drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Duże miasto.....

.....obraz nieco inny.
Urodziłam się w Warszawie, mieście znienawidzonym przez wiele osób
mieszkających daleko od niego, na tzw. prowincji.
Im mniejsza miejscowość tym większa była i zapewne nadal jest niechęć jej
mieszkańców do tego miasta stołecznego  i jego mieszkańców.
Owej niechęci doświadczyłam spędzając całe wakacje w pewnym bardzo
niedużym  mieście, mieszkając na poniemieckim osiedlu "zawieszonym"
pomiędzy miastem, do którego było 6 km a  wielkimi zakładami chemicznymi
które były 5 km od osiedla. Oczywiście mieszkali tu tylko pracownicy tych
zakładów chemicznych. Osiedle miało 6 ulic, miały one nawet swoich "patronów",
ale w miejscowej nomenklaturze były to ulice 1,2,3,4,5. Mieszkałam wtedy
u ojca, na piątej ulicy. Po obu stronach każdej ulicy stały 3  dwupiętrowe domy
z czerwoniutkiej cegły, jedne trzy , a inne cztero klatkowe. Na tyłach domów były
przydomowe ogródki, głównie warzywne. Tu każdy miał własną hodowlę
włoszczyzny, pomidorów, fasoli, ogórków.
Ulica "Jedynka" była jedyną przy której były jakieś sklepy i kiosk Ruchu.
Wyprawa do kiosku lub jakiegoś sklepu zabierała mi z reguły kilka minut.
Z nudów dawałam się wysyłać w niedzielę do kościoła, który był "w mieście",
 gdzie był lepiej zaopatrzony kiosk Ruchu, czynny w niedzielę po mszy.
Na osiedlu wszyscy wszystko o sobie wiedzieli, co kto kupuje, co gotuje, z kim
się spotyka, o czym śni. Miałam wtedy 13 lat i dusiłam się w tej dziwnej dla
mnie atmosferze tego ciągłego lustrowania bliźnich.
Najmilszym bowiem zajęciem pań było sterczenie w oknie i monitorowanie tego
co się na ulicy dzieje. Jestem pewna, że znały każdy milimetr asfaltu na  jezdni,
miały policzone wszystkie chwasty na trawniku, wiedziały jaka kupę zwalił
każdy pies i  spod której łapy sikał,  a ich czułe nozdrza bezbłędnie rozpoznawały
co gotuje sąsiadka z budynku vis a vis.
Czułam się tam obco, a widok sterczących wiecznie w oknach pań w tym
samym stopniu mnie dziwił jak i złościł. Naiwnie  myślałam, że tylko te , które
siedziały godzinami przy oknie śledziły wszystko i wszystkich. Nie wiedziałam,
że inne sterczą po prostu za firankami.
Byłam dla nich "OBCA" - całe moje  warszawskie  życie był wg nich czymś, co
miejscowych dziwiło ale i denerwowało.
Bo - nie znałam nazwisk wszystkich mieszkańców warszawskiej kamienicy
w której mieszkałam, nie mówiąc o tym, że nie znałam po nazwisku mieszkańców
"swojej ulicy", która była długości ok. 3 kilometrów.
Przez dwa miesiące mego tam pobytu nie używano mego imienia- od pierwszego
dnia byłam "warszawianką", czyli kimś dziwnym,obcym. Do szkoły jeździłam
nie autobusem a tramwajem, kino nie było dla mnie atrakcją, bo do kina miałam
ze 200 metrów i bywałam na każdym filmie o ile był dozwolony dla małolatów.
Teatr, w którym moi rówieśnicy bywali bardzo rzadko, bo trzeba było w tym celu
pojechać do zupełnie innego miasta też był dla mnie czymś codziennym.
Pobyt tam był dla mnie w sumie niemiłym doświadczeniem a największą atrakcją
cotygodniowa wyprawa do miasta (per pedes w obie  strony) na wtorkowy targ.
Tak naprawdę to nawet nie docierałam do centrum tego miasta, bo targ był na
jego peryferiach.
Gdy w następnym roku ojciec ponowił zaproszenie do spędzenia wakacji u niego,
powiedziałam, że raczej szybciej umrę niż tam jeszcze raz pojadę.
Może coś jest ze mną "nie tak", ale jestem dzieckiem betonowej dżungli. Lubię
miejską anonimowość, to, że w każdej chwili mogę skorzystać z wielu miejskich
atrakcji , lubię poznawać inne dzielnice miasta,lubię miejskie parki i nawet to,
że  nie znam wszystkich  mieszkańców swego bloku czy też kamienicy, jak tu
w Berlinie.
Berlin poznałam już wcześniej - spodobał mi się od pierwszego spojrzenia.
Jest o wiele większy od Warszawy. Ci co lubią liczyć bez trudu to obliczą-
Warszawa zajmuje powierzchnię 517,24 km kwadratowych , a Berlin ma tych
kilometrów kwadratowych 892. Warszawa ma 1.764615 mieszkańców  według
danych z 2018 roku, Belin w 2016 roku miał ich 3.600000. Teraz zapewne jest
ich już więcej.
Straciłam już nadzieję, że poznam calutki Berlin.
Na razie poznaję wciąż swoją dzielnicę i dużo jeszcze przede mną. Jest to część
miasta, która stosunkowo niewiele ucierpiała podczas II wojny światowej.
Zachowało się mnóstwo budynków z początku dwudziestego wieku a jest i też
kilka starszych.
Kusi mnie  wycieczka na tereny, na których były kiedyś zakłady naprawcze
taboru kolejowego.
A wyglądają teraz tak:


