........ czas goi wszystkie rany.
Ale jakoś w to nie wierzę- mam raczej wrażenie, że są takie rany, które się nijak
nie zagoją. I chyba w dużym stopniu zależy to od wieku właściciela tej rany.
A może to wynika z faktu, że tyle lat dzieliłam swe życie z drugim człowiekiem,
że bardzo wcześnie słowo "ja" zastąpiłam słowem "my" bo jakimś cudem
tworzyliśmy jedność?
Staram się, bardzo się staram pozbierać, ale jakoś nie umiem, nie udaje mi się.
I nie łudzę się - lepiej nie będzie, bo czas już tu niczego nie zmieni.
Mam kilka koleżanek, których mężowie po ponad czterdziestu latach wspólnej
drogi przenieśli się w inny wymiar. Od tych smutnych wydarzeń minęły lata,
a ich ból wcale nie mijał i nadal trwa, tak samo dotkliwy.
W ramach powrotu do normalności byłam wczoraj na pierwszej rehabilitacji.
Dziwny kraj - jednego dnia zostałam zapisana a następnego już miałam zabieg
fizjoterapii.
A do gabinetu fizjoterapii mam do przejścia ze 350 metrów od domu.
Zabiegi będą wykonywane co 3 dni.
Moje kłopoty językowe rozwiązuje aplikacja SayHi w naszych smartfonach -
pani prowadzącej terapię i moim.
Miłe zaskoczenie - pani fizjoterapeutka ogromnie miła, empatyczna i dobrze wie
co ma robić. W pierwszej kolejności zabrała się za mięsień lewego uda bo po tym
wypadku jednak się nieco przykurczył. Niestety rozluźnienie go jest dość
bolesnym zabiegiem. Następne tortury mam we wtorek przed południem.
Od kilku dni mamy naprawdę ładną, letnią aurę.
Wczoraj wieczorem pszłam z dziećmi i wnukami na spacer- o 8 wieczorem
było jeszcze + 27 stopni. Obejrzałam kino "Eva", które jest w tym samym
miejscu od 100 lat. I zjedliśmy lody w jednej z pierwszych berlińskich
lodziarni. Osoby na diecie bezglutenowej dostają lody w kubeczkach, bo jak
wiadomo wafle zawierają gluten. I wcale z tego powodu nie są droższe.
Jak dobrze, że jesteś tak blisko dzieci i wnuków...a gdy kupowałam lody w Poznaniu pani spytała, czy wafelek bezglutenowy, czy zwykły...ależ musiało się "namnożyć" bezglutenowców, że już nawet producentom wafelków opłaca się o nich pamiętać...Tak, czas nie zawsze goi rany, ale choć trochę zabliźni...tak trudno się z tym pogodzić...
OdpowiedzUsuńTo prawda, dobrze, że tu przyjechaliśmy.Dzieli nas odległość 450 m,a nie ponad 600 km jak przedtem.Nie dziwi mnie ta ogromna ilość "bezglutenowców"- coraz więcej osób zapada na choroby autoimmunologiczne i wiele z nich ma obniżoną tolerancję glutenu.
UsuńMysle o Tobie czesto, ale co tu pisac?
OdpowiedzUsuńTrudno bedzie Ci przywyknac do nowego zycia, ale wierze, ze znajdziesz sposob. Najwazniejsze, zebys nie uznala, ze nic dobrego juz Cie nie czeka. Przed Toba jeszczr moze byc sporo dobrych lat. Pomysl: wnuki rosna, tyle przed nimi, na pewno chcialbys towarzyszyc im jak najdluzej. O corce nawet nie wspominam, bo przeciez macie bardzo silna i dobra wiez. Wiem, ze teraz to wydaje Ci sie niemozliwe, ale naprawde mozesz jeszcze cieszyc sie zyciem. Inaczej niz dotad, ale jednak cieszyc sie.
Trzymaj sie Anabell.
Wiesz, nie jestem teraz w stanie pomyśleć o przyszłości.Próbuję się pocieszać myślą,że i tak nam się udało, że po tak poważnej operacji i wszystkich po niej komplikacjach mąż przeżył jeszcze 10 lat.
UsuńStaram się "trzymać" tylko mi trochę sił brak.
Anabell, wspieram Cię na odległość, chociaż to nie ma najmniejszego sensu. To, co Ty masz za sobą, mnie jeszcze czeka i chociaż to może za kilka ładnych lat, to strach ściska a panika atakuje, gdy myślę o przyszłości bez Mojego.
UsuńTrzymaj się jednak.
