....niczym przed laty pewna polska piosenkarka. Tyle tylko, że nie rozważam
jak ona problemu : kocha, nie kocha?
Od dawna większość rodaków uważa, że młodzież wyjeżdża z Polski głównie
dlatego, że u nas bezrobocie. A to nie do końca jest prawdą.
Znam wiele osób, które naprawdę miały w Polsce dobrą pracę, zarabiały dobrze,
a nawet bardzo dobrze, a jednak wyemigrowały.
Gdy ostatnio wracałam z Berlina, do przedziału, w którym siedziałam, weszła
młoda osoba - wyraznie była ubrana nieco w stylu subkultury Gotów, czyli
wszystko co miała na sobie było czarne, łącznie z lakierem na paznokciach.
Taszczyła olbrzymią walizę, której żadnym sposobem nie mogła wstawić na
półkę - brakowało jej i siły i wzrostu by ten cel osiągnąć. I od problemów
z tą walizą zaczęła się nasza rozmowa. W końcu udało się ją upchnąć pod ławkę.
Dziewczę wracało z weekendowych koncertów muzyków alternatywnych.
Była zachwycona, ponoć zabawa była przednia, każdy występ był prawdziwym
show, świetne stroje, o ile ktoś lubi wampirze opowieści.
Zwierzyła mi się, że bardzo chce przenieść się na stałe do Niemiec. I wcale nie
z powodów finansowych - ma pracę, zarabia całkiem dobrze ale zbyt wiele
spraw ją tu denerwuje. Najbardziej - brak tolerancji i to niemal na każdym
kroku. Teoretycznie w dużych miastach jest lepiej, bo tu ksiądz z ambony nie
wykrzyczy, że córka Iksińskiej nie chodzi do kościoła a Ygrekowska smażyła
w piątek schaboszczaka zamiast postnej ryby.
Dziewczę wysnuło całkiem prawidłowy wniosek - te wiadomości znoszą księdzu
życzliwi sąsiedzi, ksiądz nie biega codziennie od domu do domu- nie musi,
sąsiedzi wszystko doniosą. Do "skarbówki" też donoszą, tylko co innego.
Tu po prostu brak jest swobody, życzliwości, tolerancji dla innych poglądów , tu
nawet strój innym przeszkadza i to młodych zraża - tłumaczyła mi zawzięcie.
Niestety, ona ma rację.
Czy znacie felietony pana prof. Hartmana? Uwielbiam je czytać, bo są pisane
jasno, przejrzyście, z dużym poczuciem humoru i wielką kulturą. Można je
znalezć w tygodniku "Polityka".
W poprzedni weekend były w moim mieście Dni Ateizmu. Były okazją do
unaocznienia wszystkim myślącym, że jesteśmy wielce nietolerancyjnym
społeczeństwem. I zawsze w takiej chwili zastanawiam się jakiego wyznania
ludzmi są zapełnione, pękajace w szwach, nasze więzienia. Czy to są ateiści,
którzy zdaniem pewnego księdza (Dariusza Oko) są mniej moralni i bardziej
zdolni do popełniania przestępstw?
Czy będąc ateistą lub osobą mającą inne zdanie niż Kościół mam prawo kraść,
mordować, oszukiwać i prześladować innych?
Dlaczego nikt nie chce pamiętać, że etyka istniała jeszcze w czasach wielce
starożytnych, czyli przed Chrystusem?
Być może nie jestem osobą najbardziej tolerancyjną pod Słońcem, ale nigdy nie
namawiam nikogo by przyjął mój punkt widzenia w kwestii religii i Kościoła.
I nie życzę sobie, by ktokolwiek mnie nawracał i narzucał mi swoje przekonania
religijne.
A czy ktoś pamięta ze szkoły kto to był Kazimierz Łyszczyński i dlaczego
zginął? Odpowiedzcie na to pytanie szczerze, nim zajrzycie na strony Google.
drewniana rzezba

niedziela, 6 kwietnia 2014
czwartek, 3 kwietnia 2014
Mix
dekoracja na mój świąteczny stół |
na Jej blog, jest tam wiele pięknych kwiatów wykonanych techniką
ganutell.
