.......12 edycji Tango2 Istanbul.
Przed chwilą wskoczyły do sieci nowe filmiki:
W tym ostatnim tangu Achaval pokazuje, że tango to taniec, w którym
niewątpliwie przewodzi mężczyzna i improwizuje.
Wiem, że wiele osób uważa, że oni tak dobrze tańczą głównie dlatego, że
ciągle ćwiczą ten sam układ.
Ćwiczyć to oni ćwiczą, bo jak się jest tancerzem to podstawą egzystencji jest
stałe utrzymywanie ciała w dobrej sprawności i kondycji, niezależnie od tego
czy jest się tancerzem w balecie klasycznym czy w jakimś zespole tańca
ludowego czy też tańczy się taniec towarzyski.
Na wielu maratonach tanga jest zwyczaj, że w ramach pokazów, w drodze
losowania tańczą ze sobą pary, które nigdy nie tańczą ze sobą "na co dzień",
a więc wspólnie nie ćwiczą żadnego układu tanecznego.
Poniżej jest film z Gallo Ciego w 2019 r i zobaczcie jak pięknie Roxana tańczy
z Javierem Rodriquesem :
..... a inni w tym czasie prowadzili warsztaty i dawali pokazy w Helsinkach
na imprezie Tango Frostbite 2020.
I jak zawsze tańczyli świetnie:
A aktualnie już prowadzą warsztaty tanga i pokazy w Stambule.
Oczywiście oglądajcie ich na YT i koniecznie w trybie filmowym lub wersji
pełnoekranowej.
Ale nie ma lekko - przeżyłam dziś kolejne deja vu. Chyba się Wam nie
zwierzyłam, że ogromnie nie lubię człapać w celach spacerowych, zwłaszcza
odkąd jestem sama.
Bo zawsze każdy mój spacer miał jakiś cel - w młodości- randkowy,
potem były spacery z dzieckiem, dziecko wyrosło to były spacery z psem (4-5
razy dziennie), po przyjeździe do Berlina to były spacery z mężem by poznać
naszą najbliższą okolicę , czasem i dalszą;)
A teraz, ponieważ chodzić muszę, żeby nie utracić tej cennej umiejętności, to
spacery jako takie nie istnieją bo ogromnie nie lubię łazić bez celu.
Więc celem staje się konieczność zrobienia zakupów. A więc wcale się nie
wysilam by czegoś nie zapomnieć kupić - zapomnę, to przewlokę się dzień
później- nie ma problemu. Dzięki krokomierzowi wiem w jakiej odległości
od domu mam poszczególne sklepy i dokąd pójść by "wydreptać" konieczne
minimum.
Jak zapewne wiecie ukoronowany wirus dotarł już do Niemiec , dotarł też do
Berlina- no cóż, można się było tego spodziewać. Już jest zamkniętych kilka
berlińskich szkół, a ludzi pomału ogarnia panika.
Dziś z niejakim zdziwieniem odnotowałam fakt, że półki dotąd zapełnione
różnego rodzaju chusteczkami, papierem toaletowym, papierem kuchennym-
są zupełnie puste. Zniknęły też zwykłe płatki kukurydziane, chlebki WAZA,
czyli te twarde "deseczki", masło klarowane, nieduże opakowania mrożonek
warzywnych. Za to banany staniały - są po 97 centów za kilogram. Kupiłam-
mam jednak w sobie coś z małpy, nie tylko Rh + - uwielbiam banany.
Wyraźnie też zmniejszyła się ilość przetworów w puszkach lub słoikach.
Ten wirus, który jak wiadomo "wyrósł" w Chinach zamiesza w całym świecie-
bo świat stał się globalną wioską zwłaszcza w sensie ekonomicznym.
W Chinach, rozłożonych teraz wirusem, produkuje się niemal wszystko -
wielkie koncerny przemysłowe tam umieściły produkcję wielu części i
podzespołów. Każda przerwa w produkcji to straty finansowe nie tylko dla
Chin a dla wszystkich państw. Tak naprawdę trudno się rozeznać czego te
Chiny nie produkują, bo niemal w każdym produkcie mają swój udział.
Jeżeli dalej będzie się ten wirus rozprzestrzeniał nastąpią również spore straty
w turystyce- i nie dlatego, że nikt kto ma zdrowe zmysły nie pojedzie do
Chin, ale dlatego, że najliczniejszą grupę turystów stanowią Chińczycy. To oni
są zapalonymi turystami i wszędzie ich pełno- no cóż, jest ich wszak duuuużo.
