drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 29 kwietnia 2025

Nadal jest wiosna

       Teoretycznie to jedna  z fajniejszych  pór  roku tyle  tylko , że nie dla wszystkich.  Ci wszyscy którzy są uczuleni  na pyłki roślin raczej  nie  są zachwyceni tą porą  roku. A ja  nareszcie  gdy spoglądam w okno  to mam  kojącą  wzrok  zieleń: 


      Podwórkowe  brzozy, które jednak nieco ucierpiały  gdy trwał remont  dachu. Rusztowania dookoła  budynku i kursująca  na dach budynku  winda zmusiły  ekipę  budowlańców   do wycięcia części  gałęzi by mogła  kursować winda Ale to stare, zahartowane  w bojach o przetrwanie  drzewa  i  dzielnie nadal się trzymają. Pisałam kiedyś o tych brzozach bo 3 lata wcześniej na jednym  z drzew wrona zainstalowała gniazdo i odchowała trójkę piskląt. W następnym roku  gniazdo też było wykorzystane (ale nie  wiem czy przez tę  samą  wronę  czy inną) , ale gdy wrona wysiadywała jaja  zrobiło się  szalenie  zimno i pisklaki się nie  wykluły. Wrony to samotne  matki i gdy muszą się jednak pożywić to wtedy, gdy jest  b. chłodno jajka mogą  być  zbytnio przechłodzone i pisklęta  się nie wyklują. W kolejnym  sezonie gniazdo było puste, a tej  wiosny widziałam  jak podlatywały do niego wrony i.....pozabierały  z niego patyki i w tym  sezonie już gniazda  nie ma.  

Zawsze  podziwiam zdolności architektoniczne  ptaków, bo niektóre  gniazda to prawdziwe dzieła  sztuki.  W dzielnicy  w której  mieszkam są  duże podwórka i na każdym  rosną  stare, sadzone jeszcze przed  wojną  drzewa. U mnie to akurat  brzozy, ale   na podwórku widocznym z kuchennego okna mieszkania  mojej  córki, bardzo blisko budynku  rośnie stara lipa i w jej  gałęziach znalazły  ostatnio miejscówkę słowiki.  A przed  słowikami  mieszkały  tam synogarlice tureckie. 

Gdy od  wiosny  do jesieni wędruję do "swego" spożywczaka to przez  całą  niedaleką drogę słyszę ptasie   "trele", a często trawnikiem wzdłuż chodnika skacze  równolegle ze mną kos - zupełnie jakby był wytresowany by towarzyszyć  człowiekowi. A gdy będziecie słyszeć pogwizdywanie  kosa to znak, że jego  samiczka właśnie  buduje   gniazdo - bo u kosów to samiczka  buduje  gniazdo  od A do Z, a samiec umila jej życie  swym śpiewem, ale do pomocy fizycznej nie kwapi  się.  Kosy  mają dobrze  w mojej  dzielnicy, bo jest  dużo drzew , poza tym na przydomowych  trawnikach jest dużo  krzewów a kosy bardzo  chętnie  zakładają  gniazda  właśnie w gęstych krzewach liściastych. W Berlinie to wszelakie ptaszory  mają dobrze,  bo nigdzie nie ma   szwendających  się kotów- ani tych udomowionych ani tych  bezpańskich, od których roiło  się w Warszawie i które  były stale  dokarmiane wieczorami a do pokarmu były dokładane środki antykoncepcyjne.  

Gdy latem idę  do pobliskiego  parku to staram  się brać  ze  sobą  "Profesjonalny przewodnik dla początkujących obserwatorów"  napisany i opatrzony  zdjęciami przez pana Dariusza Graszkę- Petrykowskiego.  Dzięki tej książce bezboleśnie poszerzyłam  swoją wiedzę o ptakach i "odkryłam" nowe gatunki - czyli rozpoznałam na jakiego ptaszora  się gapię. W tymże parku po raz pierwszy zobaczyłam ptaszynę zwaną kowalikiem.