A ten naszyjnik popełniłam dla pewnej Pusi, w nagrodę za odwagę i
konsekwentną realizację swych planów. Pusiu, wyślę go w poniedziałek.
W tak zwanym międzyczasie popełniłam naszyjnik "etniczny" z howlitami
udającymi zręcznie turkusy .
Poza tym mam nieco rozgrzebanych prac a pewnej młodej damie zrobiłam
różowy naszyjnik. Niestety nie zdążyłam go sfotografować, bo gdy wiązałam
ostatni supełek, został porwany przez mamę młodej damy, która nie miała
ani chwili czasu, bym mogła owe paskudztwo uwiecznić na zdjęciu.
Niewiele straciliście, naprawdę.
Mój mąż musi iść dość szybko na okulistyczną operację. Sprawa była na tyle pilna,
że termin miał wyznaczony na maj tego roku. Jakimś cudem (cuda są w tym kraju
modne) ktoś zaocznie uznał, że sprawa przestała być pilna i termin przesunięto na
maj przyszłego roku. Wniosek - trzeba sprawę załatwić w trybie komercyjnym.
Ale mój mąż z uporem maniaka stwierdził, że przecież po to tyle lat płacił i nadal
płaci składki ZUS by korzystać z usług publicznej służby zdrowia.
Tłumaczyłam, że to sprawa z gatunku beznadziejnych, nagadałam się, natrzeszczałam,
ale uparciuch dziś pojechał na oddział okulistyczny szpitala, do którego ma skierowanie.
Wyłuszczył sprawę, poskarżył się, że coraz gorzej mu z tym okiem, pomachał pani
w rejestracji skierowaniem i... w drodze łaski zapisano go na konsultację okulistyczną
na grudzień tego roku, informując jednocześnie, że i tak operacja będzie możliwa
dopiero w maju przyszłego roku.
Baaardzo był rozczarowany, że znów miałam rację.
Tym sposobem idzie w najbliższy wtorek na konsultację okulistyczną do prywatnej
kliniki, a na zabieg zapewne już po świętach. I znów mi pieniądze wypłyną z konta
i znów będę musiała zredukować swe plany do finansowego minimum.
A tak ogólnie - chyba jednak idzie wiosna!!!!
.
poniedziałek, 31 marca 2014
Veni,vidi.....
.....vici
To też jest Berlin- pierwsze trzy zdjęcia są z Grunewaldu, który od 1920
roku jest w granicach Berlina.
Niewątpliwie atrakcją turystyczną jest wieża, zbudowana na przełomie
lat 1897/1898, a jej projektantem był Franz Schechten.
Ogromnie podobała mi się ta dzielnica - jest wiele prześlicznych willi
bardzo wiekowych i oczywiście równie wiele nowych.
Ponad 10 ambasad ma tu swoje siedziby a 9 ambasadorów ma tu swe
prywatne rezydencje.
A to, co mnie się najbardziej podobało to fakt, że można bez żadnego trudu
dojechać z samego centrum Berlina - do Grunewaldu jechaliśmy dwoma
autobusami, wracaliśmy już potem szybką kolejką miejską i metrem.
Jest to część Berlina, gdzie jest bardzo dużo pięknych, starych kamienic,
a ulice toną w zieleni - Berlin to najbardziej zadrzewione miasto w Europie.
Ostanie zdjęcie to najzwyklejszy park miejski, w którym okoliczni mieszkańcy
spędzają wolny czas. Wiele osób urządza tu przyjęcia dla dzieci na powietrzu.
Poza terenem na którym można "biwakować" znajdują się tu wydzielone place
zabaw dla dzieci, szkółka piłkarska dla dzieci i boisko do piłki nożnej, oraz spory
teren do mini golfa.
