..............spietruszony weekend.
Nie wiem jak u Was, ale w stolicy w sobotę było całkiem ładnie.
Zasadniczo mnie jest najzupełniej obojętne jaki to dzień tygodnia i zapewne
gdyby nie kontakt z komputerem nie wiedziałabym jaka data. Ale gdy spojrzę
na datę, a potem na stojący obok kalendarz to wiem jaki to dzień tygodnia.
Proste, prawda?
A więc w trakcie konsumowania śniadania "posiadłam wiedzę" jaki to dzień
tygodnia, a była to sobota.
Ledwo zdążyłam zakończyć "posiad śniadaniowo-komputerowy" gdy mój
ślubny rzucił hasło: jedziemy do MM na Szyszkową.To ten sklep nie dla
idiotów.
Bo ta nasza drukarka już pada, raz już była naprawiana, teraz ledwo drukuje,
kupimy teraz "urządzenie wielofunkcyjne", zawyrokował.
Z lekka mnie zatrzęsło ze śmiechu , bo skoro drukuje się coś średnio przeciętnie
raz na miesiąc a skanuje jeszcze rzadziej, to po jakie licho nam laserówka mono
ze skanerem? Owszem, nowa drukarka laserowa jak najbardziej wskazana, ale
raczej taka mała, mieszcząca się na stoliku komputerowym razem z monitorem.
Pomijam już fakt, że zobaczyłam w wyobrazni jak ulatują w siną dal moje plany
dotyczące zakupu kilku nowych szmatek.
No ale nie ma gdzie tego urządzenia postawić- zaczęłam delikatnie protestować.
I jest ono nie tylko duże ale i drogie.
Ślubny wpierw usiłował mnie przekonać, że urządzenie zmieści się na naszym
mebelku komputerowym, w końcu doszedł do wniosku, że nie ma problemu,
dokupi się jakiś kontenerek pod ową machinę. Przed wyjściem przytomnie
wrzuciłam hasło "kontenerki biurowe" w internet i znalazłam, że owe cuda
bywają w sklepie meblowym przy tejże ulicy Szyszkowej.
Zakup machiny do drukowania i skanowania przeleciał niczym burza, pudło
o wadze 9,5 kg zaniosłam dzielnie do samochodu (bo mój nadal nie może dzwigać)
i poszliśmy szukać kontenerka. Trafiliśmy do działu "meble biurowe", obeszliśmy
całość rozglądając się bacznie za takim meblem,ale nigdzie go nie było.
Pośrodku tego działu stało biurko z komputerem, a przy biurku drzemał jakiś
hipopotam- sorry, naprawdę facet tak wyglądał.
Zapytany o ów mebelek odrzekł, że nie ma. No więc mój mu tłumaczy, że właśnie
przed niecałą godziną był na stanie tegoż działu, właśnie w tym sklepie.
Ale facet twierdzi, że to niemożliwe. Ponieważ bałam się, że za chwilę powiem
coś niemiłego, powędrowałam piętro niżej do tak zwanych mebli do pokoi typu
młodzieżowego.
I BINGO! Były kontenerki i nawet udało się znalezć odpowiedni w kolorze i
w pożądanych wymiarach. A hipopotam miał na imię Maciek i był znany
już z tego, że nawet jeśli nawet coś stało na widoku to i tak wg niego tego mebla
nie było, bo nie miał ochoty wypisać paragonu.
Kontenerek można było "od ręki" odebrać w magazynie wraz z bonifikatą 10%.
Paczka ważyła 16 kg, ale na szczęście wstawiono ją nam do samochodu.
Pod domem wytaszczyłam machinę (dobrze że nie mam wysoko do domu),
a paczkę z kontenerkiem rozparcelowałam na 3 siatki i pomału dotargałam do
mieszkania.
Ledwie zdążyłam wypić jakąś herbatę, gdy mąż poczuł zew do złożenia kontenerka.
Ludzie, dawno nie widziałam takiej instrukcji obrazkowej. Omal mi się mózg
nie zlasował gdy przyszło do konfrontacji rysunku z konkretnymi częściami.
Kontenerek mały, ale niestety musiałam się włączyć w jego składanie
Obiad jedliśmy około osiemnastej, ale kontenerek był złożony.
Następnego dnia udawałam, że mnie nie ma, bo doszłam do wniosku, że co za
dużo to niezdrowo. Chciał machinę, to niech ją podłącza. Ograniczyłam się
tylko do wypakowania z pudła i ustawienia jej na kontenerku.