Z mojego własnego podwórka niepokoi mnie fakt, że lek, który muszę brać
codziennie by jeszcze pożyć - produkowany jest w Chinach, a tak konkretnie
ta jego "lecznicza" strona, bo końcowy produkt powstaje w firmie Merck,
daleko od Chin.
Jeżeli ktoś z Was ma pretensję do WHO, że nie ogłasza pandemii,
to wyjaśniam- pandemię ogłasza się wtedy, gdy są zachorowania wtórne, a nie
tylko spowodowane tym, że ktoś przywlókł infekcję z innego miejsca.
I nadal aktualne zalecenie - myjcie często ręce w ciepłej wodzie (bo co ósmy
Polak nie ma takiego zwyczaju, nawet po skorzystaniu z toalety), nie
odchudzajcie się, starajcie się dobrze odżywiać i unikajcie skupisk ludzkich
w zamkniętych pomieszczeniach.
Nie będę oryginalna- pogoda jest wyraźnie do przysłowiowych czterech liter-
i co mi z tego, że jest +8 stopni pana Celsjusza, skoro pada albo mży i wieje
wiatr. To dni z gatunku tych, gdy nieomal się cieszę, że nie mam psa, więc nie
muszę kilka razy dziennie wychodzić.
Szczerze pisząc, to wygląda w moim "salonie" jakby przeszedł niewielki
orkan, bo robię NIC.
Wreszcie skończyłam naszyjnik z uplecionych rureczek. Nasplatałam się
tych rurek, niczym za karę. Potem dumałam długo na czym te rurki zawiesić-
w końcu znalazłam drobne czarne koraliki - "farfale", a same rureczki
oddzieliłam od siebie małymi czarnymi kryształkami rodem z Czech. Oni
robią całkiem dobre kryształki, w wielu kolorach i różnej wielkości.
Poza tym zrobił mi się drugi kotek, tym razem ze sporą ilością złocistych
koralików. I znów muszę pokombinować na czym by go zawiesić. Kotek jest
podszyty czarną skórką.
I oprawiłam trzeci jaspis, zwany cesarskim. Ma żyłkowania w kolorze
starego złota, stąd zapewne taka nazwa.
Ale kto wie, czy mi nie "odbije" i nie zmienię jeszcze oprawy. Przecież jak
się nie narobię to pewnie zachoruję;)
Postanowiłam, że "wyrobię" te koraliki, które mam, nie będę dokupywała
nowych, więc jest więcej niż pewne, że będą powstawały "rzeczy dziwne",
np. kolczyki i broszki i dziwne naszyjniki oraz bransoletki. I wtedy będzie
rozdawajka. Najdziwniejsze to zapewne będą kolczyki bo sama ich nie
noszę.
Nie wiem czy pamiętacie, ale miałam w okresie Bożego Narodzenia
maciupką, żywą choinkę.
W styczniu zamieszkała w skrzynce za oknem kuchennym- i chyba jest jej
tam całkiem dobrze, bo wypuściła nowe gałązki:
Te jasnozielone gałązki to nowe przyrosty. Mam nadzieję, że spędzi ze mną
i następne święta, a potem wiosną dostanie dużą donicę i zamieszka na
naszym podwórku albo u córki na balkonie. Niestety mój balkon bardziej się
nadaje dla kaktusów niż innych roślin - już jeden "iglaczek"( bardziej dorodny)
nie zniósł tej ilości słońca i temperatur i zakończył żywot w kuble z napisem
"BIO".
A moje zwariowane pelargonie nadal kwitną i to wszystko niedawno było
w pączkach.
Nasza podwórkowa śliwka kwitnie - zawsze zapominam zrobić zdjęcie gdy
jestem na podwórku a z okna sypialni wygląda tak:
Sięga już powyżej drugiego piętra.
No i "to byłoby na tyle" jak mawiał klasyk.
Zdjęcia można powiększyć.
.......czyli słów kilka o koronawirusie.
Atakujący aktualnie wirus na już swą "tabliczkę znamionową" - to Covid 19.
Bo koronawirusów jest więcej, niż ten co teraz zaatakował.
Wg niemieckiej Służby Zdrowia w Niemczech stwierdzono już 27 przypadków
zachorowań, powołano nawet Sztab Kryzysowy.
Jakoś najlepiej idzie wirusowi Covid-19 zarażanie w Badenii- Wirtembergii
oraz w Nadrenii i Płn. Westfalii.