Poza tym teren jest zamieszkany przez dzikie króliki- jest ich tu mnóstwo i
jakoś są mało płochliwe. A psy, których tu sporo spaceruje z właścicielami, wcale
tych królików nie gonią.
W innych parkach zadomowiły się lisy a na miejskich terenach leżących blisko
jezior, których tu jest sporo, można spotkać szopy pracze.
Moje prywatne krasnoludy jak zwykle rozbawiły mnie do łez. W piątek wieczorem
młodszy miał kłopot z zaśnięciem. Zięć ułożył chłopców, zgasił światło i mniej
więcej za pół godziny słyszymy płacz- okazało się, że gdy mały się kręcił i marudził,
starszy usiadł przy nim i zaczął go uspokajać , a ponieważ nie dało to żadnego efektu,
starszy wszedł pod łóżko i zaczął....płakać, z bezsilności.
Starszy chodzi na basen, do "szkółki" pływackiej, opanował już "żabkę" (dostał
dyplom), a teraz opanowuje styl grzbietowy. Wyrobiły mu się mięśnie, co nawet
widać, o czym mu córka powiedziała.
Młody, rozbierając się ogląda swą lewą pachwinę z wielkim zainteresowaniem, więc
pytamy się co go tak nurtuje - Młody z całą powagą wyjaśnia: bo czuję jak mi tu
jeden mięsień rośnie.
Poza tym był z córką na musicalu dla dzieci- ma z niego płytę CD z piosenkami oraz
teksty tych piosenek. Każdą wolną chwilę wykorzystuje na śpiewanie tych piosenek
"na okrągło" i przez cały czas pobytu towarzyszyła mi piosenka, której się Młody
uczył na pamięć - a była ona o "Zardzewiałym Rycerzu".
A Młodszy - jest typowym trzylatkiem, okaz książkowy.Nie na moje stargane nerwy.
To też jest Berlin- pierwsze trzy zdjęcia są z Grunewaldu, który od 1920
roku jest w granicach Berlina.
Niewątpliwie atrakcją turystyczną jest wieża, zbudowana na przełomie
lat 1897/1898, a jej projektantem był Franz Schechten.
Ogromnie podobała mi się ta dzielnica - jest wiele prześlicznych willi
bardzo wiekowych i oczywiście równie wiele nowych.
Ponad 10 ambasad ma tu swoje siedziby a 9 ambasadorów ma tu swe
prywatne rezydencje.
A to, co mnie się najbardziej podobało to fakt, że można bez żadnego trudu
dojechać z samego centrum Berlina - do Grunewaldu jechaliśmy dwoma
autobusami, wracaliśmy już potem szybką kolejką miejską i metrem.
Jest to część Berlina, gdzie jest bardzo dużo pięknych, starych kamienic,
a ulice toną w zieleni - Berlin to najbardziej zadrzewione miasto w Europie.
Ostanie zdjęcie to najzwyklejszy park miejski, w którym okoliczni mieszkańcy
spędzają wolny czas. Wiele osób urządza tu przyjęcia dla dzieci na powietrzu.
Poza terenem na którym można "biwakować" znajdują się tu wydzielone place
zabaw dla dzieci, szkółka piłkarska dla dzieci i boisko do piłki nożnej, oraz spory
teren do mini golfa.
Poza tym teren jest zamieszkany przez dzikie króliki- jest ich tu mnóstwo i
jakoś są mało płochliwe. A psy, których tu sporo spaceruje z właścicielami, wcale
tych królików nie gonią.
W innych parkach zadomowiły się lisy a na miejskich terenach leżących blisko
jezior, których tu jest sporo, można spotkać szopy pracze.
Moje prywatne krasnoludy jak zwykle rozbawiły mnie do łez. W piątek wieczorem
młodszy miał kłopot z zaśnięciem. Zięć ułożył chłopców, zgasił światło i mniej
więcej za pół godziny słyszymy płacz- okazało się, że gdy mały się kręcił i marudził,
starszy usiadł przy nim i zaczął go uspokajać , a ponieważ nie dało to żadnego efektu,
starszy wszedł pod łóżko i zaczął....płakać, z bezsilności.
