drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 13 marca 2016

Post niejako ku przestrodze....

......czyli nie zawsze warto we wszystko wierzyć co się nam w głowie
wylęgnie.

Był rok 1428. Na zamku Vaucoulers pojawiła się skromnie odziana mloda
dziewczyna, żądając audiencji u miejscowego burmistrza,  niejakiego
Roberta de Baudricourt. 
Twierdziła, że przyszła za namową trzech  świętych: Małgorzaty,
Katarzyny i  Michała, którzy powierzyli jej misję wygnania Anglików
z Francji oraz osadzenia na tronie delfina Karola, prawowitego następcy
tronu.
Poruszony jej słowami burmistrz de Baudricourt zaprowadził ją do Karola
Lotaryńskiego, którego owa dziwna dziewczyna zaczęła przekonywać do
porzucenia niemoralnego stylu  życia. 
W zamian za te nauki książę podarował dziewczynie konia, a burmistrz 
dorzucił miecz.
Książę zabrał dziewczynę do Chinon na spotkanie z delfinem.
Aby przetestować jej  nadzwyczajne  zdolności, delfin  dostał polecenie 
ubrania się w  zwykły, codzienny strój swych dworzan, wśród których
 miał się ukryć.
Po przybyciu do Chinon, dziewczyna bez trudu odnalazła wśród dworzan
delfina i zaczęli rozmawiać. Jak potem powiedział delfin, mówiła mu
o rzeczach, o których wiedział tylko on i jego spowiednik.
Następnie dziewczyną zajęli się księża i....lekarze. 
Ci pierwsi wypytywali ją dokładnie o głosy świętych, które słyszała, a
lekarze stwierdzili, że dziewczyna była......dziewicą, co w tych czasach
było raczej rzadkością. 
Po tych wszystkich "sprawdzianach" delfin wyposażył dziewczynę w zbroję,
lancę i sztandar (konia i miecz już posiadała) a następnie oddał
w jej dowództwo swoje armie, co nie wzbudziło zupełnie entuzjazmu  wśród
arystokratów, którzy nie chcieli się podporządkować prostej wieśniaczce.
Rok pózniej, pod Orleanem, wojska pod dowództwem tej wieśniaczki odniosły
zwycięstwo nad Anglikami a ona  od tej pory była znana jako Joanna d'Arc, Dziewica Orleańska. 
Kolejne bitwy również były dla Joanny d'Arc zwycięskie i w końcu , w dniu
17 lipca 1429 roku Joanna poprowadziła delfina do koronacji w Rheims.
Karol uznał sprawę za  załatwioną i zdemobilizował armię we wrześniu.
Ale Joanna czuła się nadal zobowiązana przysięgą złożoną świętym, że
przepędzi całkowicie wszystkich Anglików z Francji, więc rozpoczęła
samotną walkę z minimalną ilością wojska i ponosiła porażkę za porażką.
24 maja 1430 roku wyruszyła z Compiegne na spotkanie sił angielskich
i ich burgundzkich sojuszników.
Wzięta w kleszcze usiłowała dostać się z powrotem do miasta, ale bramy 
były zamknięte i podniesiony  zwodzony most nad głęboką fosą.
W ciągu kilku godzin stała się więzniem Burgundczyków. 
Rok pózniej stanęła przed sądem inkwizycji. Wyrok wydany przez tę
ponurą formację brzmiał:
"zważywszy cele, sposoby i tematy objawień Joanny, jakość jej osoby,
a także miejsce czynów i inne okoliczności, głosy które słyszała są
albo kłamstwami wyobrazni zgubnymi i zepsutymi, albo wspomniane
zjawiska i  objawienia są wymyślone i pochodzą od złośliwych i
diabolicznych duchów, Beliala, Szatana czy Behamota".
We wrześniu 1430 roku wojska Burgundów sprzedały ją Anglikom.
24 maja 1931r została spalona na stosie tak wysokim, że kat nie mógł
nawet zadać jej zwyczajowego ciosu miłosierdzia, by nieco  krócej 
cierpiała.
Gwoli przypomnienia - Inkwizycja, która skazała Joannę, została
ustanowiona 200 lat wcześniej z myślą o zwalczaniu herezji katarów,
sekty propagującej życie w ubóstwie i wolną miłość a co gorsze,
postulowała zrzeczenie się przez Kościół  wszelkich dóbr doczesnych.
W 1209 roku rozpoczęła się szeroko zakrojona krucjata przeciwko
katarom i tysiące katarów pozbawiono życia. 
W 1215 r papież Innocenty III powołal nowy zakon- dominikanów, 
na czele którego stanął hiszpański ksiądz Domingo de Guzman.
Uzbrojeni w bullę papieską  Ad Extirpanda ("o tych, którzy muszą być
zniszczeni") inkwizytorzy mogli  wtrącać do więzienia każdego, kogo
uznali za podejrzanego, bez żadnego procesu, a także poddawać
torturom, konfiskować ich własność oraz- skazywać na stos. 
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że duch Inkwizycji nadal żyje, tylko
 przysiadł cichutko w kąciku , zmienił szatki duchowne na świeckie
i czeka na swą kolej w nowej odsłonie.