Kiedyś już o tym pisałam - w Berlinie jest kategoryczny zakaz karmienia ptaków na  balkonach i na parapetach okiennych. Chcesz   karmić  ptaki - nie ma problemu - postaw na podwórku  karmnik dla ptaków i zaopatruj  go. Można  również "udekorować" siateczkami z pokarmem gałązki krzewów. No a jeśli jest karmnik to zrób też miejsce  na wodę dla ptaków i codziennie a czasem nawet i dwa razy  dziennie ją  zmieniaj i uzupełniaj. 

Czekam niemal z utęsknieniem na  czas kwitnienia  lip których w mojej   okolicy jest multum. Ja  wtedy niemal padam z  zachwytu bo wiele berlińskich dzielnic  tonie  w słodkim zapachu lipowego kwiecia, ale wtedy z kolei wielu właścicieli samochodów parkujących pod lipowymi drzewami klnie nieprzystojnie bo karoserie  samochodów  są oblepione  lepiącym  się sokiem a na dodatek upaprane pyłkiem kwiatowym. 

Lubię wtedy włóczyć  się uliczkami swojej  dzielnicy, choć w niektórych  miejscach  podeszwy sandałów lepią  się  do płyt chodnika. I jeszcze jeden widoczek  z okna:

                                                           


Miłego  nowego tygodnia  Wszystkim!!!!


             

                                                                        


poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Wreszcie......

 .......... mam zielono za oknem. Wychodzę na  balkon i mam za nim  tak:

                                                                            



     i   tak:

                                                        


     Wystarczył  jeden ciepły i deszczowy   dzień, by wreszcie   zrobiło  się zielono pod moim  balkonem.

Dziś  co prawda  jest  pochmurnie,  ale  temperatura  przyzwoita, bo 18 stopni i bezwietrznie i  być  może, że jeszcze nieco  pokropi, bo prognozują, że jest 20% szansy  na  jakiś deszcz. 

Oglądałam  wczoraj te  koszmarne   deszcze w Polsce i tak  straszliwie   zalany Rynek  w Kazimierzu. Na "pociechę" obejrzałam jeszcze  kilka miejsc w różnych miejscach Europy, gdzie były opady  gradu. Coś w  kiepskim nastroju, jak  widać,   jest  natura.

Rozmawiałam   wczoraj ze  znajomą, która miała  w planach wyjazd na święta  do Polski,  ale niemal w ostatniej chwili   rozmyśliła  się i  została w  Berlinie.  Doszłyśmy zgodnie  do  wniosku, że nam się w Berlinie jednak   jakoś  swobodniej  żyje niż  w  kraju ojczystym. Niewątpliwie Berlin  jest miastem w wieloetnicznym, jest mieszaniną różnych kultur, poza  tym to jednak bardzo  duże  miasto i nikt  nikomu nie  zagląda  w  garnki, nawet gdy się  mieszka   "drzwi w  drzwi", nie  dopytuje   się co  zamierzasz podać  gościom  na  stół  w święta i nie udziela  światłych  porad  w kwestii robienia   majonezu ani  nie poucza co wypada robić  a  czego  nie wypada   robić w  święta.  

A gdy już wypiłyśmy  kawę i  podtuczyłyśmy się lodami,   znajoma powiedziała - pewnie  bym pojechała do  syna, ale zapaliło mi  się czerwone  światełko,  gdy najstarszy  wnuczek ( Ona  ma ich  aż trzech)  zapytał się czy tym razem ona  przywiezie dla nich helikopter który  lata. Gdy usłyszał, że to raczej mało prawdopodobne bo  to bardzo droga zabawka, to słodki  wnuczek stwierdził, że w takim razie to nie  bardzo wiadomo po  co  babcia ma do nich przyjechać.   " I wiesz - powiedziała - dotarło do mnie, że ja byłam dla  nich  wszystkich -  dla syna,  synowej i  wnucząt tak  długo atrakcją dopóki  przywoziłam  dla nich różne  prezenty - ubranka  i  zabawki dla  dzieci, chemię gospodarczą dla  domu, ciuchy  dla synowej i jeszcze zostawiałam  im pieniądze. Dzieciak właśnie mi otworzył  oczy."   