Starszy chodzi na basen, do "szkółki" pływackiej, opanował już "żabkę" (dostał
dyplom), a teraz opanowuje styl grzbietowy. Wyrobiły mu się mięśnie, co nawet
widać, o czym mu córka powiedziała.
Młody, rozbierając się ogląda swą lewą pachwinę z wielkim zainteresowaniem, więc
pytamy się co go tak nurtuje - Młody z całą powagą wyjaśnia: bo czuję jak mi tu
jeden mięsień rośnie.
Poza tym był z córką na musicalu dla dzieci- ma z niego płytę CD z piosenkami oraz
teksty tych piosenek. Każdą wolną chwilę wykorzystuje na śpiewanie tych piosenek
"na okrągło" i przez cały czas pobytu towarzyszyła mi piosenka, której się Młody
uczył na pamięć - a była ona o "Zardzewiałym Rycerzu".
A Młodszy - jest typowym trzylatkiem, okaz książkowy.Nie na moje stargane nerwy.
sobota, 22 marca 2014
Utonęłam...
.....gdzieś na południe od Brazos.
Należę do tych dziwadeł, które po wielu, wielu latach wracają do już przeczytanych
książek. Powodów jest zawsze kilka- chyba najistotniejszym z nich jest moja
ciekawość jak dziś, po wielu, wielu latach odbiorę daną powieść, czy też wiersz.
W 1991 roku przeczytałam w zabójczym tempie dwa tomy, w sumie ponad 800 str
powieści westernowej "Na południe od Brazos"- tytuł oryginału "Lonesome Dove".
Powieść popełnił urodzony w Teksasie Larry McMurtry. Po raz pierwszy została
wydana w 1985 roku i otrzymała rok pózniej nagrodę Pulitzera.
Oczywiście z czasem nakręcono również film wg tej powieści, niestety nie oddawał
zupełnie jej uroku.Oglądając go byłam wielce rozczarowana.
Akcja powieści przenosi nas przez kawał USA, od granicy z Meksykiem do gór
Montany, a w trakcie wędrówki poznajemy "dobrych" i "złych" ludzi, dziewczyny
"radzące sobie tyłkiem", koniokradów, szulerów, łowców bizonów, okrutnych
Indian, meksykańskich bandytów, osadników walczących o przetrwanie w ciężkich
warunkach, przeprawiamy się przez wiele mniej i bardziej groznych rzek, a przy
okazji poznajemy piękno tych miejsc. A wszystko to opisane jest z dużym
poczuciem humoru i sympatią do tych czasów.
Po 23 latach od pierwszego przeczytania nadal jestem zachwycona prowadzoną
narracją.
Należała się autorowi nagroda Pulitzera - ot zwykły western, jakich wiele, ale czyta
się naprawdę świetnie.
Przyznam się bez bicia - zazdroszczę McMurty'emu warsztatu pisarskiego.
Chciałabym choć w małej części posiadać takie umiejętności , czyli poskładać
różne prawdziwe wydarzenia i ułożyć je w logiczną a jednocześnie wielce
interesującą całość.
Jeżeli lubicie westerny to koniecznie przeczytajcie te książkę - jest napisana tak
pięknie, że bez trudu, gdy tylko zamkniecie oczy, zobaczycie wszystkich bohaterów,
bezkres prerii, poczujecie trudy zdobywania nowych terenów pod wypas bydła,
przeżyjecie lęk w czasie piaskowej burzy i przepraw przez rzeki, w których
czaiło się całkiem realne niebezpieczeństwo.
Należę do tych dziwadeł, które po wielu, wielu latach wracają do już przeczytanych
książek. Powodów jest zawsze kilka- chyba najistotniejszym z nich jest moja
ciekawość jak dziś, po wielu, wielu latach odbiorę daną powieść, czy też wiersz.
