czas leci do przodu jak oszalały i chyba się zaczynam starzeć. Skąd
to podejrzenie? Bo na starość zaczynamy wspominać minione
wydarzenia. Do wspomnień sprowokowała mnie lektura wspomnień
Danuty Wałęsowej. W trakcie czytania dotarło do mnie, że w 1980 r.
święta Bożego Narodzenia spędzaliśmy w Gdańsku, na Zaspie.
Przepraszam mieszkańców tego osiedle, ale zrobiło na mnie bardzo
przytłaczające, swą brzydotą , wrażenie. Długie, monotonne wieżowce,
istne ściany płaczu. Wychodząc z bloku, w którym mieszkał mój brat,
musiałam naprawdę dobrze się rozejrzeć, by znależć jakiś punkt
orientacyjny, i trafić z powrotem.
Święta były zaplanowane pod kątem frajdy dla dwóch niedużych
panienek, cztero - i trzy latki. Brat zakupił strój Mikołaja, łącznie z
maską, bratowa poświęciła jakąś wsypę na worek mikołajowy, a w
rolę Mikołaja miał się wcielić mój mąż.
W wigilię, wczesnym popołudniem, mój ślubny został wyprawiony
z mieszkania, rzekomo po cytryny. Przebrał się na klatce schodowej,
na koniec zakładając na twarz maskę i zadzwonił do drzwi.
Na dżwięk dzwonka obie pannice pognały do drzwi, jedna
oczekując powrotu taty, druga wujka. Bratowa otworzyła drzwi,
tłumiąc śmiech , a dziewczynki na widok Mikołaja stanęły jak
wryte i obie, jak na komendę, uderzyły w płacz, każda uciekając do
własnej mamy. Mój biedny mąż aż oniemiał, ale sytuację uratował
brat, zapytując przybysza, co go tu sprowadza. Dusząc się pod
maską, mąż wysapał, że przyniósł prezenty dla domowników, już
nawet nie zadając tradycyjnego pytania, czy dzieci były grzeczne,
ale przytomnie nakazał otwarcie worka dopiero podczas kolacji,
następnie wycharczał " no to ja lecę dalej" i poszedł. Dzewczynki
mazały się jeszcze przez chwilę, my z bratową dusiłyśmy się ze
śmiechu, brat coś tam tłumaczył małym histeryczkom, ustawiając
worek pod choinką. Za 15 minut "wrócił" mój mąż, wciskając
dzieciom ciemnotę , że cytryn zabrakło. Dziewczynki zasypały go
wiadomościami na temat wizyty Mikołaja, który był wg nich
"stary, brzydki i straszny, miał taką czerwoną buzię i wszystko miał
czerwone i zostawił czerwony worek i nie wolno go ruszać, bo
wpierw trzeba się podzielić opłatkiem". Gdy już przybyli wszyscy
goście i podzieliliśmy się opłatkiem, dziewczynki dorwały się
wreszcie do worka z prezentami. Proces otwierania prezentów trwał
godzinę, a my umieraliśmy z głodu, czekając aż dzieci otworzą
wszystkie paczki. Zabawek było mnóstwo, bo w tym czasie mój
mąż regularnie bywał służbowo w NRD, a tam zabawki były
naprawdę ładne, choć piekielnie drogie. Mąż kupował je już od wiosny,
ilekroć tam był.
Od tamtego czasu moje dziecko nie przepadało za postacią Mikołaja,
ale w krótkim czasie domyśliła się, że to był ktoś przebrany za
Mikołaja, bo po mieście, w okresie przedświątecznym krążyło
sporo Mikołajów.
A maska Mikołaja wylądowała w koszu, naprawdę była nieco
niesamowita. Najbardziej przypominała mi twarz starego, tłustego
Indianina z pomalowanymi na czerwono policzkami i nosem.
No ale wyboru żadnego wtedy nie było.
P.S.
Zdjęcie na stronie to renifery latem w Finlandii.
I dlatego właśnie wolę nie uzywać maski, tylko przyczepić sobie sztuczną brodę, przykleić krzaczaste brwi, włożyć okulary, czapkę nacisnąć na uszy (ważne, bo kształt uszu jest jak odciski palców - niepowtarzalny ;)) i mówić głosem Lorda Vadera. Budzę wystarczający respekt.