Dziękuję Agnieszko, kiedyś myślałam, że wspieranie kogoś na odległość nie ma sensu, ale teraz widzę, że jest jednak inaczej- to jednak pomaga. Myślę, że nie znamy sami siebie tak dokładnie i najczęściej wyobrażony scenariusz jakoś mało ma się potem do realiów.10 lat żyłam w obawie, że nastąpi u męża atak serca a ja nie zdołam Go uratować bo będzie mnie paraliżować strach przed masażem serca, bo przecież Jego mostek był z klamrami i mógł się połamać. A On odszedł cichutko, we śnie. Tylko jakoś wydawało mi się, że jestem silniejsza psychicznie i lepiej to zniosę.
UsuńNie znamy siebie tak do końca;)
Moi rodzice zdazyli swietowac 60-ta rocznice slubu, a krotko przed 61-sza tato odszedl i mama zostala ZUPELNIE SAMA, bo my zyjemy w 800-kilometrowym oddaleniu. Jakos sie pozbierala, wielka pomoca byl ten jej Wigor, miala zajecie, nie siedziala w domu i nie rozpamietywala. Jej bol juz nie jest tak dojmujacy jak na poczatku, z pewnoscia nie jest jej latwo, znacznie trudniej niz Tobie.
OdpowiedzUsuńAnabell, czas leczy rany. Teraz w to nie wierzysz, bo sprawa jest bardzo swieza, ale bedzie mniej bolalo, uwierz mi.
W dniu 55 rocznicy myśleliśmy już o tym, że wtedy to zrobimy prawdziwą celebrę, bo to będzie taka okrąglutka rocznica.Nie rozpamiętuję Aniu, bo wiem, że to mi nie pomoże. Jestem tylko boleśnie zdziwiona tym, że właściwie po raz pierwszy w życiu nie potrafię zapanować nad swymi emocjami, że mnie one zżerają doszczętnie.Bo dotychczas to ja byłam w rodzinie tą odporną psychicznie, podpórką dla wątpiących, chorych, smutnych. A teraz sama sobie nie umiem pomóc.
UsuńAniu, to normalny proces zaloby, bylabym zdziwiona, gdyby nie targaly Toba zadne emocje, gdybys usilowala byc nadal ta silna i odporna. W koncu odeszla najblizsza Ci osoba, z ktora spedzilas wiekszosc zycia. Moze juz nigdy nie pogodzisz sie z Jego odejsciem, ale bol bedzie malal z czasem.
UsuńWiem, że masz rację, to wszystko jeszcze takie bardzo, bardzo świeże.
UsuńI nie musiałaś pani na zabiegi zanosić bombonierki? dziwny kraj!
OdpowiedzUsuńBól to może i maleje, ale tęsknota jest bardzo dotkliwa, chęć zadzwonienia, przytulenia, porozmawiania o niczym, pokazania czegoś natychmiast...
Jeszcze długa droga przed Tobą.
O tak, tak, wielu rzeczy bedzie juz zawsze brakowac. Ale wazne, ze bliscy sa tuz obok.
Usuń@ jotka
UsuńNo właśnie, dziwny ten kraj, wystarczył 1 mail z zapytaniem czy mają miejsce. Tu w ogóle niemal wszystkie wizyty u lekarzy i w urzędach załatwia się mailowo.
No właśnie, ta chęć podzielenia się czymś będzie niestety stałym elementem, bo zawsze mieliśmy sobie dużo wzajemnie do przekazania.
Mialam milczec, ale skoro rozmawiacie na ten temat to sie wtrace. Ja dostalam pierwszy zabieg terapii w tym samym dniu co ewaluacja. Jak umawialam wizyte to mnie uprzedzono, ze calosc moze trwac do dwoch godzin, bo najpierw ewaluacja a potem juz terapia. I tez bez bombonierki:))) ale za to poprosilam pania zeby przyjechala do nas do domu zrobic prywatnie masaz mojemu mezowi. Mam w domu lozko do masazu, olejki i wszystkie potrzebne sprzety wiec nie musiala nic ze soba przywozic. Maz byl w siodmym niebie, bo ta kobieta robi naprawde super masaze terapeutyczne.
UsuńTo nie jest prawda, że czas leczy wszystkie rany. Są takie rany, które nie dają się zagoić i choć już nie krwiawią to na zawsze będą bolały. Każdy człowiek jest inny, inaczej przeżywa odejście bliskiej osoby. Ważny też jest stosunek do tej osoby. Jednym potrzeba mniej czasu by przejść do porządku dziennego, innym żaden czas nie jest wystarczający. Nigdy się ze stratą nie pogodzą, mimo, że nie miają na to wpływu. Ja mam swoją teorię na takie niepogodzenie - z jednej strony tkwi się mocno w przeszłości, którą trudno opuścić, z drugiej jednak strony osoba, której fizycznie nie ma obok nas, wciąż jest obecna. Człowiek wypiera fakt, że osoba bliska zmarła. Jeśli da się pogodzić życie, które toczy się w naszej głowie z życiem realnym, możemy iść wciąż naprzód, bo wiemy, że wciąż jesteśmy razem. Nie ma znaczenia swiatopogląd, bo prawda jest taka, że dopóki w naszym sercu, głowie w naszej pamięci wciąż jest miejsce dla kogoś dla nas bardzo bliskiego, dopóty on żyje. Ściskam Aniu i cieszę się, że odzywasz się. Dla mnie jesteś wzorem.