W 1991 roku przeczytałam w zabójczym tempie dwa tomy, w sumie ponad 800 str
powieści westernowej "Na południe od Brazos"- tytuł oryginału "Lonesome Dove".
Powieść popełnił urodzony w Teksasie Larry McMurtry. Po raz pierwszy została
wydana w 1985 roku i otrzymała rok pózniej nagrodę Pulitzera.
Oczywiście z czasem nakręcono również film wg tej powieści, niestety nie oddawał
zupełnie jej uroku.Oglądając go byłam wielce rozczarowana.
Akcja powieści przenosi nas przez kawał USA, od granicy z Meksykiem do gór
Montany, a w trakcie wędrówki poznajemy "dobrych" i "złych" ludzi, dziewczyny
"radzące sobie tyłkiem", koniokradów, szulerów, łowców bizonów, okrutnych
Indian, meksykańskich bandytów, osadników walczących o przetrwanie w ciężkich
warunkach, przeprawiamy się przez wiele mniej i bardziej groznych rzek, a przy
okazji poznajemy piękno tych miejsc. A wszystko to opisane jest z dużym
poczuciem humoru i sympatią do tych czasów.
Po 23 latach od pierwszego przeczytania nadal jestem zachwycona prowadzoną
narracją.
Należała się autorowi nagroda Pulitzera - ot zwykły western, jakich wiele, ale czyta
się naprawdę świetnie.
Przyznam się bez bicia - zazdroszczę McMurty'emu warsztatu pisarskiego.
Chciałabym choć w małej części posiadać takie umiejętności , czyli poskładać
różne prawdziwe wydarzenia i ułożyć je w logiczną a jednocześnie wielce
interesującą całość.
Jeżeli lubicie westerny to koniecznie przeczytajcie te książkę - jest napisana tak
pięknie, że bez trudu, gdy tylko zamkniecie oczy, zobaczycie wszystkich bohaterów,
bezkres prerii, poczujecie trudy zdobywania nowych terenów pod wypas bydła,
przeżyjecie lęk w czasie piaskowej burzy i przepraw przez rzeki, w których
czaiło się całkiem realne niebezpieczeństwo.
środa, 19 marca 2014
Gdyby......
......tak mi się chciało jak mi się nie chce, to bym zapewne bardzo dużo
pożytecznych rzeczy zrobiła. Cały problem w tym, że jakoś nie mogę się
do czegokolwiek zabrać.
Zmuszona przez własnego męża zrobiłam wczoraj zakupy chorej żywności-
ostatnio, jak zauważyłam, żywność w wielu sklepach dzieli się na "zdrową",
która posiada etykietę "ZDROWA ŻYWNOŚĆ" i pozostałą, czyli chorą.
W sklepie, w którym wczoraj robiłam zakupy była tylko ta chora żywność.
Gdyby mi ktoś powiedział, że szyja kobiety może się w ciągu 9 tygodni
znacznie powiększyć - nie uwierzyłabym. Dotychczas dla swojej koleżanki
robiłam naszyjniki tej samej długości co dla mnie. I nagle okazało się , że
obwód jest za mały - kark jej się rozrósł. No normalnie mnie zatkało -
a wszystko za sprawą noszenia przez 9 tygodni ręki (obciążonej dodatkowo
pół kilogramowym ciężarkiem) na temblaku. Ją też zatkało, gdy to odkryła.
Najważniejsze, że się jej ta ręka jednak zrosła i to bez gipsowania.
Poza tym wyjeżdżam na ostatni weekend marca do Berlina - sama.
Wszak wszystkie kuchty miewają wychodne - teraz mnie się trafia.
Znów podpadłam w domu - słuchałam "na okrągło" Richarda Marxa "Hazard".
Ale i tak byłam dla otoczenia mało uciążliwa, bo słuchałam na słuchawkach,
więc nie bardzo rozumiem co to kogo boli czego ja słucham.