OdpowiedzUsuńA że w rodzince małych dzieci aż troje, to już się szykuję.
Brrr...taka maska rzeczywiście musiała wzbudzić strach - potrafię to sobie wyobrazić. Mój syn, gdy miał ok. 2 lat, przestraszył się bardzo maski Spidermana, którą założył syn naszych przyjaciół. Co do Mikołaja, to chyba musi być to dla dzieci mocne przeżycie, bo mnie, gdy miałam 6 lat, doprowadziło do gorączki...
OdpowiedzUsuńMoje chłopaki nigdy nie dali się oszukać. Po butach poznawali kto był Mikołajem. Ja jestem gdańszczanką od urodzenia a na Zaspie słabą mam orientację. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNitager, chciałabym Cię zobaczyć i usłyszeć w tej roli. Ja tylko żałuję,że nie uwieczniliśmy tego na zdjęciu,a przecież robiliśmy zdjęcia wieczorem z rozpakowywania prezentów.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Kobiecym_okiem, byłam znacznie starsza od Twojego synka, gdy wystraszyłam się głowy wilka, którą założył mój wujek.Widziałam przecież jak ją zakładał, ale uciekałam przed nim z dzikim wrzaskiem. Moja córka ma nawet jedno zdjęcie z Mikołajem, robione przed jakąś impreza dziecięcą, a minę ma taką, jakby stała obok jakiegoś upiora.:)))
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Janeczkowo, mój wdział czarne kalosze, a maska tak skutecznie tłumiła głos, że nawet my byłyśmy zaskoczone jego głosem. To blokowisko na Zaspie chyba do dziś jest równie brzydkie jak wtedy. Na szczęście brat się stamtąd wyprowadził.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Mój Krzyś w Mikołaja wierzy już tylko na wszelki wypadek::)
OdpowiedzUsuńNivejko,wielce przezorne to Twoje dziecko. Z cała pewnością lepiej wierzyć,że jest Mikołaj i koniecznie trzeba do niego list napisać. Ja zostawiałam list w otwartym oknie, pomiędzy dwiema szybami, cały czas się zamartwiając, jak ten biedak wejdzie po murze na III piętro, by zabrać list.Bo mój to prezenty przynosił "normalnie", schodami- przecież zawsze był dzwonek do drzwi, a po otwarciu drzwi na wycieraczce stały paczki z prezentami.:)))
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Mamon, mój biedak tak się wystraszył ryku tych panienek,że języka w gębie zapomniał i tylko czekałam,że za chwilę ściągnie maskę, żeby się uspokoiły.Na nogach to miał kalosze mego brata a maska była tak ciasna,że mało się nie udusił, więc miał nieco dziwny głos.Po latach to moja nie wierzyła,że jej tak zawsze poważny tata "tak się wygłupił". Tak to jest jak się chce dzieciom wmówić,że Mikołaj istnieje.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ponieważ ja równiez dzieckiem będąc poznawałam tych którzy go udawali po butach (albo kapciach naszej sąsiadki)wpadłam na inny sposób zabawy w Mikolaja. Ponieważ mieszkamy tak że mamy taras za oknem w salonie, to Mikołaj nie wchodzi do mieszkania,nic nie mówi, jedynie przyjażnie macha do dzieci i podaje worek przez uchylone okno do pokoju w którym są zgaszone światła a świeci się jedynie świeczka. Ale to jest 6 grudnia, bo w wigilię przychodzi na Śląsku pod choinkę dzieciątko.A to oddzielna historia. Pozdrawiam Anabell serdecznie-;)
OdpowiedzUsuńUleczko, ale co zrobić gdy się mieszka w wieżowcu na wysokim piętrze?
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
to ja dawno temu zestarzałam się bo już jak młoda wspominałam;) Lubię do dziś oglądać się wstecz bardziej do chwil miłych, ale także do tych bez wątpienia ważnych historycznie, w których uczestniczyłam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Też zawsze lubiłam wspomnienia - i cudze ( o dawnych czasach "przedwojennych", oczywiście ), i własne. No, ale TERAZ to juz przede wszystkim, co jest , niestety, przypadłością mego wieku. Z osobą św.Mikołaja nie mamy żadnych zabawnych wspomnień w rodzinie, ale to Twoje jest w dużej mierze klasyczne, jeśli chodzi o reakcje dość małych dzieci i jeśli kreacja Mikołaja jest tak niełatwa do rozpoznania.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale nie cierpię figurek Mikołaja, tak samo zresztą jak skrzatów ogrodowych. Pewnie to przez te dziwne, przerażające uśmiechy na wymalowanych gębach. Tak to mi się skojarzyło z tą maską ;)))
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru!