No  cóż  - pomyślałam - nic  dodać,  nic  ująć.  Znajoma niedawno zmieniła  mieszkanie. Przedtem wynajmowała mieszkanie  w bloku usytuowanym  w dawnym  Wschodnim  Berlinie, w którym  wśród wynajmujących było sporo osób  z Polski. Teraz mieszka w  budynku w którym jest jedyną Polką. I choć  nie ma   w pobliżu  "rodaków"   nie  cierpi z tego powodu. W budynku w którym ja  mieszkam  jestem jedyną  Polką i też mi  to w niczym  nie  wadzi.

Nadchodzi nowy tydzień - dziś rano zmarł  papież Franciszek. Ponoć wskutek udaru krwotocznego. No cóż, młody nie  był, a w ostatnich latach chyba za  bardzo przybrał na  wadze.

Miłego nowego tygodnia  dla  Wszystkich!!!

                                 

sobota, 19 kwietnia 2025

******

 

                                                                      Wesołych  Świąt   !!!!!!                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

wtorek, 15 kwietnia 2025

Byłam dziś........

...........w Polsce. 

A tak bardzo dokładnie  to byłam  dziś w Słubicach. Ostatni  raz  byłam tam na tak zwanym otwarciu testamentu po śmierci mego męża, czyli w 2019 roku. Z Berlina  do Słubic  to raptem 105 kilometrów szosą, ale  my pojechałyśmy z córką pociągiem regionalnym z Berlina  do  Frankfurtu nad Odrą, a  stamtąd autobusem, który co  godzinę odjeżdża  spod  dworca do Słubic. Byłam mile  zaskoczona tym regionalnym pociągiem ,  bowiem linię obsługuje prywatny przewoźnik, wagony nowe,  czyste, tory wyraźnie po remoncie, pociąg mknął równiutko, cichutko, bilet był "sprzęgnięty" z autobusem, kupując  bilet na pociąg  można od razu kupić dowóz  autobusem do centrum Słubic.

Za każdym razem  gdy jestem w  Słubicach zastanawiam się co urbaniści projektujący Słubice  jedli lub pili przed sporządzaniem planu miasta, że te ulice  są tak  jakoś dziwnie prowadzone. Zabudowa  też  nieco dziwaczna. I kolejny  raz zastanawiałam się dlaczego jeden  z  hoteli ma  nazwę KALISKI - bo jakoś mi ta nazwa nie pasuje do okolicy.

Nastawiałam się, że  gdy  tylko  załatwimy to po co przyjechałyśmy to wdepniemy do księgarni - no i stracone złudzenia - jest tylko pusty lokal po księgarni z wielką  wywieszką na  szybie, że lokal jest do kupienia. Zastanowiła  nas za to ilość tak  zwanych "salonów piękności".  Nie  da  się ukryć, że Słubice żyją  głównie z tego, że graniczą z Frankfurtem  - rano  zapobiegliwe i oszczędne panie  domu z Frankfurtu podjeżdżają dworcowym autobusem do Słubic na  zakupy, bo to się opłaca. Poza  tym tak naprawdę w  sklepach prywatnych  można płacić również w euro. Za 17euro miałyśmy pyszne   drugie  śniadanie w postaci szarlotki z dodatkiem  czekolady  i  sernika z malinami i wiśniami na gorąco. A porcje naprawdę  solidne, takie w  niemieckim  gabarycie.  No a owe  "salony piękności,"  prywatni dentyści,  usługi  fryzjerskie, masażyści -te usługi   też  bardziej atrakcyjne  cenowo niż  po niemieckiej  stronie  Odry. 

Za sporządzenie upoważnienia  notarialnego zapłaciłyśmy  raptem 70 euro. Oczywiście w Berlinie też  mogłybyśmy  dorwać jakiegoś notariusza, ale okazało  się,  że tutejsi  notariusze nie  za bardzo  znają  wymogi polskiego prawa, a poza  tym trzeba  by  wtedy jeszcze  dodatkowo opłacać  tłumacza, bo notariusze jakoś jeszcze polskiego języka  nie opanowali. Cała "impreza" z uwagi na  stosunek złotówki do euro jakoś nas  nie  zrujnowała. A dzięki temu nie  będę  musiała jeździć do Warszawy ani z uwagi na sprzedaż mieszkania jak i na  zakup  nowego. 