OdpowiedzUsuńWiem, że do ostatniego mego oddechu moje myśli będą przy Nim.I nie uważam tego ani za histerię ani za infantylizm.
UsuńOdzywam się, bo wiele osób z blogowego światka uważam za swych przyjaciół, a z przyjaciółmi dzielimy się przecież naszymi przeżyciami.
Dziękuję Ivo i przytulam się do Ciebie.
Zgadzam się z Tobą w 100%.
UsuńBlizny zostaną, na zawsze. I jak w fizycznym zyciu, są takie maści na blizny, po ktorych one niby staja sie mniej widoczne czy znikają. Oczywiscie bujda na resorach. Blizny nie znikaja, fizyczne czy duchowe. Ale z bliznami mozna zyc, jeśli sa w takim miejscu, ze nie ograniczają nas w ruchu, czyli np nie na jakimś stawie. Dusza tez ma stawy, zawiasy... Oby tam nie usadowila sie Twoja blizna, bo to wymagało sporej fizjopsychoterapii... Z bliznami na prostej, czyli ze sprawami nieuniknionymi, nalezacymi do zycia, mozna jednak zyc. Czasami smutno, ale mozna. Przede wszystkim, jak ma sie jeszcze dla kogo. Anabell, masz takich ktosiów. Pozdrawiam Cie serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, mam jeszcze córkę, zięcia, którego kocham tak, jakby był moim dzieckiem i dwóch fajnych Krasnali.
UsuńMogłam zamieszkać na trochę u córki, ale to przecież i tak nie zmieni mojej sytuacji życiowej, więc staram się
pomału mierzyć z tą sytuacją w swoim mieszkaniu.
Dziekuję, Lucy.
Mimo, że mój tata nie żyje od nieco ponad roku, to ta rana dalej jest, wiem, co czujesz i bardzo mi przykro... Tulę mocno!
OdpowiedzUsuńOch Maks, to straszne w tak młodym wieku stracić tatę. Ogromnie mi przykro, że Cię spotkało takie nieszczęście.
UsuńZajrzałam do Ciebie i wiem, że to nastąpiło niespodziewanie.Zupełnie inaczej jest, gdy rodzice odchodzą gdy już jesteśmy dorośli, mamy własną rodzinę, dzieci.
Też Cię przytulam.
Na szczęście, w tym trudnym okresie, masz koło siebie córkę z rodziną. Wsparcie innych osób pomaga. Przejście do porządku dziennego po stracie bliskiej osoby nie jest łatwe, a odzyskanie równowagi potrzebuje czasu. Mam nadzieję, że sobie poradzisz, uporasz się z nową rzeczywistością, Anabell, że odrętwienie minie i stopniowo siły życiowe będą wracać. Tego się trzymajmy.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Tak Dorotko,są blisko i mogę w każdej chwili do nich wpaść czy wręcz zanocować. To bardzo ważne, ale staram się jakoś sama pozbierać w całość, bo na razie czuję się
Usuńpocięta na kawałki niczym obrazek puzzli.
Serdeczności Dorotko,;)
Czas goi rany, ale wiesz, gojenie zostawia bliznę. Będzie inaczej. Patrzę na moją mamę, jak sobie radzi. Ma swoje sposoby, swoje przyzwyczajenia, koleżankę, ogródek, koty, spacery z suczką. Rytm dnia. Czasem ma słabe dni, czasem lepsze. I płynie. Znajdziesz swoje rytmy. Tylko powoli. Nie wymagaj od siebie za dużo, to nie ten czas Ania...
OdpowiedzUsuńWiem Anuś, ale ja chyba dotąd nie zdawałam sobie sprawy z tego, że był dla mnie całym światem, a właściwie częścią mnie.Ostatnie 10 lat żyłam w ciągłym strachu, że nastąpi sytuacja kryzysowa, w której tym razem nie będę umiała pomóc. Los mi tego oszczędził, bo umarł we śnie i nic nie zapowiadało, że to nastąpi.
UsuńPewnie z czasem lepiej zacznę sobie radzić sama ze sobą, chociaż na razie jest strasznie trudno.
Madre slowa, bardzo. Ten rytm codzienny, nawet rutyna, z czasem pozwala stanac na nogi.
