drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 23 lipca 2017

Zwierzęta i my

W sierpniu minie 7 lat od odejścia mego piesa za Tęczowy Most.
Co dziwniejsze nadal tęsknię za nim, tylko za nim i ani mi w głowie brać
następnego psa, zwłaszcza teraz, gdy zmieniam miejsce zamieszkania.
Ale to nie  znaczy, że zerwałam z tej racji kontakty z wetem. Tak się składa,
że przychodnia weterynaryjna jest blisko mego  domu i często obok niej
przechodzę.
I jeśli  pan wet akurat ma wolną chwilę i stoi na zewnątrz, wygrzewając się
na słońcu, to zawsze sobie ucinamy miłą pogawędkę.
Pan wet, żeby było ciekawiej, jest wrogiem trzymania w domu psów przez
ludzi, których w domu nie ma niemal cały dzień.
Wg niego jest to szczyt egoizmu, bo jak się jest cały dzień poza domem to
pies, który jest przecież zwierzęciem stadnym, straszliwie  cierpi a na dodatek
głupieje.
Bo tak naprawdę, wzięcie do domu psa, gdy się jest cały dzień poza domem,
 jest korzystne tylko dla nas, nie dla psa.
No tak, ja wzięłam psa wtedy, gdy byłam "kobietą udomowioną" i nasz pies
nigdy nie  zostawał sam w domu.
Miał zawsze dwa spacery długie, takie półtora- do dwóch godzin i dwa krótkie.
Poza tym zawsze wszędzie ze mną jezdził, jeśli nie było nikogo w domu.
Na wszystkie  urlopy i krajowe i zagraniczne też jezdził z nami.
To był pies-turysta, zjechał z nami kawałek UE. W obiektach zabytkowych albo
był noszony na  rękach, albo zwiedzaliśmy obiekty "na zmianę".
Tym sposobem  zwiedziliśmy Kolonię, Bonn, Dusseldorf, Akwizgran.
Wizyta w  kolońskiej katedrze tak go znudziła, że spokojnie zasnął na rękach
mego zięcia.
Dwa tygodnie temu, gdy przechodziłam obok lecznicy, znajomy wet stał przy
drzwiach lecznicy a obok niego leżał przepiękny seter irlandzki.
Pomyślałam, że to pies któregoś z pacjentów.
Podeszłam,  a wet się pyta-  a nie wzięłaby pani tego psa? Jest bardzo grzeczny,
dobrze ułożony i ładny, prawda?
Ładny, to prawda, ale ja zmieniam miasto i mieszkanie, będę mieszkać wysoko
i nie mogę wziąć psa - odpowiedziałam. A co to za pies, skąd się tu wziął?
On został porzucony - małżeństwo się rozeszło, sprzedało dom i zostawili psa
w ogrodzie. Po dwóch dniach sąsiedzi mnie wezwali, bo bali się sami go stamtąd
wyprowadzić. No ale już mam jednego psa w domu i boję się, że ten  nowy
nie  zostanie zaakceptowany ani przez Fredka ani przez moją żonę.
Na razie  trzymam go na obserwacji,  zostawiłem na drzwiach domu wiadomość,
że pies jest u mnie w lecznicy i że proszę o kontakt ale odzewu nie ma.
Wczoraj zajrzałam do lecznicy  i dowiedziałam się , że ponieważ nie było nikogo
chętnego na psa, pan wet zabrał psa do domu.
Fredek, który jest dość krnąbrnym west highland white terierem, nowego
zaakceptował,  bo nowy jest wprawdzie duży, ale bardzo spokojny.
A żona? - zapytałam. Żona ze mną nie rozmawia, mamy ciche dni. Ale córka jest
zachwycona.
A królik?-  królik to pestka, siedzi w klatce w pokoju córki, a klatka stoi na regale.
Tylko martwi mnie, że żona ze mną nie rozmawia.
Tak to jest gdy się ma męża weterynarza -zwierzyniec domowy zapewniony.
A mnie się bardzo zachciało śmiać, bo Fredka kupiła żona  pana weta, nie
uzgadniając z nim tego zakupu.
Potem córka przyniosła króliczka, rzekomo na przechowanie, na kilka dni.
No a setera  przyprowadził wet, też bez uzgodnienia z domownikami.
To coś jakby remis w rodzinie, więc skąd te ciche dni???