A gdy jechałyśmy ze Słubic do Frankfurtu podziwiałam talent kierowcy autobusu którym jechałyśmy,  bowiem był to tak  zwany autobus  "przegubowy", a więc dłuuugi, a uliczki w  Słubicach wąskie i zakręty przegubowcem na  nich to istny majstersztyk.  

I jeszcze jedna  "ciekawostka" we Frankfurcie miejskie autobusy jeżdżą tramwajowymi torowiskami i trochę to śmiesznie wygląda -  na przedzie  tramwaj stoi na torach  na przystanku tramwajowym, a  zaraz  za nim   jest przystanek autobusowy z odpowiednim oznaczeniem i na nim przystaje   autobus.

Ale nie ma róży bez kolców- gdy dotarłam do domu to na bramie do budynku powitała mnie  kartka , która informowała, że ........brak wody od  10,00, a  była  już godz, 15,00. Na  szczęście od 16,30 już włączyli wodę.

Na jutro  zapowiadają u  mnie +24 stopnie i słońce.


 


niedziela, 13 kwietnia 2025

Urodziny - jak każde urodziny -

 - były i minęły. Świętowaliśmy  je poza  domem, w przemiłej kawiarni. 

Kawiarnia w pięknym ogrodzie , ale jest też bardzo  sympatyczna sala w parterowym  budynku. A to co "pożarłam" było przepyszne.  Gdy dojechaliśmy  na  miejsce  właśnie  zaczął delikatnie  kropić kwietniowy  deszcz, więc przenieśliśmy  się do wnętrza. A to co zamówiłam  -  nazwa w  szalenie obcym  dla mnie języku, czyli w  niemieckim, więc oczywiście jej przezornie  nie  zapamiętałam -  ale było to  nieduże ciasteczko z płynną i jeszcze lekko ciepłą  czekoladą w środku, polane  "sosem" śmietankowo- owocowym a do "kompletu" była jeszcze  kulka lodów śmietankowych.  Po raz  pierwszy jadłam coś tak pysznego - ciastko z tą płynną czekoladą w  środku było extra, nie za słodkie, leciutkie niczym chmurka - dawno nie  jadłam  takiego pysznego deseru.   

A w ogóle, ponieważ Berlin to dla  mnie  wciąż "terra incognita" więc córka  z  zięciem  dbają o to, bym za każdym razem zobaczyła  coś, czego dotąd  nie  widziałam. Tym razem  padło na dawną linię graniczną pomiędzy Wschodnim a  Zachodnim Berlinem. Znajduje  się tam "park" wiśniowy - posadzonych  jest tam kilka tysięcy drzewek wiśniowych. Po jednej  stronie tego "wiśniowego lasu" był Berlin Wschodni należący do NRD, po jego drugiej  stronie była RFN. Niestety  nie mieliśmy dziś  szczęścia, bo kwiaty wiśni są jeszcze w pąkach i najprawdopodobniej  pojedziemy  tam dopiero po świętach.

A w ogóle  to Berlin przypomina ostatnio jakąś starą, nielegalną osadę górniczą  w  Australii, w której każdy kiedyś rył swój rów, dołek  lub też  tunel i  szukał złota lub opali.  I jest  to mało zabawne, bo pełno teraz objazdów. I ogromnie  się cieszę,  że nie  muszę zbyt często opuszczać swojej dzielnicy a dojście  do "mojego spożywczaka" nie jest rozkopane, a gdy było (bo wymieniali przewody   gazowe) to uwinęli się z tym rekordowo  szybko.

Czas .......

 .......czyli to  coś  co jest i czego jednocześnie nie  ma. 

Osiemdziesiąt dwa lata wcześniej, w okupowanej przez  Niemców Warszawie, w pewnej  niedużej prywatnej klinice położniczej, 13 kwietnia, około godziny 22,00 opuściłam (zapewne z ulgą) wnętrze  swej  matki. Jak po kilkudziesięciu  latach od   owego wydarzenia   słyszałam, to moja  wówczas  osiemnastoletnia   mamusia  ledwo zdążyła doczłapać  się do łóżka i niewiele brakowało by mnie "zgubiła" w  drodze  do niego. I tak mi ta  pora wydostania   się na świat  zamieszała, że przez  swe całe dotychczasowe życie najlepiej  funkcjonuję właśnie wieczorem, a rano, tak  mniej  więcej do 10,00 to     nie  bardzo wiem  czy  żyję. A poza tym ci urodzeni 13-tego mają całe życie pod  górkę. I to jest prawda.

