....nie bajkę , a prawdziwą historię. To zdarzyło się naprawdę na samym
początku lat siedemdziesiątych ub.wieku.
Pracowałam wtedy w firmie, której część pracowników była w wiecznych
rozjazdach zagranicznych lub wręcz tkwiła miesiącami na placówkach.
I zdarzało się tak, że pracując w jednej firmie ludzie się nie znali wcale.
Ale raz na jakiś czas zdarzały się spotkania wszystkich, którzy aktualnie
byli w pracy.
I właśnie na takim spotkaniu byłam świadkiem "miłości od pierwszego
spojrzenia".
A było to tak: jak zwykle wpadłam ostatnia, bo mi się jakiś interesant
napatoczył tuż przed 16-tą i wszyscy już spokojnie sączyli kawę i jakieś
napoje.Zakotwiczyłam obok kolegi, który przyjechał na urlop do Polski.
W trakcie urlopu miał być jego ślub, na który niemal wszyscy byliśmy
zaproszeni. Siedzę obok niego, a on, siedzi i wgapia się intensywnie w
drugi koniec salki i milczy jak zaklęty. A do milczków nigdy nie należał,
raczej do tych co zawsze dużo mają do powiedzenia tym, co siedzą obok.
Trochę mnie to zaintrygowało, ale właśnie wtedy Witek zadał pytanie -
"co to za ciemnowłosa dziewczyna siedzi obok Franka, nie znam jej?".
To Boguśka, pracuje od 4 miesięcy - odpowiadam zgodnie z prawdą.
Witek nadal wgapiał się w "nową", a jego spojrzenie było coraz inten-
sywniejsze. Miałam wrażenie, że tworzyło taśmę, pomiędzy nim a Boguśką.
Podoba Ci się ? ni to zapytałam, ni stwierdziłam.
Witek spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem i szepnął mi do ucha-
"To nie to, ja ją kocham". Rozbawił mnie tym ogromnie, zawsze lubił
żartować.
Spotkanie się skończyło, czym prędzej wyszłam bo musiałam jeszcze
popracować.
Na drugi dzień wpada do mojego pokoju Boguśka, wyciąga mnie na
korytarz i pyta co to za facet siedział obok mnie. Więc mówię, kto,
padają dalsze pytania, w końcu mówię dziewczynie, że właśnie za 3
tygodnie się żeni." No to nie klawo - wyjęczała Bogusia, bo ja chyba
się w nim zakochałam."
Za dwa dni wpadł do pracy Witek i wszystkim zaproszonym na ślub
przekazał informację, że ślub będzie nie w niedzielę jak opiewały
zaproszenia, a trzy dni pózniej.
Oczywiście nowych zaproszeń nie dawał, opóznienie tłumaczył
jakimiś perturbacjami rodzinnymi.
To był koniec maja, więc jak co roku byłam zarobiona po uszy, i
czas do Witkowego ślubu szybko mi minął. Nawet nie zauważyłam,
że Bogusia złożyła wymówienie. To był kłopot dla branżystów, nie
dla mnie.
Właściwie chyba nikt z nas nie znał narzeczonej Witka.Nikt jej nie
widział, tylko coś kiedyś Witek lapnął, że jest wysoką blondynką.
W bocznej nawie kościoła stał Witek z mocno zawoalowaną
ciemnowłosą dziewczyną. Do ołtarza poszli bocznym przejściem,
a nie środkiem.
Gdy oblubieńcy stanęli bokiem do zgromadzonych, zrobił się mały
szumek. A gdy wreszcie Witek odsunął gęsty welon, rozległy się
całkiem głośne szepty : "o rany, to chyba ta nowa!"
I to właśnie była "ta nowa". Szczegółów dowiedziałam się póżniej,
na obiedzie dla rodziny i spec-gości.
Witek naprawdę zakochał się w Bogusi od chwili, gdy tylko ją
zobaczył. Tego samego dnia wieczorem zerwał z narzeczoną,
zwrócił jej pieniądze za poniesione wydatki i przeprosił za zawód.