51 komentarzy:

  1. Nie rozumiem jak można wziąć psa i trzymać go całe dni samego albo zostawić go w lesie bo się wyjeżdża na wakacje. Nasz Lizak wszędzie jeździ z nami czy do znajomych czy na dłuższe wyprawy. Zawsze uprzedzamy, że przyjeżdżamy ale z piesem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież pies jest członkiem rodziny, to taki inny rodzaj małego dziecka, a dziecka nie zostawia się przecież samego w domu. Wiesz, my się dziwimy jak można psa uwiązać w lesie do drzewa albo wyrzucić z samochodu, ale skoro można niemowlakiem rzucić w partnera, pobić dotkliwie niemowlę lub pozwolić by malec wypadł przez okno, to właściwie nasze zdziwienie jest jakby dziwne;)
      Miłego;)

      Usuń
  2. Rozumiem Cię, bo sam nadal czasem mam takie dni, że strasznie mi smutno z powodu moich koszatniczek. Niby zwierzątka małe, ale jak odchodziły to serce mi się niemal rozpadało na części. Dlatego jak na razie nie myślę o zwierzakach w domu, choć gdzieś tam w głębi mnie jest taka myśl.

    Akurat niedawno dowiedziałem się, będąc na działce u rodziny, że moja dalsza kuzynka sprawiła sobie psa. Nie dość, że jest mieszanką Husky z owczarkiem jakimś tam, czyli spory, to właśnie całymi dniami nie ma ani tej kuzynki w domu, ani jej narzeczonego. Co do porzuconych zwierzaków parę razy słyszałem o porzuconych koszatniczkach koło śmietnika, w parku. Normalnie aż mi brakowało słów na bezmyślność ludzi.

    Najlepiej jest chyba jak spotykamy się na parę godzin, wtedy tematy polityczne nie są aż tak mocno eksploatowane.

    Na razie jeszcze się zastanawiam nad tym psychologiem. Problem w tym, że nie za bardzo wiem co jest przyczyną całego stanu rzeczy. Nic to, jeszcze na spokojnie spróbuję się sobie przyjrzeć na Mazurach.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrek, a może ta kuzynka lubi bardzo liniejące psy, bo taka mieszanka ras wspaniale linieje.
      Bo wątpię, by lubiła psy i z tego powodu swojego skazywała go na wiecznie przesiadywanie w domu.
      Wiesz, koszatniczki są małe, ale z reguły zajmują wiele miejsca w naszych sercach.
      Uwierz wreszcie w siebie i sam się wez za swoją psyche. Podziel kartkę na dwie połówki- na jednej napisz co cię wścieka, wyprowadza z równowagi, nadmiernie smuci, a po drugiej stronie napisz dlaczego.
      Najczęściej dołuje nas to wszystko, czego do końca nie rozumiemy i wtedy warto postarać się poznać problem bliżej, ale nie na forach internetowych, ale czytając odpowiednie książki.
      Miłego;)

      Usuń
  3. Z drugiej zas strony lepszym losem dla psa jest siedzenie kilku godzin dziennie w samotnosci niz tulaczka po ulicach i glod. Inna rzecz, ze ludzie biora psa i ograniczaja sie do wyjscia z nim przed blok na siusiu, bo na dlugie spacery nie ma juz czasu ani checi. I to dopiero jest meczeniem zwierzecia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwięcej mnie wkurza, gdy psy są zabierane na zakupy i to dojście do sklepu i sterczenie przed nim na uwięzi jest jedynym psim spacerem.A nawet krótkołape jamniki wymagają długich spacerów.

      Usuń
    2. Nasz Fusel-jamnik pokonywal ze mna zawsze bardzo chetnie najdluzsze nawet dystanse, uwielbial te robote. :)

      Usuń
  4. Zwierzęta domowe powinny być jak domownicy traktowani czyli jak członkowie rodziny. Niestety dużo ludzi jest nie myślących i sądzi, że zwierzęta nie czują, bo im tego nie umieją powiedzieć?
    Czytałam niedawno "Był sobie pies" Wspaniale napisana książka oczami psa. Książka pewnie jest kierowana do innego przedziału wiekowego niż mój, ale zachwyciłam się nią;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta się jakoś składa, że ostatnimi czasy ludziom brak szacunku nawet dla siebie nawzajem, a zwierząt już zupełnie nie szanują i odmawiają im jakichkolwiek przeżyć z dziedziny ducha.A zwierzaki są naprawdę wspaniałe.
      Miłego;)

