... a ja od wczoraj chodzę nabuzowana i zła jak osa.
Ze trzy tygodnie temu miałam kłopot z akumulatorem. Postało sobie nasze
autko kilka dni na mrozie i padł roczny akumulator.
No cóż, niby normalka, jak masz dzieci i samochód to wiadomo, że masz
kłopot, jak mawia moja koleżanka.
Akumulator został naładowany, akcelerator sprawdzony, wszystko było
dobrze.
Do wczoraj - gdy już rano z lekka oprzytomniałam, postanowiliśmy ze
ślubnym pojechać na cotygodniowe zakupy i jeszcze kilka spraw po drodze
załatwić.
Sprężyłam się, zrobiłam listę zakupów i spraw do załatwienia, wytaszczyłam
michę dla kotów , pomiziałam czarnego, bo się łasił i rozsiadłam się
wygodnie w autku. Ślubny przekręcił kluczyk i rozległo się cichuteńkie
"pssss" i.... cześć- akumulator znów padnięty. No normalnie wściekłość mnie
ogarnęła . Po telefonie mieli dowiezć nam zasilanie w ciągu godziny. Dowiezli
dziś - w efekcie samochód stoi w warsztacie. Głównym podejrzanym jest
alarm, który prawdopodobnie się zbiesił i ma gdzieś przebicie. Ja zupełnie nie
rozumiem po jaką nagłą cholerę ten alarm jest zainstalowany - gdy zacznie
wyć to ani my, ani nikt inny złodzieja nie dorwie.Tłumaczyłam do mężowi 100
razy, ale on uparty bo zawsze miał alarm, więc niech dalej będzie.
Dziś załadują akumulator, na wszelki wypadek odetną alarm i może wreszcie
będzie spokój.
No i jak mam w tych warunkach świętować Walentynki??? Zresztą mój mąż
nie uznaje Walentynek, podobnie jak Dnia Kobiet. Matki, Babci, Dziadka.
Ale tym wszystkim , którzy dziś świętują życzę
Wesołych Walentynek
:)))
OdpowiedzUsuńA wyobrażasz sobie jak ja się zdziwiłam, gdy nagle zobaczyłam komentarz pod postem który jeszcze piszę? Szczęka mi opadła:))))
UsuńAleż przeboje z tym akumulatorem macie....
OdpowiedzUsuńTeż bym się wkurzyła...
Jasna, już 3 tygodnie temu podejrzewałam,że coś jest z tym alarmem, bo to nie były 30-stopniowe mrozy, żeby padł akumulator, zwłaszcza,że jest on f-my znanej z dobrej jakości. Nawet coś na ten temat miauknęłam, ale mnie zgaszono.A ponieważ już dawno przestałam się upierać przy swoim (po co się mam kopać z koniem?)to spokojnie czekałam na rozwój wypadków. A dziś, gdy odbierzemy autko, dodatkowo, bez powiadamiania i dyskusji usunę z gniazdka zapalniczkę.Wiesz, strzeżonego....
UsuńMiłego, ;)
Pozdrowienia dla Meza:) Ja tez nie uznaje zadnych DNI.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to ja też nie. Kultywowałam poniektóre gdy córka była w szkole, żeby nie czuła się zbyt wyalienowana.
UsuńW imieniu ślubnego dziękuję.
Miłego, ;)
pewnie należysz do szczęściar mających święto cały czas i nie potrzebujesz kalendarza, by dostać prezent i usłyszeć "kocham"
OdpowiedzUsuńAleż mnie rozbawiłaś - On z tych, którzy uważają, że skoro wciąż ze mną jest, to jest to dowodem jego uczucia do mnie.
UsuńA ja wychodzę z kolei z założenia, że wymiana jego osoby na innego osobnika byłaby stratą czasu i energii - tu przynajmniej wiem czego mogę się spodziewać a generalnie należę do tych, które nie lubią niespodzianek.
Miłego, ;)
mój też nie uznaje, ale ja uznaję;)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko dobrego końca dnia Ci życzę:)
Ivo, wzajemnie.