Pasowali do siebie idealnie!
No i zaczęło się. Skanowanie udało się idealnie. Mąż piał z zachwytu. Potem
zaczęły się schody- instrukcję chyba pisał debil albo tłumacz był "nie teges".
Obrazki w instrukcji też jakoś nie odpowiadały temu, co mieliśmy przed sobą.
Drukarka wciągała papier, który pośrodku coś zgniatało .
Ale w instrukcji nie było słowa na temat dostania się do jej wnętrzności by
zajrzeć co tam w środku przeszkadza.
Stary się załamał i zarządził, że w poniedziałek jedziemy znów do MM.
Znów targałam te 9,5 kg w jedną i drugą stronę.
Pojechaliśmy- pan w serwisie wsadził grabę w miejsce nie opisane w instrukcji,
wyciągnął jakieś plastikowe badziewie, które blokowało papier, a o którym nie
było ani słowa, ani nie było ujęte na rysunku.
Wróciliśmy do domu- chłopina znów zaczął się znęcać nad ustrojstwem.
No dobra, wgrałam mu instrukcję sama, bo bałam się, że gdy on będzie wgrywał
to mi coś przypadkiem skasuje.
I zaczęło się- mojemu coś się przyśniło, że to drukarka bezprzewodowa, bo nie
było do niej kabla USB łączącego ją z kompem.
Jedyny kabel USB tego typu został zdany wraz ze zużytą drukarką.
Przez godzinę słuchałam różnych komentarzy, a w końcu poradziłam (o czym
trzeszczałam już wcześniej), żeby zadzwonić do naszego znajomego pana speca,
z prośbą o pomoc. Przyjechał za dwie godziny.
Okazało się, że to nie jest drukarka bezprzewodowa, co udowodnił mojemu-
dobrze, że on miał przy sobie kabel USB.
No i dziś HOSANNA - zakupiliśmy kabel USB i wszystko działa.
Ale weekend miałam spietruszony.
Weekend miałaś techniczny tak naprawdę,
OdpowiedzUsuńa ja ostatnio mam za dużo tej techniki komputerowej i fotograficznej...
Nie lubię techniki, chociaż używam.
Gratulacje dla Was ,że tak dzielnie walczyliście z techniką ;-)))
Tak ogólnie to ja nawet lubię takie zabawy i sporo rzeczy potrafię zrobić sama bez niczyjej pomocy. I jeśli wiem, że coś dam radę zrobić sama to wtedy nie lubię pomocy. A mój mąż jest fanatykiem wspólnej pracy, bo ma wtedy z kim pogadać, a mnie to wścieka.
UsuńNo to zakupy z przygodami, ale ile doświadczenia sprzętowego!
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi, jak syn z ukochaną kupili szafkę pod telewizor, piękną, białą, taką właściwie komodę, do złożenia oczywiście. W instrukcji było napisane, ze składa sie w pół godziny przez 2 osoby, a tę szafkę składało 3 facetów z ogromna pomocą pań przez 3 godziny. Samych paczek z częściami było milion, a numeracja potrójna...znaleźć paczkę z jakąś śrubką - to już był wyczyn!
Z przykrością odnotowuję fakt, że z każdym rokiem coraz gorzej redagowane są różne instrukcje.
UsuńTa nie miała żadnej treści, część jej stanowiły niewyrazne skany fotografii a część rysunki. O ile rysunki były czytelne o tyle fotki stanowiły nie lada zagadkę. Cały czas miałam obawę, czy wystarczy dodanych to tego śrubek w różnych wymiarach, gwozdzi i kołeczków drewnianych. Dodali nawet 2 tubki wikolu i jego ilość starczyła "na styk". No ale wikol to ja zawsze mam w domu.
Składanie mebli w domu jest zawsze testem na...cierpliwość.
No to miałaś niezły zgryz z tym urządzeniem. Takie Ptysie, jak te misiek to częste zjawisko. Natknęłam się na kilka takich w różnych sklepach. Nie jestem wtedy grzeczna i egzekwuję to, co trzeba.
OdpowiedzUsuńFacet był wyraznie obrażony na świat, że pracuje w sobotę, I on naprawdę był podobny do hipopotama.Właściwie to mimo woli robił reklamę producentowi tego krzesła komputerowego, że nie rozpadło się pod takim ciężarem.
Usuńłosh, no nieźle. zamiast spokojnie weekendować skoro była pogoda, to.
