Dotychczas wydawało mi się, że właściwie to niemal całe życie żyję
w ciekawych czasach. Zdołałam "zaliczyć" PRL, czasy gdy w domu
wieczorami słuchano Radia Londyn lub radia Wolna Europa, czasy gdy
na wyjazd do Gdyni trzeba było mieć przepustkę z Rady Narodowej,
"odwilż" za Gomółki (lata 1956-1970), pseudo europejskie warunki
za rządów Gierka (1970-1980), rozbicie Muru Berlińskiego i początek
transformacji ustrojowej w Polsce (1989), rozpad ZSRR (1991),
wstąpienie Polski do NATO (1997) i wstąpienie Polski do Unii
Europejskiej w 2004 roku.
To chyba dość sporo wydarzeń jak na jedno życie, wiele się działo, ale
ja tkwiłam wciąż w jednym mieście, w Warszawie. więc należy uznać,
że nie było za bardzo źle, bo nikt mnie z domu nie wyrzucał, cały czas
byłam Polką, nikt mnie nie przesiedlał, nie zmieniał mi narodowości.
Pani Genowefa, z którą spędziłam dwa tygodnie w szpitalu, miała
znacznie gorzej.
Urodziła się w 1934 roku w województwie Poleskim, nad Niemnem.
W II Rzeczypospolitej województwo Poleskie utworzono w 1921 roku.
Obejmowało 10 powiatów i 17 miast, zajmując obszar 42280km kw.
Pod względem narodowościowym była to niezła mieszanka - najwięcej
żyło tam Białorusinów bo aż 42,6%, Polaków było 24,3%, Ukraińców
17,7%, Żydów 10,4%, 4,4 Poleszuków, ),5% Rosjan i 0,1 % Niemców.
Pod względem ekonomicznym był to ubogie tereny, bardzo wiele
osób było niepiśmiennych , nie potrafiących określić swej narodowości,
pytani o narodowość określali się mianem "my? - jesteśmy tutejsi".
Pani Gienia była Polką. Bardzo wcześnie, w wieku 4 lat straciła matkę,
a że w domu już były dzieci, jej ojciec ożenił się ponownie.
Ale mała Gienia miała szczęście, bo "druga matka" z wielką troską
zajmowała się osieroconymi dziećmi, a gdy na świat przyszły i jej
dzieci, nie robiła różnic między nimi.
W 1939 roku, na podstawie porozumienia Ribbentrop -Mołotow
województwo Poleskie przestało istnieć - jego część południowa
została przydzielona do Ukrainy Radzieckiej, część północna do
Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. I zupełnie
nieoczekiwanie pani Gienia stała się obywatelką Białoruskiej Republiki
ZSRR.Wysiedlono ich z dotychczasowego miejsca zamieszkania,
część ludzi trafiła do radzieckich łagrów, niektórym udało się
przedostać do Polski. Gdy do ZSRR wkroczyli Niemcy województwo
Poleskie zostało podzielone na obwód białoruski oraz komisariaty
Rzeszy. I znów "oberwało się" ludności cywilnej, w Białymstoku,
Pińsku i Grodnie powstały getta, likwidowano ludność żydowską.
Zakończenie II wojny światowej niewiele zmieniło w geografii tego
rejonu- niewielkie fragmenty województwa Poleskiego wróciły
do Polski, do Podlasia. Obwód brzeski i piński zostały przy
Białoruskiej Republice ZSRR, a wołyński i rówieński przy Ukrainie.
W 1955 r. pani Gienia kończyła trzyletnie studia ekonomiczne, które
robiła w Brześciu.Gdy po rozdaniu dyplomów wracała z koleżankami
i kolegami do akademika, jeden z kolegów, starszy od niej, którego
lubiła, podszedł do niej i powiedział: "wiesz, wymyśliłem coś,
byśmy mogli tu zostać w Brześciu, by nas gdzieś nie wysłali w drugi
koniec kraju. Pójdziemy się zarejestrować w urzędzie, w USC.
Złożymy tylko podpisy a potem będziemy mieszkać każde u siebie.
W ten sposób będziemy mogli zostać w Brześciu".
I pani Gienia zgodziła się po chwili namysłu. Były to czasy, gdy nie
było trudno o rozwód. I w ten sposób pani Gienia wyszła za mąż.
Nie było żadnych oświadczyn, pierścionka, narzeczeństwa.
I znów p. Gienię nie opuściło szczęście - jej teściowa przyjęła ją
bardzo serdecznie, zawsze służąc pomocą i darząc miłością.
