Musiałam utrwalić wczoraj zdobyte umiejętności. Powędrowałam
więc po koraliki, zakupiłam, wróciłam do domu i...zrobiłam:
To są koraliki drewniane, więc naszyjnik jest bardzo lekki, zrobiony tak,
jak ten wczorajszy.Jeszcze tylko zapięcie i będzie skończony.
A ten już całkiem skończony i gdy teraz to piszę, to mam go
na sobie. Też leciutki a poza tym zakrywa moją paskudną
pooperacyjną bliznę, wiec z pewnością zostanie w domu.
Moja szyja bez blizn (jeszcze?), ale też lubię zakryć czymś ładnym...
OdpowiedzUsuńTę bliznę mam od 24 roku życia -po operacji tarczycy.Zaszywali mnie na tempo, bo ponoć przenosiłam się uparcie w zaświaty.Potem usiłowałam zrobić operację plastyczną, ale chirurg-plastyk wyperswadował mi to - stwierdził,że lepiej nosić koraliki, a najlepiej prawdziwe perły.
UsuńMiłego, ;)
Zdolniacha:))
OdpowiedzUsuńMada, trzeba przecież ćwiczyć rękę, żeby z wprawy nie wyjść:)))
UsuńMiłego,;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTak! Tak! Ćwiczenia konieczne. Mistrzowie są mistrzami dlatego, że ćwiczą i utrwalają :)
Pozdrowienia dla Mistrzyni.
alEllu, jesteś wielce wyrozumiałą osobą.No właśnie, grunt to trening;)))
UsuńMiłego, ;)
Piątka za pomysły i wykonanie!!! Pozdrawiam serdecznie !!!
OdpowiedzUsuńJagodo, dziękuję;)
UsuńWydawało mi się, że nie gustuję w niebieskościach, ale Twoje naszyjniki są niebywale kuszące :-)
OdpowiedzUsuńPodziwiam nieustającą pomysłowość i mistrzostwo wykonania!
Joanno, uśmiejesz się - kupowałam te koraliki przekonana,że są w nieco innym kolorze. Ale w sklepie było sztuczne światło a ja jak zwykle w fotochromach na oczach. W domu mnie nieco skręciło ze śmiechu. Na szczęście udało mi się zrobić niezły fason tego niebieskiego łącząc z matową, przezroczystą bielą i choć nie jest to ten kolor, który chciałam, już je noszę.
UsuńMiłego, ;)
Nie noszę nic takiego (może po prostu nie trafiłam nic, co do mnie pasuje), ale za każdym razem podziwiam Twoje dzieła;))
OdpowiedzUsuńMiśko, przy małym dziecku trudno cokolwiek nosić na szyi, no chyba że smoczek zapasowy :))). Moja córka tez nic nie nosi i wszystkie naszyjniki czekają na "lepsze czasy".
UsuńGdy Ci coś specjalnie wpadnie w oko, to napisz.
Miłego, ;)
I Ty to naprawdę tak szybko robisz!? :))
OdpowiedzUsuńPodziwiam, ja bym składała każdy z tydzień minimum!
Bardzo ladny ten drewniany naszyjnik, ten drugi tez, ale pierwszy bardziej mi sie podoba:)
OdpowiedzUsuńTen drewniany jest bardzo miły,a ten drugi idealnie mi zakrywa bliznę.Tamten niestety nie.
UsuńMiłego,;)
Ładne te nowinki:).
OdpowiedzUsuńTonko, dziękuję.
Usuńto drugie to wyglada jak jarzebina tyle tylko ze jakas zielonkawao.niebieska :)
OdpowiedzUsuńA to tylko plastik pokryty metalizowanym lakierem.Ma tę zaletę,że jest lekki.
UsuńMiłego, ;)
Mamon, to chyba nie wena, a zwyczajna ucieczka od robienia tego co powinnam.Mając do wyboru remanent w szafce kuchennej lub porządek w "przydasiach" koralikowych, robię porządek w przydasiach i zawsze się to kończy zrobieniem jakiejś ozdóbki. A szukanie czegoś w necie nt. remontu i tak zawsze mnie zaprowadzi na jakieś robótkowe blogi lub do jakiegoś sklepu z fidrygałkami. Chyba 6 i 7 jest w Wawie giełda minerałów, ale jeszcze nie sprawdzałam gdzie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Śliczne. Widać, że lubisz takie odcienie zieleni, bo sporo biżuterii w nich robisz:)
OdpowiedzUsuńAle cudeńka.Zaintrygował mnie bardzo ten drewniany.
OdpowiedzUsuńMarnie niestety u mnie z czasem na robótkowanie.Nie ma jak zacząć się leczyć:))))
Pozdrawiam serdecznie.
A i jeszcze dopiszę,że niech się "nie odczepia", bo szkoda by było:)
OdpowiedzUsuńSliczne sa :)
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna ze swoimi pomysłami-remontem przerywanym kolejnymi, fantastycznymi naszyjnikami. Kto by na to wpadł? Tylko taka ciekawa osobowość! Buziaczki moocne!
OdpowiedzUsuńJest śliczny, zresztą oba są. Na pewno równie delikatnie oplata szyję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!