OdpowiedzUsuńAle jak to chłop się uprze to się uprze i nie da rady by było inaczej. Dobrze że pan spec umiał przegadać Twojemu ślubnemu, że drukarka potrzebuje kabelka.
Dobrze, ze już wszystko działa.
Pozdrawiam.
Fakt, jak się chłop na coś uprze to już mogiła.
UsuńDlatego staram sie w ogole nie korzystac z instrukcji obslugi, tylko sobie wszystko obmacuje, probuje kazdy guzik i przelacznik i na ogol zawsze udaje mi sie nastawic ustrojstwo. Tylko te urzadzenia sa coraz bardziej skomplikowane i moja macanina trwa nieraz bardzo dlugo.
OdpowiedzUsuńNo tak, ale jeśli zasugerujesz się faktem, że nie dali ci kabla USB, mało tego- wejście USB jest starannie ukryte i nie jest widoczne z zewnątrz, a wiesz, że są na świecie drukarki bezprzewodowe tego producenta, to już się wpuszczasz wtedy w kanał. Brakowało w instrukcji (ona była to wielu typów drukarek tego producenta) takiego małego wyjaśnienia, że drukarki bezprzewodowe mają oznaczenie "A" lub "N"przy nazwie typu.
UsuńSprzęt super. Z przygodami nabyty, ale skończyło się szczęśliwie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie opowiedziana ta historia! Ze swadą i humorem. Super się czytało. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Tylko było mi jakoś mniej do śmiechu, bo musiałam ją nosić w tę i z powrotem.
UsuńSprzet warty zachodu. U nas montuje/podlanczam raczej sama, bo mój piany dostaje przy takich instrukcjach, a ja cierpliwa jestem i tez po dokladnym owachaniu wszystkiego zazwyczaj instrukcji juz nie potrzebuje
OdpowiedzUsuńJa przestrzegam zasady "chciałeś to masz i baw się sam do końca".Mój ma jedna zasadniczą wadę- jest wszystkowiedzący, więc z reguły nigdy nie czyta wszelakich instrukcji do końca.
Usuńta skanero-drukarka waży 9,5 kilo?... jakoś tak niedawno targałem taką z Carrefoura w Arkadii /tramwaj, metro plus autobus/ w rejon Gagarina, róg Czerniakowskiej, dokładnie tam, gdzie kiedyś była pewna knajpka ośmiorniczkowa i wcale tych 9,5 kilo nie poczułem... albo mi waga w ręku szwankuje, albo to był sprzęt innej firmy...
OdpowiedzUsuńale kabla USB też nie było w zestawie, a przecież to powinien być standard, trzeba było dokupić osobno...
p.jzns :)...
8 kg sama machina, z opakowaniem niestety 9,5. Na szczęście trzyma się to oburącz blisko ciała, więc jak dla mnie to lepiej. Przez różne zawirowania kręgosłupowe najlepiej jak coś mogę nieść "w objęciach" lub jako plecak.
UsuńKabelek USB kosztuje raptem 20 zł, więc nie dodawanie go do wyposażenia przez producenta uważam za chamstwo. A obsługa w MM też jakoś ostatnio z lekka obniżyła poziom.
No to ja już wiem, że każdą drukarkę lepiej od razu przy zakupie wyposażyć w kabel USB, najczęściej doradzają to w dobrych sklepach elektronicznych (przy Ostrobramskiej w MM zawsze świetna obsługa dobrze doradza). Też od pół roku mam taką drukarkę laserową ze skanerem, one teraz już są naprawdę niedrogie. W porównaniu do tego, co jeszcze kilka-kilkanaście lat wstecz. Akurat u mnie to narzędzie biurowe, więc działa dużo i często, a i w domu warto jak już mieć, to coś porządnego, a nie takie, co się ciągle psuje. Ale waga spora, moja waży max. 5 kg. Bez samochodu aż strach pomyśleć, co by było.
OdpowiedzUsuńA można zapytać, jak Wam idzie pakowanie do przeprowadzki?
U Ciebie to taki sprzęt jest wręcz koniecznością, ale u nas nie.Poprzednia drukarka laserowa działała już 6 lat.Mam 300m od domu sympatyczną drukarnię i gdy potrzebowałam coś zeskanować, to wędrowałam do nich i za grosze robili mi to od ręki. Jeśli chciałam to mieć na kompie to mi wgrywali na płytkę.