Następnego dnia "upolował" Bogusię gdy wychodziła z pracy,
wręczył świeżo zakupiony pierścionek i poprosił o rękę i szybki
ślub. Bogusia w kilka godzin zgromadziła potrzebne dokumenty, a
Witek swoimi kanałami załatwił ślub cywilny i kościelny. Rodzice
Bogusi byli przeciwni, choć nie wiedzieli, że młodzi znają się
kilka dni. zaledwie.Rodzice Witka w pierwszej chwili odmówili
przyjścia na ślub, w końcu jednak przyszli.
A my wszyscy słuchaliśmy tego wszystkiego z rozdziawionymi
buziami i wytrzeszczonymi oczyma.
Zaraz po ślubie Witek wrócił na placówkę, już razem z żoną.
I do dziś są bardzo zgodnym i dobrym małżeństwem, mają dwoje
już dorosłych dzieci.
I jak tu nie wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia?
Piękna historia. Daje nadzieję, że może coś takiego faktycznie istnieć :)))
OdpowiedzUsuńCzasami istnieje, sądząc po komentarzach. Tylko nie zawsze jest to trwałe uczucie, czasem mija i co wtedy? Poza tym nie często się zdarza, by facet porzucał wszystko 3 tygodnie przed ślubem. On już był po 30-ce, więc teoretycznie poważny człowiek, a tu taki numer.
UsuńMiłego, ;)
Teoretycznie :))) Zaczynam myśleć, że trzydziestka wcale nie musi oznaczać dorosłego, ustatkowanego człowieka ;)))
UsuńA ja myślałam, że takie historie to tylko w ,,harlekinach''...
OdpowiedzUsuńZgago, w życiu wszystko się zdarza, a w końcu harlekiny też wzięte z życia, tyle tylko ,że są najczęściej kompilacją kilku historii zebranych w jedną.
UsuńMiłego, ;)
pewnie i tak jest , ja tego nigdy nie doswiadczylam, ale jakos nie moge powiedziec ze tez bym tak chciala, lub ze mi tego brakowalo, ale historia ciekawa :)
OdpowiedzUsuńWiesz Jadziu, to chyba dużo zależy od "osobnika" - mnie już kilka razy dech zapierało na widok jakiegoś osobnika płci męskiej, ale zawsze coś mnie wewnętrznie cuciło i studziło.A w tym kościele myślałam głównie o tej, która na niecałe 3 tygodnie przed ślubem została "na lodzie".
UsuńMiłego, ;)
Urocza historia.Najpiękniejsze jest to,że ta miłość od pierwszego wejrzenia nie była przygodą ,tylko prawdziwą miłością.
OdpowiedzUsuńTylko pozazdrościć.
Jagodo,dla mnie pozostaje pytanie, czym była w takim razie jego poprzednia decyzja o ślubie? Do dziś mnie zdumiewa jak można tak "skoczyć w przepaść".
UsuńMiłego, ;)
a kto mówi, by nie wierzyć?;)
OdpowiedzUsuńJa jestem taką miłością od pierwszego wejrzenia i to z wzajemnością. Dreszcz, jaki poczułam, gdy mnie dotknął zapamiętałam na zawsze:) Pamiętam to niesamowite uczucie, gdy po 2. tygodniach M. poprosił bym została jego żoną.
Pozdrawiam:)
Ivo, ale Wy nie burzyliście nikomu życia.A tak w ogóle to nie często ta miłość od pierwszego wejrzenia trwa długo i bez zawirowań.
UsuńMiłego, ;)
No prosze, takie historie sie jednak zdarzaja.
OdpowiedzUsuńI wiesz Star, do dziś mnie to zadziwia.
UsuńMiłego, ;)
Wierze w milosc od piewszego wejrzenia choc niekoniecznie wierze w jej dlugowiecznosc. Anabell - i ja mam klopot z dostaniem sie na wlasny blog a takze z komentowaniem. Zasylam moc buziakow - Serpentyna.
OdpowiedzUsuńSerpetynko, mam tak samo. Bo życie pokazuje,że większość tych od pierwszego wejrzenia to tylko fascynacja.
UsuńMiłego, ;)
Oczywiście że wierzę.Cały problem aby trafiła się w odpowiednim momencie, nie komplikując nikomu życia:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Juto, masz rację, mnie w tym wszystkim nie pasował ten element skomplikowania komuś życia.