Jak widzicie wygląda to wszystko okropnie, ale to tu są najdroższe kluby.
Poza tym podobno można tu dobrze zjeść i jest sporo pracowni artystycznych.
Chciałabym na własne oczy zobaczyć niektóre znane    berlińskie murale:
                                   wiele twarzy Putina






 Ten śliczny słoń bawiący się naszym globem jest tłem placu do gry
w koszykówkę


 Te wszystkie ozdobione wieżowce są na terenie dawnego Berlina
Wschodniego.
Jak na razie nie ma chętnego na taką wycieczkę. Może latem uda mi się
kogo namówić?
Na razie zdjęcia są z sieci, mam nadzieję, że za jakiś czas zamieszczę
własne.



41 komentarzy:

  1. Fakt, Berlin jest duzym miastem, ale to zalezy do jakich miast porownujemy. W sumie Warszawa to duze miasto w Polsce, podobnie jak Berlin w Niemczech, natomiast globalnie to juz wcale te miasta nie sa duze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z europejskich miast to Berlin jest drugim pod względem zaludnienia miastem w Europie. Pierwsze miejsce zajmuje Londyn.Oczywiście, że na świecie są większe miasta i od Londynu i od Berlina. No ale póki co to żyję w Europie i bez wątpienia Berlin jest dużo większy od Warszawy.

      Usuń
    2. To w takim razie bardzo przecenilam wielkosc europejskich miast. Myslalam, ze chociaz jedno ma powyzej 5 milionow ludnosci, a to wszystko malenstwa:)

      Usuń
    3. Anabell - lekka poprawka - Berlin jest drugim co do wielkosci miastem w Unii Europejskiej ( po Londynie), ale nie w Europie. W Europie sa miasta wieksze jak Istanbul, Moskwa, ale jakos niezbyt chetnie do Europy zaliczane.

      Star - Londyn ma juz prawie 8.8 mln mieszkancow , wiec absolutnie nie jest juz malenstwem ! :))

      Usuń
    4. Byłam i w Moskwie i w Stambule. Chodząc ulicami Stambułu trudno go zaliczyć do miast europejskich.Zresztą cała Turcja jest mocno na wyrost krajem europejskim. Tyle w niej Europy co we mnie Murzynki.
      Moskwa- no też niby europejskie miasto, w końcu leży w europejskiej części Rosji, ale gdybym powiedziała, że mi się spodobała to byłoby wierutne kłamstwo. "Wsio bolsze"- nawet brama do "nikąd"" musi mieć 6 m wysokości, a sklep z jednym wiadrem goździków 50 metrów długości.
      Obydwa miasta są jakby mało europejskie ale z nich dwóch to może bardziej zwarta zabudowa Stambułu jest bliższa miastom europejskim.Stambuł mi się podobał.I ludzie fajni.
      Na świecie coraz więcej miast rozrasta się do olbrzymich rozmiarów, bo w miastach jest praca.

      Usuń
    5. Anabell, mam to samo wrazenie, te miasta ciezko nazwac europejskimi, choc przynaleza, Istanbul znam, mialam przyjemnosc przezyc tam kiedys cale wakacje .

      Nie widze nic dobrego w rozrastaniu sie miast do takich molochow, a w Londynie nie chcialabym mieszkac za nic!
      Pochodze z duzego miasta, ale teraz nie zamienilabym mojego malego – uciekam od wielkomiejskich ulic, naporu ludzi, sklepow , samochodow , itp.
      W miescie sie dobrze mieszka i pracuje , pod warunkiem, ze jest szybki i latwy dostep do natury, do wody, do lasow, do jeziora …
      Berlin ma to wszystko, ale i Gdansk mial , wiec mieszkalo sie tam cudownie.
      Mieszkacie w swietnym miejscu i pieknej dzielnicy, ktora wlasciwie tez jest takim “malym miasteczkiem” –
      a do duzego miasta jezdzisz metrem. Wszystko na wyciagniecie reki . Takie miejskie mieszkanie to ja rozumiem !

      Usuń
    6. To prawda- moja berlińska dzielnica jest bardzo spokojna i ładna, do lasu i jeziorek mam raptem 5 km a do tego przejeżdżam tam przez willową dzielnicę- ależ tam są piękne wille! Komunikację z centrum mam świetną, w ciągu 15 minut od wyjścia z domu jestem w centrum. No droga ta komunikacja, ale utrzymanie metra tanie nie jest. Mnie się w ogóle Turcja podoba, choć nie chciałabym tam mieszkać stale.Ale mają kilka bardzo ciekawych miejsc. Gdańsk bardzo teraz wypiękniał, ale nie wiem czy to się przełożyło na nowe miejsca pracy. Mam rodzinę w Gdyni, Wrzeszczu i Sopocie.