UsuńMiłego;)
jak :))) zamieściłam był tylko tytuł i to dosyć pokrętny, więc się uśmiałam, ale teraz to ... nie ma się z czego śmiać. Taki akumulator może nerwy zszarpać. Ja sobie zapachową świeczkę dzisiaj zapaliłam. Dostałam ją od men'ża wczoraj, a to rzadki prezent, bo on pachnących świeczek nie uznaje - duszą go. No i kto tu kogo kocha?:)
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru
Ja sobie z okazji Walentynek sama zakupiłam prezent - balerinki sportowe maxx walk. I dziś dotarły do mnie, co wywołało zdziwienie. Świeczki zapachowe - no właśnie, poświęcił się, brawa ode mnie dla Niego. Faceci tego nie lubią, fakt. Wiesz, Twój wie co robi, wie.
UsuńMiłego, ;)
Wzajemnie. Wesołych:)
OdpowiedzUsuńJednym słowem wściekłaś się dzisiaj tylko nie wiem czy na akumulator, czy ze względu na Walentynki nie na męża?! Wiem, że trzeba trochę pogderać, bo wiadomo po czyjej stronie racja. Miłych Walentynek i miłych wielu dni po nich!
OdpowiedzUsuńJoasiu, na tandem mąż-akumulator. Bo strasznie nie lubię spółek, a samochód jest wspólny, ale gdy miauknęłam,żeby tak na wszelki wypadek nie włączać alarmu to mi powiedział,że się nie znam. A to jednak była wina alarmu- miał przebicie. Teraz jest wymontowany i na moje wyszło:)))) Walentynki mało ważne dla mnie, co mi z tego, że mi ktoś raz do roku powie,ze mnie kocha a przez pozostałe dni nie.I na te dni po Walentynkach też Ci życzę samych miłych dni,;)
UsuńMiłego, ;)
Mamonku, już mi lepiej, samochód odebrany i na moje wyszło, choć się na tym nie znam:))))
OdpowiedzUsuńBuziaki,;)
No... klima, alarm, centralne zamki, radyjko... wszystko to może być przyczyną pssssssss.... po akumulatorze. A dodaj mróz i wilgoć= zawilgotniałe przewody wysokiego napięcia, styki:( Dobrze, że już jest dobrze:))))Na Walentynki, których też nie uznajemy opchnęliśmy kupę Michałków, które Jaskół przywiózł, bo wie, że my z Młodą je uwielbiamy. Przywiózł tak bez Walentynek... jak zawsze:)
OdpowiedzUsuńJaskółko, lubię właśnie takie różne "bezokazyjne" dowody pamięci, sympatii i uczuć. Zauważyłam,że wiele osób jest tym zdziwionych. Michałki lubie, mniam,mniam:)))
UsuńMiłego, ;)
Faktycznie, ludzie dziwią się, że mąż czy żona okazują sobie sympatię na co dzień, obdarowują drobiazgami bez okazji. Jak spróbujesz to powiedzieć, uważają, że ściemniasz i chcesz coś takim gadaniem zatuszować. Ja już powiedzieć, że masz wspaniałego męża???? Never...na pewno "się ratujesz' takim gadaniem, bo w domu źle, a chłop za Chiny nie może być wspaniały:(
UsuńA ja obeszłam. A jak, napiszę u siebie.
OdpowiedzUsuńZaraz "polecę" poczytać.
UsuńMiłego, ;)
...upaść, w takiej sytuacji już byłbym szerszeniem...:))
OdpowiedzUsuń...miało być ups a wyszło upaść...
Usuń3xL, to że nie obchodzę, nie znaczy, że obraziłabym się. Upaść - jak to łatwo powiedzieć - jakby zaśpiewał de Mono:)))))
UsuńMiłego, ;)
Mam nadzieję ,że już "odbuzowałaś":))Ponownie nadrabiam zaległości po awariach.Coś dużo tego mi się w tym roku dzieje:(((
OdpowiedzUsuńPodziwiałam odrutowane kamyki, ale bursztyn powalił mnie na kolana.A w moim wieku to nie wskazane, mogę mieć problemy z powstaniem z tych kolan:))))
Ważka naturalnie również cudownej urody.
Jesienny liść przepiękny.
