1. Gotowany koper morski:
Koper morski zbieramy w lipcu lub sierpniu podczas odpływu. Bezpośrednio po
zebraniu starannie myjemy, związujemy w pęczki. Gotujemy w niewielkiej ilości
nie osolonej wody od 6 do 10 minut. Odcedzamy.
Usuwamy nitki którymi był związany.
Podajemy polany roztopionym masłem.
Jemy chwytając palcami pojedyncze łodyżki i delikatnie zdejmujemy zębami
miękkie części kopru ze zdrewniałego rdzenia.
Nie mam nawet bladego pojęcia jaki to ma smak a na zdjęciu w internecie,
zebrany, przygotowany do gotowania koper morski wygląda tak:
Na zdjęciu zrobionym pod wodą zaś tak:
2.Szpik kostny
Szpik kostny był przysmakiem znanym jeszcze w epoce kamiennej i kości
szpikowe były w cenie.
Dziś do przyrządzenia tego przysmaku potrzebujemy:
225 gramów kości szpikowych,
mąkę , sól i grzanki
Kości należy oskrobać, umyć, następnie każdą z nich przepiłować na dwa kawałki.
Z mąki i wody zagnieść twarde ciasto, cienko rozwałkować i starannie zalepić
obydwa końce kości by w czasie ich gotowania nie wypłynął szpik.
Teraz należy owinąć kości płótnem oprószonym mąką, ustawić je pionowo
w głębokim garnku z wrzącą wodą. Gotować na małym ogniu ok. 2 godzin.
Po ugotowaniu odwinąć płótno, usunąć ciasto, każdą kość owinąć papierową
serwetką i podać gościom z grzankami.
Poniżej już pocięte surowe kości szpikowe.
3.Virpa
Do sporządzenia virpy potrzebujemy:
duuuży kamienny gar o pojemności 10 litrów
450 gramów płatków owsianych
1,5 kg płatków pszenicznych,
9 litrów wody.
W pierwszym etapie w kamiennym garze zalewamy płatki 8 litrami
letniej wody i odstawiamy na 5 do 8 dni, by sfermentowały. Gdy płyn
w naczyniu zrobi się przezroczysty zlewamy go z wierzchu- mamy
teraz orzezwiający napój zwany swats.
To co pozostało w naczyniu zalewamy litrem wody ( to ten 9 litr) - teraz
w garnku powinniśmy otrzymać płyn o konsystencji gęstej śmietany.
Mieszamy i zawartość przelewamy do innego naczynia przez sito
wyłożone rzadkim płótnem.
Odcedzony płyn zawiera wszystkie odżywcze składniki tej wielce
oryginalnej owsianki, więc go możemy wypijać.
Jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że nie żyłam w tamtych czasach.
Ale jeśli ktoś z Was wykorzysta któryś przepis to mam prośbę -napiszcie
czy to aby jest jadalne.
Szpik? Bleee...
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam, gdybyśmy żyły w pradawnych czasach to pewnie ten szpik byłby wymarzonym jedzonkiem;)))
UsuńToyka z całą pewnością wsunęłaby ten szpik bez najmniejszego problemu, z uśmiechem na mordce.
Nie no, Toyka uwielbia kosci szpikowe, wtedy jezyk jej sie wydluza jak kameleonowi i wylizuje zawartosc. Nie wiem, jak ona to robi, ale kosci w srodku sa jak wygotowane, wyzera do ostatniego okruszka.
UsuńPierwsze słyszę , no może oprócz szpiku, babcie coś tam wspominały...zresztą z powodu biedy ludzie różne rzeczy jedli i przetwarzali, dziś nie do pomyślenia.
OdpowiedzUsuńPłatki owsiane i wszelkie takie lubię, ale w tradycyjnej postaci:-)
Jak poczytałam o tym kamiennym garnku co najmniej 10 litrowym to tylko się uśmiałam- trzeba by pewnie poszukać takowego w jakimś muzeum.No a potem trzeba mieć miejsce by tę dojrzewającą paciaję gdzieś w spokoju postawić. A nasze mieszkania to raczej nie grzeszą nadmiarem wolnego miejsca.
UsuńSerio? nie ma w Polsce w sprzedazy garnkow kamionkowych do kiszenia np. kapusty czy innych warzyw? U nas mozesz kupic takie od litrowego do pewnie 50-litrowego i sa bardzo ladne i okrutnie drogie.
Usuńa ja bardzo lubię szpik na grzanki,od czasu do czasu kupuję takie kostki szpikowe(już pocięte).
OdpowiedzUsuńEla z Gdańska
Nie mam zdania na ten temat, ale jestem pewna, ze nigdy tego nie jadłam.
UsuńWysysanie szpiku z rosołu z kości kurczaków chowanych u babci na wolnym wybiegu pamiętam do dziś. Innych specjałów pewnie nie spróbuję. :)
OdpowiedzUsuńRosół, w dzieciństwie, był moim przekleństwem, bardzo nie lubiłam.Gdy już sama gotowałam to pracowicie ściągałam wszelki tłuszcz, żeby mi żadne oko tłuszczu z talerza nie zerkało na mnie.