Wiem, stare, niemodne, ale tę piosenkę wyjątkowo lubię.
Może jeszcze ktoś oprócz mnie ją lubi?
pożytecznych rzeczy zrobiła. Cały problem w tym, że jakoś nie mogę się
do czegokolwiek zabrać.
Zmuszona przez własnego męża zrobiłam wczoraj zakupy chorej żywności-
ostatnio, jak zauważyłam, żywność w wielu sklepach dzieli się na "zdrową",
która posiada etykietę "ZDROWA ŻYWNOŚĆ" i pozostałą, czyli chorą.
W sklepie, w którym wczoraj robiłam zakupy była tylko ta chora żywność.
Gdyby mi ktoś powiedział, że szyja kobiety może się w ciągu 9 tygodni
znacznie powiększyć - nie uwierzyłabym. Dotychczas dla swojej koleżanki
robiłam naszyjniki tej samej długości co dla mnie. I nagle okazało się , że
obwód jest za mały - kark jej się rozrósł. No normalnie mnie zatkało -
a wszystko za sprawą noszenia przez 9 tygodni ręki (obciążonej dodatkowo
pół kilogramowym ciężarkiem) na temblaku. Ją też zatkało, gdy to odkryła.
Najważniejsze, że się jej ta ręka jednak zrosła i to bez gipsowania.
Poza tym wyjeżdżam na ostatni weekend marca do Berlina - sama.
Wszak wszystkie kuchty miewają wychodne - teraz mnie się trafia.
Znów podpadłam w domu - słuchałam "na okrągło" Richarda Marxa "Hazard".
Ale i tak byłam dla otoczenia mało uciążliwa, bo słuchałam na słuchawkach,
więc nie bardzo rozumiem co to kogo boli czego ja słucham.
Wiem, stare, niemodne, ale tę piosenkę wyjątkowo lubię.
sobota, 15 marca 2014
Zawód
Chyba niemal każdy, już nawet jako nieduże dziecko wybiera zawód, który
chciałby wykonywać w przyszłości. Ja chciałam być lekarzem-chirurgiem,
a moja córka koniecznie pediatrą. Jej najlepsza koleżanka chciała koniecznie
zostać....nauczycielką, żeby móc dzieciom dwójki stawiać, jak mi wyjaśniła.
Chłopcy to chcieliby być strażakami, żołnierzami, czasem marynarzami.
Ciekawa jestem czy ktokolwiek będąc dzieckiem planował, że zostanie........
płatnym zabójcą. Bo to też przecież zawód a nie hobby. Dostajesz zlecenie,
usuwasz człowieka ( bo tu zawsze idzie o ludzi) i za to dostajesz pieniądze.
Badaniem zjawiska pt. "płatny zabójca" zajeli się badacze z Birmingham
City University.
Jest to pierwsze takie badanie, wcale nie łatwe do przeprowadzenia.
Naukowcom udało się dotrzeć do 36 płatnych zabójców, którzy działali
w latach 1974-2013. Badanie objęło kręgi przestepcze, informatorów, zapisy
spraw sadowych i archiwa sądowe.
Jak w każdym zawodzie są tu mistrzowie w swym fachu oraz partacze.
Okazuje się, że najwięcej zabójstw jest dokonywanych w biały dzień, na ulicy,
czasami na oczach przechodzących obok ludzi.
Przyczyny wydawania zleceń zabójstwa to najczęściej nieporozumienia między
wspólnikami oraz .....kłótnie małżeńskie.
Ludziom się wydaje, że życie ludzkie jest bezcenne - ale tak naprawdę ma ono
swą cenę i na mój gust nie jest ona bardzo wygórowana.
W Wielkiej Brytanii nie przekracza ona 15 tysięcy funtów. Najwyższa cena jaka
się zdarzyła to było 100 tysięcy funtów, najniższa - 200 funtów.