      Usuń
    7. Wiem jakie tam sa piekne wille, pamietam je sprzed lat:) Zasuwalam tamtedy czesto na piechote.

      Gdansk byl zawsze piekny, nawet za Komuny, ale teraz to po prostu kwitnie. Jest tez bardzo atrakcyjny dla mlodych ludzi jesli chodzi o prace. Szkoda, ze juz tam nie mieszkam, ale zamierzam wrocic na emeryture. Co z tego wyjdzie nie wiadomo - Ty tez pewnie nie przypuszczalabys, ze spedzisz ja w Berlinie - nigdy nie wiadomo, gdzie nas los rzuci.
      No to jestes moja Krajanka - mamy rodzine w tych samych miejscach:)

      Fajne te murale - bardzo mi sie to ozdabianie domow podoba - w Gdansku tez juz sa i swietnie sie komponuja.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Uśmiałam się czytając opis ciekawskiego i plotkarskiego małomiasteczkowego środowiska. Skąd ja to znam? Do szewskiej pasji doprowadzały mnie wiszące w oknach panie. Panowie też im nie ustępowali. Albo, gdy wracałam do domu, schodki przed wejściem do klatki schodowej oblepione były codziennie w porze letniej osobnikami w różnym wieku. Za każdym razem, chcąc dostać się do mieszkania musiałam wydusić z siebie "przepraszam", by łaskawie mnie przepuszczono. Nie mam problemu z używaniem tego magicznego słowa, ale wtedy nie chciało przechodzić mi przez gardło. Nigdy nie mieszkałam dłużej w wielkim mieście, więc trudno mi stwierdzić, czy "wielkomiejskość" na dłuższą metę by mi odpowiadała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Warszawie mieszkałam na gierkowskim osiedlu, było dużo zieleni,ale ostatnio było kiepsko- nie było czym oddychać.150m od osiedla przebiegała trasa szybkiego ruchu, od rana do późnych godzin ruch albo korki. Tu mieszkam nad ulicą, ale nawet latem siedząc na loggii nie czuję spalin i jest czym oddychać. Samochody jeżdżą dostojnie 50 km/godz., nie ma pisku opon od nagłych hamowań, nie ma petard smrodu z diesli. Mankamentem dużego miasta mogą być odległości, ale tu jest świetna (choć droga) komunikacja miejska. Rozbudowana sieć metra to skarb.

      Usuń
  3. Kiedyś uwielbiałam duże miasto- nie wyobrażałam sobie życia nigdzie indziej. Później w miarę upływu lat marzyło mi się uciec z miasta. Udało się ale drugi raz gdybym szukała domu to wyprowadziłabym się tam żeby nie czuć smrodu śmieci palonych przez sąsiadów śmieci, daleko od ludzkich domów. Zaczynam doceniać prywatność i spokój z dala od miejskiego zgiełku

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam tu miejskiego zgiełku, chociaż mieszkam przy dość ruchliwej ulicy. Czasem, latem budzą mnie śmieciarze, ale ruch samochodowy na dole wcale mi nie przeszkadza, a w okresie gdy okna są zamknięte to jest zupełnie cichutko.Sam budynek ma bardzo grube, solidne mury, był zbudowany w 1900 roku. Oczywiscie jest po rewitalizacji, nawet mamy windę, Co jest fajne bo mieszkam wysoko.Sąsiadów widuję rzadko, a ludzie mają tu zwyczaj uśmiechać się do siebie i pozdrawiać życząc miłego dnia, co jest naprawdę miłe.Nie wiem kto mieszka na moim piętrze i wcale mi ta wiadomość nie jest do czegokolwiek potrzebna.Bardzo dobrze mi się tu mieszka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy wyladowalam z wielkomiejskiej Lodzi do miasta wielkosci Pabianic, poczulam sie jak na wygnaniu gdzies za kare. Teraz jednak bardzo sobie chwale moja Getynge, nie jest meczacym molochem, ale tez nie ma w sobie pierwiastka malomiasteczkowosci. Z wiekiem nawet ona staje sie dla mnie za duza, wolalabym zyc gdzies na wsi wsrod zieleni i natury. Ludzie mnie mecza. Zawsze wracam z Lodzi z wielka ulga do domu, to miasto jest juz za wielkie dla mnie, wszedzie daleko i dojazdy zajmuja cala wiecznosc.
    Ta pozorna serdecznosc Niemcow, usmiechy i zyczenia milego dnia to pozory, nie ma w nich tej spontanicznej serdecznosci, jaka znamy z Polski, zapraszania do domu bez powodu, ot tak na kawe, zeby pogadac. Kazdy barykaduje sie we wlasnym mieszkaniu/domu i nie ma tam wstepu. Mnie tez z poczatku zachwycila ta grzecznosc, ale z czasem przekonalam sie, ze nie ma w tym grama szczerosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Getyngę znam tylko z opowieści i zdjęć - córka przez 2 lata bywała tam co dwa tygodnie i wynajmowała do spółki ze znajomą mieszkanie. Dla mnie Getynga to ładne miasto. Zresztą jest wiele pięknych niedużych miast w Niemczech, część z nich nam pokazywałaś na blogu. Gdy byłam w Bawarii to odwiedziłam sporo takich ślicznych, niedużych miast. A w Landshut oglądałam nawet odbywającą się co cztery lata paradę z okazji kolejnej rocznicy zaślubin polskiej księżniczki z księciem bawarskim.
      A propos sąsiadów- w kamienicy w której mieszkamy, fizycznie to chyba żaden Niemiec nie mieszka. W ogóle to w Berlinie trudno Niemca znaleźć;) Kiedyś będąc z chłopcami na placu zabaw w Volks Parku przyglądałam się mamusiom - nie było wśród nich ani jednej Niemki.
      Berlin jest naprawdę bardzo wieloetnicznym miastem.
      Pani, która jest kasjerką w pobliskiej małej sieciówce jest Niemką , ale naprawdę jest bardzo miła i często się pyta jak nam się mieszka, czy jesteśmy zadowoleni, a często też pokazuje na niektóre zakupione przez nas produkty i mówi, że ona to właśnie bardzo lubi.Wie, że jesteśmy z Polski, bo często płacimy polską kartą.

