I tkwi w tym jakaś prawda.
Dziś był trzeci termin, w którym miał być uruchomiony w moim nowym
miejscu zamieszkania internet i jak niniejszym widać- stało się.
Na nowe miejsce dotarliśmy całkiem cało i zdrowo.
Z tym "zdrowo" to może lekka przesada, bo jednak pakowanie i ustawianie
pudeł w stosy dało mi niezle w kość.
Po nocy spędzonej w hotelu wyruszyliśmy w porannej mgle do Berlina.
Na autostradzie spory ruch był właściwie tylko od W-wy do Strykowa, potem
było już dużo luzniej.
Strasznie nudno jedzie się autostradą, nie ma zupełnie na czym oka zawiesić.
Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że panowie od przeprowadzki już wszystko
poustawiali a córka zdążyła nas niemal całkiem rozpakować.
Przeprowadzkarze wyruszyli z W-wy o 5 rano, my znacznie pózniej, gdy już było
widno.
Mieszkanie mamy teraz większe od warszawskiego niemal o 20 m kwadratowych.
Mieszkamy w starej, mieszczańskiej dzielnicy, wokoło same ładne stare kamienice.
Nasza też jest mocno przedwojenna, większość tych domów powstała w latach
1920-1925. Jakimś cudem wiele domów przetrwało naloty dywanowe aliantów, od
kilkunastu lat są systematycznie rewitalizowane.
Mieszkamy na trzecim pietrze, na szczęście w ramach rewitalizacji dobudowano
w budynku windę. Czuję się chwilami jak krasnoludek, bo mieszkanie ma ponad 3
metry wysokosci, a ja do wysokich kobiet nie należę.
Na szczęście córka zamawiając kuchnię brała pod uwagę mój wzrost "nikczemny"
i mogę dosięgnąć do wyższej pólki w szafce kuchennej.
Mieszkanie jest usytuowane na linii północ-południe, mój pokój jest od południa,
męża pokój, kuchnia i łazienka (z oknem) - od północy.
Jak zapewne pamiętacie lubię Berlin i polubilam to miasto już od pierwszej w nim
wizyty.
A teraz kilka "ciekawostek" - nim rzucicie kamykiem w rodzimą administrację i
działanie różnych firm, poczytajcie:
zgodnie z przepisami każdy, kto zdecydował się zamieszkać w tym mieście ma
obowiązek zameldować się w odpowiednim organie meldunkowym w ciągu dwóch
tygodni od dnia przybycia, a więc tak naprawdę powinniśmy już być zameldowani.
Ale najbliższy wolny termin w urzędzie to......pierwszy grudnia.
Druga sprawa - módlcie się, żeby wszystkie polskie firmy kurierskie nadal działały
tak jak działają- od dwóch tygodni pewna duża firma kurierska działająca na tym
terenie nie dostarcza mi paczki- ostatnio okazało się, że tak naprawdę to nie
wiadomo nawet gdzie jest ta przesyłka, jako że pan kurier trzy razy wpisał do
systemu, że nie zdążył paczki dostarczyć, ale po tym trzecim razie paczka gdzieś
zniknęła- nie ma jej w systemie, nie ma jej w magazynie, nie mam jej również ja.
Paczka się rozpłynęła, a zawierała części szafki z szufladkami czyli ścianki,
półki i szufladki w częściach, do samodzielnego złożenia.
No i internet - pierwszy termin opiewał dzień 3 listopada, ten termin został
odwołany, bo pan technik zaniemógł, w następnym podanym terminie tuż przed
godziną 18-tą zawiadomiono nas, że pan technik nie przybędzie i dziś od rana mój
kochany mąż wściekał się, że dziś też pewnie nic z tego nie będzie.
No ale pan technik przybył, sprawdził, że w gniazdku jest to co powinno być,
reszta czynności przypadła w udziale zięciowi.
Gdy zamawialiśmy przed kilku laty internet w warszawskiej placówce UPC, pan
technik sam wszystko nam instalował i spędził u nas ładne kilka godzin,
dodatkowo obdarowując nas kablami. Tu nic z tych rzeczy.