Co do karnawału dziecięcego.To chyba organizacja zawiodła:(((Dla moich dziewczyn była i może nawet jest jeszcze to sama radość.Gdy dorośli myśleli,że 10-co latkowie nie zechcą się już przebierać, okazało się ,że nic bardziej mylnego:)))))
Broszka od Alinki jest cudowna. Tą właśnie wskazywałam jako tą naj......:))))Piękne są Jej prace. Mam to szczęście być w ich posiadaniu:))))
Również lubię sobie robić sama prezenty:))))
Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie.
Jutko, już mi odpuściło, dziś nawet udało mi się z samochodu z powodzeniem korzystać. Poza tym wpadłam w świetny humor, bo okazało się, że mam tuż pod nosem sklep z żywnością eko i bezglutenową. Sklep jest internetowy, ale mogę sobie wszystko odebrać właśnie pod bokiem, na sąsiedniej ulicy. I mają b. fajne zaopatrzenie, między innymi w przyprawy, które lubię.Oprócz tego bursztynu mam jeszcze dwa do wydłubania, czyli roboty mi nie zabraknie.
UsuńA czy poznałaś te odrutowane kamyki? Są tam te, które mi dałaś.Mam chyba jeszcze dwa mniejsze i chcę pokombinować jak oprawić dwa w jedną całość, jednym drutem. To może być kwadratura koła, tak podejrzewam.
Najmilszego, ;)
:)Poznałam i było mi bardzo miło:)))Cieszy mnie że Ci przeszło:)Gdy zamykam oczy o widzę Twojego motyla:)))
UsuńMiłego dnia:)Niezalogowana Juta:)
Jakoś z dystansem podchodzę do tych wszystkich amerykanizmów. Też nie obchodzę Walnetynek i uważam je za koleje święto komerchy.
OdpowiedzUsuńA co na to Koleżanka Małżonka??? Wiesz, teraz wszystkie święta to jedna wielka komercja, niezależnie od tego jakie to święta. Byłam dziś w jednym z dużych marketów - czerwone akcenty nadal zdobią różne półki. Wśród słodyczy pozostały nadal duże pudełko-serca z czekoladkami w środku, pewnie postoją do Wielkanocy. Zniknęły małe czerwone pudełka- szkoda, chciałam kupić sobie jedno na igielnik. Ślubny by skonsumował zawartość i byłoby fajnie.
UsuńMiłego, ;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńOstatniego autka pozbyłam się kilka lat temu i od tego czasu jestem przeszczęśliwa. Na moje potrzeby taksówki wychodzą duuuuuużo taniej i wygodniej. A przede wszystkim nie muszę dźwigać, bo na parę sekund taxi zatrzyma się wszędzie. Ostatnio, kiedy ktoś wyjechał po mnie na dworzec PKS - kilkaset metrów od dworca, bo inaczej w tym mieście się nie da, chorowałam parę miesięcy od noszenia majdołków, bo nadźwigałam się od autobusu do samochodu, a potem z samochodu do domu - też kawałek. A taksówki pod sam PKS przyjeżdżają. Podobnie z zakupami - taksówka podjedzie pod samą klatkę i jeszcze tobołki wyrzuci mi na chodnik na wprost wejścia. Własnym autem - kilka klatek dalej.
Panu Małżonkowi nie dziwię się, że nie uznaje dnia kobiet. Toż on nie kobieta, hi, hi...
Pozdrawiam serdecznie.
Witaj alEllu, na razie zrezygnowaliśmy z parkingu strzeżonego i to nie z powodu kosztów a odległości, bo było do niego 500m, wiec "procedury" odjazdu-przyjazdu były po operacji męża zbyt skomplikowane.Dla mojego samochód jest, że tak powiem, jakąś częścią jego ciała i strasznie cierpiał gdy miał zakaz prowadzenia samochodu przez 6 miesięcy.W pewnym sensie go rozumiem,bo przez wiele lat, gdy mieliśmy dwa, to też byłam bardzo do autka przywiązana.Wiesz, tu są naprawdę wszędzie spore odległości, w promieniu 500m od domu mam tylko spożywczak, warzywniak, aptekę.Każda wyprawa komunikacją
Usuńmiejska "leci w godziny" a taksówką to płacę za stanie w korkach + za wezwanie.Postój też mam ponad pół km od domu.Więc póki co to jeszcze jezdzimy własnym.
Miłego, ;)