A poza  tym- nawet w  najbardziej dziwnych  snach  nic  nie   zapowiadało tego, że doczekam aż takiej cyferki na  swoim życiowym liczniku.

Wyobraźcie  sobie, że u  mnie  w tej  chwili na termometrze jest 21 stopni  ciepła i 20% możliwość, że spadnie   deszcz. Przydałby  się  ten  deszcz, bo młodsze  drzewa, których korzenie   nie  sięgają głębiej w podłoże niż 10 metrów w  głąb - cierpią z  braku wody. 

W tym tygodniu jeden dzień spędzę w Polsce - na  polskim brzegu Odry. I mam już kupca na  warszawskie mieszkanie, więc jadę z  córką do polskiego notariusza by córka zajęła  się wszystkimi sprawami związanymi ze  sprzedażą tego mieszkania i ewentualnie  kupnem drugiego, położonego bliżej centrum Warszawy. Mnie to właściwie obojętne w którym  miejscu ono będzie bo przecież  ja już  nie  wrócę do Warszawy. 

Przy okazji okazało  się, że  tutejsi  notariusze nie  są dobrze  zorientowani w polskim prawodawstwie. No trudno się mówi,  będę miała jeden dzień nieco mało fajny, bo pojedziemy pociągiem regionalnym a one niestety często nawalają, bo - nie ma  ludzi do pracy pomimo hord ludzi o różnych odcieniach  skóry,  sprowadzonych  ponoć  do pracy.

Miłego nowego tygodnia Wszystkim życzę!!!

"I to byłoby na  tyle"  jak mawiał pewien klasyk.

 

piątek, 11 kwietnia 2025

Coś jakby jednak była wiosna.....

 Brzozy zaczynają pokrywać  się listkami. Jeszcze   te listeczki malutkie i "moje brzozy" prezentują  się tak:

                                                            


To widok w trakcie  dnia. No ale ja  często patrzę na  nie i nocą i  w nocy wyglądały tak:

                                                       


  I żeby  było zabawniej przeszłam  na  drugą  stronę mieszkania i...znalazłam tam  Księżyc

                                                        

A dziś wypatrzyłam u  sąsiadów :

                                                     



a prozaiczną  wielce  drogę  do "spożywczaka" umiliła  mi  kwitnąca  wciąż  jeszcze młodziutka magnolia:


 

 To znak, że należy  się wkrótce  wybrać do Ogrodu Botanicznego.

A gdy rano otwieram swe zaspane oczy wita mnie mój nieprawdopodobnie odporny  na  moją  troską taki doniczkowiec:

                                                     


 

Miłego  weekendu Wszystkim życzę!!!!!!

poniedziałek, 7 kwietnia 2025

O potężnej mocy naszych myśli

     Pewnie Was śmiertelnie zanudzę, no ale jakoś nic  a nic ciekawego się u mnie nie wydarza,  co  może wcale nie jest  złe. 

W związku  z tym z  niesmakiem obserwuję pogodę, która chwilami bywa  dość  dziwna, bo za oknem ze  dwa dni  wcześniej  termometr  pokazywał  kilka   stopni na  plusie a   tutejsza  pogodynka, która mi wyskakuje  z informacjami na  smartfonie   doniosła,  że  co prawda  temperatura jest dodatnia   ale ta odczuwalna to jest na  minusie i to sięgającym aż do -5, a  w ogóle  to właśnie ogłaszają alarm  związany  z.......oszronieniem. Nie napiszę co  sobie  pomyślałam z tej okazji, bo głównie  dotyczyło  to  stanu umysłowego  panów od meteorologii.

No i  teraz ponudzę.  W 1949  roku  naukowcy (chyba głównie  ci zza Oceanu) badali systemy nieliniowe, których  właściwości zależą od zachodzących  w nich procesów. Do systemów  nieliniowych  należy  między innymi  cząsteczka  DNA. Odkryli wówczas, że te  systemy zapamiętywały  warunki oddziaływania  na nie. Zdaniem  badaczy było to niesamowicie niezwykłe, bowiem owe  systemy  nieliniowe to wszak  twory które  nie posiadają  struktur mózgowych ani też  układu nerwowego a  wykazywały się pamięcią i dokładnością która nawet dziś przewyższałaby swą dokładnością  współczesne nam komputery. 