UsuńChcialabym cos madrego napisać, ale nie bardzo wiem co by pasowalo, wiem tylko, ze ja boje sie takiej chwili i staram sie wykorzystywać czas na maksa w dniu dzisiejszym, nie tracic go na fochy, cieszyc sie dniem ktory jest. Dobrze ze masz blisko rodzinę i mozesz liczyc na jej wsparcie, mysle o Tobie i powierzam Cię opiece Najwyzszego,
OdpowiedzUsuńI dobrze robisz Aniu, dopóki jest się razem trzeba ten wspólny czas szanować, cieszyć się każdą wspólną chwilą.
UsuńBy pozostały same dobre wspomnienia.
W powyzszych komentarzach zostalo napisane chyba juz wszystko, co chcialabym napisac. Dobrze, ze piszesz o swoich emocjach,ze nie zamykasz sie w swoim cierpieniu.
OdpowiedzUsuńPrzytulam cieplo...
Dziękuję Ci bardzo.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa rozumiem Twój ból i tak myślę, że powinnaś dać mu jeszcze pobyć w sobie jakiś czas. Ten zwyczajowy rok żałoby nie wziął się z niczego. Ale to nie zmienia sytuacji, że na Twoim miejscu już szukałbym jakieś alternatywy dla „nowej” sytuacji, i nie mam tu na myśli szukanie zastępcy. Oczywiście, nie będę też niczego polecał, bo to musi wypływać z Ciebie samej, ale wydaje mi się, że najgorszą z możliwych opcji jest ucieczka we wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę pogody ducha.
A ja właśnie na odwrót - uwazam ze ucieczka w piekne wspomnienia jest konieczna.
UsuńPrzecież wspomnienia są niesmiertelne...
Tez tak uwazam
UsuńWspomnienia to nie ucieczka. Przeciwnie - proba odciecia sie od nich, to jest wlasnie proba ucieczki, proba zablokowania emocji. Wszystko ma swoj czas, swoja kolej.
Znam osoby, które tę żałobę noszą w sercu znacznie dłużej niż rok, bo podobnie jak ja miały raczej udany związek i spędziły w nim całe swe dorosłe życie.Nie bardzo widzę jak ma wyglądać moja przyszłość- w moim wieku to już się raczej niczego nie planuje przyszłościowo a poza tym to mało towarzyskie ze mnie babsko.Nie mam tu żadnych znajomych,a do tutejszej Polonii jakoś mnie nie ciągnie. Poza tym musiałabym są daleko od mej dzielnicy.
Usuń@ Stokrotka; @ AA
UsuńNa razie nie wspominam, bo za bardzo boli.
Boli tak, że z trudem wchodzę do Jego pokoju.Ale trenuję to wchodzenie, na razie raz dziennie.
Dopiero teraz doczytalam o tej Polonii.
UsuńBoli i pewnie jeszcze długo boleć będzie, przecież nie może być inaczej gdy się z kimś całe życie przeżyło. Nie musisz w tej sytuacji być tą silną, trzeba sobie pozwolić na żałobę i myślę że przyjdzie czas, gdy mimo rany pojawi się znów chęć do życia i to życie na nowo się ułoży. Serdecznie Cię Aniu pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiem, będzie bolało długo- to jednak było 55 lat i jeden dzień. Muszę być silna, nie mam tu żadnych koleżanek a tak na zdrowy rozum rzecz ujmując nie mogę, a raczej nie chcę obciążać moim bólem córki.
UsuńJeszcze na to pewnie za wczesnie, ale poszukaj kontaktu z berlinska Polonia. Organizuja rozne wydarzenia kulturalne, muzyczne. Mozna tez po prostu sie spotkac. A ta poznana w szpitalu pani? Pamietam, ze niemal sie zaprzyjazilyscie.
UsuńPrzepraszam za te "rady", ale bardzo Cie rozumiem w kwestii tej samotnosci, w ktorej nawet najblizsi czasem nie moga pomoc.
Pani poznana w szpitalu źle się czuje, bardzo rzadko opuszcza swój dom.I raczej jest mała szansa byśmy się spotkały. Ona ma już 85 lat i w tym wieku powrót do zdrowia łatwy nie jest. Polonia- no nie wiem. Trochę to daleko ode mnie. Muszę wpierw trochę się uspokoić, nabrać do wszystkiego dystansu. Poza tym - mało towarzyska jestem- 4 osoby przy jednym stole to już dla mnie tłum. Na razie zupełnie nie pragnę poznania nowych znajomych w realu.
UsuńOczywiscie ze bol i tesknota nigdy Cie tak na dobre nie opuszcza, Anabell, to zostanie w Tobie na zawsze.
OdpowiedzUsuńCzyz nie mam podobnie?
Ale waznym jest by z tego powodu nie zaniedbac swej osoby, swego zdrowia, nie poddac sie depresji.