Czeka mnie jeszcze jedna frajda - zamiana w łazience wanny na kabinę.
I to już zapewne w następnym tygodniu.
W Warszawie mieszkałam na tzw. "zielonym osiedlu" i codziennie mogłam
zmiatać z loggii tony pyłu. Tu mieszkam nad dość ruchliwą ulicą i nie mam na
balkonie i na oknach nawet 1/10 tego pyłu, co w Warszawie. Mało tego - przestały
mi dokuczać wiecznie zapchane zatoki, a mój mąż, który cierpi na POChP, oddycha
bez trudu i przestał wyglądać jak ryba wyciągnięta z wody na piasek.
A ja doszłam do wniosku, że odległość od epicentrum przykrych wydarzeń ma
swoje bardzo dobre strony - nie oglądam polskiej telewizji i nie zamierzam tego
robić chociaż córka nam zakupiła coś co się nazywa POLBOX i od dziś można tam
coś oglądać.
I podobno na kompie też mogę to oglądać.
No ale na kompie to ograniczę się do tego co i przedtem, czyli do oglądania Planet+.
Z rzeczy, które mnie nieco martwią to jest notoryczny brak miejsc do parkowania.
Za każdym razem gdy gdzieś wyjeżdżamy samochodem , wracając musimy
polować na jakieś miejsce.
Gdy wracamy wieczorem do domu, np. od córki (mieszkamy 450m od niej) to
aż nam szczęki opadają na widok samochodów parkujących na łuku jezdni.
Ale jedno zauważyłam - tu są bardzo uprzejmi kierowcy.
Nie ma problemu z włączeniem się do ruchu, nie trąbią nerwowo gdy ktoś musi
na jezdni manewrować. I większość jezdzi zgodnie z przepisami, czyli 50km/h
po mieście. Pomijam już fakt, że w wielu miejscach ową zawrotną szybkość trzeba
zmniejszać do 30 km/h (przy przystankach autobusowych i koło szkół).
Piekielnie droga jest komunikacja miejska. Roczny bilet na wszystkie linie kosztuje
700euro.
Co mnie z lekka zdumiało - panie, którym włos posiwiał lub zrezygnował z trwania
na głowie- bez żadnego mrugnięcia okiem paradują z siwizną lub łysiną.
A propos włosów - mam na głowie włosy o długości 3 lub 4 cm- to w ramach
wyrównywania tego co mi przed wyjazdem fryzjerka "urządziła na głowie".
I chodzę spokojnie z tymi "kłaczkami" do pobliskiego sklepu wypatrując pilnie
swego bezglutenowego pożywienia.
Co do cen - niewątpliwie żywność jest droższa, ale ceny nie powalają na kolana.
A ja zakochałam się w elektrycznej kuchence indukcyjnej. Super sprawa.
Jeszcze nigdy tak mało czasu nie spędzałam przy garach.
Druga moja miłość i to zupełnie niespodziewana - zmywarka.
Trzecia miłość - całkowity brak "mechacizny" na podłodze. Mamy w pokojach
i przedpokoju przedwojenne deski, w kuchni i łazience kafelki.
Przelot po podłodze odkurzaczem i mopem co drugi dzień i wszystko lśni.
I nowość dla mnie -"obżeniono" mnie ze smartfonem.Podobno to intuicyjnie
się obsługuje. No nie wiem, moze w podróży zagubiłam intuicję, bo chwilami
nie wiem co mam robić.
A teraz pędzę poczytać Wasze blogi. I może uda mi się zgrać z aparatu zdjęcia.
Mimo wszystko same dobre wieści...jak na początek to jest extra ;-)
OdpowiedzUsuńNajbardziej mi dokuczał brak internetu.Miałam co prawda od 1.XI. smartfona, ale nim opanowałam co i jak to trochę mi zeszło.