UsuńNa razie jeszcze się nie pakuję. Są pewne perturbacje związane z naszym ubezpieczeniem w państwowej kasie chorych. Jak na razie wygląda to niezbyt zabawnie, bo oboje już jesteśmy na emeryturze. Jak zwykle umowy państwowe to jedno, a rzeczywistość to drugie i jakoś mało co się pokrywa.Na razie robię porządki , bo przez tyle lat obrosłam w mnóstwo rzeczy, które leżą , leżą i nie wiadomo po co.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńHiszpanie mówią, że polskie instrukcje oraz drogowskazy opracowują małpy dla specjalistów zorienowanych w danej dziedzinie czy terenie, natomiast w Hiszpanii jest odwrotnie. Wszystko nawet małpa ma zrozumieć. Faktycznie! Mam kilka hiszpańskich sprzętów i nie ma mowy, żebyś nie potrafiła obsłużyć, albo złożyć - gdy jest w częściach. Nawet na szybkowarze na garnku i pokrywce mam oznaczenie takie, żeby dobrze pokrywkę nałożyć. Np. krem na noc ma czarne pudełko, więc nie trzeba nawet zakładać okularów, by rozpoznać. Na skrobaczce mam narysowane palce, abym wiedziała, jak trzymać podczas skrobania. Drogowskazy czy jakieś informatory uliczne są tak czytelne, że nie ma mowy, żeby zabłądzić, bo co się nie doczyta to dopatrzy na obrazkach.
W sklepie sami "z urzędu" wszystko wytłumaczą. Nawet, jak położyć ananasa, żeby się dobrze przechowywał, gdy już zacznę jeść.
Pozdrawiam serdecznie.
Hiszpanie maja rację.Przygody z polskimi drogowskazami juz ze dwa razy zaliczyłam. Raz dlatego, że taki ważny, był zdjęty do malowania i go po prostu nie było, więc niewiele brakowało a dojechałabym do Gdańska,a nie tam dokąd musiałam. Ale nawet te warszawskie pokazują dziwne rzeczy- jako stała mieszkanka to wiem, co i jak, ale ci co są tu pierwszy raz niezle się wściekają, zwłaszcza wtedy gdy jadą "tunelem z ekranów dzwiękochłonnych".
UsuńA w sklepach pomału wróciły PRL-owskie metody obsługi: twój klient- twój wróg;)
Serdeczności;)
Ja do techniki nigdy się nie rwałam, ale jak widzę, że ktoś jest mniej poradny ode mnie, to włączam się w działanie i nawet potrafię wtedy sensowne rozwiązania znaleźć. Hipcio przypomniał mi stare czasy, kiedy panie zza lady, pytane o sweterek czy buty, odpowiadały podobnie - nie ma pani rozmiaru;)
OdpowiedzUsuńOgólnie to niezle funkcjonuję w kręgu techniki, ale gdy nie widzę sensu w nabywaniu jakiegoś gadżetu to jakoś nie umiem się zainteresować nim.
UsuńTaaa, taka odpowiedz jest na miarę Nobla.;)
Slowem mialas przygody techniczne, ale wazne, ze juz w porzadku i wszystko smiga.
OdpowiedzUsuńŚmga i bardzo ładnie drukuje. Jak ze skanowaniem to nie wiem, bo mnie skanowanie na plaster, więc nie próbowałam.
UsuńTak ladnie skomentowalam i....poszlo w ....Kosmos :)
OdpowiedzUsuńObrazam sie! :) Pozdrawiam :)
Przykro mi, że Ci wcięło komentarz.
UsuńMiłego;)
Też mam urządzenie wielofunkcyjne, ale atramentowe. Działa już jakieś ponad 5 lat, choć coś tam było wymieniane. Na razie nie myślimy jakoś szczególnie o zmianie. Kusi mnie bezprzewodowa wersja, jednak jak sobie myślę ile to może być problemu z podłączeniem to jednak wolę na kabel jednak.
OdpowiedzUsuńJak na razie jesteśmy już na etapie ok. 2400 za miesiąc, więc nie ma raczej możliwości podwyżki. Poza tym p. Sława dostała ekstra 4 stówy (wcześniej było 2000), aby więcej czasu poświęcała Babci. Na razie sprawa zeszła na dalszy plan, przynajmniej do weekendu. Wtedy mamy w planie jechać na działkę z Babcią, to się to i owo sprawdzi przy okazji.
Pozdrawiam!
A ja mam luzik całkowity bo prawie cały czas jestem na działce. I sprawami komputerowymi zawiaduję z komórki.
OdpowiedzUsuńI jakoś do przodu, chociaż sama się sobie dziwię...
:-)