      Usuń
  6. O, widzę, że u Ciebie też murale, ale te są bardziej artystyczne, zwłaszcza ten ptak mi sie podoba, to chyba kos?
    Ja nie zauważyłam nienawiści do stolicy, wręcz przeciwnie, z naszego miasta jeździliśmy do Warszawy na zakupy, na wycieczki, my z mężem do jego ciotki, czuło sie tam inny świat, szerszy oddech.
    Takie osiedla z gospodyniami siedzącymi na ławkach są chyba wszędzie, zwłaszcza na prowincji, gdy odwiedzałam babcię, musiałam paradować między szpalerami sąsiadek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten ptak jest niesamowicie starannie namalowany, tylko nie mam pojęcia co to za gatunek;). A ci ludzie namalowani na innym wieżowcu to para rozdzielona wojną, stąpająca po zgliszczach a te zielone gałęzie mają odzwierciedlać odradzanie się nowego życia. W sumie aż 13 wieżowców wschodniego Berlina ma malunki. Przejeżdżając kiedyś w deszczu i zapadającym mroku przez ten fragment miasta widziałam blok calutki pomalowany w brzozy. Bardzo mi się to podobało.
      Na przestrzeni lat zmieniło się trochę nastawienie do Warszawy, tam jest praca, której często brak w innych miejscowościach.

      Usuń
  7. A ja jestem wsiowa baba :) Latem czasami tez stercze w oknie, z lokciami na parapecie i gapie sie na ludzi na ulicy. Czasem pomacham reka, czasem zamienie pare slow, a czasem wychodze przed dom, zeby poklachac :)
    Bardzo duzo ludzi juz znam z imienia, czesto z nazwiska, wiem, co robia sasiedzi, wpadamy do siebie na kawe albo piwo, nie jest tak, jak pisze Pantera, ze Niemcy sie barykaduja w swoich domach :)
    Lubie, jak w sklepach mozna z kims krotko pogadac, ze na ulicy macha ktos do mnie z roweru, lub w aptece spotykam znajoma lub znajomego i pyta, czy jestem chora?
    Nie widze w tym wscibstwa, tylko normalna ludzka zazylosc.
    Moze mi sie ta chec do ludzi kiedys zmieni, ale ja bylam i jestem zawsze otwarta na nowosci, nie mam problemu z zagadaniem kogos na ulicy.
    Miast nie lubie, sa dla mnie za glosne, za duzo ludzi pedzi nie wiadomo dokad. Wychowalam sie w zielonej dzielnicy z ogrodkiem, z wieloma sasiadami i tak mi zostalo :)
    Ale... nie dyskutuje o wyzszosci.... itd :)))
    Bardzo cenie moja aktualna zielona nature i nie zamienilabym jej na najpiekniejsze murale!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś Baśka bardzo fajną "wsiową babą", po prostu jesteś wielce komunikatywną osobą.Niewątpliwie na nasze upodobania ma wpływ nasze dzieciństwo.Wychowałam się w mieście, kontakt z innym otoczeniem to były wakacje, ale wiele lat spędzałam je w Gdyni lub na Półwyspie Helskim. Gdynia jest mi równie bliska jak Warszawa.
      Nie przeszkadza mi ruch w mieście a już w Berlinie najmniej- ja po prostu mieszkam w bardzo spokojnej dzielnicy i niczym stara paryżanka rzadko wyściubiam nos poza własną dzielnicę. Nie te siły po prostu.
      A kiedyś się nie mogłam nadziwić, że niektórzy mieszkańcy Paryża nigdy nie byli w innej dzielnicy niż ta, w której mieszkali.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. szystko ma swoje plusy i minusy. Zycie na zadupiu bywa zabwienne, ale ma tez swoje ciemne macki. Zycie w wielkim miescie miewa w sobie odcienie rozu, ale i brzydkich barw tam tez nie niemalo.