16 komentarzy:

  1. A najgorsze,że, jak mawiano u Monty Pythonów - ,,nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji''! A ona może znienacka do nas zapukać skoro świt...

    OdpowiedzUsuń
  2. I coś obiło mi się o uszy, że już raz w nowym sezonie zapukała.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle świetny tekst, czytam z przyjemnością i są to fakty, które niestety większości ludziom się nie podobają, może dlatego że nie są oparte o wyobrażenia a może dlatego że nikogo nie interesują?
    Inkwizycja tkwi w wielu umysłach ludzi pragnących za pomocą przemocy zmusić do uzależnienia. Ludzie słabi jej ulegają, silniejsi walczą i wygrywają, przynajmniej swoje życie w naszej już rzeczywistości.
    Anabell prośba, znajdź swój post w którym pisałaś o witaminie C to dla mnie ważne. Skopiowałam ale nie mogę znaleźć. Ciepło serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był post z 6 grudnia 2013r "A u mnie tak...."
      Wit.C jest naprawdę dobra na wszystko. Co prawda w sklepach sprzedających suplementy diety wyczytasz, że tylko "lewoskrętna" wit.C jest tą właściwą, ale to nie jest do końca prawda- świetne wyniki mieli lekarze lecząc tym zwykłym kwasem askorbinowym. Ważne by w razie potrzeby (ostra infekcja) podawać przez całą dobę w równych dawkach i duuużo pić.
      Miłego i zdróweczka, ;)

      Usuń
  4. Duch żyje... Wprawdzie niewielki, ale zdaje się, że niejedno chodzi mu po głowie i niejedno potrafi. Śmieszno i straszno się zrobiło...

    OdpowiedzUsuń
  5. A na dodatek właśnie spadł u mnie śnieg, jest bieluteńko.
    I niech mi ktoś wytłumaczy po co?

    OdpowiedzUsuń
  6. Inkwizycja według mnie istniała niemal zawsze, tylko pod różnymi nazwami typu kasta kapłanów, mędrców itp. Bronili swojej wiedzy czy pozycji zwalczając tych, którzy choć trochę byli przeciwko nim. Ilu uczonych zostało zmuszonych do odwołania swoich tez, byleby stały/stary ład nadal istniał. Oj chyba masz rację, duch Inkwizycji gdzieś się unosi nad nami czy wokół nas.

    Wolę jednak nie mieć kontaktu bliskiego z wężami czy pająkami.

    Chodziło mi raczej o sposób prowadzenia zajęć. Wykładowca od zamówień publicznych jest według mnie najbardziej wszechstronny jeśli o różne rodzaje wiedzy chodzi. Z kolei pani doktor od prawa dotyczącego konkurencji prowadzi zajęcia zbyt chaotycznie, stąd wrażenie niezbyt dobre.

    A dziś nieco spacerowałem mimo chłodu.

    No mnie też śnieg dziwi. Zwłaszcza teraz. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że kapłani i temu podo9bni zwalczali wszelkie nowinki to nic dziwnego -przecież czerpali korzyści ze status quo.
      Ale tak samo jest również w świecie naukowym- mało jest naukowców gotowych przyjąć fakt, że ich odkrycie nie jest już jedynym na świecie pewnikiem i zwalczają nowe odkrycia ze swej dziedziny.
      W kwestii gadów i stawonogów-wg mnie nie nadają się na ukochane, domowe zwierzątka.
      Niewątpliwie niewielu wykładowców ma talent do przekazywania wiedzy w sposób interesujący- z czasem zapewne trudno jest wyjść z roli "gadającego podręcznika" gdy się człowiek do tego przez lata przyzwyczai.
      Wczorajszy spacer ograniczyłam do odwiedzenia najbliższego sklepu - jak dla mnie nie była to pogoda spacerowa. Śnieg na szczęście już pomału dziś znika, ale sama myśl o wyjściu z domu napawa mnie wstrętem.
      Przywołując w pamięci "mądrości ludowe" to przecież " w marcu jak w garncu" a przed nami jeszcze
      "kwiecień plecień bo przeplata, trochę zimy, trochę lata".
      Miłego;)

      Usuń
  7. Jakaś "niekumata" jestem bo pojęcia nie mam co chciałas powiedzieć....
    :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo, to ciekawe!Wytłumaczę Ci gdy się zobaczymy.

      Usuń
  8. Spokojnie, anabell, przeżyjemy i to (jak dożyjemy). Wciąż takie miotanie się pomiędzy jak najbardziej ideową inkwizycją a kompletnie bezideową opozycją, a diabeł i tak karty rozdaje... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatnio stwierdziłam, że po prostu nie żal będzie umierać. Chwilami nie mogę się oprzeć wrażeniu, że cały świat zgłupiał doszczętnie. Mój czas pomału mija, coraz trudniej mogę się dopatrzyć działań pozytywnych dla ludzi. Ziemia też zaczyna się zmieniać i zapewne ma już dość naszego bezpardonowego deptania po niej bez odrobiny szacunku.
    Poza tym wszystko się kiedyś przecież kończy i to zupełnie niezależnie od tego czy jest to coś dobrego czy złego. Bo i najdłuższa żmija przecież kiedyś mija;)
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  10. W sumie racja, są naukowcy też tacy co nie chcą swoich patentów za nic przekazać, by móc ratować np. życie czy zdrowie ludzi.

    Oj nie nadają się raczej zupełnie te zwierzaki na pupili. :) Najlepiej spisują się chyba psy, koty i gryzonie. Sam do niedawna miałem koszatniczki, świetne zwierzaczki.

    Ważne, że koniec już powoli remontu i budowy co się przez dwa lata ponad ciągną. Jednak czeka nas też remont kuchni, przedpokoju i łazienki, bo sąsiad miał awarię przy remoncie mieszkania i nas dość mocno zalał.

    Najważniejsze, że TSH spada. A to już coś.

    Kurczaki pieczone, czytałem o tej chorobie i znam też jedną osobę z Hashimoto.

    Na razie nie mam jeszcze wizyty umówionej.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koszatniczek nie miałam, kiedyś był chomik, rybki, potem żółw stepowy i parka ryżowców a potem 16,5 roku jamnik szorstkowłosy, ten za zdjęciu na lewym marginesie. I nie da się ukryć- pies to super domowe zwierzątko.
      Tez miałam zalane mieszkania i to kilka razy. Ostatnio tak, że wodę miałam nawet w szafie ubraniowej oraz w wersalce. A odszkodowanie ledwo na farbę starczyło.
      Miłego, ;)

      Usuń
  11. Oj, coś mi się wydaje, że możesz mieć rację. Kiedy myślę o tym co się dzieje, ogarnia mnie na zmianę złość i rezygnacja, poczucie, że większość (duża część?) ludzi ma IQ małego gryzonia i sama siebie spycha w przepaść, dziwiąc się, że zaczyna brakować ziemi pod nogami. Przydałaby się jakaś rewolucja, jakiś, hm, cud. A zaraz potem łapię się na myśli, że może i lepiej bez cudu, bez ratowania. Niech się stanie co ma się stać, może "nowe" najlepiej odrodzi się na gruzach.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ken, rzecz w tym, że ja w cuda nie wierzę.Natura ludzka z reguły jest taka, że dopóki się komuś w uszy wody nie naleje nie dostrzega, że tonie.
      Serdeczności;)

      Usuń