      Usuń
  5. Ciche dni to pewnie taki babski foch, przejdzie, gdy nowy pies skradnie jej serce...
    Jako dziecko zwsze miałam psa, ale z nami mieszkała babcia, a potem mama miała psa na emeryturze. Psa chciał mój syn, ale nie zgodziłam się. Niektórzy ludzie biorą do siebie rasy, które nie powinny mieszkać w bloku na 8 piętrze.
    Lubię psy, ale póki pracuję zawodowo nie wezmę psa, nie zrobię mu tego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedyś mieszkała u nas babcia, która oficjalnie nie lubiła kotów, wciąż na nie utyskiwała, ale gdy nikt nie widział /ona tak myślała, że nie widzi/, sama łapała kota na kolana i go miziała siedząc w fotelu...
      p.jzns :)...

      Usuń
    2. A co powiesz na trzymanie 5(słownie pięć)chartów afgańskich w mieszkaniu w bloku- mieszkanie typu M-3, czyli dwa pokoje z kuchnią.Ja się trochę pani weterynarzowej nie dziwię- to na nią głównie spada wychodzenie z psami na spacery. Pan wet pracuje nie tylko w tej jednej przychodni, więc go całymi dniami nie ma w domu.
      Miłego;)

      Usuń
  6. Klik dobry:)
    A ja uchodzę za osobę, która nie lubi zwierząt. A to dlatego, że nie mogę znieść, wprost serce mi się rozrywa, wyjącego całymi dniami psa, a w święta i w sylwestra także nocami, bo domowników nie ma w domu. To znowu dlatego, że zauważam wszędzie pełno psich kup, a na wycieraczce kupy kocie. A to znowu dlatego, że moja narożna piwnica cuchnie psim moczem tak, że aż oczy wyżera, ponieważ róg budynku jest psim pisuarem, z którego zabraniam psom korzystać. O biednych gołębiach, które sąsiadka dokarmia, nie wspomnę. Toż moje parapety to w sam raz toalety dla tych ptaków, które nie wiedzieć czego, nie mają ubikacji w swojej stołówce.
    Taka "wredna" jestem dla zwierząt.

    Pzdawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli nie zwierząt nie lubisz, ale ludzi, nie wszystkich, ale tych, którym nie powinno się powierzać zwierzaków pod opiekę i takich, co pojęcia nie mają, jak z nimi postępować...
      p.jzns :)...

      Usuń
    2. Podzielam Twój sposób "nielubienia" zwierząt. Psi pisuar, czyli ten mur i chodnik przy nim spryskuj koniecznie chlorem- psie listy przestaną być dla nich czytelne.Po kilku dniach takiej "kuracji" powinno być lepiej.
      Serdeczności;)

      Usuń
  7. Zwierzę w domu, to ogromna odpowiedzialność. W moim pojęciu nie różni się niczym od odpowiedzialności za dziecko w rodzinie. Wydawałoby się to oczywiste ale czego wymagać od ludzi, którzy krzywdzą własne dzieci a przykładów na to mamy wiele. Mimo wszystko, miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam. No ale skoro niektórzy nie zastanawiają się nawet chwili nad sprawą posiadania dziecka i potrafią bić niemowlę lub nim rzucać, to jak wymagać by byli odpowiedzialni w kwestii posiadania psa. Pewnie nie jeden raz to słyszałaś :"to tylko pies". Gdy to słyszę, to mnie dopadają mordercze instynkty.
      Miłego;)

      Usuń
  8. jestem grabarzem zwierzaków /nie tylko swoich/, więc nabyłem pewnej odporności na ich odejścia do Nawii, niemniej jednak nie dotyczy ona sytuacji, o których piszesz, emocji wtedy nie kontroluję, bo jest zupełnie inna bajka... rozumiem, że pies czasem musi zostać na kilka godzin w domu sam, ale na KILKA i nie dłużej... koty miałem i mam zawsze wychodzące, ale dopuszczam możliwość trzymania kota niewychodzącego pod warunkiem, że się dysponuje w miarę dużym mieszkaniem z odpowiednio zaaranżowanym wnętrzem /np. wg. wskazówek Jacksona Galaxy/...
    natomiast zostawianie zwierzaka sobie samemu, gdy się wyjeżdża na urlop lub przeprowadza, nie wspomnę już o wywożeniu do lasu podpada już u mnie pod znęcanie się...
    ...
    by nie wyszedł zbyt mroczny komentarz, zakończę akcentem humorystycznym i zapytam, czy przypadkiem te ciche dni u pana weta nie są stąd, ze jego żona buduje w domu wybieg dla... konia?... a może w jej peniuarze hasają myszki?...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myszki oczywiście niekoniecznie białe, bo to by znaczyło, że pan wet za bardzo uszczupla zapas spirytusu medycznego w gabinecie, więc ciche dni byłyby jak najbardziej uzasadnione :)...

