Ten tytuł jest adekwatny do mojej sytuacji - nic a nic ciekawego się u mnie nie dzieje. "Starszy" wnuk już osiągnął półmetek matur, ma jeszcze do zdania angielski i chemię.
Dziś będzie, a właściwie już jest majowa pełnia Księżyca, a tej nocy, niewiele minut po godzinie 24,00 Księżyc tak się przedstawiał:
I gdyby nie mój nawyk robienia krótkiego przeciągu w mieszkaniu właśnie tuż przed pójściem spać, to pewnie bym nawet nie zauważyła, że jest pełnia. Gdy otwierałam okno w sypialni dotarło do mnie, że góra budynku oficyny jest wyraźnie oświetlona - zupełnie tak, jakby na dachu "głównego" budynku ktoś umieścił jakąś lampę. A że przez jakiś czas ciągle się coś tu działo na dachu oficyny, do którego panowie przedostawali się po dachach innych budynków to przedreptałam do frontowego pokoju, by zobaczyć czy aby nie ustawiono jakichś rusztowań wieczorem. Gdy tylko weszłam od razu dostałam po oczach księżycowym światłem i sprawa stała się jasna - adekwatnie do tego księżycowego światła.
Trochę mi smutno - muszę się wymeldować z warszawskiego mieszkania na Stegnach - a mieszkałam w nim 44 lata. Ale teraz mieszkanie sprzedajemy ( to znaczy ja i córka, która po śmierci mego męża została na mocy zapisu testamentowego współwłaścicielką tegoż mieszkania). No więc teraz po prostu musimy się obie wymeldować z niego. Na całe szczęście nie muszę w tym celu jechać do stolicy, bowiem mam tak zwany "profil zaufany" w ZUS i mogę tę sprawę załatwić drogą elektroniczną. Podoba mi się, że istnieje taka możliwość - zresztą z udogodnień owego systemu posiadania "profilu zaufanego" korzystałam już dwukrotnie z okazji musu udokumentowania corocznie ZUS-owi, że wciąż jeszcze żyję i emerytura mi się nadal należy. Dzięki temu zamiast szwendać się po notariuszach by uprawomocnili mój podpis na specjalnym druczku, a do tego by mi wyciągnęli z kieszeni nieco euro, miałam wizualne spotkanie z pracownikiem ZUS. Kwadrans miłej rozmowy, pokazanie do kamerki swego paszportu, zapewnienie,że "namiary" na mnie nie uległy zmianie i sprawa była załatwiona. Ten profil zaufany w ZUS zastępuje podpis elektroniczny i można się nim posługiwać we wszystkich instytucjach honorujących podpis elektroniczny. I jest jeszcze jedno udogodnienie - M-Obywatel. Pomyślcie o załatwieniu sobie jednej z tych trzech możliwości - to jednak spore ułatwienie . A wszystkie te ułatwienia można sobie załatwić zdalnie. Czyli - pełna "cywilizacja".
A sprzedaż mieszkania wcale nie oznacza, że rezygnujemy z Warszawy - kupimy po prostu inne mieszkanie, nie M-3 wybudowane w "betonozie", ale nieco większe i w budynku z cegły. No i może nie 2 a trzy pokoje i nieco bliżej centrum. Niestety wiąże się to z wzięciem kredytu w banku, no ale to nie ja wezmę ten kredyt a córka w niemieckim banku - ma wszak podwójne obywatelstwo i tu pracuje a nie w Polsce.
Miłego nowego tygodnia Wszystkim!!!!!
Kochani - przepraszam, ale zupełnie niechcący skasowałam wszystkie Wasze komentarze, a chciałam usunąć tylko jedno zdanie w akapicie, który był odpowiedzią dla Ani.
Ta pełnia nie daje mi spać 😱
OdpowiedzUsuńZdjęcie wyszło niesamowite 👍
Z jednej strony zamknięty jeden rozdział, z drugiej nowe otwarcie, dzieje się, a ty mówisz że nic kompletnie 😉
jotka
Wiesz- po podjęciu decyzji o przeprowadzce do Niemiec to już niewiele spraw mnie "wzbudza"- chyba nerwy mi się stępiły w trakcie pakowania się do przeprowadzki - tamte 3 tygodnie myślenia, segregowania, pakowania i fizycznego zmęczenia ( bo mój mąż przecież był "pod ochroną") stępiły we mnie wiele odczuć i wyrobiły we mnie przekonanie, że skoro wytrzymałam tamte 3 tygodnie to byle co mnie nie "zadziabie". A nowe mieszkanie będzie na pewno wynajmowane, żebym miała na mieszkanie i życie tutaj. Bo ja tu żyję z własnych zasobów finansowych, czyli ponoszę koszty wynajmu berlińskiego mieszkania, płacę media no i muszę coś jeść.