Najstarszym płatnym zabójcą był 63-letni David Harrison, który wykonał wyrok
na przedsiębiorcy w hrabstwie Staffordshire.
Najmłodszy płatny zabójca miał zaledwie 15 lat- w 2010 r zabił z własnoręcznie
zrobionego "obrzyna" (broń miała obcięta lufę).
Chłopak pochodził z północnego Londynu.
Czym się posługują? Jeśli idzie o broń to najczęściej pistoletem. Drugie miejsce
to pobicie ofiary ze skutkiem śmiertelnym, trzecie miejsce zajmuje nóż, następne -
uduszenie. Ale zdarza się również, że używają karabinu AK-47.
W Stanach Zjednoczonych za zabójstwo płaci się od kilku do kilkuset tysięcy
dolarów.
Ale zlecając "sprzątnięcie" kogoś trzeba uważać, bo pod przykrywką płatnego
mordercy może się kryć któryś ze śledczych. Jeden z nich, działający w Teksasie,
wyznał, że w ciągu 20 lat swej pracy zabójstwo zleciło mu ponad 60 Teksańczyków.
FBI podaje, że co roku pojawia się 70 - 90 spraw o płatne zabójstwo.
Płatnych morderców zatrudniają przeważnie organizacje mafijne. Stawki bywają
wysokie gdy w grę wchodzi wykończenie niewygodnego konkurenta. Ale pewien
"mafijny czyściciel", Richard Kuklinski, który zabił ponad 100 osób, wyznawał
starą chińska zasadę- niskie ceny , ale duże obroty - u niego cena wynosiła tylko
1600 dolarów od "sztuki".
W sumie to mało romantyczny zawód - na końcu albo ktoś cię sprzatnie, bo jest
po prostu lepszy, albo trafi się za kratki.
Oczywiście zdarzają się mistrzowie w tym fachu - to ci, którzy tak sprawnie
działają, że śmierć delikwenta nie budzi podejrzenia nawet u biegłych śledczych.
A wszystko to wyczytałam w Forum 6/2014.
Miłej niedzieli wszystkim życzę:)
chciałby wykonywać w przyszłości. Ja chciałam być lekarzem-chirurgiem,
a moja córka koniecznie pediatrą. Jej najlepsza koleżanka chciała koniecznie
zostać....nauczycielką, żeby móc dzieciom dwójki stawiać, jak mi wyjaśniła.
Chłopcy to chcieliby być strażakami, żołnierzami, czasem marynarzami.
Ciekawa jestem czy ktokolwiek będąc dzieckiem planował, że zostanie........
płatnym zabójcą. Bo to też przecież zawód a nie hobby. Dostajesz zlecenie,
usuwasz człowieka ( bo tu zawsze idzie o ludzi) i za to dostajesz pieniądze.
Badaniem zjawiska pt. "płatny zabójca" zajeli się badacze z Birmingham
City University.
Jest to pierwsze takie badanie, wcale nie łatwe do przeprowadzenia.
Naukowcom udało się dotrzeć do 36 płatnych zabójców, którzy działali
w latach 1974-2013. Badanie objęło kręgi przestepcze, informatorów, zapisy
spraw sadowych i archiwa sądowe.
Jak w każdym zawodzie są tu mistrzowie w swym fachu oraz partacze.
Okazuje się, że najwięcej zabójstw jest dokonywanych w biały dzień, na ulicy,
czasami na oczach przechodzących obok ludzi.
Przyczyny wydawania zleceń zabójstwa to najczęściej nieporozumienia między
wspólnikami oraz .....kłótnie małżeńskie.
Ludziom się wydaje, że życie ludzkie jest bezcenne - ale tak naprawdę ma ono
swą cenę i na mój gust nie jest ona bardzo wygórowana.
W Wielkiej Brytanii nie przekracza ona 15 tysięcy funtów. Najwyższa cena jaka
się zdarzyła to było 100 tysięcy funtów, najniższa - 200 funtów.