    Mieszkalam w miescie niewielkim, na Mazurach, ( takim powyzej 30 tysiecy meiszkancow) . Wedlug mnie bylo oki, w sam raz, nadal mnie tam ciagnie. Bylo kilka podstawowek, byla zawodowka, liceum, technika… amatorskie teatry ( nawet kilku ludziow z tych teatrow wyladowalo jako znani aktorzy pracujacy obecnie na deskach warszawskich scen). Kino tez bylo. Biblioteki, czytelnia… Nie bylo zle.
    Nie znalam nazwiska wszystkich sasiadow z boku, nie mowiac nic o nazwiskach sasiadow z ulicy, czy osiedla. Bylam po prostu mlodzieza, ktorej zycie nie interesowalo sasiadow, ani oni mnie zybtnio. Zylo sie przy rodzicach i to na nich spoczywal obowiazek tworzenia sobie sasiedzkich ukladow. Pamietam , ze jak wracalam ze studiow na Weekend to bardzo czesto wydawalo mi sie ze dana twarz jest chyba nowa w naszym bloku, a potem ze zdziwieniem informowano mnie, ze absolutnie. To sasiedzi z wieloletnim stazem w tym bloku…
    Potem odkrylam, ze wielu ludzi, szczegolnie tych uwiklanych w romanse wszelakie ( czesto pozamalzenskie) narzekalo, ze zyja w pipidowie , w ktorej wszyscy wszystko wiedza. Przyznac musze, ze obracalam sie w srodowisku nauczycielskim, wiec bylismy lepiej rozpoznawalni w okolicy niz np.: pan ze zmiany w rzezni, albo pani sprzatajaca klatki. No coz ludzie miewaja rozmaite tajemnice i cienie zycia i chetnie chcieliby je jak najdluzej trzymac pod koldra,a tu nie wychodzi...

    Wedlug mnie. to nie bylo na co narzekac. Na pewno lepsze to, niz pegierowskie osiedle z piecioma ulicami na krzyz, i byc moze gorsze niz miasto wielkosci stolicy.
    Na moje potrzeby , w takiej miescinie byla cywilizacja, ale tez natura niedaleko za progiem… oddech swiezosci, jezior kupa, lasy w sumie na wyciagneicie reki. U nas wyjscie do lasu bylo na zasadzie : wpadne tam nazbieram grzybow i szybko wroce zrobie z nich obaid, po czym odzieje sie i pojde z ekipa do kina, bo graja swiateny film. Pohasamy z kumpelstwem po haldach motoccrosowych niedaleko osiedla, a potem pojdziemy i wypozyczymy ksiazki w bibliotece.
    Luzackie zycie- Zero zwracania uwagi jak jestesmy ubrani , czy wpada, czy nie... no super:))


    Natomaist w przypadku Wawy. Kiedy ludzie stamtad przyjezdzali w odwiedziny, na wczasy, wypoczynek, sprawiali wrazenie niedostepnych. Zawsze oddzielajacych sie od miejscowego plebsu- moje ci to okreslenie, niekoniecznie okreslenie warszawskie na prowincje. I recze ci, ze na drogach prownicji, kiedy jechal Warszawiak ( warszawskie numery rejsestracyjne) to byl panem szos. Skora, fura i komora. Ja wiem, ze ktos taki to w Wawie szalu nie czynil, ale … na zapleczu sobie probowal, pozwalal, pokazywal :)) Co nie znaczy, ze nie bywali u nas "normalni" mieszkancy stolycy:))
    Znasz ta piosenke, , ze dla Warszawiaka , nie ma cwaniaka… ?
    Dla nas, tych prostaczkow z malego miasta, ci swiatowi ( tu konkretnie biega mi o stolice, bo i Slazacy do nas przyjezdzali i jakos inaczej z nimi bylo) sprawiali wrazenie cwaniakow:) I to wrazenie nie wywodzi sie z kompleksu malej miesciny. W moim przypadku z pewnoscia nie.
    Bez urazy prosze to przyjac, bo nie na urazaniu kogokolwiek mi zalezy:)

    Natomaist to, co pokazujesz na zdjeciach to taki obecny trend w modzie - urbex… Postmodernistyczne miasta. Cos takiego jak z Mad Maxa. Wielu mlodych uprawia takowy sport. Sa ludzie lubiacy tego typu turystyke. No i Berlin wypracowal swoje miejsce:)) W koncu nie dziwota. Maja potencjal , zaplecze, zapotrzebowanie i te inne:))
    Jak dla mnie, fajna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu- a zauważyłaś o jak bardzo odległym okresie napisałam? Ciebie wtedy nawet w planach nie było. Warszawiaków, którzy przyjeżdżaliby samochodem na Mazury, czy gdzie indziej nie było. Posiadanie własnego samochodu było niemal ewenementem.
      Nie mniej Warszawa nadal w Polsce jest miastem budzącym jakieś niezdrowe emocje.Bo "wielka", bo wszędzie daleko,bo duża anonimowość, bo wysokie koszty utrzymania bo- ludzie wredni. Tylko ci co tak mówią, nie zdają sobie sprawy, że warszawiaków , takich z dziada-pradziada to prawie po II wojnie nie było.Bo miasto było zrównane z ziemią a ludność wysiedlona i nie było do czego wracać.Moja rodzina wróciła, bo zrządzeniem losu kamienica w której mieszkali ocalała.
      Odbudowano Warszawę rękami ludzi z różnych miejsc Polski, często z wsi, tzw. dechami zabitych i oni pozostali potem w Warszawie. Rodowitych warszawiaków była garstka, moja rodzina mieszkała w Warszawie na długo przed wojną, a część jej była ze Lwowa.
      W czasach dzisiejszych, po transformacji, Warszawa przyciąga ludzi miejscami pracy.I choć wynajęcie mieszkania w Warszawie to spory wydatek- mnóstwo ludzi przyjeżdża tu do pracy i się osiedla. Oprócz nich codziennie do pracy w stolicy dojeżdża cała armia ludzi- dojeżdżają nawet z odległości 100km. I cały czas narzekają- że drogo, że daleko,że ludzie jacyś dziwni, tylko nie zdają sobie sprawy skąd ci ludzie pochodzą, jak ich jest wielu i że to oni nadają od wielu lat ton temu miastu.