A to zawarte tak jakby na chybcika małżeństwo przetrwało
w zgodzie i miłości 47 lat.
Po śmierci męża pani Gienia pozałatwiała mnóstwo formalności by
powrócić na stałe do Polski. A ponieważ jej córka w międzyczasie
osiadła na stałe w Niemczech, pani Gienia od kilku lat mieszka
w Berlinie.
Pani Gienia ma obecnie 85 lat, ale nadal jest w pełni sprawna
intelektualnie, jak na osobę w tym wieku ma bardzo nowoczesne
poglądy ( zresztą podobne do moich), bez problemu posługuje się
i-padem i smartfonem, lubi rytmiczną muzykę i taniec.
Byłyśmy z panią Gienią "polską wyspą" na niemieckim oddziale.
Niesamowite bywają historie ludzkie, książka oparta na takim życiorysie to byłby rarytas...
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś historie pewnej mazurskiej rodziny o niemiecko-polskich korzeniach, lektura zapierająca dech.
Miałaś szczęście, że spotkałyście się w tym szpitalu:-)
Ukłony dla pani Gieni:-)
Bardzo się ucieszyłyśmy, gdy nas panie pielęgniarki razem pewnego wieczoru "pożeniły". Rozmawiałyśmy chyba do północy. Będę do Niej dzwonić w tym tygodniu, wyszła chyba dzień po mnie.Z przyjemnością pozdrowię.
UsuńJakie „dość sporo”? Wiesz ile się może jeszcze wydarzyć, i oby się wydarzyło? Ja na ten przykład marzę, aby taki Kaczyński odszedł w niesławie na emeryturę... Za to podoba mi się ta „polska wyspa” w niemieckim szpitalu ;)
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru.
Marzyciel z Ciebie, marzyciel. Przy tym społeczeństwie spokojnie odbębni drugą kadencję i wyprowadzi kraj z UE, obiecując złote góry na nizinie.A ciemny lud to kupi.
UsuńMiłego,;)
W nieslawie Kaczynski powinien isc nie na emeryture, ale do puchy odsiedziec za popelnione przestepstwa. Jemu nalezy sie trybunal stanu, a nie ciepla emeryturka.
UsuńTo prawda, ale powinien znaleźć się ktoś odważny, kto zapoczątkowałby taki obyczaj, że ci z poprzedniej ekipy rządzącej co szkodzili krajowi pójdą na odsiadkę.
UsuńTuz przed wybuchem wojny moja babcia mieszkala razem z moim 7-letnim wtedy ojcem w garnizonie Korpusu Ochrony Pogranicza w Wilejce. Dziadek w tym czasie zostal juz zmobilizowany i go nie bylo w KOPie, wiec babcia, zostwiwszy caly majatek, przedzierala sie z dzieciakiem do rodziny w Polsce. Inne oficerowe nie mialy tyle szczescia i wiele z nich zostalo wywiezionych na Syberie, niewiele przezylo. Moj tato po 90 roku wciaz sobie obiecywal wycieczke do Wilejki, do ktorej tesknil, bo wiazala sie z beztroskim dziecinstwem. Ciagle jednak cos stalo na przeszkodzie, nie zdazyl odwiedzic swojej Wilejki.
OdpowiedzUsuńAle historia, aż trudno uwierzyć, że trafiło się tak dużo w życiu jednej osoby. No ale to życie, jak wiadomo, jest najlepszym scenarzystą.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - dlatego lubię słuchać opowieści o zwykłym życiu, zawsze się bowiem okazuje, że nawet takie najbardziej zwykłe życie jest ciekawe.
UsuńCiekawe czasy,ciekawe życie.Wciąż przymierzam się do opisania dziejów mojej rodziny,która żyła też na pograniczu,raz w Polsce ,raz w ZSRR,a raz pod niemieckim butem.Jakoś nie mogę się zebrać a to też ciekawe historie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że powinnaś to wszystko opisać, niech nasi potomni wiedzą jak było naprawdę. Bo w niedługim czasie poniektórzy tak zakłamią naszą historię, ze następne pokolenia będą pewne, że pierwszym królem był jakiś Kaczyński, którego potomkowie skakali przez płot stoczni gdańskiej.Zbierz się zbierz!
UsuńWspaniały życiorys ma Pani Gienia.
OdpowiedzUsuńI ja ostatnio myślę jak wiele musieli przeżyc wszy scyludzie, którzy mieszkali na Kresach. Choćby moja Mama, która o wielu rzeczach mi nie opowiadała ale dowiaduję się o Jej zyciu coraz więcej i więcej. O tym jak tułała się po Polsce w czasie wojny i po wojnie...
