnotowała  fakt, że przy plażach w Rio de Janeiro są toalety a na dodatek są one bardzo zadbane, czyste, pachnące.

Mnie osobiście  Brazylia  kojarzy  się nieodmiennie z piosenkami  francuskiego zespołu KAOMA, którego solistką  była  Loalwa Braz (urodzona w 1953roku), która wylansowała piosenkę pt. LAMBADA. Nie wiem  czy wiecie,  ale w styczniu 2017  roku kierownik zajazdu, którego właścicielką była Loalwa oraz  jego  dwaj koledzy pobili dotkliwie  piosenkarkę. Wprawdzie udało się jej uciec do  swojego  samochodu,  ale  gdy zdołała odjechać  zaledwie  kilometr straciła przytomność a  samochód się  rozbił. Z tego  co ja  pamiętam, to Loalwa Braz udzielała dużej pomocy instytucjom zajmującym  się bezdomnymi. I wtedy, zaraz  po jej śmierci krążyła wersja, że została  zaatakowana przez  bezdomnych, którym pomagała. A dziś wyczytałam, że to wcale nie  byli  bezdomni  sprawcami jej  śmierci.

A ja w sobotę lub  w niedzielę obejrzę  u córki zdjęcia z owego wojażu.

A poniżej mała  ciekawostka, która  dla mnie  była  dziś odkryciem. Otóż na  mojej  zaokiennej pelargonii odkryłam dziś  takie  coś:


 

 Po przekwitłych kwiatach są wyraźnie  nasionka - maleńkie i wyposażone  w wątlutkie  pióreczka. Pieczołowicie  je  zebrałam do pudełeczka i może uda  mi  się na wiosnę wyhodować z nich sadzonki.


 Tak  się prezentują te  nasionka  mojej pelargonii Flower Fairy White Splash i  zaraz będę szukać w  sieci  coś na temat hodowli pelargonii z  nasion. A jeżeli ktoś  z Was  wie  coś  na ten temat, to napiszcie proszę.

Miłego  Wszystkim!!! 

 


 

  

 

poniedziałek, 1 września 2025

Podobno......

  ....................dziś 1 września, a u mnie od świtu  słońce  "szaleje" a temperatura to 25 stopni w  cieniu, flauta  absolutna, nawet żaden listek na drzewie nie zadrży.

W Berlinie jeszcze nie ma  szkolnej stonki, szkoła zacznie  się 8 września, moi  są jeszcze  na  wakacjach. I to daleko stąd, bo w Brazylii. W związku z tym dostałam od  nich  wiadomość, że właśnie są w Paraty .

Paraty to nieduże  miasteczko leżące pomiędzy Rio de Janeiro a  Sao Paulo, a tak  dokładnie  to 250 km od  Rio de Janeiro i 350 km od  Sao Paulo. Temperatury  tam w tej  chwili  znośne, bo pomiędzy 18 a 26  stopni- no to prawie jak w Berlinie. Tyle  tylko, że mi tu nigdzie   w pobliżu  nie śmigają  kolibry, a jak  mi napisała  córka to gdy jedli śniadanie  na tarasie to śmigały obok  kolibry a z owego tarasu  mieli widok na tropikalny las.   A pomysł na Paraty wziął  się  stąd, że córka jest  zaproszona na międzynarodową konferencję, która  zaczyna  się jutro w Sao  Paulo i potrwa  do piątku i w niedzielę  moi już w komplecie  wylądują w Berlinie. 

Podróż z Berlina  do Brazylii jest  dwuetapowa, pierwszy odcinek  to Berlin-Paryż,  drugi to Paryż Rio de Janeiro, w sumie to na ogół 12 godzin  lotu a  czasem trzeba w Paryżu poczekać na samolot do Rio. O Sao Paulo to  się nasłuchałam  sporo opowieści bo przez kilka  lat pracował tam nasz przyjaciel i oczywiście  razem  z nim była jego żona i dwie  córki. Ich  zdaniem Sao Paulo jest straszliwie  zabudowane i nieco w nim  ciasno i gęsto od  budynków,  za to okolice  ładne. 

Dziś  właśnie  moi  się już z Paraty wyprowadzają i jadą do Sao Paulo. Do Berlina  powinni  przylecieć  w niedzielę,  bo Młodszy w poniedziałek  już idzie  do  szkoły.  No to jak  amen w pacierzu w przyszłą niedzielę będę oglądała zdjęcia z tego wojażu.  

Miłego nowego   tygodnia Wszystkim!!!