UsuńMiłego, ;)
Mieli szczęście, ze takie chwilowe zauroczenie okazało się prawdziwą miłością. Z doświadczenia wiem, rzadko tak bywa;-)
OdpowiedzUsuńNiemniej miło o tym przeczytać, a i fajny film, czy powieść by się chętnie przeczytało;-)
Anko, ja to mówię,że więcej szczęścia niż rozumu mieli.
UsuńMnie mój rozsądek by przeszkodził tak rzucać się w otchłań, bez rozglądania się na boki.
Miłego, ;)
Znaczy, że zrobiłaś na Nim wrażenie.Oficjalną narzeczoną to byłam chyba pół roku,a oświadczył się biedak, gdy mu zapodałam,że powinniśmy się przestać spotykać, bo ja nie jestem kimś odpowiednim na stałą partnerkę- niczego w domu nie umiem i nie lubię robić i chyba nie wyobrażam sobie czegoś takiego jak małżeństwo - przecież cała moja rodzina to rozwodnicy.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Pierwsze wejrzenie - rzecz ważna, ale sztuka utrzymać je przez całe (wspólne)życie :-)
OdpowiedzUsuńPiękna historia z happy endem...choć nie dla wszystkich przecież.
Pozdrawiam
Ano, ano, nie jest łatwo utrzymać stale tę samą bystrość wzroku (lub wadę wzroku)przez calutkie życie idąc razem.
UsuńMiłego,;)
Optymistyczna historia, choć zranili swoją miłością jednak jedną osobę - odrzucona narzeczona.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze im się udało.
Ja natomiast we wróżby wierzę, bo swojego men'za w andrzejkowej wróżbie sobie "wybrałam" i jesteśmy razem już ... ho, ho, ho :)
Pozdrawiam ciepło:))
Mada,andrzejkowa wróżba to nie to samo co spojrzeć na tę druga osobę, zakochać się w ciągu 15 minut i w ciągu niecałego miesiąca wziąć ślub. Historia jest raczej dziwna i nietypowa.A czy optymistyczna? No nie wiem, choć tzw."żyją długo i szczęśliwie razem".
UsuńMiłego, ;)
Dobrze że podjęli ryzyko. Opłacało się:)
OdpowiedzUsuńPrzez tydzień nie mogłam ochłonąć z wrażenia, ja nie należę do hazardzistów i ryzykantów i nie potrafię rzucić się w przepaść na łeb i szyję, choć (podobno) miewam szalone pomysły. Tylko,że to są przemyślane szalone pomysły. Mieli fart.
UsuńMiłego, ;)
Nigdy nie dowiesz się, na jakiej zasadzie doszło do pierwszych zaręczyn i decyzji o ślubie.Może to była decyzja "na chłodno" i z jednej i z drugiej strony? Nie chce go usprawiedliwiać. Zastanawiam się tylko. Gdyby go łączyło naprawdę głębokie uczucie i zrozumienie z tą pierwszą, to nie ma silnych. Nie wziąłby ślubu z inną.
OdpowiedzUsuńJaskółko, też się nad tym zastanawiałam. Mnie to by pewnie przyszło do głowy, że facet "tak ma" i zwiewałabym od niego szybciutko, nawet z krwawiącym z zakochania sercem.
UsuńZ wiary w męskie uczucia wyleczyłam się gdy miałam 19 lat.
Kuracja była b.bolesna, ale skuteczna.
Miłego, ;)
Niesamowite! No, ale tak bywa, albo się coś czuje od pierwszego razu, albo nie :)
OdpowiedzUsuńo mało się nie popłakałam ze wzruszenia, a w pracy siedzę i wstyd by był... ale historia....
OdpowiedzUsuńWspaniala opowiesc ! Dobrze, ze ma szczesliwy koniec !
OdpowiedzUsuńJasny gwint... dwa razy przeczytałam. Mam ciary. Chociaż...
OdpowiedzUsuńJak poznałam mojego (przyszłego) męża na wakacjach, to po 3 dniach znajomości, kiedy on wracał już do domu, powiedziałam sobie: ten albo żaden. Chociaż nigdy nie wierzyłam "w te bzdury";)
Świetna historia (tzn skoro są ze sobą tak długo to rzeczywiście miłość), ale jakoś nie mogę przestać myśleć o tej poprzedniej narzeczonej;/
OdpowiedzUsuń