      Usuń
    2. Rzecz chyba głównie w tym, że to na jego żonę spadają psie spacery, a chodzenie na spacer z dwoma psami może być skomplikowane.A szykowanie psiego jedzonka też na nią spada, bo jest tzw.
      "żoną niepracującą",a pan wet nie uznaje sztucznego pokarmu dla psów, bo jak twierdzi łatwiej wyliczyć czego tam nie ma niż co tam jest.
      Generalnie pan wet uważa, że psy i koty powinny mieszkać w pobliżu człowieka ale niekoniecznie z nim razem pod jednym dachem. Koty powinny mieć możliwość spędzania nocy jak sobie tego życzą i mieć swój ciepły, suchy kąt na spanie w dzień i pokarm naturalny, nie chrupki.
      A pies powinien mieć własny ogród i budę, w której mógłby się w ciągu dnia schronić, a noce spędzać albo w domu, albo w budzie.
      I mam wrażenie, że pan wet niedługo pobuduje się gdzieś pod miastem, by spełnić tę swoją wizję wspólnego życia domowych zwierząt i człowieka.
      Pozdrówki;)

      Usuń
  9. Ja się zastanawiam nad tym stwierdzeniem weta, że nie należy brać do domu psa, jeśli się pracuje przez pół dnia i pies zostaje sam. Zgoda, to nie najlepsze rozwiązanie, ale czy aby na pewno psu będzie lepiej w gromadzie w schronisku? Nie sądzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pies brany ze schroniska z reguły jest trudnym do adopcji psem i nie powinien spędzać sam w domu długich godzin.Tam jednak miał towarzystwo pobratymców- czasami było to z pewnością męczące, ale nie czuł się samotny. To są stadne zwierzęta.
      Miłego;)

      Usuń
  10. Weterynarze, których znam mają tak samo, zawsze jakieś zwierzę z odzysku jest w ich domu , a współmałżonkowie mają tego dosyć czasami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda- najczęściej weterynarze mają psy lub koty, które wymagają specjalistycznej opieki.
      I nie dziwię się, że ich domownicy nie wpadają z tego powodu w zachwyt.
      Bo spora część opieki nad zwierzakiem należy do domowników.
      Miłego;)

      Usuń
  11. ludzie są dziwni, a zwierząt szkoda :( seter to rasa na którą choruje moja córka, szkoda że dopiero teraz się dowiedziałam, ja mam w domu beagla i wiem ze to łagodna rasa, setery tez z tego co pamiętam.... a ciche dni hmmm też miałam po zakupie beagla, ale teraz to psinka mężusia i razem chadzają na spacery ;) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój ojciec miał taką irlandzką seterkę- to było uosobienie łagodności, ale tej samej rasy psica koleżanki był domowym koszmarem jeśli nie zrobiła w czasie spaceru tych drobnych 20 km. Przez nią codziennie ktoś z domowników musiał się poświęcać i robić rowerowe przejażdżki. Tylko zimą było mniej łażenia z psem, bo za śniegiem psica nie przepadała.Beagle są słodziutkie, calutki spacer idą z nosem przy ziemi- zawsze mam wrażenie, że za moment pies na coś, lub na kogoś wleci.
      U nas sprawa psa była dokładnie przedyskutowana a i tak pies był głównie mój.Był na tyle fajny, że po równo nas obdarzał swymi względami, no ale to ja dawałam papu, ja łaziłam na spacery, czesałam, trymowałam, obcinałam pazury, czyściłam uszy.
      Miłego;)

      Usuń
    2. Mieliśmy pięknego setera irlandzkiego. Nazywał się Rudy. Przybłąkał się i pobył z nami z pół roku. Potem się zgubił. Chyba poszedł szukać swojego pierwszego domu.