      Usuń
  10. Trudno mi powiedzieć coś ciekawego o Berlinie bo wprawdzie byłam w nim i zwiedzaiłam go dwa razy - ale było to bardzo dawno temu.
    Natomiast jeśli chodzi o Warszawę to przecież wiesz że w tym mieście się urodziłam, całe życie mieszkam i kocham je miłością bezwarunkową.
    Ale -jak wiesz lubię też i podziwiam małe polskie miasteczka. W każdym znajduje się coś godznego uwagi.
    A Berlin z Tobą w roli głównej ciągle przede mną. Możę mi się uda w sierpniu tego roku - co Ty na to???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, jest TERAZ wiele w Polsce bardzo ładnych niedużych miast i miasteczek.Ale to o czym napisałam nie dotyczy dzisiejszych czasów - to był głęboki PRL, a ja miałam lat 13.Jadąc do ojca łudziłam się, że będą to fajne wakacje, a nie były.Do rzeki było daleko i nie nadawała się do kąpieli, lasu żadnego nie było, było zalane wodą żwirowisko, bardzo głębokie i dzieciom nie wolno było tam chodzić.
      Byłoby b.b.b fajnie, gdybyś zjechała w sierpniu.Ja Berlina nie opuszczę latem, wyrosłam z wyjeżdżania na wakacje;), zresztą tu jest multum miejsc do wypoczynku, a las i jeziora mam 5 km od domu. Nie znam jeszcze planów urlopowych dzieci, ale ich obecność lub nieobecność w tym czasie nie ma żadnego znaczenia.
      No to ja czekam, niczym pies na spacer;))))

      Usuń
  11. jestem pod wrażeniem tych malowideł, podejrzewam że nawet moja siostra która już tam mieszka kilka lat tego nie widziała :) koniecznie muszę jej to pokazać, pozdrawiam i życzę miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie od dawna kusi by tam pojechać, ale jakoś się nie składa.
      Miłego;)

