drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 16 listopada 2013

Mix weekendowy

Weekend - właściwie jest to jedyne obce słowo, które mi nie  bruzdzi,
gdy jest stosowane w polszczyznie.
Już wszystkie  inne mnie bardzo rażą, chociażby wszechobecny "shop."

Doszłam do smutnego wniosku, że nieco zdziczałam - była dziś u nas
cioteczna siostra mego ślubnego wraz ze swym  mężem.
Naprawdę ich lubię, ale po 3 godzinach miałam dość - Joli nie
zamykała się buzia, co nawet może nie było złe, nie musiałam jej
zabawiać. A że gadatliwość to cecha rodzinna, więc mój ślubny
też nawijał jak nakręcony. Siedzieliśmy przy poobiedniej herbatce
okraszonej dobrymi wypiekani znajomej cukierni - Jola vis a vis mnie,
w podobnej konfiguracji płeć brzydka. Mąż Joli  i ja prawie się nie
odzywaliśmy- on słuchał mego ślubnego, ja-  jego żony.
Jeśli mam być szczera, to ja nawet nie bardzo słyszałam co Jola mówiła,
bo mój włączył pełne wzmocnienie swego nadawania.
A cała wizyta była pod hasłem, że muszą zobaczyć nasze wyremontowane
mieszkanie. Ocena wypadła pozytywnie.
Na "nowe mieszkanie" dostałam storczyk, w doniczce. Stanął obok innego,
równie dziwnego kwiatka, czyli anturium, również prezentu,
przyniesionego z tej samej okazji.
Z tego wszystkiego zjadłam dwie porcje  śmietanowca i mały kawałek
sernika - a takiego jak ten jeszcze nie jadłam. Spód był cieniutki jak
opłatek, na tym warstwa sera, potem warstwa frużeliny wiśniowej,z całymi
pysznymi wiśniami, znów warstwa sera i wierzch pokryty cieniuteńką
warstewką galaretki, chyba brzoskwiniowej. Pycha absolutna.
A śmietanowiec był właściwie śmietaną usztywnioną delikatnie żelatyną,
bardzo mało słodki, ale z kawową nutką.
No tak, jestem dzika a na dodatek łakoma.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jednak będzie zima. Gdy się przed
południem wybrałam  do sklepu, to prawie zamarzłam - wiał wstrętny,
baaardzo zimny wiatr.

Skończyłam rehabilitację.Czwartkowy seans ultradzwiękowy jakoś
mi zaszkodził. Wczoraj nie byłam w stanie wstać z łóżka - taka byłam
obolała. Więc nie pojechałam na ostatnie zabiegi. Poleżałam pół
dnia i przeszło.

Robię ten szalik "boa" i....już 3 razy prułam. A święta coraz bliżej
i druga bombka jeszcze czeka na wykończenie.
Coś okrutnie się rozregulowałam. Nie wiem tylko dlaczego?
Uwiąd starczy czy co???

27 komentarzy:

  1. Też jestem jakaś ,,rozlazła''... To chyba listopad po prostu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo może my byłyśmy niedzwiedzicami w którymś poprzednim wcieleniu?
      Od zawsze te jesienno-zimowe miesiące najchętniej przespałabym równo.
      Miłego, ;)

      Usuń
  2. tak jak pisze zgaga - listopad, wszystko z nas wyłazi, najlepiej by było nastawić budzik na marzec.
    Trzy godziny to dla mnie również za długo, chyba, że coś robimy ale tak siedzieć i gadać (słuchać) to nie bardzo.
    Jednak butelka dobrego alkoholu albo cięte kwiaty są uniwersalnym prezentem, jak ktoś nie pije to przecież będzie czym częstować gości;) Dobrze, że Ci kota nie przynieśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwiaty dostałam w doniczce, czyli muszę sobie nimi głowę zawracać.
      Jestem okropna baba, siedziałam jak na szpilkach, bo nie potrafię tak gadać o niczym z kimś, z kim nie mam wspólnych tematów. Z tym kotem to masz rację- na szczęście oni nie z tych co się czworonogami interesują.
      Miłego, ;)