      Usuń
  12. Tez uwazam, ze pies caly dzien sam w domu to dreczenie zwierzaka. Niestety wlasnie zostalam bez opiekuna moich futer, wiec nici z urlopowego wyjazdu gdzies dalej :(. Wprawdzie lotki mozna zabrac w malej klatce, ale kocica samochodu za nic nie trawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nim miałam psa był żółw stepowy i parka ryżowców. Wpierw na wszystkie wyjazdy jezdził z nami żółw i bywało ogólno-wczasowe szukanie żółwia, bo go dziecko notorycznie wypuszczało z terrarium i w końcu zapominało pilnować. A potem jezdziły z nami ryżowce w klatce.Wszystkie wczasowe dzieciaki przychodziły "popatseć na ptaski". Potem była sunia, która notorycznie uciekała i w przerwach między ucieczkami zniszczyła nam pół mieszkania, więc ją oddaliśmy do domu z ogródkiem. A gdy moje dziecko było już w II licealnej nastał ON, mój cudny, karłowy jamnik-turysta.
      Koty są straszliwie terytorialnymi zwierzakami, a psy uznają, że tam jest dom, gdzie jest jego właściciel. Mój pies uwielbiał jazdę samochodem.
      I nie wiem jak to robił, ale na każdym parkingu bez problemu odnajdywał nasz samochód.
      No kiepsko, że masz problem z opieką i nie możesz się ruszyć z domu.

      Usuń
  13. Niby remis, ale może nie każdemu wolno? ;)
    Gdy ja chciałam wziąć do domu drugiego psa, też była w domu wojna, ale tutaj przyczyny są dużo bardziej złożone. Faktem jest, że nie dało się wziąć drugiego psa - przybysz chciał zdominować naszego, który i tak swoje już przeżył (wzięliśmy go ze schroniska, a tam wylądował, bo właściciel się nad nim znęcał), więc nie chciałam go narażać na dodatkowy stres.
    Konsultowałam sprawę braku porozumienia z treserem, ale potwierdził moje obawy - psy mogły chcieć zawalczyć o terytorium....

    OdpowiedzUsuń
  14. Też mi smutno bez naszej Lassie. chociaż to już 9 lat minęło.
    Ostatnio Szczerbaty znalazł w komórce na działce jej gumowe zabawki i ustawił je przed domkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pojedziesz z nami do Konika Nowego w II połowie sierpnia? My pojedziemy w jakąś sobotę, żeby ominąć codzienne korki.
      Nie zostały mi żadne zabawki po Fliku - gdy wróciliśmy z jego pochówku z zaciśniętymi zębami,żeby nie ryczeć, skasowałam systematycznie wszyściutko- budę, kocyki, miski, zabawki.
      Po prostu nasze psiaki zabrały nam spory kawałek naszego serca. Szczerbaty to chyba trochę pamięta Lessi?

      Usuń
    2. Szczerbaty miał 4 lata więc dobrze pamięta jak z nią szalał po działce.
      Nie wiem czy pojadę, bo mi się plany zaczęły uściślać. Ale będę czuwać nad sytuacją.
      :-)

      Usuń
  15. Szczerze to kuzynka sprawiła sobie psa razem z narzeczonym, bo tak sobie wymyślili. Obydwoje pracują na uczelni, stąd często wracają do domu koło 18, może później. Szkoda psa i tyle.

    Jak dla mnie to właściwie każdy zwierzak, może poza wężami i pająkami jakoś zapisuje się w naszej pamięci. A nasze własne zwierzaki zapisują się podwójnie. :)

    Może faktycznie spróbuję znaleźć odpowiedź na pytanie czemu taki jestem, czemu działam tak, a nie inaczej samodzielnie.

    Bo z UPC jest podobno tak, że są regiony, nawet jednego miasta, gdzie problemy z zasięgiem są cały czas niemal. Nie wiem z czego to wynika, jednak słabo o firmie świadczy.