Najstarszym płatnym zabójcą był 63-letni David Harrison, który wykonał wyrok
na przedsiębiorcy w hrabstwie Staffordshire.
Najmłodszy płatny zabójca miał zaledwie 15 lat- w 2010 r zabił z własnoręcznie
zrobionego "obrzyna" (broń miała obcięta lufę).
Chłopak pochodził z północnego Londynu.
Czym się posługują? Jeśli idzie o broń to najczęściej pistoletem. Drugie miejsce
to pobicie ofiary ze skutkiem śmiertelnym, trzecie miejsce zajmuje nóż, następne -
uduszenie. Ale zdarza się również, że używają karabinu AK-47.
W Stanach Zjednoczonych za zabójstwo płaci się od kilku do kilkuset tysięcy
dolarów.
Ale zlecając "sprzątnięcie" kogoś trzeba uważać, bo pod przykrywką płatnego
mordercy może się kryć któryś ze śledczych. Jeden z nich, działający w Teksasie,
wyznał, że w ciągu 20 lat swej pracy zabójstwo zleciło mu ponad 60 Teksańczyków.
FBI podaje, że co roku pojawia się 70 - 90 spraw o płatne zabójstwo.
Płatnych morderców zatrudniają przeważnie organizacje mafijne. Stawki bywają
wysokie gdy w grę wchodzi wykończenie niewygodnego konkurenta. Ale pewien
"mafijny czyściciel", Richard Kuklinski, który zabił ponad 100 osób, wyznawał
starą chińska zasadę- niskie ceny , ale duże obroty - u niego cena wynosiła tylko
1600 dolarów od "sztuki".
W sumie to mało romantyczny zawód - na końcu albo ktoś cię sprzatnie, bo jest
po prostu lepszy, albo trafi się za kratki.
Oczywiście zdarzają się mistrzowie w tym fachu - to ci, którzy tak sprawnie
działają, że śmierć delikwenta nie budzi podejrzenia nawet u biegłych śledczych.
A wszystko to wyczytałam w Forum 6/2014.
Miłej niedzieli wszystkim życzę:)
środa, 12 marca 2014
Obejrzałam dziś program o New Horizons
![]() | ||
Tak wygląda Układ Słoneczny** |
dzieje tu i teraz.
W styczniu 2006 roku rakieta Atlas wyniosła w Kosmos sondę badawczą
New Horizons, której zadaniem jest zbadanie Plutona, który niedawno
stracił miano planety z dwóch powodów - jest zbyt mały a poza tym jego
atmosfera wyparowuje. Niektórzy astronomowie uważają, że być może
Pluton jest kometą pochodzącą z Pasa Kuipera.
Poza aparaturą badawczą, flagą amerykańską, płytką CD z 350 tysiącami
nazwisk, małym fragmentem samolotu rakietowego Space Ship One jest
też mały pojemnik z prochami odkrywcy Plutona- Clyde'a Tombangha.
Na tę listę mógł się bezpłatnie zapisać każdy chętny, co było podane na
internecie.
Zadaniem sondy jest zrobienie mapy Plutona i jego księżyca Charona,
określenie składu ich powierzchni, zbadanie atmosfery Plutona i Charona.
Sonda w bezpiecznym dla siebie miejscu przetnie trajektorię Plutona i
14 lipca 2015 roku przeleci nad Plutonem . Po przeprowadzeniu badań
przeleci dalej, do Pasa Kuipera, który znajduje się za orbitą Neptuna.
Pas Kuipera to zbiór drobnych ciał niebieskich. W pasie tym sonda będzie
zbierać dane o tych "drobiazgach".
Zakończenie misji nastąpi w 2022 roku, gdy sonda opuści Układ Słoneczny.
I będzie dalej przemierzać przestrzeń kosmiczną dopóki nie ulegnie zderzeniu
z jakimś ciałem niebieskim.
**
zdjęcie jest pobrane z sieci.
Subskrybuj:
Posty (Atom)