      Usuń
  3. Uwiąd starczy.... no weź i nie rozśmieszaj mnie:):):):)Chwilowe przystopowanie. Chcesz, żeby po ostrej rehabilitacji organizm śmigał jak młoda gazela. Zapomnij. Przecież to jest ostra ingerencja i ciałko musi dojść do równowagi.
    Mnie też coraz częściej męczą wizyty i rewizyty. Poza tym, mam wrażenie, że czas wtedy źle rozdysponowany. Zamiast słuchać paplaniny, wolę coś bardziej interesującego zrobić. A brak chęci kontaktu z ludźmi wcale nie świadczy o dzikości tylko o wysublimowanych potrzebach. Teraz ilość przechodzi w jakość. Dotyczy to również spotkań z innymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, właśnie, czeka nas teraz rewizyta, zupełnie o tym zapomniałam! No to ja tam wezmę ze sobą szydełko i kłębek nici. Przez tyle czasu to jakąś serwetkę mogę wydziergać. Kiedyś śmieszył mnie widok niemieckich frau, które przynosiły do kawiarni ciasto własnej roboty oraz robótkę - siedziały, gadały i każda "heklowała" na drutach lub szydełku. Mnie takie robótkowe "posiady"
      babskie bardzo odpowiadają- zawsze można wymienić jakieś doświadczenia robótkowe, nauczyć się jakiejś nowej techniki lub wzoru. Jaskółko, Ty tak ślicznie tę moją niechęć towarzyską wytłumaczyłaś, podbudowałaś mnie.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Anabell, mnie wychowano (wychowanie protestanckie), że kobieta powinna ciągle mieć ręce zajęte:):) Dlatego, gdy ktoś znajomy przychodzi i wiem, że nie będzie to źle widziane, haftuję lub coś sobie dłubię a przy okazji leci pogawędka. I muszę Ci powiedzieć, że to się gościom nawet podoba:)
      Luzuj kosteczki po rehabilitacji:):)

      Usuń
  4. Eee tam - zaraz uwiąd. Może kilka dni gorszej kondycji. Nie zawsze musi się być w pełnej formie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, ale mam jakoś zbyt dużo tych kiepskich dni.
      Miłego, ;)

      Usuń
  5. To pocieszające,no nie? Wprawdzie mało, ale chociaż człowiek czuje się mniej wyalienowany. Goście też tacy Ci się trafiają? Bo u mnie to ostatnio tylko tacy się zjawiają. Następnym razem chyba wezmę się za dzierganie w trakcie takiej nasiadówy.
    Buziaczki, ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem prawie pewna, że wciąż podnosimy wyżej poprzeczkę, w miarę upływu lat i to na wielu płaszczyznach, przez siebie wyselekcjonowanych!
    I w taki sposób rozmowa musi być ciekawa, na poziomie, z użyciem pięknego, polskiego języka--to są moje kryteria. Wiesz co ja przeżywam ? Katusze nie do zniesienia, gdy rozmowy odbywają się na temat kto ile wypił i komu przy... Wiem, że często nie wypada nie zgodzić się na takie spotkanie bo człowiek w końcu zostałby sam ze sobą chyba...
    Pełna zrozumienia, pozdrawiam Cię najserdeczniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie - niezmiernie trudno teraz o rozmowę na poziomie..
      Spotkałam się ze znajomymi, którzy byli kilka tygodni na wycieczce objazdowej po Francji.Nastawiłam się na ciekawe spotkanie a rzeczywistość mocno zaskrzeczała - "drogo było, ceny z Kosmosu,ludzie niekontaktowi,reszta jak w Polsce." Trzy tygodnie zredukowane do jednego zdania. A reszta wieczoru to inwektywy pod adresem polskich polityków, bo syn pana domu pracy nie może znalezć. Szkoda tylko, że nie może facet zrozumieć, że jak na dzisiejsze czasy jego nocne studia nic nie znaczą a wygląd, sposób zachowania, bardziej przywodzą na myśl pijanego drwala (bez obrazy tego zawodu) niż absolwenta humanistycznego kierunku studiów.
      Dzięki, że mnie rozumiesz.
      Najmilszego, ;)

      Usuń
  7. Zauważyłam to niestety kiedy się u moich dzieci pojawiam. z grzeczności siedzą ale widzę jak się męczą (-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? A może jednak się mylisz? Przecież niczego od nich nie żądasz, więc o co idzie? Mają w gruncie rzeczy samodzielną mamę a do tego całkiem trzezwo myślącą.
      Miłego, ;)

      Usuń
  8. Myślę że to wina tych wszystkich urządzeń które skutecznie psują tą więź rodzinną. A to Internet, a to jakiś ciekawy program akurat leci w TV. Albo po prostu zmęczenie po pracy i nie chce się siedzieć ze starszą osobą. Podejrzewam że po to mnie posadzili lata temu przy komputerze, bo tym sposobem mają mnie częściowo z głowy.Życie jest niestety brutalne, może niedobrze że aż za trzeźwo myślę hehe Ojciec(już od kilku lat nie żyje) mojej synowej także od nich uciekł w niedługim czasie do swojej samotni w bloku, bo tam czuł się przynajmniej u siebie.Miłego wzajemnie-;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak prawdę mówiąc to najlepiej mieć kontakty towarzyskie z ludzmi w swoim wieku - ma się wtedy podobne poglądy, podobne kłopoty i problemy- łatwiej jest się wtedy porozumieć. Wiesz jak jest - syty głodnego nie zrozumie:)))