Mysle ze dasz rade ulozyc sobie zycie w pojedynke, ze ta pustka i bezradnosc to przejsciowy okres, ze bedzie lepiej bodaj pod tym logistycznym wzgledem. Potrzebujesz po prostu czasu by sie otrzasnac z tego pierwszego szoku - czego zycze jak najszybciej.
I mocno przytulam.
Tak, jakoś nadal tkwię w tym szoku, choć staram się sobie tłumaczyć, że miał piękną, bezbolesną śmierć.
UsuńDziękuję Ci kochana i za te rozmowy ze mną też.
Wydaje mi się, że masz rację z tym bólem, zdarza się taki, co nigdy nie minie. W końcu w rożnych sytuacjach nawet towarzyskich jedynie może być tak, że po rozstaniu się z kimś, albo z grupą osób pojawia się jakiś tam rodzaj bólu, tęsknota. A sytuacja spędzenia z kimś wielu lat, dzielenia z nim różnych spraw, trosk to już zupełnie inna liga.
OdpowiedzUsuńChodzi o to, że w sumie mam tylko 4 miesiące doświadczenia, a nawet do niektórych ofert stażowych wymagane jest więcej. Jednak znalazłem już co najmniej kilka ciekawych dla mnie ofert. Na razie czekam na odpowiedź ze strony firm.
Pozdrawiam!
Dobrze byłoby gdybyś jak najprędzej znalazł odpowiednią ofertę.Też masz w rodzinie niezbyt wesołą sytuację.
UsuńSerdeczności;)
Czasem "lepiej" znaczy po prostu "mniej źle". Ból zelżeje - zwłaszcza, że nie jesteś sama. Boleć pewnie nie przestanie i jeszcze nieraz Cię w serce kolnie, ale okresy spokoju kiedyś zaczną się wydłużać.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i pamiętaj, że nie jesteś sama.
Staram się trzymać, ale nadal mi to za bardzo nie wychodzi. Jestem sama - dzieci i wnuki oczywiście zawsze mi pomogą, ale tej specyficznej samotności nie zaradzą.
UsuńPo prostu muszę się z tym pogodzić, zaakceptować to co mnie spotkało.Tylko to takie trudne.
Czas wcale nie goi ran - to jakiś głupol wymyślił. Ale nauczysz się funkcjonować z tą dziurą w serduchu i ciągłą tęsknotą za kimś kogo już nie zobaczysz
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję- w końcu nie jestem jedyną na świecie owdowiałą kobietą.
UsuńJaki czas? Jesteś na początku żałoby, której tak naprawdę jeszcze nie zaczęłaś przeżywać, bo zaczyna się ona od dnia pogrzebu. Przejdziesz wszystkie jej fazy- proszę poszukaj w Necie na ten temat- i wtedy zobaczysz, jak to jest z tym leczeniem ran. Jedno jest pewne, nie idź w żałobie pod prąd, postaraj się przeżyć te fazy tak, jak powinny przebiegać. Płacz, złość się, buntuj, miej pretensje, bądź zrezygnowana itp, nie ograniczaj się jednak w wyrażaniu emocji. To trzeba wszystko przejść i wtedy, jak wszystkie etapy żałoby przejdziesz, zobaczysz, co dalej.
OdpowiedzUsuńNiedobrze, że pogrzeb się odwleka, najgorsze jest takie czekanie, bo po pogrzebie jednak inaczej zaczyna się żyć. teraz to jesteś w takim zawieszeniu "między a między".
Myślę o Tobie sporo i jest mi smutno, że przechodzisz przez to wszystko.
No niestety, tak długo to wszystko trwa. Jest mi źle, chyba po raz pierwszy w życiu czuję się zagubiona. Było 55 lat udanego życia, teraz wystawiono rachunek.
UsuńKochana, Ty też już przez to przeszłaś, tyle tylko, że byłaś wtedy młodsza niż ja teraz. Co nie znaczy, że było Ci lżej.
Gdybym ja wtedy wiedziała na temat śmierci, żałoby, kryzysów to, co teraz, może inaczej by to przeszło. Wiem, że niepotrzebnie zgrywałam bohaterkę i niepotrzebnie poddawałam się presji otoczenia dotyczącej żałoby. Ta presja sprawiła, że było gorzej niz musiało być np. czarne ciuchy, które mnie na maksa dołowały. po co to? Jak się ma 36 lat, to ucieka się od niepotrzebnego dołowania się. A tu mus, bo co by ludzie powiedzieli- śmieje się? idzie na urodziny? śpiewa z dziećmi w klasie? a ta niebieska bluzeczka, przecież jeszcze pół roku żałoby pozostało? Społeczeństwo ukształtowało "obraz wdowy" i wymaga, by kobiety ten obraz realizowały.