UsuńBrak języka też mi nieco dokucza, ale na szczęście nie muszę latać po urzędach- tu wszystko się załatwia mailowo, żeby interesantów nie oglądać;)
Szczęka mi opadła przy cenie biletu na komunikację miejską. I drugi raz, przy czytaniu o uprzejmych kierowcach. Nie wiem czemu nasi to takie nerwusy, czego to kwestia (wina).
OdpowiedzUsuńAch, jak mi się marzy pokój od południa. Tak tęsknię za słońcem...
Mocne uściski z Krakowa!
W W-wie miałam pokój od południowego zachodu- zimą fajnie, ale latem już nie- można było zejść z gorąca.Ceny komunikacji powalają a na dodatek trzeba dobrze wiedzieć jaki bilet kupić. Jak na razie nie jestem w stanie rozeznać się w tej komunikacji. Czasem korzystamy z biletów "dzieci", bo oni mają roczne, bezimienne. Jak ktoś musi codziennie jezdzić do pracy to taki bilet się opłaca. Nasi to nie nerwusy tylko zwyczajne chamy.
UsuńNo paczaj! Jestes :)
OdpowiedzUsuńWitam sasiadke - daleka, ale jednak :)
Niechaj ci sie dobrze mieszka i zyje, buziaki!!!!
Pisałam do Ciebie maila, ale chyba nie dotarł, bo chyba moja obsługa smartfona mi nie szła za dobrze i kto wie czy aby nie wysłałam smsa na polski numer.
UsuńNic nie doszlo, ale z innych zrodel szly wadomosci, ze jest ok, wiec bez nerw :)
UsuńAle miło:):):):) No to teraz heja! i do przodu:):):) Z pisaniem oczywiście:)
OdpowiedzUsuńNawet nie masz pojęcia jak mi tu na razie fajnie.
UsuńNo i wreszcie mam internet!!!!!prawdziwy a nie tylko smartfonienie.
Super, że się udało z tym internetem! I że jesteś z powrotem i dzielisz się swoimi przeżyciami.
OdpowiedzUsuńCo do urzędu meldunkowego - u nas w Bremerhaven było tak, że zameldowanie z wyznaczonym terminem też trwało bóg wie ile, ale można było też przyjść z tak zwanego buta i poczekać w kolejce ok. 1 godz i zameldować się bez tego terminu. I chyba tak właśnie zrobiłam, już nie pamiętam.
Miejsc do parkowania w Berlinie faktycznie nie uświadczysz, to jest jak walka o ogień.
Miło słyszeć, że zmniejszyły się Wasze dolegliwości i że mieszkacie tak blisko od córki. Wszystkie inne wrażenia odbieram jako pozytywne, no może z wyjątkiem ceny biletu rocznego na wszystkie środki komunikacji, bo to faktycznie skandal.
Znalezienie miejsca do parkowania to duże przeżycie.Wieczorem raczej mało prawdopodobne, no a przecież gdzieś tę bryczkę trzeba postawić.Ulice trzypasmowe są często teraz już tylko dwupasmowe, bo pasy przy jezdni robią za parking.
UsuńOboje jesteśmy zadowoleni z tej zmiany w naszym życiu.
Myślę, że ta kosmiczna cena biletów ma jednak swoje uzasadnienie- przecież tyle linii metra i szybkiej kolei miejskiej, autobusów i tramwai to jednak bardzo wysoki koszt. Przecież trzeba utrzymać i tabor i całą infrastrukturę tegoż - to są ogromne koszty.
Witam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo że inteligentna z Ciebie dziewczyna i dałaś radę jakiemuś głupiemu smartfonowi.
To teraz możesz ciągle nadawać...
Buźka :-)
Dziś nas mój smartfon uratował- bez niego nie trafilibyśmy z dawnego wschodniego Berlina do domu. Musieliśmy włączyć sobie nawigację Googlową.
UsuńBedę nadawać, będę, masz to jak w banku.
No nareszcie, cało i bezpiecznie :-)
OdpowiedzUsuńCiesze się, jeśli i Ty się cieszysz. Opowieść powitalna ciekawa. Zawsze to inny kraj, inne obyczaje i życzę abyście szybko poczuli się jak u siebie. Ważne, że córka blisko:-)
Serdeczności :-)
Jak na razie jestem szczęśliwa i mocno wyluzowana. Nawet brak języka mało mi dokucza, bo zakupy robię głównie w sklepach samoobsługowych.
UsuńNa razie doszłam do rewelacyjnego wniosku-wpierw muszę się osłuchać z językiem, wiec zamiast ślęczeć ze słownikiem staram się wyłapywać znane mi słowa w radiu.
Słucham "ichniej" stacji (coś jak nasze Radio Zet) i chwilami nie mogę się oprzeć wrażeniu, że prowadzący obu stacji są "z jednej prywatki".
Jestem bardzo nie w temacie, Anabell. Coś wiedziałam o przeprowadzce, ale nie wiedziałam, że Berlin! To teraz masz blisko córkę i Krasnali :-).
OdpowiedzUsuńTeraz mam córkę, zięcia i wnuki 450m od nas.Bardzo mi to pasuje! Krasnale są świetne, ale bardzo różnią się od siebie.W ubiegłą sobotę holowali dziadka i babcię metrem do miasta na zakupy- w nagrodę zafundowaliśmy im lody.
UsuńSuper :-)! Życzę powodzenia i szczęścia w nowym miejscu. Najważniejsze, że macie pod bokiem najbliższych. to bardzo ważne!
UsuńFajnie, że wreszcie jesteś. Czekałem z zaciekawieniem na wpis po przeprowadzce. Pozdrawiam i zapraszam bo u mnie wielkie zmiany Zapiski NSC.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że się nie rozczarowałeś zbytnio;)))
UsuńA czym miałbym się rozczarować sam miałem w planach przeprowadzkę i na razie zabrakło troszkę kasy, echh.
UsuńPaweł, zajrzyj koniecznie na www.polski-blog.berlin. Jest prowadzony przez młodego faceta, który już od 3 lat jest w Berlinie.Każda przeprowadzka jest drogą imprezą, jeżeli przeprowadza się całe swoje dotychczasowe mienie. Nas ta operacja (sam przewóz i noszenie gratów) kosztowała 3,8 tys.zł.Jednocześnie jest to cała masa spraw, ktore trzeba tu, w Posce załatwić, np. trzeba miec odpisy aktów urodzenia i ślubu zrobione przez USC na drukach międzynarodowych. Trzeba też mieć ustabilizowaną sytuację prawną w ZUS, żeby się tam ubezpieczyć w "ichniej" kasie chorych. Załatwiania tyle, że można włosy zgubić od tego ganiania po urzędach.
UsuńNo i trzeba się liczyć z tym, że wcale nie jest łatwo wynająć tanie mieszkanie. My za dwa pokoje z kuchnią płacimy czynsz w wys. 650 euro miesięcznie a trzeba jeszcze do tego doliczyć media. My akurat mieszkamy z dawnym Zachodnim Berlinie i tu są droższe mieszkania, ale w części dawnego Wschodniego Berlina mieszkania są nieco tańsze. Teoretycznie Berlin jest jeden a praktycznie jednak nadal są dwa.
W tej wschodniej części miasta można się poczuć jak w polskim peerelu- z uwagi na takie jak u nas duże blokowiska.
Poczytaj uważnie ten blog, o którym Ci napisałam.Jest tam dużo cennych informacji, poza tym można z facetem nawiązać kontakt.
Miłego;)
Nareszcie!!!
OdpowiedzUsuńLece dzis do znachorow to moze pozniej wpadne i cos wiecej napisze. Ale najwazniejsze, ze juz jestes.
A ja już pomału dostawałam świra bez tego internetu. Nałóg czy coś???