UsuńBardzo lubialam swinskie uszy albo kopytka - i nie wiem jak to wytlumaczyc bo nie wygladaja apetycznie a takze same w sobie nie sa potrawa tylko czyms do obgryzania. Ale swiadczy ze kazdy ma jakiegos swira. Z kolei iloz potraw ani tkne a inni sie nimi zachwycaja.
OdpowiedzUsuńBardzo lubie platki owsiane na mleku ale w przytoczonej postaci nie, dziekuje ale nie.
Świńskie suszone uszy to uwielbiał mój psiunio. Niektórzy dietetycy uważają, że ludzie powinni jeść jak najwięcej właśnie tych "pogardzanych" części ze zwierząt rzeżnych, bo one zawierają wiele cennych dla nas elementów.Osobiście bardzo lubię wszystkie mięsne galaretki. A z płatków owsianych- ciasteczka z nich pieczone.
UsuńUszy i kopytka + przyprawy gotowano by sporzadzic wywar do miesnych galaretek jako ze naturalny byl smaczniejszy niz ten sztucznie zageszczany. Wyrzucano je do smieci dopoki nie wykryto ze lubie obgryzac, hihi. Z wywaru wychodzily soczyste, pelne smaku przypraw, nic ususzonego. Nigdy nie patrze co jest "polecane" tylko wcinam co lubie.
OdpowiedzUsuńCiasteczka platkowe tez lubie choc nie jadlam cale wieki jako ze ciast, ciasteczek jadam bardzo malo.
Pozdrawiam.
Też zawsze robiłam galaretki na "prawdziwej żelatynie", czyli właśnie na bardzo długo gotowanych kościach.No ale ostatni raz gotowałam to wiosną ubiegłego roku. Z racji bezglutenowej diety czasem robię dla siebie (mój nie jada) takie ciasteczka owsiane, z tym, że płatki nieco "przelatuję" blenderem, nie dodaję cukru ani miodu ale rozgnieciony banan i jajko. I jak nie chce mi się włączać piekarnika to je....smażę na oleju kokosowym.
UsuńPamietam, ze rosol gotowano wlasnie na tych kosciach szpikowych i mial niezapomniany smak. Nie o smak jednak tu chodzilo, ale o to cenne co w jest srodku. Wywar ze szpiku czy chrzastki, galaretki, doskonale dzialaja na odbudowe naszych kosci, stawow , miesni i ogolne wzmocnienie i krzepe. Zupy kiedys gotowano na kosciach wlasnie to, aby uzyskac ten cenny wywar i aby zupy byly pozywne podwojnie. Szczegolnie mezczyznom pracujacym fizycznie bylo to potrzebne, same warzywa to jednak nie to samo, nie daja takiej mocy. Moj nie wyobraza sobie zupy bez miesa czy kosci, wyjatek robi wylacznie dla zupy brokulowej w kremie :)
OdpowiedzUsuńW ub. roku postanowiłam ugotować rosół.Z żalem stwierdziłam, że niestety nie miał ani zapachu ani smaku tych dawnych rosołów. Zresztą z czego miał to mieć? z tych środków konserwujących? Naście lat wcześniej, gdy gotowałam jakikolwiek wywar na kościach, z warzywami, z ziołami to w całym domu było od razu wiadomo, że na gazie parkocze cichutko rosół. Teraz pachniały tylko zioła.
UsuńTutaj wcale nie gotuję zup, bo nie jesteśmy w stanie zjeść obiadu dwudaniowego, więc siłą rzeczy przyrządzam zawsze "mięso z czymś".
Szpik kosci wrocil do lask i jest przysmakiem. Jesli juz mialabym sie pokusic na przepis to raczej skorzystalabym z przepisow wysokiej klasy szefow kuchni, ktorych jest sporo w sieci. Przygotowuje sie to bez zadnego oblepiania ciastem. Kosc ma byc przekrojona wzdluz co powoduje, ze szpik mozna potraktowac przyprawami, nastepnie zawija sie to w folie aluminiowa lub papier pergaminowy i piecze w piekarniku. Najczesciej jest podawany w towarzystwie salaty z pietruszki. To takie ogolne "wytyczne" w przyrzadzaniu, ale szczegolowych przepisow jest wiele w internecie.
OdpowiedzUsuńPamietam, ze moja babcia lubila szpik z wygotowanych w rosole kosci i zgadzam sie z Kitty, ze taki rosol mial niepowtarzalny smak a sam szpik kosci jest bardzo zdrowy.
Te przepisy wzięłam z książki Normana Davies'a "Europa". To jakby nie było książka historyczna, p.Davies to historyk i kucharz z niego zapewne marny i nie napisał skąd czerpał wiedzę na temat przyrządzania tych dań.