UsuńNie daj się takiej presji, ani tej zewnętrznej, ani tej wewnętrznej. Dobre wspomnienia zależą tylko od Ciebie innym nic do tego.
Tu na szczęście takiej zewnętrznej presji nie mam.Mój brat cioteczny coś margał mi, że powinnam zrobić pogrzeb kościelny i pochować męża w Polsce, ale wytłumaczyłam mu, że nie jest istotne gdzie ktoś pochowany i jaki był pogrzeb, bo najważniejsza jest pamięć o tej osobie. Poza tym wiadomo, że córka nie wróci do Polski, wiadomo też, że ja raczej też nie i tu będę pochowana, bo grób jest wykupiony na 4 urny.
UsuńI na pewno nie będę chadzać w czerni- tak naprawdę nie mam ani jednego czarnego ciucha na wyposażeniu.
Nic madrego nie napisze, wiec przytulam i zapewniam, ze mysle o Tobie bardzo czesto:*****
OdpowiedzUsuńDziękuję Star , ja też bardzo często o Tobie myślę - no w końcu jesteśmy z prawie tej samej prywatki;)
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńPoraz pierwszy zaczytałam się w Twój blog.
Wiem, że to co przeżywasz jest trudne i traumatyczne. I że nikt na świecie nie jest w stanie ponieść i zrozumieć Twojego bólu. Udzielić odpowiedzi na cisnące się do głowy pytania.
Przetrwasz, nawet w tej rozłące. Zaczął się dla Ciebie inny czas, ale
dajesz radę. Miałaś niesamowite szczęście w życiu, że udało Ci się stworzyć tak udany związek. Wspomnienie o tym da Ci siłę, by żyć. Przyłączam się do osób, które w tym trudnym czasie są z Tobą.
Gorąco pozdrawiam.
Szczerze mówiąc uważam się za szczęściarę bo całe dorosłe życie spędziłam z człowiekiem mądrym, odpowiedzialnym, który mnie kochał i szanował.A ból rozłąki jest ceną za te lata szczęścia.
UsuńMiłego;)
Czas nie goi ran, to jest gowno prawda! Anus, krzycz, placz, i pozwol sobie na chwile " nie , tej najsilniejszej"!!!!
OdpowiedzUsuńPrzytulam i tule do serca.
Sporo teraz płaczę- gdy nie mogłam płakać wydawało mi się, że to przyniesie ulgę. Ale jakoś nie przynosi, ale zawsze to jakieś rozładowanie emocji. I jakoś żyję, nawet bez waleriany. I uczę się jak żyć bez połowy siebie samej.
UsuńDziękuję, że mnie przytulasz, potrzebuję tego.
Buziam;)
Moja matka była w jednym podobna do Ciebie, też była "dowodzącą" wszystkim i wszystkimi. Z ojcem przeżyła 38 lat i jako dorosła myślałam, że nie byli udanym małżeństwem. A jednak kiedy ojciec odszedł nagle, przez ponad rok, była nieobecna w życiu rodziny. Opłakiwała bez łez, cierpiała po cichu. Dopiero niedostatek finansowy, sprawił że zaczęła działać, by nie tyle samej przetrwać, ale by zachować w całości rodzinę. Sama odeszła też dość niespodziewanie na skutek powikłań po bajpasach. Od śmierci ojca minęło 30 lat, a matki 16, a ja nadal odczuwam ich brak i doskwierająca samotność. Podziwiam Cię, że pomimo bardzo trudnych chwil zdobywasz się na pisanie bloga, chodzenie na rehabilitację, opiekę nad młodszym Krasnalem. Jesteś naprawdę wspaniała osobą. Uściski.
OdpowiedzUsuńIwonko, najchętniej utopiłabym się we własnych łzach, bo jest mi naprawdę źle. Bloguję już od 2008r, to już chyba nałóg. Tu nie mam żadnych koleżanek czy też znajomych, więc blogowe znajomości podtrzymują mnie "w pionie", zwłaszcza teraz.Przede mną ciągle jeszcze sprawa pogrzebu, który będzie dopiero 12 września.Nie łudzę się, że po pogrzebie będzie mi lżej, ale będę przynajmniej miała cel spacerów. Takie bardzo wieloletnie małżeństwa powinny odchodzić razem.
UsuńSerdeczności;)
Anabell, ja zostałam sama, niespodziewanie, po 32 latach i choć minęło prawie pięć lat, to mnie dalej boli, inaczej niż na początku, ale boli. Daj sobie czas na płacz. Przytulam
OdpowiedzUsuńWiem Bogusiu, ten ból nie minie, będzie oscylował. Płaczę i to w najmniej oczekiwanych momentach. Moja Babcia przeżyła Dziadka 15 lat i do samego końca płakała codziennie. Wiem, nawet po latach wspomnienia będą mi wywoływały ból i smutek. Za wszystkie chwile zawsze musimy płacić- smutek, ból i płacz to jest właśnie ta zapłata.