    Może to i ciśnienie, w sumie pogoda zmienia się teraz błyskawicznie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Miałam przez 6 lat w bloku pekińczyka. I on całe dnie przesypiał. Przed każdym wyjściem z domu, rano, chodziliśmy z nim na 15 minut, by załatwił potrzeby, a po powrocie, od razu wychodziliśmy na krotko, by nie męczył się. Potem zawsze był długi spacer. Ale Agat nie lubił spacerów, wolał po krótkim pobycie na powietrzu, wrócić i drzemać na swoim kocyku. Nie był chory, nie był niedołężny- normalny, wesoły, zdrowy pies, ale taką miał naturę. Zresztą, kiedy przeprowadziliśmy się do domu i miał do dyspozycji spory ogród, też z tej "wolności" nie korzystał.
    Inna sprawa, że nie zamierzaliśmy mieć psa w blogu. Agat został na niejako narzucony, jako prezent dla mnie na urodziny, prze moja siostrę. nie wypadał odmówić i tak został. ja bardzo lubię psy i nawet tala forma zostania właścicielem jakoś mi nie przeszkadzała, ale gdyby to trafiło na kogoś, kto uznał by psa za spory kłopot? Takich prezentów się po protu nie robi bez uzgodnienia i upewnienia się, że ktoś naprawdę będzie się zwierzakiem solidnie zajmował.
    W tym samym bloku. w małych mieszkaniach, były również 3 wilczury, 1 baset i 2 mieszańce średniego wzrostu. Bywały i wycia parogodzinne, i wieczorne ujadania na balkonie, i galopady po schodach z piskami, i ordynarne wrzaski w mieszkaniach na psy, i wyprowadzanie na trawnik zaraz obok wejścia do klatki. Generalnie jestem przeciwna trzymaniu psów w bloku. A na pewno ras dużych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, jakieś fatalne literówki mi się wkradły do tekstu.

      Usuń
    2. Pekińczyki ruchliwe nie są. Mają zawsze kłopoty z oddychaniem, bo mają taką spłaszczoną kufę a poza tym przeokropnie małe łapki. Nasi znajomi mieli pekińczyka miniaturowego, i chyba najlepiej by wyglądał jako pompon do czapki. Był przerazliwie maciupki,a mama tej koleżanki karmiła go łyżeczką, taką do kawy.A ja się kiedyś fatalnie znalazłam, bo pieseczek "dał głos" a ja, idiotka, zapytałam się, dlaczego on tak kaszle.
      W ogóle kupowanie psa w prezencie to raczej bardzo kiepski pomysł.
      Są na świecie kraje, w których trzeba mieć pozwolenie na trzymanie zwierzątka w domu wielomieszkaniowym, a psa zwłaszcza.Z kolei są kraje, gdzie w bloku jest wyznaczony limit ile może być zwierząt-dotyczy łącznej liczby kotów i psów. Blok w którym mieszkam ma 10 klatek i był okres, że przez kilka lat statystycznie przypadały 4 psy na każdą klatkę.I to była paranoja.U mnie wtedy były ptaszki, ryżowce.
      Literówki to pestka, nie przejmuj się;)

      Usuń
  17. Częste i długie nieobecności w domu to jeden z powodów, dla których nigdy nie miałam i raczej nie będę mieć zwierzaków - też jestem zdania, że to wobec nich nie w porządku. A psów tak poza tym po prostu sie boję, niezależnie od wielkości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam psy i nigdy się ich nie bałam, ale nigdy nie pogłaszczę obcego psa bez pozwolenia właściciela.
      Jak się często wyjeżdża to chyba można mieć tylko dżdżownice w skrzynce z kwiatami, o ile będą podlewane przez deszcz.;)

      Usuń
    2. "...nigdy nie pogłaszczę obcego psa bez pozwolenia właściciela"...
      i słusznie, jest to kwestia pewnych zasad wynikających z psychiki "społecznej" psa, gdyż przynależy on do sfory /stada/ owego właściciela /przewodnika/... chodzi też o unikniecie scysji, gdy pies dziabnie czując się zagrożony przez obca osobę... gdy przewodnik pozwoli, to on odpowiada za to dziabnięcie...
      nieco inaczej jest z kotami... kot sam wybiera, kto i kiedy może go pogłaskać i sam odpowiada za ewentualne konsekwencje... uczciwie ostrzega, gdy sobie tego nie życzy, zwłaszcza, że miewa rejony ciała, które uważa za strefę ściśle prywatną /głównie podbrzusze/ i pozwala na dotyk w tym rejonie jedynie osobie zaufanej z jego rodziny... bo kot sfory /stada/ nie ma, opiekun jest dla niego kimś w rodzaju krewnego, choć dość specyficznego rodzaju /kot wie, że człowiek nie jest kotem, jest wręcz dwujęzyczny w sferze werbalnej: inne odgłosy wydaje w interakcji z człowiekiem, inne z drugim kotem/...
      zaś lęk przed psem jest nieuzasadniony, bo to pies raczej boi się człowieka i może zaatakować, gdy poczuje się zagrożony jakimś gwałtownym ruchem... natomiast ostrożność /czyli nie lęk, lecz rozsądek ją dyktuje/, by omijać obce psy, zwłaszcza ras bojowych, choć akurat mitem jest ich agresywność... gdy taki pies jest odpowiednio prowadzony i socjalizowany staje się łagodny niczym baranek... zaś szczytem łagodności są duże psy ras typu np. wodołaz lub bernardyn... są pewne własnej siły oraz niejako genetycznie selekcjonowane do przyjaznego stosunku do człowieka... można śmiało zostawić pod ich opieką małe dziecko i jest to zresztą często praktykowane...
      upierdliwe za to bywają wyżły weimarskie /takie krótko-gładkowłose z pyskiem niczym skrzaty z Harry Pottera/... mają wyjątkowo żywe usposobienie, temperament i potrafią być bardzo namolne w okazywaniu człowiekowi swoich przyjaznych uczuć...