Bardzo się ucieszyłam, że poznałam tak interesującą osobę, taką żywą książkę historyczną.. Myślę, że wszystkie pogranicza na całym świecie mają dość tragiczną swą historię, bo z reguły pogranicza przechodziły z rak do rąk i rzadko było to przechodzenie dobrowolne i łagodne, raczej zawsze pełne krwi, bólu, łez.
UsuńTak to prawda, niektórzy mają naprawdę bogate życie.
OdpowiedzUsuńKryystyna
Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła
krystyna
zpraszam do mojej strony
http://krystynaczarnecka.pl/
Ale takie życie bogate w wydarzenia jest jednak strasznie męczące.
UsuńCzekam na takiego odważnego,który spowoduje, ze ci z ekipy rządzącej ,którzy szkodzili krajowi pójdą na odsiadkę.Co rząd ,to odsiadka. Zabrakło by miejsc w więzieniach.Pozdrawiam....
OdpowiedzUsuńObawiam się, że się nie doczekasz.Bo wiekszośc polskiego społeczeństwa żyje w kompletnej nieświadomości tego ak powinno funkcjonowac państwo. Dzieje się tak, bo Polska ciągle jeszcze jedną nogą tkwi w ustroju feudalnym. Przez rozbiory, które wszak były na polskie życzenie, w czasach gdy inne państwa rozwijały się, my tkwiliśmy w miejscu. A trudno jest wskoczyć z feudalizmu do demokracji i w niej się odnaleźć.
UsuńMiłego;)
Zawsze uważam, że im więcej ceregieli podczas ślubu, tym prędzej sprawa rozwodowa. I wyszło na moje - najlepiej bez żadnego cudowania.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - coś w tym jest. My też- bez jakiegoś oficjalnego "narzeczeństwa", żadnych pierścionków zaręczynowych- to był ślub "z braku czasu na spotkania". Wpadliśmy na ten draczny pomysł w grudniu a w sierpniu był ślub.A jakie było rozczarowanie rodziny, że w 9 miesięcy później nie było dziecka!Zupełnie jakby bez dziecka w drodze nie można było brać ślubu;)
UsuńMożna by rzec, że miałaś szczęście w nieszczęściu. Dwa tygodnie spędzone z tak interesującą osobą to z pewnością pozytywna strona pobytu w szpitalu.
OdpowiedzUsuńObydwie byłyśmy szczęśliwe z tego spotkania- coś w tym jest- dwie niemłode Polki, z bliską zera znajomością niemieckiego, a do tego o tych samych poglądach politycznych i moralnych.
UsuńZ tym małżeństwem to fajnie wyszło :-) Ale miętę musieli do siebie czuć, może on bardziej, bo kombinował :-) Życie plecie się dziwnie. Bardzo ciekawa historia, mam nadzieję, że się nie powtórzy, choć czort wie? Moda zatacza kręgi, historia też, niestety...aktualnie, po raz kolejny, zaliczamy w Polsce lata 70-80 i z uporem maniaka brniemy do lat 60-50. Podróż w czasie :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, historia kołem się toczy, ale byłoby miło gdyby wreszcie za którymś obrotem ludzie oprzytomnieli i poszli do przodu zamiast kręcić się w kółko;)
UsuńZawsze Anabell patrzę z podziwem pod tym względem na swojego 98-letniego Ojca, urodził się w 1920 roku Ile on przeżył w swoim życiu. Powiem Ci szczerze, że szczególnie lubię jego opowieści o przedwojennych Żydach w Polsce, ich stosunków z Polakami. My żyjemy dzisiaj mitami.
OdpowiedzUsuńChyba najwięcej mitów dotyczy kresów wschodnich.Zupełnie jakby w tym rejonie wszyscy Polacy chodzili cały czas w różowych okularach które upiększały widoki jednocześnie eliminując z obrazka wszystko to co go szpeciło.
UsuńPotwierdzam: szpitalne spotkania są bardzo interesujące. Współleżaczki dzielą się historiami swego życia. Niejednokrotnie zaskakującymi, bogatymi, wspaniałymi. Ta, Pani Gieni, taka własnie była.
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy spotkałam taką interesującą "współleżaczkę".
UsuńSzpitalne łóżko pozwala na niespieszne opowieści. Można się więc wsłuchać i zapamiętać, zwłaszcza w opowieści o tak mocnej dramaturgii. Może po to znalazłaś się w tym szpitalu????
OdpowiedzUsuń