Polityka, epidemia, upał, susza - ciągle dzieje się coś co wielu z nas przyprawia
o przysłowiowy ból głowy, denerwuje, zniechęca do życia.
Mam podejrzenie, że nie prędko będzie można swobodnie pójść do muzeum lub
galerii sztuki i spokojnie, bez upośledzającej oddech maseczki spotkać się ze
sztuką, taką przez duże "S".
Więc dziś zapraszam Was na weekendowe spotkanie z dziełami jednego z mych
ulubionych impresjonistów- to Claude Monet.
Był wprost niesamowity w swej pasji malowania, jego obsesją twórczą było
światło.
To nie modele były głównym bohaterem jego obrazów ale właśnie światło.
By uchwycić zmienność wyglądu obiektu i jego otoczenia malował jeden motyw
przynajmniej kilkanaście razy- po to by uchwycić błysk wody w słońcu, źdźbło
trawy potrącanej wiatrem , ruch wody jeziora, ruch i migotanie fal morza.
Uwielbiał malowanie w plenerze i potrafił jednego dnia namalować nawet siedem
obrazów.
Malował ten sam motyw o różnych porach dnia i roku. I wcale mnie to nie dziwi,
rozumiem to.
Od przyjazdu do Berlina mam przed sobą widok starego drzewa na tle kamienicy.
A to drzewo wciąż wygląda inaczej- właśnie w zależności od oświetlenia i pogody
no i oczywiście pory roku. Liście raz są matowe, innego dnia błyszczą w słońcu,
jednego dnia jaśniejsze, innego ciemne. A to cały czas to samo drzewo, tylko
warunki sprawiają, że wygląda coraz to inaczej.
Film, który wyłowiłam z You Tube przedstawia 1500 obrazów Clauda Moneta.
Macie okazję obejrzenia wszystkiego w dogodnym czasie i pozycji, bez maski
na twarzy.
Każdy kadr można zatrzymać i obejrzeć spokojnie.
A więc proszę - zanurzcie się w SZTUKĘ
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńA ja przed chwilą na swoim blogu ponarzekałam na to wirtualne życie. Choć z przyjemnością zanurzę się w sztukę, to oddałabym wszystko za spotkanie i rozmowę z żywym, ludzkim człowiekiem. Oczywiście twarzą w twarz, a nie za pośrednictwem blogów i wszelkich komunikatorów. To samo dotyczy teatrów, muzeów
Pozdrawiam serdecznie.
Od lutego prowadziłam życie tylko wirtualne-byłam w Berlinie sama, bo rodzina była w Szwecji.Chodziłam na wirtualne spacery z koleżanką, która mieszka też w Niemczech ale 400km od Berlina. Do dziś wirtualnie spacerujemy, pijemy kawę, jemy czasem obiad lub szykujemy sobie posiłki. Czekam z utęsknieniem na otwarcie muzeów i możliwości swobodnego, bezpiecznego podróżowania.
UsuńWiesz, że ubóstwiam Impresjonistów, ale dla mnie mistrzem światła w malarstwie będzie zawsze Caravaggio.
OdpowiedzUsuńPóźno, bo późno, ale wpisałem się Ci pod poprzednią notką.
A wiesz, że mamy w Polsce w muzeum w Poznaniu jeden pejzaż Moneta? Obraz po przejściach, ukradziony kiedyś w biały dzień i zastąpiony falsyfikatem? Odnalazł się równie niespodziewanie jak znikł, ale był bardzo zniszczony bo płótno było wycięte z ram. Teraz już odrestaurowany i można go oglądać- tylko niech się ta pandemia skończy.
UsuńClaude Monet przyjaźnił się z Pierre-Augustem Renoirem. Często wychodzili razem w plener i malowali dokładnie to samo. I pewnego razu namalowali coś - zdaje się, że chodziło o nenufary - w sposób na tyle identyczny, że obrazy im się pomieszały. Nigdy nie zdołali stwierdzić z całą pewnością, który z nich jest dziełem Moneta, a który jest pędzla Renoira.
OdpowiedzUsuńMam też film z dziełami Renoira- będzie wstawiony jutro.
UsuńTak naprawdę uwielbiam wszystkich impresjonistów, może najbardziej Pissarra.
U wielu malarzy żyjących i malujących w tym samym okresie można odnaleźć wiele podobieństw w stylu, technice, sposobie ujęcia tematu.