UsuńTo świetne rozwiązanie, oby szybko udało się wszystko załatwić. Mój bratanek za wynajem mieszkania w stolicy płaci 5 tysięcy miesięcznie.
UsuńTo coś dużo płaci Twój bratanek - cena jest zależna w dużym stopniu od metrażu i lokalizacji mieszkania- im bliżej śródmieścia i im nowszy budynek tym cena najmu wyższa, bo i czynsz za mieszkanie, który z reguły płaci wszak właściciel jest wyższa. Ja ostatnio płaciłam czynsz w wysokości 700,00 zł, podnieśli do 730,00. No ale moje mieszkanie było oddane do użytku w 1973 roku i to raptem 42,5 m kw.
UsuńKsiężyć świeci jak lampa na dachu.
OdpowiedzUsuńWarszawa i blisko centrum. Ceny mieszkań w Wawie są powalające.
Ale fajnie jest mieć taką bazę wypadową... Choć w sumie za taką kasę można mieć niezły domek w Hiszpanii albo Portugalii.
Gdybyśmy z córką wpadły na pomysł by to mieszkanie sprzedać wcześniej, np.rok lub półtora wcześniej to poszłoby za lepszą cenę -wtedy ta "betonoza" schodziła za 700 tysięcy złotych. Ja już na 95% nie wrócę do Warszawy, nie mam tam ani skrawka swojej rodziny. Teoretycznie mam tam dwóch braci przyrodnich, ale nawet gdy mieszkałam w
UsuńPolsce to nie utrzymywałam z nimi kontaktów. Domek w Hiszpanii lub Portugalii to fajna rzecz ale tylko teoretycznie, bo jeśli tam nie mieszkasz to kiepska inwestycja - musisz jednak stale płacić komuś za opiekę nad nim gdy cię tam nie ma. Znam takich co kupili domek w Hiszpanii - już się go z ulgą pozbyli.
Wszystko wymaga pielęgnacji. Nawet takie mieszkanie w Warszawie. Trzeba mieć kogoś kto przewietrzy, ogarnie, zajrzy od czasu do czasu, zainteresuje się. Można pod wynajem, ale wtedy nie szuka się lepszej lokalizacji, żeby było z cegły itd.
UsuńZresztą każdy powinien wiedzieć sam gdzie chce być.
Tyle tylko, że do Portugalii, Hiszpanii jest dalej.
Dla mnie ostatnio robi się ważne aby być daleko od spraw wojny.
Sorry, nie doczytałam, że chcesz je wynajmować.
UsuńPiękna ta pełnią, wczoraj wieczorem też podziwiałam.
OdpowiedzUsuńZakończenie historii z mieszkaniem dołuje, wiem coś o tym, akurat pozbyłam się domu, który określałam mianem rodzinnego, chociaż miałam 19 lat, jak w nim zamieszkałam, z rodzicami wtedy jeszcze...
To planowane mieszkanie pewnie dla córki i jej rodziny?
Ten Księżyc świecił jak "nakręcony" aż w oczy kłuł tą swą jasnością. Wiesz Lucy- gdyby nie kiepski stan zdrowia męża to raczej byśmy nie wyjechali z Polski - tu jednak dostęp do lekarza to był "od ręki" i to w ramach ubezpieczenia, a tam to stale musiałam działać przy pomocy prezentów żeby mu zapewnić dostęp na regularne wizyty kontrolne. Przed naszym wyjazdem zapisy do nefrologa były na 2 lata z góry. Tu miał zapewnioną wizytę co miesiąc i mógł przyjść na analizy nawet bez zapisu, a do tego do pokonania był zaledwie kilometr. Mieszkanie będzie na razie wynajmowane a co zrobią gdy umrę to już mnie nie interesuje. Ale oczywiście jeśli któryś z chłopców chciałby robić tam jakieś dodatkowe studia , np. MBI to miałby gdzie mieszkać.
UsuńU mnie nie ma pelni, chyba.... musze wieczorem popatrzec w niebo :)
OdpowiedzUsuńEmigrujac z Polski i sprzedajac mieszkanie nie mialam czasu na smutek. Bylam strasznie zalatana zalatwiajac wszystkie papierki, a potem pakujac "dobytek".
Jak przyjechalam juz z mamą do Niemiec to bylo ciagle szukanie domu do kupienia, jezdzenie i ogladanie ofert, potem znow przeprowadzka i urzadzanie sie....
Teraz mam swoj "zielony raj" na ziemi i spokojne zycie. Nie tesknie za Polska, moje polskie dokumenty przedawnily sie, dowod osobisty mozna wyrobic tylko w Polsce, a paszport w konsulacie dosc daleko ode mnie.
Dokument potwierdzajacy ze zyje, potrzebny w Zusie podbijam raz w roku w gminie, bezplatnie i wysylam zwykla poczta do Polski.