Typowym systemem nieliniowym  jest cząsteczka  DNA, która przechowuje informacyjną pamięć organizmu, choć  biedulka nie ma wcale mózgu. W trakcie  badań odkryto wówczas SOLITON - stabilną, strukturalną falę, która znajduje  się właśnie  w układach nieliniowych. 

Lekko nie  było - po 40 latach uporczywych badań  udało  się naukowcom prześledzić  drogę tych fal w łańcuchu DNA. Owe fale  to właśnie  SOLITONY, które  w trakcie przechodzenia  przez łańcuch DNA całkowicie odczytują zawartą w DNA informacje.

No fajnie - ale pozostawało pytanie - kto? lub  co? każe im to robić?  Badania były prowadzone w Instytucie Matematycznym Rosyjskiej Akademii Nauk.  I ktoś wpadł na pomysł, by  spróbować czy i jak SOLITONY zareagują na  mowę ludzką, która  była  zapisana na  nośniku informacyjnym.

I wtedy wszystkim  badaczom opadły  ze  zdumienia  szczęki, bo pod  wpływem wypowiadanych  słów SOLITONY ożyły.  Było to tak  zdumiewające, że postanowiono sprawę  dalej  badać - w kolejnym  badaniu napromieniowano  ziarna pszenicy zabójczą  dawką promieniowania, która tak rozrywała łańcuchy DNA pszenicy, że roślina stała  się  niezdolna do  zakiełkowania.

I wtedy wszystkich naukowców płci obojga kompletnie  zatkało ze  zdumienia, bowiem owe pozrywane łańcuchy DNA po przejściu przez  zniszczone ziarna pszenicy  fali  SOLITONÓW uległy samonaprawie i ku zdumieniu badaczy zakiełkowały.

Badania  te podjęły również ośrodki naukowe  w Wielkiej  Brytanii,  Francji,  USA.  A panie i  panowie  naukowcy opracowali  specjalny program dzięki któremu mowa ludzka była przekształcona w drgania  i nakładana na  SOLITONY i wtedy działała na DNA  roślin. 

Oczywiście skoro badania  tak  dobrze  szły zaczęto poddawać badaniom  również  zwierzęta.  Zaobserwowano wówczas poprawę  ciśnienia  tętniczego krwi, wyrównanie  się pulsu, poprawę  wskaźników somatycznych.  Ale  to  wcale  nie był koniec  badań - naukowcy  USA i  Indii przeprowadzili badanie działania ludzkiej  myśli na stan  Ziemi. W ostatnich badaniach wzięło udział 60 i  100 tysięcy osób.  Główną  zasadą  było to, by  biorący w nim udział ludzie mieli twórcze myśli. Osoby  biorące udział w  tym  badaniu zbierały  się  grupami i  kierowały  swe pozytywne myśli w określony punkt na  naszej planecie. Podczas trwania  eksperymentu i kilka dni po nim spadły wskaźniki przestępczości w  tych punktach na które  były nakierowane  myśli. A proces oddziaływania owymi twórczymi  myślami był rejestrowany naukowymi przyrządami, które odnotowały  w tym czasie potężny przepływ pozytywnej  energii.

Wniosek - myśl  ludzka choć  niewidoczna, nieuchwytna  jest jednak  tworem materialnym a  całe  to  badanie jest potwierdzeniem starożytnych prawd - ludzkie  myśli mogą zarówno coś tworzyć  jak i  coś niszczyć.

I tak  się  zastanawiam skąd  wiedziała o tym moja babcia, gdy mówiła mi, że myśli  człowieka mają niebywałą  siłę  -  mogą nawet  człowieka  zabić  lub sprawić by  wręcz wstał z grobu. Więc ilekroć mam ochotę zmieszać kogoś z błotem  to powinnam o tym pamiętać.

PS. Mam nadzieję, że nikt z Was  nie umarł z nudów czytając ten post.

                                                                         


I kolejne drzewko owocowe. Miłego  nowego  tygodnia  Wszystkim