      Usuń
  18. Kto nie kocha zwierząt, nie kocha też ludzi. No dobrze, można nie kochać, ale trzeba szanować!
    Na pewno pisałam już o naszym Znajdku, też ciągle go wspominamy, choć dawno temu odszedł, jak pięknie piszesz. za Tęczowy Most.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie Znajdki kochają nas bezgranicznie i bezwarunkowo. A gdy odejdą bardzo trudno jest przestać o nich myśleć.
      Miłego;)

      Usuń
  19. A już myślałem, że opisujesz ostatnie wydarzenia polityczne:

    "Ale to nie znaczy, że zerwałam z tej racji kontakty z wetem..."

    Już miałem się powymądrzać i zwrócić Ci uwagę, że pisze się to przez "v", ale na szczęście przeczytałem dalej i oszczędziłem sobie wstydu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dostaję wysypki uczuleniowej na politykę.Dziś omal nie palnęłam kubkiem w ekran telewizora gdy usłyszałam wypowiedz pewnego pisuara.

      Usuń
  20. Piękna historia! Odezwę się do Ciebie. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  21. Nidgy nie byłam obojętna na krzywdę zwierząt. Zuważyłam, że im jestem starsza tym bardziej mnie takie historie wzruszają a wręcz zrobiłam się płaczką. Pan weterynarz to człowiek o wielkim sercu.
    Nie zrozumiem postępowania ludzi którzy wyrzucają albo porzucają swoje zwierzęta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W głupocie młodzieńczej oburzałam się, gdy ktoś mówił, że człowiek to najokrutniejsze zwierzę świata.
      A teraz mówię też tak uważam.

      Usuń
  22. Jak widać wszyscy w rodzinie weta są siebie warci :), nikt niczego z nikim nie uzgadnia, każdy działa według własnego rozkładu. A potem dla przyzwoitości i zachowania gardy urządzają kilka cichych dni, aż się wreszcie wszystko rozejdzie po kościach.
    Ludzi zostawiających psa po wyprowadzce ot tak w ogrodzie, wsadziłabym do aresztu, aż by zmądrzeli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niby dość długo żyję, ale chwilami naprawdę nie mogę zrozumieć ludzi- przecież jeżeli się z kimś mieszka pod jednym dachem to trzeba przecież wszystko uzgadniać, a zwłaszcza kwestię posiadania zwierzaka lub dziecka. A może po prostu staromodna jestem?

      Usuń
  23. Też nie wyobrażam sobie sprawienia sobie zwierzaka a potem przebywania większość czasu poza domem, to bardzo egoistyczne. Niestety niektórym ludziom nie da się tego wytłumaczyć. U mnie, kiedy mnie nie było długo w domu, przyjeżdżała do opieki do psa i kota moja mama. Teraz podczas mojej nieobecności kicia przebywa sporo godzin sama w domu, nadrabia kontakty po powrocie Mikaela do domu. Jakby w ramach protestu cała kuweta jest pełna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam opinię, że każdy, kto lubi koty i pragnie szczęścia swego kota powinien mieć dwa koty. Najlepiej z jednego miotu. Bo wtedy kot się nie nudzi i czuje się szczęśliwy.
      Dla mnie nawet jeden kot jest nie do strawienia. Znam takich, co kota hodują w ogrodzie a zimą kot ma swój "pokoik" w ogrzewanym garażu.Nawet ma oddzielne wejście do swego "apartamentu".

      Usuń