UsuńSame dobre wieści :)
OdpowiedzUsuńprzerwało mi resztę ;) myślę że szybko się odnajdziesz w, moja siostra twierdzi, że to miasto jest przyjazne dla nowych i da się lubić, a co do kierowców to fakt, nikt tam na nikogo nie trąbi, wpuszczają Cie bez problemu przed siebie no zupełnie inna kultura jazdy :)
UsuńBerlin jest faktycznie przyjaznym miastem- możesz wyglądać jak skrzyżowanie koczkodana z łosiem i nikt nawet okiem nie mrugnie, bo to twoja sprawa jak wyglądasz.Nieznajomi spotkani na schodach pozdrawiają się serdecznie jakby wypili z tobą bruderszaft,pani listonoszka, która wdrapała sie na III piętro nie używając windy, bo nie wiadomo przecież na którym piętrze mieszka dany adresat, uśmiecha się na powitanie i pożegnanie.Tak samo wszystkie kasjerki w kasach- zawsze z uśmiechem i jakimś miłym słowem.
UsuńTak takie typowo..tak na zewnatrz. U nas tez jest tak przyjaznie. Image do ludzi jest bardzo wazny. Obowiazujaca przyjacielska postawa, witanie na ulicy nieznanych, zyczenie im dobrego dnia. I to jest ok , nie powiem , bo czyni ta forme pierwszego kantaktu, czy tez wrazenia, bardzo przyjemna...ale wiesz anabell jak w zyciu jest, no nie? Nie ma tylko takich slodkosci. Pomimo ze przed chwila cos nas dotknelo to tu robi sie usmiech numer ktorys tam i przelyka bolaczki.
UsuńNa poczatku bylam tym tez zzachwycona, to takie inne i przyjemniejsze niz w Polsce, ale ...czas zdziera wiele zaslon:)))
Ostatnio jedna z kolezanek slownie do mnie wyparowala, bylo to ciutke obrazliwe, ale tak powiedziane aby w razie czego mozna sie bylo z tego wycofac. I uslyszalam porade innej obserwujacej owe wydarzenie . Usmiechnij sie , zrob pogaodna mine, nie daj jej satysfakcji ze cie zabolalo, w koncu tamta chciala aby zabolalo.
Czyli usmiech wiele zakrywa. Chociazby trud wspiecia sie na trzecie pietro. Zamiast sapac , mozna ludziom pokazac przeciez cos odwrotnego, ze nas to trzecie pietro wcale ale to wcale nie drasnelo. Ze jestesmy sprawni jak mlodzi bogowie:))
W ogole na zachodzie postawa meczennika, kogos przywalonego chorobami do obcych jest niewskazana.
Czyato jest, bo Niemcy maja wszystko wykafelkowane: posesje, podjazdy, chodniki.... schodzisz od razu z ulicy na kafle, nigdzie nie trafisz na piach, bloto, ...prezchpdzisz w sumie wszedzie sucha noga... bez uwalonych butow i te inne.
OdpowiedzUsuńja juz o tym zapomnialam, ze w Polsce to w sumie jak sie chcialo miec idealnie czysto to trzeba bylo codziennie odkurzac. Tutaj tak nie ma, ale... przyzwyczaisz sie i za moment bedzie ci sie wydawalo, ze : "znowu ten kurz!"
Bo czlowiek zapomina jak to drzewiej bywalo.
Teraz nie chesz polskiej TV , za moment odpalisz. Ja jakies 5 lat zylam bez polskich programow.
Remonty w Niemczech najlepeij jest zaczynac z rocznym wyprzedzeniem. My tak robimy. Zanim ruszy sie tu do akcji typu akcja to gadka z fachowcami, jak to ma wygladac ile kosztowac, czekanie na ich termin ...no niestety- trwa i trwa. Wydawac by sie moglo, ze azchod to i poziom uslug zachodni a tu niestety rozczarowanie. Tez sie juz do tego przyzwyczailam.
Poczta. Mi tak wlasnie azginela wazna dla mnie przesylka. Stalo sie to po niemieckiej stronie. I nic z tym nie idzie zrobic.
Z tą kabiną zamiast wanny to opoznienie wystąpiło nie ze strony wykonawców ale z powodu komplikacji papierkowych. A poza tym córka chciała by przerabiał łazienkę ten majster, który ją robił, bo jest ona naprawdę dobrze i ładnie zrobiona.Budynek jest trzyczęściowy (na planie literki C). Część w której mieszkamy była wykończona najwcześniej, teraz jeszcze są kończone wnętrza oficyn. Ale to już chyba szybciutko skończą i pan majster zajmie się moją łazienką.