      Usuń
  12. Nie rozumiem tej calej licytacji ktore miasto wieksze czy mniejsze.
    Ani nie dziwie sie roznym upodobaniom bo to zjawisko tyczy kazdej strony naszego zycia, kazdy ma swe ulubione, najczesciej rozne od reszty ludzi.
    Uwielbiam gory, lasy, jeziora, nie moglabym zyc np na Florydzie - tymczasem ludzie tam zyja i jeszcze mowia ze mieszkaja w Raju na ziemi. To taki przyklad jak sie roznimy.
    Najlepiej okreslil moj znajomy - jeden lubi zapach kwiatow a inny skarpetek.
    Wazne by los pozwolil nam mieszkac gdzie lubimy. Moje miasto ma 250 tys mieszkancow i bardzo sie ciesze ze nie wiecej - bywam u syna w Bostonie, dawniej corka mieszkala w Miami wiec odczulam osobiscie a oni wciaz narzekali na dojazdy, na odleglosci , czas marnowany w samochodzie. I wiecie co? gdy mnie odwiedzaja czyli maja do czynienia z mym "malym" miastem ktore ma wszystko co do zycia potrzebne, to sie im podoba i bardzo lubia. A teraz, gdy jestem na emeryturze, nie mam juz dzieci do chowania czy ksztalcenia, co mi wiecej potrzeba?
    Podobaja mi sie niektore muriale ale nie chcialabym by cale miasta/budynki byly nimi pokryte. Wiekszosc budynkow jest piekna dzieki swej architekturze, nie potrzebuje malunkow, one sa dobre na te opuszczone czy zaniedbane.
    Tutaj sa jakies zarzadzenia w tych sprawach, nie znam szczegolow - istnieje obowiazek utrzymania domu, posiadlosci w dobrej i czystej formie wiec watpie czy mozna sobie tak pojsc gdzie sie chce i malowac budynki. Moze tylko "niczyje".
    Ja rowniez, tak jak Ty, mysle ze choc formalnie Moskwa i Stanbul leza w Europie to wogole nie maja europejskiej atmosfery.
    Pozdrawiam mocno :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Co do wielkości miast- jest pewne optimum wielkości terenu jak i poziomu zaludnienia. Olbrzymie metropolie świata są bardzo uciążliwe do mieszkania i szalone są koszty utrzymania ich prawidłowego funkcjonowania. W moim odczuciu to np. Warszawa nie powinna się bardziej rozbudowywać a dzielnice peryferyjne też powinny oferować miejsca pracy, a nie tylko centrum miasta.Poza tym jest wiele pracy, którą w dobie komputerów pracownik może wykonywać w domu- przecież jest się rozliczanym z wykonania czegoś konkretnego a nie z samej obecności w biurze i przesiedzeniu 3/4 dnia na pogaduszkach i kawie z innymi pracownikami.
    Twoje miasto ma prześliczne swe obrzeża, pamiętam poprzednie miejsce zamieszkania- cudnie tam było nad tym jeziorkiem, za to tu macie przepiękny dom ale i okolica też ładna, duuużo zieleni. Twój "słoneczny pokój" to mi się nawet kiedyś przyśnił.Moskwa zrobiła na mnie przygnębiające wrażenie i za żadne skarby nie chciałabym tam mieszkać, a niewiele brakowało byśmy tam pomieszkali ze cztery lata.
    Stambuł był ciekawy, było sporo naprawdę ładnych zabytków, tyle tylko, że z Europą niewiele mających wspólnego z Europą za to sporo z Orientem.
    Tu widziałam tylko jeden budynek cały pomalowany- ściana przedstawiała dość rzadki las brzozowy.I to wyglądało ładnie.
    Te "poradzieckie" budynki są paskudne. Wieżowce typu "ściana płaczu", czyli 11-to piętrowiec, który ma 10 lub więcej klatek schodowych. Część tych budynków już rozebrano, bo się "sypały". Tu są przepisy co do dbania o wygląd zewnętrzny budynku, ale jak to w Niemczech, w każdym Landzie są nieco inne. Berlin się rządzi własnymi prawami, bo jest nie tylko stolicą ale i krajem związkowym.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
  14. wyglada to strasznie pieknie hahah, podobnie jest w stolicy portugali , po prostu cudowne brzydactwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobaja mi sie niektóre murale i rozumiem całkiem dobrze ideę by tym sposobem urozmaicic architekturę. Nie od dziś wiadomo, że budowanie oszczędne budynków pozbawia je jakichś niepowtarzalnych cech- to nie czasy, gdy każdy z właścicieli kamienicy pragnął, by jego kamienica różniła się od innych, stąd np. tyle ładnych kamienic w Berlinie z końca XIX i początku XX wieku. A zagospodarowanie starych po produkcyjnych terenów i upiększenie ich muralami to też niezły pomysł.

      Usuń
  15. Wiele lat temu, zapytałam syna, czy nie byłoby dobrze przeprowadzić się do mniejszego miasta, bo żyłoby się taniej. Oburzył się wtedy, że w stolicy są kina, teatry i inne rozrywki, a gdzie indziej by tego nie było. Jako nastolatek z przybytków kultury nie korzystał często, bo brakowało z renty pieniędzy. Dziś też tego nie robi, bo choć pensje mają dwie, to są one najniższe z możliwych,więc inne potrzeby biorą górę nad uciechami wielkiego miasta. Ponieważ nie zna innego, niż wielkomiejskie życie, to na prowincję go nie ciągnie. A ja-czy w wielkim mieście czy gdzie indziej, samotność wyglądałaby tak samo. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warszawa jest "drogim" miastem- nie zdawałam sobie z tego sprawy bardzo długo i dopiero dłuższe pobyty poza Warszawą i robienie codziennych zakupów uświadomiło mi ten fakt, bo np. przebywanie na "wczasach", gdzie miałam już wszystko opłacone nie stwarzało takiej potrzeby. Zresztą miejscowości typowo wypoczynkowe też windują ceny, okres wakacyjny np. nad morzem ma zapewnić takie zyski, by przetrwać spokojnie do następnego sezonu.
      Gdybyś miała jakichś przyjaciół czy dobrych znajomych
      w jakimś niedużym mieście to może byłoby dobrze się przenieść, no ale tam z kolei kłopoty ze znalezieniem pracy chyba są większe.No i zawsze istnieje to ryzyko, że może wcale nie byłoby lepiej.
      Serdeczności;)

      Usuń
  16. Już 2,5 tysiąca lat temu Budda mówił o skrajnościach i dlaczego dobrze jest ich unikać. Toteż ja unikam i wybrałem Drogę Środka. Ani wielkie miasto, ani mała kameralna miejscowość. Średnie miasto - to złoty środek. Jest w nim wszystko, co potrzeba do życia dziecku betonowej dżungli, ale żyje się spokojniej, bez poczucia ciągłego zagrożenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Berlinie mieszka mi się świetnie.Najdziwniejsze jest to, że nie tęsknię za Warszawą, cały czas mam wrażenie, że mieszkam tu od zawsze. Trochę to dziwne, bo język nadal sprawia mi trudność, ale mimo tego nie czuję się tu obco.Może to dlatego, że mieszkam w starej kamienicy (wybudowanej w 1900 r)a w Warszawie w takiej przedwojennej kamienicy mieszkałam do 21 roku życia. Może to zasługa berlińskiego klimatu, bo to miasto gościnne, nastawione na przybyszy z innych krajów a nawet z innych kontynentów.Ani przez moment nie czułam tu zagrożenia ani zagubienia. Natomiast któregoś dnia na peronie metra poczułam wielkie zażenowanie, gdyż koczowali tu polscy bezdomni/bezrobotni, brudni, śmierdzący i rzucający głośno wulgaryzmami. W Berlinie nie brak pracy, nawet dla tych co nie znają języka, ale
      pijaków nikt nie przyjmie, bo po co?