UsuńDziękuje Bogusiu,;)
Strasznie mi przykro Anabell. Dzisiaj dopiero przeczytalam na Twoim blogu o tym co sie wydarzylo. Az trudno cokolwiek powiedziec. Pocieszanie tez mi za specjalnie nie wychodzi, ale myslami jestem z Toba, tzn. z Wami. Okropnie mi przykro.
OdpowiedzUsuńRozmawiałyśmy ze sobą o tym już na wszystkie strony i nadal nie bardzo wiem, co mogę Ci powiedzieć. Z całą pewnością nie powiem nic mądrzejszego od kobiet, które przez tyle lat dzieliły życie z kimś.
OdpowiedzUsuńChyba mogę Ci tylko życzyć, żebyś z czasem oprócz lub raczej zamiast tego bólu mogła poczuć zadowolenie, że jednak spędziłaś życie z kimś z kim było warto.. Tak, to jest ta wartość dodana. Ja na przykład jej nie mam i nie będę miała. A już na pewno nie na tak długo. Może w przyszłym wcieleniu, ale tego jeszcze nikt nie udowodnił.
Ściskam Cię
To prawda, temat mamy "przewałkowany."
UsuńNie rób założenia, że tej wartości dodanej nie będziesz miała, bo z takim nastawieniem możesz kogoś przegapić. Z małżeństwem jet o tyle dziwnie, że tworząc związek mamy jak najlepsze chęci,robimy założenie, że bedzie wszystko super-hiper. A potem-bywa różnie, nigdy nie wiadomo w dniu ślubu co będzie za jakiś czas.Wiem, że miałam szczęście, bo niemal z marszu trafiłam na właściwego dla mnie człowieka. I choć płaczę i narzekam to cały czas wiem, że jednak byłam szczęściarą.
Buziam;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńI to jest wlasnie piekne anabell- wiedziec, ze sie jest szczesciara.
UsuńMoja mama tlumaczyla Marie ( wziela ja na zwierzenia do wnuczki), ze cieszy sie, iz dziadek umarl. Kaszana. Moja mama szczesciara nie byla, a i nadal nie jest, bo zyje zla przeszloscia. Takie niefajne pietno zycie z mezem na niej wycisnelo.
Spotkalam sie w Polsce z kolezanka, ktorej maz niecaly rok temu pozegnal sie z tym swiatem ( pisze : "z tym swiatem", bo dla mnie to, co tutaj- przynajmniej w moich wewnetrznych zalozeniach i pojmowaniu to nie koniec) . Jest w Was, wdowach, pewna tajemnica. Jest w Was cos oprocz tego powalajacego cierpienia. Ja mysle, ze taka ( wlasnie w momencie utraty partnera ) namacalna wrecz milosc. I to jest piekne, tajemnicze. Widzialam ta moja znajoma taka piekna jak nigdy dotad. Wiem , zadne to pocieszenie. Najgorsze, ze te doswiadczenia bola, ale ponoc milosc i cierpienie przeplataja sie. Wspolistnieja.
Jeszcze slowko w sprawie tego co napisala Iw . Jest cos w tym o czym Ona mowi... w tym :
"Ja na przykład jej nie mam i nie będę miała". Z tym : "nie bede miala"- nie ma co robic zalozen, bo w zyciu wszystko moze sie zdarzyc, ale im wiecej lat mamy tym szanse maleja na to "bede miala". Na to aby owa milosc, przyzwyczajenie , przywiazanie do drugiego czlowieka sie pojawilo trzeba lat wspolnego bycia. Mysle, ze to nie powstaje w ciagu roku , pieciu, dziesieciu… a nawet dwudziescia lat wspolnego pozycia moze byc niewystarczajace.
Pozdrawiam i juz nie zamierzam wiecej sie wtracac.
Nie zgodze sie:) Znam pania, ktora makac jakies 73-74 lat kolejny raz zostala wdowa. Odeiedzajac grob ostatniego meza, na cmentarzu poznala pana, dlugoletniego wdowca.Sprawnego, milego 80 latka. Sa razem , tym razem bez slubu, juz okolo 15 lat. Zjezdzili razem kawal Europy (zapomnialam dodac, ze to Polacy mieszkajacy w Niemczech). Teraz, kiedy zdrowie zaczyna powazniej szwankowac nadal sa dla siebie podpora. Patrze na nich z podziwem.
UsuńChoc oczywiscie, to nieczeste raczej zjawisko. Potrzebna jest chyba otwartosc na nowe znajomosci, relacje.
UsuńCiekawa historia, ale nie wiem czy wzięłabym z tej pani przykład.Moja otwartość na nowe znajomości gdzieś mi zaginęła w ciągu tych lat.