UsuńOd wczoraj mamy już POLBOX, ale ja nie oglądałam.
Miłego;)
Kochana Anabell :) Wyczekiwałam niecierpliwie wiadomości zza Odry - i oto są, ufff.. Bardzo się cieszę, że tak entuzjastycznie podchodzisz do tych zmian. I życzę Ci z całego serca by takie nastawienie nie mijało, mimo pechowych kurierów i insztalatorów wszelkiego sortu. Ja wciąż walczę z chronicznym brakiem czasu na wszystko... Dobra zmiana w szkole dobiła mnie na dobre i marzę tylko o tym, by się wyspać. Ale na żadne studia już mnie nie wygonią, o nie.. Obiecuję, że coś napiszę, choćby maila, ale się odezwę. Całuję mocno wirtualnie :)
OdpowiedzUsuńPewnie to śmieszne, ale cały czas zastanawiam się jak znosisz "dobrą zmianę" i zmieniasz starych bohaterów na nowych.Moja znajoma lekarka, gdy obejrzała podręcznik swej wnuczki(III kl. szkoły podstawowej) to omal nie zeszła na serce, bo ideą przewodnia jest wmówienie dzieciom, ze wszyscy obcy i inni są "beee" a najwyższym i najlepszym wyrazem patriotyzmu jest przelanie krwi za swą ojczyznę.Daj co jakiś czas znak życia, choćby tylko w mailu.
UsuńŚciskam i posyłam pozdrówki dla Twego męża.
No to rewolucja życiowa się dokonała.
OdpowiedzUsuńŻyczę Tobie i Mężowi powodzenia w bytowaniu w nowym miejscu.
Dziękuję. Obje jesteśmy ze zmiany zadowoleni. Chyba już zbyt długo byłam tak bardzo oddalona od córci.
UsuńNo, jestem już spokojna bo wszystko wskazuje na to, że się odnalazłaś na nowym miejscu i w dodatku świetnie się odnalazłaś. Ciesze się Anabell, i niech się to nie zmienia. Najbardziej mnie zadziwia to zdrowsze powietrze. No bo jest zdrowsze skoro lepiej oddychacie i lepiej się czujecie. Uściski:)
OdpowiedzUsuńA mnie to lepsze powietrze nie dziwi- po prostu Berlin ma zachowane tzw. "strefy wietrzenia", co w okolicach Warszawy już nie funkcjonuje. Wg urbanistów z okresu międzywojnia Pole Mokotowskie miało pozostać częścią płuc miasta.A teraz jest to zaledwie skrawek zieleni otoczony zewsząd domami. Ursynów też miał być terenem wentylacyjnym a nie jest. Spójrz na mapę okolic Warszawy- czy są jakieś ciągi wentylacyjne? W 2008 r. na Warszawę spadało 2800 ton pyłu rocznie. Sadzę, że od tego czasu jest go znacznie więcej.
UsuńBerlin za to jest otoczony zielenią i wodą, Zaledwie 5 km od domu mam las i kilka jeziorek.
I żaden pan Szyszko nie biega tu po lasach a po
mieście od lat nie jeżdżą tzw. "odnowione rzęchy", czyli nowy jest tylko lakier na karoserii a pod maską zdezelowany, emitujący truciznę silnik.
Już po dwóch dniach zauważyłam, że nie budzę się nocą z powodu zatkanego na amen nosa. A mąż znacznie lepiej oddycha i zaczął naprawdę szybciej chodzić. I nawet nie "przydusza się" gdy zawiązuje sobie buty w pozycji skłonu.
A dziś mi powiedział, że to nasze miejsce zamieszkania już uznał za nasz dom i że lubi to nasze mieszkanie i okolicę. Cieszy mnie to, bo przedtem miał sporo obaw co do naszej przeprowadzki.
Serdeczności Iwonko,;)