      Usuń
  17. Mimo, że od swojego urodzenia mieszkam w Warszawie, to od czasu do czasu bardzo lubię wyjechać poza miasto. Wtedy powrót staje się czymś niezwykłym. :) A za X lat planuję zmienić miejsce zamieszkania na Przemyśl, bardzo spodobało mi się tam, gdy w któreś wakacje mieszkałem w okolicy Sanu.

    Właśnie od tych paru dni wchłonąłem tyle wiadomości, że głowa mała. Nie wiedziałem wcześniej, że cały ten system ratownictwa medycznego jest tak złożony. Nie mówiąc już o wielości problemów jakie pracownicy tego wydziału (przy okazji właśnie ratownicy, więc znają temat z dwóch stron jakby) spotykają każdego dnia na swojej drodze. Niektóre telefony to jak z filmu Barei są, żądania, wymagania, wszystko na już załatwione itp.

    W Warszawie też powstaje nieco nowych murali. Jednak to chyba nadal kropla w morzu tego, co można stworzyć w miejskich warunkach.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ratownictwo Medyczne w niektórych krajach jest wydzielone z ogólnego systemu szpitalnego. Jest to uzasadnione, bo ratowanie życia wymaga inaczej przeszkolonych ludzi, nieco innej aparatury. Wiem,że w USA są szpitale, które należą tylko do systemu ratownictwa, taki szpital "zbiera" pacjentów (helikoptery ratunkowe) w promieniu siedmiuset kilometrów od swej lokalizacji. Jest to szpital "ścisłej specjalizacji", ratują życie, potem na dalsze leczenie pacjent trafia już gdzie indziej. Oglądałam kilka filmów dokumentalnych z tej tematyki. To naprawdę ciekawy temat.
      Wrzucę jeszcze kilka murali, fajne są.
      Miłego;)

      Usuń
  18. Kurczę, masz jeszcze mnóstwo do oglądania i co najważniejsze masz ochotę to robić. Aniu, zazdroszczę ci tej energii i wrodzonej ciekawości - cóż ważne cechy osób inteligentnych :) Pozdrawiam z zimowej stolicy. Myślę, że w taką pogodę jak dziś (ziąb i mroźny wiatr) nawet tobie nie chciałoby się wyjść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W taki ziąb to ja raczej nie wychodzę,co najwyżej jadę gdzieś samochodem(głównie do dużej sieciówki na zakupy). Zaczekam grzecznie na lepszą pogodę.Duży ten Berlin zwiedzania multum, chociaż już sporo zaliczyłam.Tu jest super muzeum etnograficzne- już raz tam byłam, ale mnie kusi by jeszcze raz tam się wybrać.Ale i tak zaczekam z tym jednak do bardziej cywilizowanych warunków pogodowych.

      Usuń
  19. Gdyby wszystkie murale były takimi dziełami sztuki, z przyjemnością bym je oglądała. Niesamowite są, szczególnie te wielkie na całych blokach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zadziwiają te murale na wieżowcach również z technicznego puntu widzenia. Bo nawet płócienko 2 na 2 m wcale nie jest łatwo namalować bo zaczyna być kwestia uchwycenia proporcji by to "grało".

      Usuń
  20. Uwielbiam murale. Oczywiście jak ze wszystkim są one dobre i są złe. Wybór i ocena należy do nas. Komunistyczne tragicznie jednakowo szare i nieciekawe budynki ozdobione muralami otrzymują nie tylko nową sukienkę, ale kolorową duszę. To jest chyba najważniejsze dla samopoczucia mieszkańców i ich sąsiadów. Fantazja, talent i kształt ścian razem połączone dają zaskakujące efekty. Z radością "pobuszowałabym" z Tobą wśród berlińskich murali!!Po wielu latach mieszkania w Warszawie i wielu już na wsi, deklaruję oficjalnie wolę życie miejskie, zdecydowanie!!! Buziam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często się zastanawiam jak wytrzymujesz na tej wsi-"spokojnej i wesołej" zdaniem poety. Ja to pewnie mam klapki na oczach, bo taka piekielnie prawdziwa wieś to mnie jakoś nie zachwyca.Jeden dzień to czasem , no góra 3 dni to wytrzymam- no bo kwiatki na łące, pasikoniki rzępolą, jakieś ptaszki latają, ale zawsze mnie coś "udziabie" i popsuje mi humor.
      Z tymi muralami i Charlottenburgiem (piękny pałac i piękny park) to czekam na Ciebie. Wierzę, że cierpliwość bywa nagradzana;)
      Buziam;)

      Usuń