Ale nie jest tak źle jakby się wydawało- 3 Włoszki, lekarki pracujące we
włoskim szpitalu Spallaziani wyizolowały tego paskudnego wirusa i okazało
się że podanie kombinacji znanych już leków antywirusowych unicestwia go.
Jest to lopinavir (podawany przy HIV) oraz rytonavir oraz oseltamiwir,
lek podawany przy zwykłej grypie. I ta wiadomość chyba już została podana
całemu światu medycznemu. Co prawda wiele leków antywirusowych
może uczulać, no ale zawsze lepsze to niż nic.
Aktualnie w Niemczech na zwykłą grypę choruje trzynaście tysięcy osób.
Środki zapobiegawcze - przede wszystkim higiena -czyli przychodzimy do
domu i pierwszą czynnością powinno być mycie rąk. Poza tym użytymi
chusteczkami nie dekorujemy mebli w domu, natychmiast je usuwamy do
zamykanego pojemnika na odpadki zmieszane.
No to zdrowia Wam życzę.
Gdy w tym roku będziecie jechać do Niemiec samochodem zapewne wasz
wzrok przyciągną takie niebieskie słupy i odruchowo zmniejszycie prędkość,
ale spokojnie, to nie radary a rodzaj bramek kontrolnych dla ruchu ciężarówek,
do pobierania myta. Są na federalnych drogach.
Kolejna nieco dziwna rzecz to fałszywe przystanki autobusowe ustawione
w pobliżu domów opieki dla ludzi leciwych. Pierwszy taki fałszywy przystanek
autobusowy został zainstalowany w Dusseldorfie koło Benrath Senior Center.
Personel tego domu zauważył bowiem, że pacjenci cierpiący na Alzheimera,
często zdezorientowani z powodu swej choroby, chętnie przychodzą na najbliższy
przystanek, chcąc udać się do domu. I teraz obok takich Domów dla Seniorów
są ustawione fałszywe przystanki, na których łatwo pacjentów odnaleźć.
Personel zauważywszy swego podopiecznego proponuje mu by poczekał na
autobus na ławce przy której jest stolik kawiarniany, przynoszą kawę, zabawiają
rozmową a pacjent po chwili już nie pamięta ani o przystanku ani swym zamiarze.
Letnie wakacje trwają w Niemczech tylko 6 tygodni i zależnie od landu zaczynają
się w końcu czerwca lub na początku lipca, a w sierpniu dzieci już wracają do
szkoły. Jesienią dzieci mają jeszcze tzw. " Ferie kartoflane" trwające kilka lub
kilkanaście dni, zależnie od landu.
Nie wiem czy wiecie, ale to właśnie Niemcy jako pierwsi wprowadzili letni czas-
30 kwietnia 1916 roku w Rzeszy i na Austro-Węgrzech po raz pierwszy
przesunięto wskazówki zegarków o 1 godzinę do przodu.
Z kolei w 1941 roku Hitler zarządził, by wszystkie pisma były pisane alfabetem
łacińskim a nie gotykiem, bo jego zdaniem neogotyckie pismo było wymysłem
Żydów.
I jeszcze coś - "trzymanie kciuków". Zasadniczo był to rytuał wywodzący się
od starożytności, mający znaczenie magiczne, ale Niemcy wprowadzili go jako
ochronę kciuka, którego utracenie mogłoby uniemożliwić wojownikom sprawne
posługiwanie się bronią.
I jeszcze proza życia - jeżeli jedziesz środkiem lokomocji a nie skasujesz
biletu, zapłacisz mandat. Jeżeli wejdziesz na jezdnię, nawet pustą, gdy jest dla
ciebie czerwone światło, to jeśli masz pecha i zauważy to policjant - mandat
murowany.
A na rozluźnienie atmosfery druga para tancerzy, którą z chęcią obserwuję -
to Ariadna Naveira i Fernando Sanchez:
Czasami zaczynam zdawać sobie sprawę jak wiele już lat szlajam się po
świecie. Piszę czasami - bo ja nie z tych, co to od 50 roku życia wciąż
z tęsknotą wracają do minionych lat - należę do tych co mówią: było-minęło,
idę do przodu, zobaczę co będzie dalej.
Ale chwilami, gdy patrzę na swoje Krasnale (11 i 9 lat) myślę o tym jak
bardzo różniło się moje i ich dzieciństwo i jak bardzo zmieniło się życie
przez te kilkadziesiąt lat.