Uwielbiam impresjonistów. Światło. To jak oni je widzieli urzeka mnie. Ale wiesz co, jest też we mnie spory bunt. Sztuka jest do obcowania bezpośrednio. Kiedy w muzeum podchodzę do obrazu, czuję jego energię, energię malarza,energię przekazu. Magia. Internet tego nie zastąpi nigdy. W czerwcu byliśmy w kilku muzeach, mimo maseczek, podobało mi się, bo byłam tam ciałem, czułam. Kiedy mam tę alternatywę, bycia ciałem, mogę sobie obejrzeć filmik. Ale kiedy ta alternatywa zniknie, żaden filmik tego nie zastąpi. Dlatego nie noszę przyłbicy. Jeśli zacznę, to będzie znaczyło, że się poddałam, dałam sobie zrobić sieczkę z mózgu. Przyłbica jest wygodniejsza, można się przyzwyczaić...i nosić już zawsze. Przecież to nic takiego, to dla naszego bezpieczeństwa. Tylko czy na pewno? Maseczka jest niewygodna, ale przypomina mi o tym, żeby myśleć. I pamiętać, że Piękno chłonie się ciałem. Buntowniczka ze mnie ;)
OdpowiedzUsuńGdybym tak podchodziła do sprawy to jednak wiele bym straciła, niewiele obejrzała, bo lata całe wszak byliśmy za Żelazną Kurtyną.Nie muszę stać fizycznie przed obrazem by odczuwać jego piękno, docenić kunszt danego malarza. Mało tego - nie przepadam za salami muzeum, gdzie obraz wisi jeden obok drugiego a do tego obok ciągle ktoś przechodzi. Bardzo mi odpowiada takie zwiedzanie wirtualne gdy mogę spokojnie i godzinę kontemplować jeden obraz a poza tym co jakiś czas do niego wracać.I pewnie dlatego mam dużo albumów i ciągle je przeglądam.
UsuńCo do tej przyłbicy - noszę okulary i dwa aparaty słuchowe i do tego duetu maseczka już nijak nie pasuje, uszy mam chyba za małe i za wiotkie. Poza tym po kilku operacjach i źle dobranych intubatorach (a moim zdaniem źle zakładanych) mam kłopoty z oddychaniem- i bez maseczki oddycham kiepsko, więc przyłbica nieco mnie ratuje, gdy muszę jechać metrem w drugi koniec miasta.
Niestety w metrze nie ma klimatyzacji, jest duszno.Jeden i drugi atrybut ochronny nie jest idealny, nie mniej dla mnie akurat przyłbica jest w porządku. Dla mojej blogowej znajomej, która ma wszczepiony aparat przyłbica z kolei odpada bo jej mocowanie koliduje z zewnętrzną częścią aparatu wypadającą na czaszce.
I nie traktuję ani przyłbicy ani maseczki jako swoistego zniewolenia- nosząc maseczkę lub przyłbicę chronię innych , nie siebie.
A tu już mam wpisaną informację w swoje medyczne dokumenty, że mam mieć w razie czego zakładany dziecięcy intubator.
Jasne, każdy inaczej. Tylko mi wytłumacz jak to z tym chronieniem innych, bo tego nie zrozumiałam. Jak to innych, a nie siebie? Innych przed sobą?
UsuńTak- chronimy innych przed naszymi wydzielinami.Bo wszak gdy mówimy, kaszlemy, kichamy to wydalamy drobiny, które mogą zawierać wirusy. Przez te 3 warstwowe maseczki one już się dalej nie przenoszą.Akurat tak się paskudnie składa, że na ten covid można chorować zupełnie bezobjawowo.
UsuńMam ulubioną galerię w Rogalinie, są tam impresjoniści w dużej liczbie i nie tylko, piękne obrazy, kilka rzeźb, coś wspaniałego...
OdpowiedzUsuńObcowanie ze sztuką jest ważne. Przewaga zwiedzania wirtualnego to fakt, że można "zwiedzać" w dowolnym czasie i kontemplować obraz w nieskończoność. Męczy mnie muzeum natłokiem obrazów. Lubię małe wystawy.
UsuńGaleria w Rogalinie jest kameralna, nie ma się wrażenia , jak w wielkim muzeum...
UsuńAż sobie na telewizorze odpaliłam (przydał się wreszcie do czegoś sensownego).
OdpowiedzUsuńChyba nikt wcześniej nie pokazał tak pięknie,jakie cienie tworzy światło padające na zaspy śniegu.
I tu jest właśnie wyższość wirtualnego zwiedzania nad realnym. Można obraz kontemplować centymetr po centymetrze.
UsuńNigdy bym tego nie zobaczył bez technologicznych czarów.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Bo gdy byliśmy młodzi to mieszkaliśmy w nieodpowiednim miejscu a na starość to już mamy ograniczone możliwości fizyczne a często i finansowe.
UsuńI dlatego często podrzucam u siebie różne koncerty, a teraz dokładam jeszcze i sztukę.
Piękno niejedno ma imię...
OdpowiedzUsuń/Tylko nie wszyscy je dostrzegają.../
Byłam kiedyś w Muzeum Impresjonistów w Paryżu i .... siłą mnie stamtąd wyciągnęli :-)))
Mnie muzea męczą- i fizycznie i psychicznie. Przeszkadza mi obecność innych zwiedzających, przeszkadza natłok prac. Dlatego pewnie tak byłam zachwycona wystawą Canowy w Wenecji-, gdzie były zaledwie 4 jego rzeźby i....nie było ludzi, więc mogłam stać i stać i centymetr po centymetrze oglądać.
Usuń