      Usuń
    2. Ech Anabell, gdyby nie było powodu do narzekania na bliskich i znajomych, świat by się chyba przestał kręcić hehe. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  9. Weekend nie bruździ bo się miło kojarzy:))) Więc nawet jakby się go wymawiało po chińsku czulibyśmy sentyment:))) Śmietanowca jeszcze nie jadłam, a może jadłam tylko pod inną nazwą. Napisz o tym cieście coś więcej proszę. Bo że było pyszne, to już wiem.....Pozdrawiam serdecznie, Caffe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Caffe, to pewnie przez moje lenistwo - łatwiej napisać "mix weekendowy" niż mix sobotnio-niedzielny". A ten pyszny sernik był na cieniutkim kruchym spodzie(5 mm), potem była warstwa sera (wg mnie z budyniem), na niej frużelina wiśniowa, czyli wiśnie w czymś co jest połączeniem galaretki i kisielu, potem kolejna warstwa sera, a na niej cieniutka warstewka galaretki - wręcz tak cienka, jakby naniesiona pędzlem. I nie był to sernik na zimno , to był sernik pieczony. Dręczy mnie tylko ta warstwa wiśniowa- to pewnie była frużelina na bazie żelfixu.
      Miłego,;)

      Usuń
  10. Twoja Jola I Petronela Ataner sa wypisz-wymaluj moja Kryska.
    Alez potrafia umeczyc gadaniem!
    Dobrze ze Jola nachodzi Cie rzadko, Anabell, dwa razy do roku sa do przelkniecia, zwlaszcza popchane smacznym sernikiem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serpentynko, to wszystko przez te beznadziejne spadkowe sprawy - przedtem spotykaliśmy się tylko na pogrzebach rodzinnych. A najgorzej gdy niechcący odbiorę telefon gdy ona dzwoni- godzinę nawija dosłownie o niczym a mnie ucho odpada.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Wlasnie chcialam napisac o mojej Petrolneli, hahaha. Niestety kazdy ma taka Jole w rodzinie, czy wsrod znajomych - coz moge napisac, wyrazy wspolczucia:))

      Dbaj o siebie Aniu, robota nie zajac i nie ucieknie.
      Wszystkiego najleszego z okazji 5 - usciski:))

      Usuń
  11. Weekend w naszym języku jest nie do zastąpienia ale większość innych obcych słówek jest całkowicie zbędna i nie cierpię jak się tak bez potrzeby ich używa.Z tym zdziczeniem to ja też tak mam ale to jest po części,dużej części skutek takiej a nie innej pracy,jak się siedz i dzień i noc z gadającymi w kółko to samo babciami i rzadko ma sie kontakt z "normalnymi"ludźmi to są tego takie skutki:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam cały dzień włączone radio, ale służy mi ona jako kurtyna dzwiękochłonna - najczęściej nie słucham tego co mówią, ale odbieram muzykę. Ja naprawdę zdziczałam - bardzo chętnie siedzę sama w swoich koralikach. Lubię i umiem słuchać to co ludzie mówią, no ale musi to mieć "ręce i nogi"a ględzenie o zakupach, kuchni i sprzątaniu jakoś straszliwie mnie męczy.
      Miłego, ;)

      Usuń
  12. mnie wkurza lunch zamiast obiadu;)
    Zima przyjdzie wtedy i chęć wróci:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, a oprócz tego "studio". Studio stało się nagle czymś uniwersalnym - nie ma fryzjera, ale jest "studio fryzur", opodal jest studio mebli kuchennych, na rogiem studio paznokci - no normalnie można się załamać. Nazwa "salon" też stosowana jest dziwacznie - ostatnio zachowałam się niezbyt wytwornie, bo weszłam do jakiejś nory w odrapanym pawilonie, było brudno, ciasno i bałaganiarsko a napis nad wejściem głosił "Salon kosmetyczny" , więc się zapytałam gdzie jest ten salon kosmetyczny. Urażona, rozczochrana panienka warknęła, że tu właśnie, więc się okręciłam na pięcie i wyszłam parskając śmiechem.
      Miłego, ;)

      Usuń
  13. ...rozumiem Cię bardzo dobrze, mnie bardzo męczą takie szczekaczki przy stole. Rozlazły może nie jestem, bardziej padnięty. Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń