........ nawet miałam zamiar napisać w tytule "na zachodzie bez zmian", ale się w porę opamiętałam.
Pogoda taka jakaś "średnio na jeża", przeważają temperaturki w okolicach zera, czasem nieco powyżej owego zera, czasem poniżej, jak na razie śniegu nie ma, co mnie akurat wcale a wcale nie martwi. Wczoraj spędziłam sześć godzin na dekupażowaniu prezentu dla teściowej mojej córki. Jutro, gdy już wszystko mi wyschnie idealnie, położę dwie cieniutkie warstewki lakieru bezbarwnego. Osobiście bardzo lubię i cenię Ingrid, fantastycznie wychowała swego syna, a lekko nie miała, bo owdowiała gdy dziecko miało zaledwie 1 rok. Poza tym jest to nieprawdopodobnie dobra osoba i kocha swą synową tak, jakby to była jej własna córka. Cieszę się, że się spotkamy w święta i na pewno pobędzie tu przynajmniej do Nowego Roku.
Wytaszczyłam się dziś do swego rodzinnego lekarza w nadziei, że wreszcie dostanę kod na e-recepty. Okazało się, że jak na razie jeszcze ów kod do tej placówki nie dotarł, no ale przynajmniej dostałam recepty na swoje stałe leki i zaszczepiłam się p. grypie, która w tym roku wetuje sobie straty za dwie ubiegłe zimy, gdy ludzi kosił Covid-19 wraz ze swymi mutantami i zaczynają po Berlinie krążyć jakieś grypopodobne infekcje męcząc ludzi. Jako osoba w wieku mocno 60+ mam obowiązek się szczepić no i się z tego obowiązku dziś wywiązałam.
Trochę to kłopotliwe, bo do swego rodzinnego muszę się przewlec dwiema liniami metra, choć to zaledwie pięć przystanków. Na szczęście ja mam z domu do metra 250 metrów a na miejscu do rodzinnego pewnie 100 metrów. Obskoczyłam elegancko wszystko w 70 minut, łącznie z drobnym czekaniem na zastrzyk. Jedyne co mi nie za bardzo pasuje to fakt, że w metrze (w każdym środku komunikacji publicznej Berlina) i u lekarza trzeba być w maseczce. Mam wyraźnie krótszy oddech niż kiedyś. No cóż- starość nie radość. Chyba sobie kupię nową maseczkę, tym razem czarną i koniecznie dziecięcą rozmiarowo, bo taka dla dorosłych to mi dosłownie wchodzi do oczu, więc muszę jej dół podwijać, by była węższa.
Ponieważ ciągle jestem na "utrzymaniu" ZUSu, a jest koniec roku, to muszę udowodnić tejże instytucji, że nadal niestety żyję i tu nowość - gdy zimą w 2019 roku załatwiałam w szczecińskim oddziale swego Banku sprawy spadkowe (bo miałam wspólne konto bankowe z mężem) to wdepnęłam do ZUS-u i załatwiłam sobie "profil zaufany" i w tym roku, po raz pierwszy z niego skorzystam- zamiast gnać do naszej ambasady na potwierdzenie własnoręczności podpisu na druczku do ZUS-u, będę miała wideo-wizytę w polskim ZUSie i wystarczy widok mojej fizjonomii oraz mój paszporcik obejrzane przez urzędniczkę przy pomocy kamerki, żeby uznano, że jeszcze żyję i renta rodzinna mi się nadal należy. Oczywiście wpierw muszę się umówić na ową wizytę z osobą, która się tym w ZUS-ie zajmuje. Ciekawa jestem czy uda mi się przy pomocy owego "profilu zaufanego" wyrobić sobie nowy Dowód Osobisty, no bo podobno wszystkie dowody podlegają wymianie- ma ponoć być podpis cyfrowy. W najgorszym razie będę musiała zrobić wycieczkę do Szczecina po odbiór. No a może do Słubic? Jak na razie to "w razie co" (uwielbiam to powiedzenie) mam jeszcze kilka lat ważny paszport.
Jest jedna rzecz, za którą tęsknię stale i niewymownie- bardzo mi brakuje filii Centrum Kompleksowej Rehabilitacji, w którym regularnie co 6 miesięcy spędzałam trzy tygodnie na zabiegach fizyko i fizjoterapii- codziennie. Tego mi tylko brak, za niczym innym, w kwestii miasta rodzinnego, czyli Warszawy - nie tęsknię. Nadal kocham Berlin.
Miłego Wszystkim!!!
Wiesz, chyba ściągnęłyśmy się tematycznie. Swój tekst trochę inaczej poprowadziłam, ale dotyczy podobnych spraw do Twoich. Z tekstu wynika, że nie tylko jesteś pracusiem, ale osobą bardzo zajętą swoimi sprawami. I te dojazdy by cokolwiek załatwić. Wyzwanie czasowe. U mnie też namiastka zimy, ale temperatura poniżej zera. Zrobisz zdjęcie swojego dzieła dla teściowej córki, jak skończysz? Jestem bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie...
Tu, na szczęście, komunikacja miejska jest super. Uwielbiam metro, zwłaszcza, że korzystam z niego nie w godzinach "szczytu"- wtedy to raczej mordęga- niemal jak w tokijskim metrze- upychacze by się przydali. Dziś rano miałam tu -8, ale za to cały czas jest słońce. Teraz ociepliło się, jest tylko -4. Serdeczności;)
UsuńCzy ZUS sam sie zamelduje u mojej mamy w sprawie jej pozostawania przy zyciu, czy ona sama musi o to zadbac i gdzie, skoro do ambasady mamy troche daleko?
OdpowiedzUsuńSwieta spedze tu, gdzie jestem, a wroce do domu w Sylwestra, bo od poniedzialku 2.stycznia stawiam sie na nowo w robocie. Corka chciala jechac na swieta do Getyngi, ale z racji szalejacego wsrod dzieci wirusa RSV i grypy wsrod doroslych, byloby to dla noworodka zbyt ryzykowne. Zostajemy zatem.
ZUS przyśle mamie Druk do wypełnienia a własnoręczność podpisu potwierdza osoba upoważniona w Niemczech do tego potwierdzania. Zapewne ktoś w Ratuszu Twojej dzielnicy. Oczywiście musi dać pieczątkę poza podpisem. Na potwierdzenie dają teraz 60 dni, przedtem był tylko miesiąc. Ja mam do ambasady tylko 6,5 km w jedną stronę, tylko dojazd kiepski, bo nasz ambasada jest "w kartoflach", za to w bardzo ładnej willowej dzielnicy.Takie ociupeństwo to lepiej by siedziało teraz we własnym domku a nie wędrowało. Ucałuj ślicznotkę w piętusie -ode mnie.
UsuńA jak myslisz, co ja przez caly czas robie? Otoz caluje obydwoje na wyscigi, w pietki tez. Te dzieciaki nie nadaja sie do niczego innego, jak do calowania i schrupania. Szczegolnie Juniorowi zadoscuczyniam utrate jedynactwa. Nie zeby byl zazdrosny, ale czasem tak smutno spojrzy...
UsuńU mnie drugi malec się urodził gdy starszy miał dwa lata i zaraz bardzo się palił do opieki nad nim. Chciał go koniecznie nosić i zawsze trzymał mu butelką z mlekiem. Mam nawet takie zdjęcie ich. Zresztą są szalenie zżyci.
Usuńczy mowa jest o filii CKR na Ursynowie?... znam, znam, fajne miejsce i fajny personel... tylko te terminy... szkoda gadać... zwłaszcza, że podczas pandemii było mnóstwo przesuwanek...
OdpowiedzUsuńale wyobraź sobie, że tu w nowym "u mnie" na zacipiu, jest ośrodek fizjo-reha, może trochę skromniej wyposażony, za to termin po zgłoszeniu skierowania miałem już na za tydzień...
p.jzns :)
Tak, tej "na rogu" Herbsta. Ale gdy nastała wiadomo która formacja rządząca , całość została przeniesiona w okolice Mega Samu . Był totalny bałagan i połowa dobrych ludzi zniknęła. A w tamtym miejscu została część dla pacjentów prywatnych. Ja po prostu w ostatnim dniu zabiegów rejestrowałam się już na następny termin za 6 miesięcy.
UsuńPozdrówki;)
Ja po raz pierwszy skorzystam z fizjoterapii, ale nie wiem kiedy, bo nikomu się nie śpieszy lub miejsc nie ma, a prywatnie za wszystko płacić nie zamierzam...
OdpowiedzUsuńU nas choruje mnóstwo osób, koleżanka mi doniosła, ze nie ma z kim jasełek ćwiczyć, bo w klasach po kilku uczniów.
jotka
gdy byłem w piątek w "swojej" bibliotece, to okazało się, że tylko jedna pani urzęduje i ma cały kram na głowie, bo reszta posypała się zdrowotnie...
Usuńp.jzns :)
@jotka. Tu krąży po Berlinie jakiś "syf z malaria i korniki" - jeden atakuje dzieciaczki poniżej 2 roku życia, ( juz brakuje miejsc w szpitalach dla dzieci) drugi, coś pośredniego pomiędzy mutantem covidowej zarazy a grypą dręczy dorosłych. Władze od zdrowia przewidują, że po dwuletniej przerwie spowodowanej covidem i jego odmianami należy spodziewać się "rozkwitu grypy prawdziwej". Ja to się od 30 lat szczepię co roku. Raz się przechorowałam i drugi raz o takim koszmarze nie marzę.
UsuńA mój Szalony Geograf że swoją maturalna klasa właśnie jest w Berlinie. Przyjechali w poniedziałek po południu a wrócą do Warszawy w piątek wieczorem. Wczoraj zwiedzili Pergamon i maja jeszcze w planie wiele wspaniałych miejsc. To klasa wybitnie zdolna. No i szkoła dwujezyczna z matura miedzynarodowa.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Aniu tej swojej miłości do Berlina....bo każda miłość jest piękna...
Berlin jest naprawdę pięknym miastem- zwłaszcza miejscami.Chociaż nie da się ukryć, że ma i paskudne miejsca - jak każde miasto. Straszliwie się zmęczyłam w Pergamonie, bo oglądałam zapewne zbyt dokładnie. Nogi mnie bolały głównie od tego stania przed artefaktami, ale warto było. Berlin pokochałam wiele lat wcześniej przy pierwszej bytności- właśnie kwitły lipy i miasto spowite było ich zapachem. Podobają mi się też malutkie miasta- niektóre wyglądają jak dekoracja sceniczna. Czyściuteńkie, jakby dopiero co ktoś ukończył sprzątanie. Serdeczności posyłam w Twoim kierunku;)
UsuńYyy Berlin PIĘKNYM miastem???
UsuńPoniekad takie bez zmian jest najlepsze.
OdpowiedzUsuńZ pewnoscia bedziecie mieli mile spotkanie calorodzinne - tego Ci zycze, Anabell.
U mnie wielki skandal, az sie boje napisac tego publicznie - obojgu tak sie nie chce leciec na Floryde ze o malo nie placzemy (od dzis za rowny tydzien). Jakze to nie miec ochoty na spotkanie z corka, zieciem i ogladniecie nowego domu? W dodatku w pieknym i cieplym otoczeniu? Popatrzec na Mikolaje w slipkach, a wiekszosc z nich to przystojni, mlodzi Mikolaje?
Nie zrozum zle - chcemy sie zobaczyc ale w taki sposob by nas ktos tam przeniosl w rekach, bez potrzeby szlajania sie po samolotach i lotniskach, pozwolil popatrzec i najlepiej jeszcze w ten sam dzien przyniosl spowrotem do domu. Nic ino bysmy siedzieli w domu..... Starosc czy co?
Tym ktorych nie obdarzamy gotowka dajemy prezenty zakupione, nie mam Twoich tworczych zdolnosci ani cierpliwosci.
Serdecznie pozdrawiam.
Doskonale Cię rozumiem. To początek starości-niestety. Moja córka zarządziła, że na każdą niedzielną obiado-kolację mam się u nich "zameldować". Do przejścia mam tylko 350 metrów, ale....migam się, bo ciemno, zimno i najchętniej bym spokojnie sobie posiedziała w domu. No i nie da się ukryć, że już dwa razy zatelefonowałam, że sorry, ale...i nie poszłam. Nie fajnie mi się potem od nich wraca, pusto na ulicy jakby wszyscy pomarli i taka pustka na ulicy miasta mnie nie zachwyca. Mam wrażenie, że my po prostu już jesteśmy zmęczeni życiem, które wcale w PRL-u nie było lekkie, łatwe i przyjemne niczym muzyka rozrywkowa. No ale skoro już nabyłaś bilety to co możesz zrobić? Trzymaj się Kochana, jakoś to będzie. Przytulam;)
UsuńMnie 350 metrow nie odstraszyloby......
OdpowiedzUsuńPrzepraszam ze wpisze osobista uwage jako ze nie nalezy sie wtracac ale mysle ze ziec powinien Cie odprowadzac do domu, tym bardziej ze zajeloby mu to moze 10 minut a Tobie dalo poczucie bezpieczenstwa i ochote na te wspolne kolacje, co ladnie robia ze pragna je miec razem z Mama.
Najbardziej rozbawia mnie to udowadnianie, że się żyje. Polska jest w Unii wystarczająco długo, żeby stworzyć sobie jakieś spójne przepisy z innymi państwami i aby takie działania nie były potrzebne. No, ale ZUS to ponoć z innej planety jest, więc trudno się dziwić.
OdpowiedzUsuńWiesz, że całkiem inaczej, czyli ciężej jest, kiedy "nieżyjący" (uznany za zmarłego) żywy chce udowodnić że nie umarł.
Usuń@Nitager - mnie to nie dziwi, to wynik "uczciwości" naszych rodaków, którzy potrafią zataić śmierć emeryta i nie wyprawić mu pogrzebu by nie zawiadamiać ZUSu o jego zgonie i nadal pobierać w jego imieniu emeryturę lub inne przysługujące dotąd zmarłemu świadczenie. A jeśli idzie o ZUS (warszawski,oddział któremu podlegam) to nie mogę złego słowa powiedzieć- funkcjonuje super. Wszystkie denerwujące nas niemiłe zarządzenia są niestety spowodowane niskim poziomem uczciwości rodaków.
Usuń