UsuńSkądinąd wiem, że nadal w wielu rejonach Europy korzysta się z tych samych darów morza co przed wiekami.
No tak Ty historycznie a ja wspolczesnie;)) wiem, ze jest kilka restauracji w NYC ktore specjalizuja sie w daniach ze szpiku kosci i nie sa to tanie dania.
UsuńJa mysle, ze generalnie na swiecie jest tendecja do powrotu do natury i tego co kiedys zaniechalismy jako przestarzale i nie warte zachodu.
Jasne, dania ze szpiku nie moga być tanie, bo jakby nie byłó to jest tego szpiku w kościach nie za wiele. To tak jak polędwica wołowa- na jednego wołu przypada wszak tylko jedna polędwica, a że to mieso smaczne, praktycznie nic z niego nie odchodzi to i drogie. Przed wyjazdem z W-wy 1kg polędwicy wołowej (surowej) kosztował 95 zł. Popatrzyłam, jęknęłam, nie kupiłam, zwłaszcza, że koniecznie chcieli sprzedać całość a nie tylko dwa befsztyki.
Usuńnie wiem czy bym zjadła taki szpik :D oj moje zęby moje zęby połamane. HAHAHA. żarty żartami, ale jakbym żyła wiele wieków wstecz to pewnie by mi to smakowało.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę Sikoreczko.
Usuńszpik jadłam w dzieciństwie
OdpowiedzUsuńrosół był na takich wołowych kosciach, czasem z kurczakiem, oczywiście ze wsi
bardzo mi smakował, jest taki galaretkowaty, trochę tłusty w smaku
mój tato, mama, dziadkowie uwielbiali, wiec nauczyli nas , dzieci.
teraz nie jest ssaków, więc nie zjem i szpiku ;)
ale fajnie poczytać takie stare przepisy
Przekonał mnie przepis STAR, myślę, ze musi być pyszne
Jedyna "tłustość" jaką jadałam w dzieciństwie to były ....serdelki.Za nic w świecie nie jadłam masła, rosół to był dla mnie karą za grzechy, bo był tłusty. Tak ogólnie to byłam upiornym dzieckiem.Lubiłam zupy, które jeśli były gotowane na mięsie to musiały być wpierw pozbawione tłuszczu.Nie piłam mleka, nie jadłam białego sera, nie tolerowałam podrobów. A lekarka cierpliwie tłumaczyła moim dziadkom(to oni mnie wychowywali),że to mój organizm nie życzy sobie tych pokarmów. Nietolerancję laktozy mam do dziś, w efekcie mam jeden rodzaj jogurtu który mogę bezkarnie zjeść i po nim nie umieram;)
UsuńSzpik z kosci wysysala moja babcia :)
OdpowiedzUsuńAle dodam cos jeszcze: galaretka z nozek gotowana byla z... nozek kurzych! I potem te nozki, bez pazurow, moja babcia z luboscia obgryzala! Dla mnie bylo to cos okropnego!
Nigdy nic nie gotowałam na kurzych łapkach, nie bywały w sklepach. Ale ostatnio robiłam galaretkę na szyjkach i skrzydełkach indyczych.Gdy był jeszcze piesio, to potem całe mięso z tychże oskrobywałam dla niego.Odszedł piesio, skończyły się w domu galaretki.
UsuńPoza tym z reguły w tych moich galaretkach były plasterki "regularnego" mięsa a nie to co odeszło od kostek, bo przecież moi by "czegoś takiego" nie ruszyli. Mój to za każdym razem robił na talerzu istną wiwisekcję- ani kawałeczki żyłki, skóreczki, ścięgienka, tłuszczyku - dla niego to wszystko było niejadalne- tak samo w mięsie jak i w wędlinie.To facet, który każdy plasterek szynki skrupulatnie pozbawia każdego milimetra tłuszczyku.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńPamiętam szpik, jak wystukiwało się go z kości ugotowanych w zupie, a potem jeszcze wysysało. Babcia mówiła, że szpik jest masłem bogów.
Pozdrawiam serdecznie.
Do chwili "wyjścia z domu" nie byłam wpuszczana do kuchni, dla mnie to była terra incognita. Tak bardzo, że gdy pierwszy raz wpadłam na pomysł ugotowania mojej ulubionej zupy jarzynowej dzwoniłam do domu i pytałam "skąd się bierze ten płyn w zupie". To niestety nie żart, szczera prawda.Przez kilka pierwszych lat po ślubie jadaliśmy na różnych stołówkach.
UsuńSerdeczności,;)
Anabell - " plyn w zupie " rozlozyl mnie na lopatki ! Boskie :)
UsuńDziś i ja się z tego śmieję, ale wtedy to jakoś mniej było mi do śmiechu.Nie byłam pierwszą ofiarą wychowania "dzieci nie mają wstępu do kuchni"- jej córka, a moja ciotka też przeżyła szok idąc na własne gospodarstwo.
Usuń