Ja mam takie horrorowe wspomnienie mikołajowe. Pan sąsiad zamówiony w charakterze świętego przybył narąbany totalnie i wystraszył mnie na amen!Miałam z pięć lat i trauma mikołajowa trwała jakiś czas...
OdpowiedzUsuńAnabell świetnie przystrojony salonik...te renifery w takiej ilości w jednym miejscu, to niesamowite...przeważnie oglądałam renifery w parach:))) Skarbie cudne wspomnienia! Nie martw się starością, my cały czas coś wspominamy, tylko nie każdemu chce się je spisywać. Powiem Ci, że otworzyłaś jedną szufladkę w pamięci odnośnie Mikołajowych odwiedzin, kiedy dzieci były małe. Jak jutro znajdę czas, to napiszę!!!! Pozdrawiam i buziaka przesyłam!!!!
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa tej biografii, ale póki co mam stertę książek do przeczytania, więc będzie musiała poczekać na mnie w księgarniach.
OdpowiedzUsuńTakie mikołajowe stroje faktycznie kiedyś były jedynie w jednej wersji, w zeszłym roku przebrał się za nie dziadek dla jedynego tak młodego dziecka w rodzinie, lat 7 czy 8.
Ale chłopiec był zachwycony, bo strój z wielką białą brodą i pięknym czerwonym płaszczem był naprawdę super!
Pozdrowienia mikołajowe :)
mnie najbardziej podobaja sie te amerykanskie mikolaje a nie tamjakies maskowe szkarady, ee tam sie starzejesz, wspomnienia nie sa oznaka starosci tylko tego co bylo a co chcialabys wspominac przyszlosc ?? :) :) :) :)
OdpowiedzUsuńIvo, czasem chodzę na wspominkowe spotkania, na których główną frazą jest "a pamiętasz?", pośmiejemy się, powspominamy, a potem wpadam w smutek, że życie tak szybko mija, że już tyle za mną przeżytych lat i że jesteśmy tu tylko chwilę.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Kwoko, czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego,że bardzo łatwo jest nastraszyć małe dziecko.Powinnam była przewidzieć reakcję dziewczynek, zwłaszcza,że moja była wielce nieśmiałą osóbką i nieco strachliwą.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Kendżi, ta maska była taka właśnie trochę krasnalowa.Jadąc do Niemiec natrafiłam po drodze na punkt sprzedaży takich krasnali -potworów i różnych innych "ozdób ogrodowych" w rodzaju: żab wielkości królika, drewnianych mini młynów, wiewiórek, różnych ptaszków i małych fontann z dziewczyną nabierającą wodę. Nie mogłam odżałować,że nie mam aparatu, bo to było wręcz wstrząsające przeżycie. Dojechaliśmy do znajomych,a w ich ogródku były: 2 ceramiczne jeże, wiewiórka i szczekający pies -czujnik ruchu.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Zgago, ululany Mikołaj to musiała być niezła zabawa, tylko Ty byłaś za malutka by to docenić:)))
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to facet porąbany kompletnie.
Miłego, ;)
Graszko, ciekawa jestem Twoich Mikołajowych doświadczeń. To zdjęcie to zrobiła moja córka w trakcie podróży poślubnej. Żeby było jeszcze zabawniej wtedy w Finlandii mieli 30-stopniowe upały.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Iw, już kończę i napiszę co o niej myślę.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Lewym Okiem, to jest myśl - wspominać przyszłość!!! Ja przynajmniej nie żałuje niczego co było.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Właściwie to dopiero od niedawna są dostępne stroje mikołajowe. Wcześniej trzeba było samemu coś przeszywać i kombinowac.
OdpowiedzUsuńJoter, wtedy można było kupić w sklepie z zabawkami maskę i czapkę. Maska miała firmowe brwi i brodę.A za płaszcz robił pożyczony czerwony szlafrok.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)