Mozna tez upowaznic niemiecka kase chorych, zeby na żądanie zusu potwierdzali ze zyje, ale mi sie nie chce do nich pojsc... lenistwo wrodzone... moze sie zmobilizuje i pojde, bo sa mi winni troche kasy :)))
Piekna pogode mamy, od tygodnia tylko słońce, cieplo, I tak ma byc dalej, spedzam czas podlewajac warzywnik, pielac, sadzac i siejac :)))
Pod moja lipka mam juz troche cienia, wiec laweczka stoi na stale :)
Pozdrowienia sle :)))
Basiuniu - byłam tak już umęczona tym ciągłym staniem w kolejkach do lekarzy by zapisać męża, że zupełnie mi nie było smutno stamtąd wyjeżdżać. Pakowanie, to wybieranie co brać a czego nie, to szarpanie się z tymi pudłami sprawiło, że jedyne co wtedy czułam to koszmarne zmęczenie. Córka tu odwaliła ogromną pracę, bo wpierw wynalazła dla nas mieszkanie takie które było blisko nich czyli 450 m od nich, poza tym z windą, potem je sama meblowała i rozpakowała meblowóz gdy przyjechał do Berlina i gdy my dotarliśmy około 15,00 to meblowozu już nie było tylko 3/4 dziennego pokoju było dokładnie zastawione pudłami. U mnie tez pogoda jak należy i wszystko dookoła zielone. Ściskam Cię;)
OdpowiedzUsuńJa tez bardzo chwale mozliwosc zalatwiania spraw metoda elektroniczna - ilez ich mialam po smierci meza a takze tych tyczacych sprzedazy domu !!!!!! Takze gdy corka znalazla mi aprtament ktory mi odpowiadal tez na odleglosc moglam podpisac i zaplacic wynajecie. Nawet kot mial swoje dokumenty ktore moglam przeslac elektronicznie w postaci PDF by instytucje mialy swe kopie. To jest sposob dajacy wielkie ulatwienie osobom przewracajacym swe zycie do gory nogami.
OdpowiedzUsuńZUS tez sie ladnie popisal bedac szybkim, tez z nimi moglam zalatwic sprawe elektronicznie. Systemem PDF przeslam im kopie aktu smierci, moje nowe prawo jazdy z nowym adresem, nowe konto bankowe i to wszystko.
Jak Ty mysle ze posiadanie drugiego domu to wiekszy klopot niz pozytek chyba ze tyczy ludzi ktorych stac na zatrudnianie stalej osoby dogladajacej go. Znam wielu takich i czesto mowia ze kupili z mysla o spedzaniu w nim urlopow a tymczasem pobyt wciaz w tym samym miejscu znudzil sie im i malo z niego korzystaja.
Jak jestem zwolenniczka posiadania domu i ogrodu, tak drugiego nie, zwlaszcza z dala od miejsca zamieszkania - bardziej bym rozumiala kupic drugie w Berlinie z mysla o synach ktorzy kiedys zaloza rodziny.
Zmeczenie spowodowane przeprowadzka! - ani nie chce wspominac co ja mialam likwidujac duzy dom i dobytek. Nawet selekcja tego co zatrzymac, co przywiezc na Floryde wymagala glowkowania.
U mnie tez nic sie nie dzieje, nawet nie mam ciekawostek do opisania na blogu. Poniekad dobrze........
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo nie jest tak źle Aniu - jest jeszcze nadzieja że się spotkamy w Warszawie - może tym razem w samych Łazienkach Królewskich???
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia czy i kiedy przyjadę do Warszawy. Na razie to córka będzie w Warszawie 30 b.m. aż na kilka godzin. Przyjedzie rano, podpisze dokumenty i o 15,00 ma pociąg powrotny.
UsuńChandrę pocowidową jakoś tam z Marią minęliśmy wspierając się. Szukamy nowych zainteresowań - może wrócę do działalności społecznej dla seniorów - jeszcze nie wiem.
OdpowiedzUsuńMiałam to szczęście, że zaszczepiłam się zaraz na początku, a poza tym do sklepu chodziłam tylko w tych godzinach gdy nie było dużo klientów, wszędzie były udostępniane dezynfektory do rąk i wszyscy karnie nosili maseczki. Kto tylko mógł to pracował zdalnie, więc nawet podróże metrem mi nie zaszkodziły. Jakoś tak fajnie się złożyło, że żadne z nas nie zachorowało. Dzieci też miały
Usuńzajęcia szkolne w trybie zdalnym. Teraz znów jakaś odmiana covidu ponoć grasuje i jeszcze jakaś infekcja atakująca z kolei układ trawienny i powodująca torsje - ponoć jakiś zmutowany covid, no ale nie ma na to żadnej szczepionki. Zdrówka Wam Obojgu życzę!