A dziś dopadła mnie ta myśl gdy przechodziłam obok pobliskiego sklepiku-
jest jeszcze luty, miesiąc zimowy, a na straganie przed sklepikiem prezentują
swój wdzięk maliny, borówki amerykańskie, winogrona, pełen asortyment
cytrusów, kilkanaście odmian jabłek, różne gruszki, mango, liczi, owoce
kaki, pomidory o różnych kształtach , różnej wielkości i różnego koloru -
żółte i brązowe także.
I tak mi się przypomniało gdy to kiedyś zimą czekało się na pomarańcze,
mandarynki, cytryny. A teraz te "podstawowe" cytrusy są dostępne cały rok.
Wiem, to te jaśniejsze strony globalizacji.
Trochę mi ten post nie wychodzi - miałam napisać o tym, że dziś jest
ostatnia sobota karnawału, że kiedyś, kiedyś siedziałabym zapewne u fryzjera
torturującego moje włosy a tak mniej więcej od godziny 20,00 spędzalibyśmy
wieczór i większą część nocy na jakimś balu lub przynajmniej u znajomych.
I przyszło mi na myśl, że od wielu lat całkiem sporo określeń jakby się
zdewaluowało - nazwy pór roku wcale nie odzwierciadlają tego, co jest za
oknem bo klimat się zmienił i nadal się zmienia, owoce, które były osiągalne
w Europie jedynie o określonej porze roku są teraz dostępne jak rok długi.
I ta sytuacja dotyczy też innych aspektów życia - mam internet, jest WiFi,
mam stały kontakt z tymi, z którymi chcę go w danej chwili mieć.
A gdy chcę posłuchać swej ulubionej muzyki, nawet tej z czasów mej odległej
już młodości - przeglądam zasoby You Tube i włączam choćby to:
albo Elvisa:
Nie da się ukryć, że głos to facet miał, furę wad również, ale mnie interesował
tylko jego głos.
A dziś dodatkowo coś ponadczasowego, czyli Francis Goya i jego gitara
Młodszy Krasnal uczy się gry na gitarze i ponoć (jak mówi pan uczący dzieci
gry na gitarze) idzie mu dobrze, więc chyba muszę mu kupić płytę z nagraniami
Francisa Goy'i.
Tym bardziej, że starszemu wręczyłam płytę z nagraniami J.S.Bacha, a przecież
sprawiedliwość musi być, każdy musi dostać od babci płytę.
No i jeszcze coś dla mnie- Hauser w duecie z Ceku, czyli wiolonczela i
gitara
Miłego weekendu Wszystkim- słonecznego i ciepłego.
Dziś okazało się, że mam jeszcze 3 jaspisy, a to bardzo wdzięczne kamienie
do oprawiania w koraliki.
Jaspis jest skałą osadową z dna pradawnych mórz, powstałą z kwarcu i
chalcedonu, zawierającą też domieszki innych minerałów jak:
hematyt, magnetyt, mangan, chloryt, zoisyt. Domieszki te wpływają na
zabarwienie kamienia.
Dziś oprawiłam dwa kamyczki:
A poniżej mój ulubiony jaspis, nazywany obrazkowym:
Wygląda tak, jakby ktoś na nim namalował jakiś pejzaż.
Pogoda dziś wyraźnie mi sprzyjała by siedzieć w domu i dłubać w koralikach.
Przed południem zdążyłam szybko załatwić to co miałam w planach i tak
mniej więcej w 15 minut po moim dotarciu do domu zaczęło padać.
W ogóle pogoda jakaś taka wiosenna- deszcz ze słońcem na przemian.
Moja podwórzowa śliwka zaczyna kwitnąć - chyba coś się drzewku pomyliło.
Ptaszory wydzierają się niemiłosiernie, a pogoda fiksuje.
Krasnale z rodzicami są w Bawarii, (w ich międzynarodowej szkole w Malmo
są aktualnie ferie) tam też wszystko w kratkę- na Zugspitze na górze, gdzie
mieszkają mają -12 stopni , a u podnóża góry+12, choć zdarzyło się któregoś
dnia +18 stopni.
Ale chyba jednak idzie wiosna, bo czerwone dęby na mojej ulicy zrzuciły już
zeszłoroczne liście (robią to dopiero wiosną, całą zimę mają liście) a platany
zrzucają na potęgę swe włochate "orzeszki".
Zastanawiam się, czy skoro bywają niebieskie ptaki to czy bywają niebieskie
koty???
No i "chodzi mi po głowie" złoty jamnik - jako zawieszka- oczywiście
koralikowa.