UsuńTeż mam obecnie ćwiczenia w ramach NFZ, ale na nie musiałam czekać pół roku. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńTo właściwie niedługo czekałaś, ja na rehabilitację w CKR czekałam tylko 2,5 roku.
UsuńNo ale jak się "załapałam" to regularnie co pół roku miałam przez trzy tygodnie, dzień po dniu rehabilitację.I to przez kilka lat, aż nastała dobra zmiana.
@ Ania
UsuńWidząc związki małżeńskie w mojej rodzinie, wśród przyjaciół, to jeszcze bardziej utwierdzam się, że jestem szczęściarą, bo byłam tyle lat z odpowiednim człowiekiem.A o tym, że nie zamieniłabym swego męża na jakiś "nowszy model" wiedziałam już kilka lat po ślubie. Bo naprawdę bardzo dużo nas łączyło. Przepraszam, ale nie za bardzo mogę pojąć po co Twoja mama to powiedziała Marie.W moim odczuciu nie powinna była powiedzieć, że śmierć męża ją ucieszyła. Oczywiście rozumiem, że odetchnęła z ulgą bo miała życie spaprane.Wystarczyłoby gdyby powiedziała wnuczce, że jej małżeństwo nie było udane i z grubsza powiedziała dlaczego. A śmierć (każda, nawet wroga) nie jest okazją do cieszenia się. No ale może się mylę.
@ Anabell
UsuńMusze pilnowac moja mame z ta jej otwartoscia w opowiesciach z jej zycia w stosunku do Marie. Nie chodzi o to, aby zaklamywac prawde, ale do dzieciakow trzeba inaczej to swoje zycie relacjonowac. Po prostu ma niepoprzebaczane pewne sprawy w swym zyciu i mowi to co czuje, ale nie bierze pod uwage wieku swoich wnukow.
Bez przesady. U mnie w rodzinie sytuacja jest na razie ,,zamrożona", nic się nie pogarsza znacznie. A to już jest jakiś plus.
OdpowiedzUsuńO to racja. Lody od Grycana są faktycznie warte uwagi.
Pozdrawiam!
Z tego co wiem, to jednak się stale o tym pamięta, ale z czasem uczymy się funkcjonować w nowych warunkach a emocje nieco się wyciszają.
OdpowiedzUsuńMoże emocję się wyciszą, ale pamięć nie...
OdpowiedzUsuńI serce, wspominamy i pamiętamy sercem też...
Zaskoczona jestem, ale ostatnio też snuję takie rozważania.
Życie takie ulotne jest....
krystynabozenna
Emocje pewnie się wyciszą, ale smutek i tęsknota pozostaną. Gdy się jest niemal całe życie razem to takie rozstanie boli, to taka nie gojąca się rana, której ból mogą wywołać różne rzeczy, a głównie wspomnienia.
UsuńNie jest źle. Staruszek w czasie przyjmowania chemii do tej pory narzekał właściwie tylko na zmęczenie i brak smaku. Ale to drugie jest oczywiste jak podaje się silne leki doustnie.
OdpowiedzUsuńTeż wydaje mi się, że chwila dłuższa przerwy to coś dobrego.
Pozdrawiam!
Wdową jestem od ośmiu lat. To co napisała "Jaskółka" to także moje odczucia w 100%. Jota w jote. Również nienawidzę czarnych ciuchów a nosiłam je bo myślałam że to "obowiązek" wdowy. Dzisiaj juz myślę inaczej. A życie bez męża jest po prostu inne. Czasem jest dobrze, czasem źle. Ale trzeba być wśród ludzi bo samotność bardzo dołuje (tak jak i słowo wdowa którego nienawidzę).
OdpowiedzUsuńMam to szczęście, że mieszkam blisko córki i mogę w każdej chwili np. zostać u niej na noc. Trudno jest nagle nauczyć się żyć bez tej drugiej połowy, zwłaszcza że ostatnio ciągle byliśmy niczym para papużek nierozłączek.
UsuńNie mam żadnych czarnych ciuchów i nie zamierzam się w nie zaopatrzyć.
Witaj Anabell. Po powrocie na bloga odwiedzam blogowych przyjaciół, zajrzałam do Ciebie, czytam i... oczom nie wierzę!
OdpowiedzUsuńPrzyjmij ode mnie wyrazy współczucia kochana Anabell. Czas leczy, jeśli mu się w tym pomaga...
Och Mario, nie tak dawno Ciebie też dotknęła ta niespodzianka losu. Był człowiek żywy i cały jeszcze o około godziny 24 a rano już byłam sama. I jak w to uwierzyć, jak to zrozumieć.Nie wiem ale staram się.
OdpowiedzUsuń